Krzyś i Kornelia

Na wysokim wzgórzu znajdowało się ogromne zamczysko. Surowe mury straciły dawny blask, szarzejąc z dnia na dzień. Jeszcze wyższa okrągła wieża umiejscowiona po lewej stronie budowli, straszyła malutkimi oknami, z których wydobywało się czerwone, migające światło. Na spiczastym dachu zawsze siedziało kilka czarnych, dużych ptaków, przez co w paru miejscach brakowało dachówek. Widocznie właścicielom to nie przeszkadzało. Na samym środku zamczyska, w sporej wielkości oknie zakończonym półkoliście paliło się ledwie zauważalne, przytłumione światło. Naprzeciwko znajdował się balkon obrośnięty bluszczem, niepasujący do tutejszego klimatu. Cała okolica pogrążona była w ciemnościach. W dodatku tuż nad ziemią rozpościerała się szarawa mgła. Można było wytężyć słuch najbardziej jak to tylko możliwe, ale oprócz skrzeku ptaków nie dało się usłyszeć żadnego innego dźwięku. Tej nocy światło oddawała jedynie pełnia księżyca.

- Co ty chcesz właściwie zrobić!? - bardziej wykrzyknęła, niż zapytała zirytowana do granic możliwości Kornelia.

Siedziała pod ścianą w okrągłym pomieszczeniu, skąpana w czerwieni. Miała długie, czarne włosy, które zasłaniały jej pół bladej twarzy. Była niezwykle wychodzoną nastolatką. Skuliła teraz nogi, opierając podbródek na kolanach. Chłopiec o zielonych oczach znajdował się na samym środku pomieszczenia. Wokół niego paliły się świeczki.

- Nie mamy się czego bać. Nie zrobiłem niczego, czego mógłbym się powstydzić. - spojrzał na nią, uśmiechając się. Jak na ośmiolatka, wypowiadał się niezwykle dojrzale. Przydługie, kędzierzawe włosy opadały mu na oczy. - Mama mówiła, że może to zrobić tylko ktoś o czystym sumieniu.

- Przestań przywoływać Telmę! - dziewczynka zalała się łzami. Schowała twarz w dłoniach.

- Nic nie rozumiesz. Tylko w ten sposób możemy się dowiedzieć, co się stało z rodzicami.- był zdeterminowany.

Chłopiec zaczął mówić pod nosem niezrozumiałe słowa. Nie przestawał przez dziesięć minut, jednak nadal nic się nie działo. Nagle uniósł się piętnaście centymetrów nad podłogą. Podniósł ręce do góry, krzycząc Telmo, wzywam Cię! W tym momencie ściany zadrżały, jakby cała wieża miała za chwilę runąć. Kornelia odsunęła się od ściany bojąc się, że coś spadnie na jej głowę. Zerwał się silny wiatr, zdmuchując wszystkie świeczki. Pomieszczenie zapadło w półmroku. Metalowy żyrandol zwisający nad ich głowami zaczął się mocno bujać, skrzypiąc. Chłopiec upadł na ziemię. Przez chwilę zrobiło się bardzo cicho.

Po dwóch minutach dziewczynka zaczęła głośno krzyczeć, spoglądając ku górze. Zdawało się, jakby ściany poruszyły się, przybierając kształt twarzy. Ruch posuwał się coraz niżej, zatrzymując się na wprost chłopca. Wcześniej niewidoczna zjawa stała się wyraźniejsza. Oboje zadygotali.

- Dzieci! Co wyście zrobiły?

- Ciociu! Ciociu! - krzyknął chłopiec. Półprzezroczysta, wydłużona twarz przybliżyła się ku niemu. Odległość między obojgiem stanowiła mniej niż dwadzieścia centymetrów. - gdzie są nasi rodzice? - zapytał, zalewając się łzami.

Upadł na kolana po wcześniejszym wysiłku. Wraz z siostrą od dwóch miesięcy próbował się dowiedzieć, co stało się z mamą i tatą. Pewnego dnia po prostu zniknęli, zostawiając w kuchni zaparzoną świeżo kawę. Wcześniej zdarzało im się nie wracać do domu, ale tylko na kilka dni. Potem tłumaczyli się, że byli na misji. Jednak nigdy wcześniej ich nieobecność nie była tak długa i niepokojąca. Kornelia wraz z Krzysiem szukali rodziców w całej okolicy, aż w końcu dowiedzieli się, że nie żyją.

- Kochani! Ale dlaczego przywołaliście właśnie mnie? - zapytała Telma. Miała bardzo zdziwioną minę.

- Wiemy, że nie żyją. Chcemy móc chociaż zapalić im lampkę na ich cześć, jak nas tego nauczyli. - wyznała Kornelia, wstając. Przestała się bać, choć była przeciwna wezwania cioci.

Oboje stali teraz w bezruchu, trzymając się za ręce. Wyczekiwali w napięciu odpowiedzi. Pragnęli, aby ich wszystkie pytania ostatnich dni zniknęły. Niestety nie było im to dane.

- Dzieci drogie! Ale ja nie wiem, gdzie są wasi rodzice.

Oboje spojrzeli po sobie. Dziewczynka uśmiechnęła się nieznacznie. Twarz cioci nagle zniknęła, a pomieszczenie ponownie stanęło w półmroku. Krzyś przytulił siostrę, po czym spojrzał na nią, mówiąc:

- A więc mamusia i tatuś żyją!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Podobało mi się. opisy szczegółowe, budujące obraz tego co masz w głowie, to bardzo na plus. Zostawiam 5
  • KarolaKorman 22.03.2015
    Cieszę się, że zakończyłaś nadzieją, bo żal zrobiło mi się dzieci, które posunęły się aż do wywołania ducha, by poznać prawdę o rodzicach 5 :)
  • nightwatcher 24.03.2015
    Rozbudowana fabuła już od pierwszych słów tego opowiadania. Odpowiednie tempo, rzetelne opisy otoczenia pozwalające czytelnikowi zatopić się w historii o tęsknocie i nadzieji. Daje 10 :) i serdecznie pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania