Kroniki Łowców - prolog 1/2

*** Na początku chciałabym podziękować Shiroi za pomoc przy podjęciu decyzji xD

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Rob, myślisz, że ona przeżyje?

Rodzice Lydii patrzyli na córkę z niepokojem. Już od dwóch tygodni praktycznie nie wychodziła z łóżka z powodu zaawansowanej choroby płuc.

- Musimy być przygotowani na najgorsze, Ann – powiedział ze smutkiem Rob i przytulił mocno żonę.

Ponad ramieniem ukochanej, Rob patrzył na córę. Wyglądała naprawdę okropnie. Jej czarne, długie włosy okalające bladą, prawie przezroczystą twarz były potargane i rozrzucone na poduszce.

- Ona ma dopiero siedemnaście lat, Rob! Nie możemy pozwolić jej umrzeć, to jeszcze dziecko! – Anna zaczęła jeszcze bardziej płakać, lecz po chwili uspokoiła się trochę i przysiadła na skraju łóżka dziewczyny.

Kiedy żona przyłożyła mokrą ścierkę do czoła Lydii, Rob wyszedł na spacer, aby pozbierać myśli.

Szedł tak wolnym krokiem przez wioskę, gdy obok karczmy zobaczył jeźdźca w purpurowej pelerynie. Nie był to byle jaki podróżny, ale sam wysłannik i łącznik Łowców, czyli najlepszych medyków oraz skutecznych zabójców...

W tej chwili go olśniło...

Podbiegł pośpiesznie do przyjezdnego i przywitał się:

- Dzień dobry, jestem Rob Martin czy jest pan Łowcą?

Oni zawsze wzbudzali w nim pewien dyskomfort, a może nawet lęk. Przebywanie w pobliżu człowieka, o którym się wie tylko, że zabija ludzi nie jest szczególnie przyjemne. Ale tym razem córka była dla niego ważniejsza niż jego zahamowania.

- Owszem, jestem. O co chodzi? – odparł Łowca po czym zeskoczył ze swojego gniadego ogiera i stanął naprzeciwko Roba.

Nie widział twarzy mężczyzny schowanej pod kapturem jednak po głosie można było stwierdzić, że jest w średnim wieku.

- Czy… - zawahał się. – Moje dziecko jest bardzo chore a żona i ja potrzebujemy kogoś doświadczonego, kogoś kto będzie wstanie postawić ostateczną diagnozę. – Popatrzył na mężczyzną z powagą. – Czy mógłby pan sprawdzić ile jeszcze zostało… - Nie potrafił dokończyć.

Łowca zerknął na niego z powątpiewaniem, dlatego Rob spróbował ponownie.

- Proszę tylko zerknąć. Bardzo nam na tym zależy, nie zajmie to panu dużo czasu, nasz dom jest niedaleko – rzekł błagalnym tonem.

- Dobrze, chodźmy – powiedział mężczyzna oddając swojego konia pod opiekę stajennego. – Byle szybko. – Mruknął na koniec.

Jak najprędzej udali się do chaty. Rob wiedział, że jeśli tylko uda mu się namówić Łowcę do pomocy to jego córka ma szanse na przeżycie. Niestety nie obejdzie się bez konsekwencji…

- Zdradzi mi pan swoje imię? – zapytał zaciekawiony.

Łowca milczał przez chwilę po czym odpowiedział:

- Falcon.

- Tak jak sokół? – w głosie Roba pobrzmiewała nutka zdziwienia.

- Kiedy wstępujemy do grona Łowców mamy obowiązek zmienić swoje imię. Nie żyjemy przeszłością, zaczynamy całkiem nowe życie a stare zamykamy za sobą i nie rozpamiętujemy – odparł Falcon poważnie.

Rozmawiając chwilę dało się dostrzec jak bardzo Łowca kryje swoje emocje. Jest niewzruszony jak marmurowy posąg.

Gdy przekroczyli próg domostwa, Anna nagle oderwała się od zamiatania podłogi i otworzyła szeroko usta na widok niezapowiedzianego gościa.

- Nazywam się Falcon i jestem Łowcą. Pani mąż poprosił mnie abym zobaczył co u waszego dziecka – podszedł do Anny i z elegancją ucałował jej w dłoń.

Ann oparła miotłę o ścianę, wygładziła swoje blond włosy i zaprowadziła gościa do pokoju Lydii.

Wchodząc, Falcon zsunął kaptur z głowy, pod nim można było dostrzec, że mężczyzna nie ma więcej niż czterdzieści lat a jego brązowe włosy sięgają ramion.

Bez słowa podszedł do łóżka Lydii, pochylił się i dotknął dłonią jej zlane potem czoło. Po chwili wyprostował się i popatrzył na rodziców.

- Ma wysoką gorączkę, wątpię żeby… - Wypowiedź Łowcy przerwał nagły ruch dziewczyny.

Lydia podpierała się jedną ręką natomiast drugą przykładała do ust. Gwałtowny kaszel wstrząsał jej całym ciałem. Anna podbiegła do córki i objęła ją mocno, ale ta straciła przytomność. Łowca podszedł powtórnie do chorej i ułożył ją na boku. Obejrzał jej ręce i powiedział:

- Kaszle krwią. To bardzo zły znak. Poza tym ledwo oddycha. Czy może to być choroba genetyczna, czy państwo mieli kiedyś problemy z oddychaniem? – spojrzał pytająco na Roba i Ann.

- My… Nie wiemy… - Rob popatrzył z zakłopotaniem na żonę po czym znów podjął. – My nie jesteśmy jej biologicznymi rodzicami, ojciec Lydii zmarł na bitwie jeszcze przed jej narodzinami. Matka natomiast po porodzie zniknęła bez śladu - wzruszył ramionami. - Razem z żoną nigdy nie mogliśmy mieć dzieci więc postanowiliśmy zaopiekować się nią.

Falcon postanowił nie zadawać pytań i kontynuował:

- Zostały jej dwa, najwyżej trzy dni życia. Niech państwo nie robią sobie nadziei, córka nie ma szans tego przeżyć, płuca już długo nie wytrzymają.

Anna zaczęła cicho szlochać.

- Przecież możecie ją uleczyć! – krzyknął Rob zestresowany stwierdzeniem Falcona.

Łowcy byli jednymi z najlepszych medyków, nie takie choroby udawało im się wyleczyć.

- Owszem moglibyśmy, ale pańska córka musiałaby najpierw przejść Przemianę, stać się jedną z nas – stwierdził Łowca pochmurnie.

- W takim razie w czym tkwi problem? – zapytał zdezorientowany Rob.

- Żadna kobieta nigdy nie przetrwała Przemiany, żadna nie była na tyle silna. Nasze metody nie pomagają jeśli nie jest się takim jak my.

Żona podeszła do męża i uścisnęła jego rękę po czym sama zabrała głos.

- Już to wiemy. Wiemy, że jeśli dołączy do was nigdy się z nią nie zobaczymy. Wiemy, że nasza córka musiałaby walczyć i zabijać. Ale życie Lydii jest ważniejsze. Skoro i tak ma umrzeć to musimy chociaż spróbować, musimy wybrać to mniejsze zło – powiedziała rozdrażniona Ann.

Falcon milczał przez dłuższą chwilę kiedy z rozmyślań wyrwał go czyiś zimny dotyk, który poczuł na nadgarstku. Odwrócił się zdziwiony napotykając wzrok czarnych oczu Lydii, która usiadła na brzegu swojego łóżka.

- Jestem silna. – Dziewczyna zakaszlała mokro a na jej ręce znowu pojawiły się szkarłatne plamy. – Poradzę sobie – powiedziała spoglądając na mężczyznę nieustępliwym wzrokiem.

Rodzice czym prędzej usiedli po obu stronach córki a ona kontynuowała patrząc to na ojca, to na matkę.

- Naprawdę nie chce was opuszczać – pociągnęła nosem.

Rob przeczesał skołtunione, ciemne kosmyki dziewczyny i stwierdził:

- To jeszcze nie twój czas, kochanie. Zobaczysz, jeszcze kiedyś się spotkamy, obiecuję ci to. – Wysłał Lydii blady uśmiech.

Łowca przysłuchiwał się całej rozmowie, teraz podjął już decyzję.

- Jeśli Lydia ma przeżyć musimy wyjechać jeszcze dzisiaj. Zanim dojedziemy do Twierdzy Łowców upłyną dwa dni, poza tym jeszcze częste postoje aby, koń mógł odpocząć. To będzie ciężka podróż – oznajmił Falcon z westchnieniem.

Anna wstała i podeszła do mężczyzny. Popatrzyła na niego szklistymi od łez oczami i powiedziała:

- Bardzo ci dziękujemy, Falcon. Gdy Lydia przeżyje wiedz, że to tobie zawdzięcza życie.

Łowca skinął głową, nałożył na głowę szeroki kaptur i pośpiesznie ruszył po swojego wierzchowca.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Anonim 05.08.2015
    Opowiadanie zaciekawia XD Jestem ciekawa czy uda jej się zostać łowcą, i co się stanie jeśli jej się uda?
    Czekam na więcej ;)
  • Sky300 05.08.2015
    Mam nadzieję, że nie zawiodę :)
  • Prue 05.08.2015
    Przykuło uwagę bo mas w sobie lekkość, ale tematyka łowców jest oklepana. Historia mnie nie porwała, ale jest dobrze napisana. Dam 3
  • Sky300 05.08.2015
    Dzięki Prue :) Ale tak na prawdę jeszcze nie do końca wyjaśniłam jaką rolę tutaj odgrywają Łowcy :P
  • Akwus 15.02.2016
    Szkoda, że nie kontynuujesz - byłoby co komentować :(

    Tak jak w poprzednim opowiadaniu, mieszasz czasy i podmioty w jednym zdaniu. Mieszasz przypadki i formy czasowników.
    Pamiętaj, że jeden akapit, to zawsze jeden bohater. Zmieniasz to z kim jest w danym momencie czytelnik, zmień akapit. Całe opowiadanie to ten sam czas! Jeśli decydujesz się na najbardziej powszechny czas przeszły, to nie wrzucaj tam teraźniejszych wstawek i na odwrót. To po pierwsze przeszkadza w czytaniu, po drugie jest mega nie profesjonalne :)

    Troszkę banalny ten tekst. Starasz się stworzyć podniosły klimat, grozę śmierci, tajemniczego wędrowca, który może ją uratować i sama to wszystko rozbijasz. Pokażę Ci na dwóch przykładach:

    "Nie był to byle jaki podróżny, ale sam wysłannik i łącznik Łowców, czyli najlepszych medyków oraz skutecznych zabójców...
    W tej chwili go olśniło..." - no po taki opisie czuć niemal aurę bijącą od tej postaci, jest to ktoś ważny, potężny...
    a w następnej linijce:
    "Podbiegł pośpiesznie do przyjezdnego i PRZYWITAŁ się:
    - Dzień dobry, jestem Rob Martin czy jest pan Łowcą?" - napięcie opada w jednej chwili. Powinien jeszcze zapytać: A lubi Pan lizaki?

    i drugi przykład :)
    "- Przecież możecie ją uleczyć! – krzyknął Rob zestresowany stwierdzeniem Falcona.
    Łowcy byli jednymi z najlepszych medyków, nie takie choroby udawało im się wyleczyć.
    - Owszem moglibyśmy, ale pańska córka musiałaby najpierw przejść Przemianę, stać się jedną z nas – stwierdził Łowca pochmurnie." - mogą, bo ich potężny zakon zgłębił techniki medycyny i potrafi niczym Wiedźmini leczyć swoich członków, normalnie aż strach co jeszcze potrafią
    po czym Rob rozbija powagę jednym zdaniem:
    "- W takim razie w czym tkwi problem?"

    i trzeci na koniec, niech stracę :)
    Do tego elitarnego zakonu werbuje się najpewniej wybranych. Musza przejść jakieś próby, muszą czegoś dowieść. Może to dzieci niespodzianki, kto wie. Tu Falcon trafia na umierającą dziewczynę i na prośbę matki odpowiada - W sumie ok, wezmę ją, co mi tam, i tak mam po drodze... :)

    niemniej, tekst lepszy niż większość tutaj i przynajmniej jest OPOWIADANIEM o czym znakomita część autorów z opowi zapomina :)

    Zostawiam 3
  • Sky300 15.02.2016
    Ok, rozumiem.... Że tak powiem... uważam, że to opowiadanie mi nie wyszło i dlatego go nie kontynuuję :P Mi ogólnie lepiej wychodzą krótsze teksty, co pewnie już sam zauważyłeś xD Ale i tak dzięki za poświęcenie uwagi tym wypocinom ;P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania