Kroniki OWO #1

„Owady, owady ponad wszystko!

A gdy wsadzisz kij w mrowisko,

Lub gdy środek przeciw nam,

Zastosujesz tu i tam,

Wtedy pewne jest jak mur,

Że spać dziś nie będziesz mógł.”

Z takim hymnem OWO na ustach maszerowaliśmy przez las w stronę schroniska. Byłem dumnym członkiem grupy „Słoneczko” na Obozie Wielbicieli Owadów. Mimo, że byliśmy, tak naprawdę, jego najsłabszym ogniwem to szliśmy prężnie na samym końcu wyprawy. Jeszcze pamiętam jak wczoraj na zbiórce w garnizonie przydzielali nas do grup – to była dzika konkurencja!

Naszym opiekunem był jakiś francuz o polskich korzeniach. Jego polski był bardzo, jakby to powiedzieć, prymitywny.

- Dobrze, więc moje enfants czas zacząć zabawę! – jego próby mówienia po polsku sprawiały, że moje skrzywdzone tym

uszy krwawiły. - Le spectacle doit se poursuivre!

- Ej, Kazik! – szepnął konspiracyjnie mój kumpel Maciek. – Chyba jedziemy do teatru!

- Weź nie gadaj. – prychnąłem. – Skąd niby możesz to wiedzieć?

- No „lu spektakle”! Głuchy jesteś?

Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo nasz opiekun zaczął coś mówić.

- Je m'appelle Christophe. – uśmiechnął się szeroko, a jego złoty ząb błysnął nam po oczach. – Będę się wami opiekował na OWO.

- Że co on ma? – mruknął pod nosem Maciek.

- Chyba jakiś pelet. – wzruszyłem bezradnie ramionami.

A nasz wychowawca ciągnął dalej:

- Teraz drogie enfants staniecie w rzędzie. Immédiatement!

Wszyscy zebrani szybko stanęli w pięknie równym rządku. Jak dzieci w przedszkolu. A byliśmy młodzieżą w wieku

gimnazjalnym. Christophe podszedł do wieży stereofonicznej i odpalił jakąś płytę. W garnizonie rozeszła się piosenka śpiewana przez Krzysztofa Krawczyka. Bałem się co będzie dalej.

- Danse! – krzyknął radośnie. – Tak, taniec to sztuka. Więc tańczcie – na podstawie tego będę was przydzielał do grup. Immédiatement!

Spojrzałem wymownie na Maćka. Jego dolna szczęka o mało nie dosięgła brązowego parkietu w sali. A Krawczyk dalej śpiewał. Niektórzy chłopcy i dziewczynki podobierali się w pary i zaczęli śmigać po parkiecie. Taniec z dziewczyną? Ble! Wpadłem na pomysł.

- Macieju. – spojrzałem bystro na kolegę. – Mogę prosić cię do tańca?

Mój kumpel szczerze się przeraził. Oczy mu o mało nie wyszły z orbit.

- Chłooopie! Chyba masz coś z głową! – rozejrzał się szybko. – O! Patrz, tamci tańczą w kółeczku, dołączmy się.

To był w sumie dobry pomysł. Tanecznym krokiem zbliżyliśmy się do „kółeczka”, a raczej kwadratu. Bo tańczyły tam tylko cztery osoby. Trzech kolesi i jedna dziewczyna. Ble! Dyskretnie dołączyliśmy się do tego kółka różańcowego.

Przyjrzałem się jego członkom. Chłopak na prawo ode mnie wyglądał na porządnego kujona. Okulary ze szkłami grubości denka od słoika. Zgarbiony, gibał się na boki, a nosem prawie dotykał podłogi. W międzyczasie zmienił się utwór i...znowu Krawczyk. Próbowałem się tylko wczuć w rytm. Nie dało się zauważyć, że najlepiej wychodziło to chłopakowi obok tego kujona.

Był on wystylizowany na tak zwanego macho. Spodnie w kant, koszula i elegancka granatowa kamizelka. No tak! Oczywiście włosy zaciągnięte żelem do tyłu. Jak prawdziwy gentleman! Denerwował mnie, więc przeniosłem wzrok na kolejną osobę.

Była to jakaś dziewczyna. Ble! Nie wiem jak wyglądała – czarne, proste włosy zasłaniały jej twarz. W sumie to nie było w niej nic wyjątkowego. Ubrania w jednym kolorze – czarnym. A jak! Nic ciekawego. Za to koleś obok niej to dopiero była nowość!

Obok „EMOtki” gibał się mały, gruby Azjata. Tak mnie rozśmieszył ten jego taniec, że się szeroko uśmiechnąłem. Nie mogłem się powstrzymać. I wtedy ta dziewczyna, która tańczyła naprzeciwko spojrzała w moim kierunku. Nasze oczy się spotkały, a ja…zamarłem. Ta zieleń była tak soczysta, tak piękna! Miałem wrażenie, że topię się w jej zielonych oczach jak w wysokiej zielonej trawie. Czułem, że moje serce ucieka i leci gdzieś wysoko do góry.

Gwałtownie wróciłem na ziemie gdy poczułem, że coś jest nie tak. Potknąłem się, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i runąłem jak długi na ziemię. A zaraz za mną Maciek, który potknął się o moją rękę. I leżeliśmy wtedy we dwóch. Muzyka ucichła. Szybko podnieśliśmy się z podłogi. Christophe patrzył na nas zniesmaczony.

- Koniec tej rywalizacji. Oto wyniki: osoby, które tańczyły w parach będą w pierwszej grupie „Papug”, samotni tancerze należą od teraz do drugiej drużyny „Wilczków”. – spojrzał beznamiętnie na naszą grupkę. – A wy to „Słoneczko”! Idziecie jutro na końcu. Możecie się rozejść. Do zobaczenia demain.

Czułem na sobie niechętne spojrzenia osób z mojej grupy. Nie przejmowałem się tym za bardzo. Zależało mi wtedy na tym, żeby odnaleźć te zieloniutkie oczęta. Ale zdążyłem tylko katem oka zauważyć wychodzącą czarnowłosą dziewczynę. To był dziwny dzień. A w moich myślach cały czas uparcie śpiewał Krawczyk!

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania