Księżycowe Wspomnienia - Część 2 - Rozbić Szklaną Kulę

Cichy szept, odbity od drżących ścian

Z czasem zdoła je skruszyć

Jeśli nikt nie pozwoli mu się z nich wydostać

 

***

Znalazłam to opowiadanie w jednym ze zbiorów leżących w najgłębszym regale biblioteki Książka leżała na trzeciej półce od dołu, po prawej stronie. Nie miała okładki. Pewnie odpadła ze starości. Ciekawe, jaki tytuł nosiła ta książka? Sam fakt, że znalazłam ją pod stertą innych, w moich oczach czyni ją niesamowicie cenną zdobyczą. Szkoda, że reszty opowiadań nie sposób odczytać. Atrament zupełnie wyblakł. Przepiszę to jedno, zanim i ono stanie się nieczytelne.

***

 

Śnieg?

Śnieg…

Dlaczego znów go tu nie ma? Z każdym rokiem zima ucieka ode mnie coraz dalej i dalej. Nie chcę nawet myśleć jak krótko będzie znów trwała. A przecież tak bardzo ją lubię! Siedząc pod drzewem, tuż obok swojego małego, czerwonego domku, w ciszy lepię kulkę sztucznego śniegu. Żałuję, że nie mogę poczuć jego zimna.

- Jeszcze zdąży spaść. Jestem tego pewna - usłyszałem zza pleców. - Wystarczy, że na nią cierpliwie poczekasz - przysiadła się do mnie opierając swoje plecy o moje. Starała się mnie pocieszyć, lecz wesoły ton jej głosu tylko mnie irytował.

- Już wolę przyjąć, że nigdy nie nadejdzie. Może wówczas, jak zawsze odwrotnie do moich oczekiwań, pojawi się już jutro? - wymamrotałem niezadowolony.

- Dlaczego właściwie tak bardzo lubisz zimę?

Odrywając się od moich pleców ruszyła ku rosnącym wkoło jabłoniom. Choć śnieg pokrywał je od góry do dołu, nie przeszkadzało to rosnąć jabłkom. Na bezlistnych, pokrytych bielą gałęziach, mieniące się czerwienią jabłka przypominały bombki choinkowe. Gdyby tylko jabłonie były jak choinki…

Czy jest jakiś powód bym miał nie lubić zimy? Wprowadza w monotonne życie istotne urozmaicenia. Dni tak ochoczo ustępujące miejsca nocy. Mroźny wiatr energicznie wyludnia wieczorne miasta. Biel śniegu przykrywa szare chodniki. Choć większość ludzi z pewnością pragnie tylko jej odejścia, dla mnie jest chwilą ulgi. Mogę odetchnąć zupełnie innym powietrzem. Powiew chłodu sprawia mi wielką przyjemność. Niestety, z każdym rokiem zima jest coraz krótsza. Co roku oczekuję jej nadejścia z jeszcze większą niecierpliwością.

Tym razem też się spóźnia.

- Może ten rok będzie zupełnie inny? Może zima już nigdy nie przyjdzie? - rzucała pytania jakby uzewnętrzniała skrywane w sobie myśli. - Jeśli świat się zmieni ty również będziesz musiał się zmienić. Znajdziesz coś innego, na co mógłbyś czekać.

- Gdyby naprawdę zima miała już nie nadejść, na co miałbym czekać? Będę musiał się zmienić? Dlaczego wciąż musimy coś zmieniać? Dlaczego nie możemy pozostać tacy, jakimi jesteśmy teraz? - broniłem się jak dziecko.

Wybrała wreszcie dogodne jabłko i zerwała je mocno szarpiąc za gałąź. Oczywiście, jak na żądanie, runęła na nią lawina większych i mniejszych fałd śniegu. Leżała teraz w stercie ciepłego śniegu komentując pod nosem wciąż spadające na nią fale bieli. Śnieżynki tworzyły pod gałęziami drzewa klosz małych, białych iskierek. Z jabłkiem w garści wygrzebała się spod śniegu opierając się plecami o drzewo. Bez entuzjazmu przyjrzała się trzymanemu w ręce trofeum.

- Musisz się zmieniać, by móc odnaleźć tę najpełniejszą wersję siebie - wyjaśniła. - Przecież każda zmiana, nawet ta bolesna, daje nowe doświadczenie. Ukazuje innego ciebie. Tysiące lat przeminęło, nim twoje ciało mogło przyjąć tak dopracowaną formę. Nie dziw się, że i ty poprzez te błędne i te pozytywne zmiany musisz znaleźć swoją własną, dopracowaną osobowość.

Czując, że zasłużyła na nagrodę ugryzła kawałek twardego jabłka rozkoszując się jego smakiem.

Szukam… szukam jak tylko mogę, do granic naginając rządzące moim światem zasady. Jest ich jednak zbyt wiele. Choćbym nie wiem jak bardzo się wysilał, niewiele z tego świata mogę dostrzec siedząc w swoim małym, czerwonym domku, wewnątrz wypełnionej śniegiem szklanej kuli.

Spojrzałem na nią pytając samego siebie: czy pomoże mi szukać?

- Czy chcesz, bym pomogła ci szukać?

Nie spytałem. Nie ubrałem moich myśli w słowa, a i tak wyczytała je z moich oczu.

- A co, jeśli wszystko pójdzie w zupełnie złą stronę? Co jeśli ta, kolejna już na liście zmiana, okaże się tylko porażką?

- Nic złego nie może się stać. Zupełnie nic. To przecież tylko nowe doświadczenie.

- Takiego doświadczenia, o jakim mówisz, wolałbym uniknąć - burknąłem.

- Jeśli nie spróbujesz, jeśli nie zrobisz korku poza szkło tej kuli, nie odnajdziesz niczego nowego.

- Może nie chcę odnaleźć? Może boję się tego, co mogę znaleźć? Co naprawdę da mi ten ryzykowny krok? Czy śnieg spadnie wcześniej niż do tej pory?

- Sam mówiłeś, że to ty kreujesz obraz świata, który widzisz. Nie wolałbyś inaczej na niego spojrzeć?

- Niezależnie jak na niego popatrzę, świat zawsze będzie się różnił od ideałów w mojej wyobraźni. Nawet jeśli to ja decyduję jak pięknym jest dla mnie ogrom błękitnego nieba, siłą woli nie zmienię jego koloru. Wypierając niedoskonałość otaczającej mnie rzeczywistości otoczę się tylko ślepymi złudzeniami. To droga, którą nikomu nie wolno podążyć.

- Hmm... a co ty na to: jeśli spojrzysz na niebo gdy zachodzi słońce, czy nie jest wtedy czerwone? Nie zmieniasz w ten sposób jego koloru?

- To… no... ciekawe.

Usiadłem pod drzewem obok niej, spoglądając na niebo za szkłem. To nie jego sprawka, a jednak, gdy patrzę na nie wieczorem, zmienia swój kolor. Czy mogę zatem powiedzieć, że niebo naprawdę jest niebieskie? A nocą? Patrząc na nie nocą widzę, że jest przezroczyste. Cieszę się blaskiem niezliczonych gwiazd, które ukrywa za dnia.

Jakiego naprawdę koloru jest niebo? Tylko takiego, jaki nadaje mu moje chwilowe spojrzenie. Jeśli spojrzę inaczej, na krótką chwilę cały świat mógłby zmienić swój kolor.

Przerwała moje myśli zrywając się momentalnie z ziemi. Stanęła wpatrzona we mnie z miną smutnej, małej dziewczynki, wskazując palcem kolejne jabłko w głębi drzewa. Z udawanym wysiłkiem podniosłem się z miejsca. Podszedłem, by delikatnie złapać za czubek jabłka. Obracając je w dłoni oderwałem je od drzewa nie dotykając żadnej gałęzi.

- Nie liczy się! Już wcześniej strąciłam cały śnieg, dlatego teraz nie spadł! - rzuciła ze złością zabierając mi je z ręki.

Nie daję się już tak łatwo nabrać na twoje numery, co?

Ach, tak… zmieniłem się nawet o tym nie wiedząc.

Czego się boję? Może boję się tego, że świat, na który spojrzę jej oczami znacznie bardziej mi się spodoba?

- Wówczas zostaniesz w nim jak długo zechcesz - odpowiedziała na myśl w mojej głowie wzruszając ramionami.

Wiedziałem już od chwili, w której ją poznałem, że wobec niej jednej nie będę mógł zachować żadnych sekretów. W pewnym sensie to miłe uczucie. Uśmiechnąłem się patrząc jej w twarz.

Weszliśmy w ostatni zakręt ścieżki ciągnącej się wokół drzew. Mój uśmiech zniknął tak szybko, jak szybko się pojawił. Myśli szybko powróciły do tego prostego, ale ważnego stwierdzenia: zostanę, jak długo zechcę. Co jeśli zechcę pozostać w nim na zawsze?

- Nie zechcesz - rzuciła splatając dłonie za plecami.

Obróciła się na pięcie beztrosko stąpając dalej. Jakby jej słowa był dla mnie aż tak oczywiste! Żadna z dotychczasowych iluzji, które poznałem, nie dała powodu, bym na ich rzecz zupełnie wyrzekł się rzeczywistości. Ale czy to znaczy, że z łatwością stawię czoła kolejnej? Czy jej spojrzenie w ogóle można będzie nazwać iluzją?

- Tyle razy już mi zaufałeś. Przecież niczym nie ryzykujesz. W końcu nawet przezroczyste, nocne niebo kiedyś znów zabarwi się błękitem. Znów będziesz mógł na nie spojrzeć tak, jak dawniej.

Tyle rzeczy może pójść nie tak. Każdej z decyzji podjętych w świecie naznaczonym jej spojrzeniem prędzej czy później mogę żałować. Kto wie, czy od jednej z nich nie zawali się na mnie całe sklepienie? Czy nie lepiej by było mi siedzieć w spokoju bez tego strachu, bez tej niepewności? Ale… jak inaczej mogę pozbawić się tego ograniczonego spojrzenia?

Dziś, właśnie dziś, w drodze wyjątku, ten jeden jedyny raz przymknę oko na to, jak wielkie naprawdę jest to ryzyko. Zatrzymując się na chwilę przed małym, czerwonym domkiem spojrzałem ku drodze z której przyszliśmy. Oprócz domku, śniegu i jednej małej dróżki wśród obeschniętych jabłoni nic więcej w tej kuli nie mogło się zmieścić. Z tego miejsca, jedyne, co mi pozostało, to zawrócić… lub pójść przed siebie zataczając kolejne koło.

Nigdy nie byłem dobrym hazardzistą, ale wiedziałem, że gdy już rzuci się koście nie warto myśleć o wyniku, nim się zatrzymają. Za wcześnie, a może raczej za późno, by w takim momencie rozważać kwestie porażki czy wygranej.

W porządku. Zagram raz jeszcze. Grałem z tobą już tyle razy i choć stawka była znacznie mniejsza, nie zwracałem uwagi na ryzyko. Obym tylko tym razem nie przegrał więcej niż jestem w stanie poświęcić.

Ryzykuję przecież, że odłamki pękającej szklanej kuli ugodzą mnie w palec… lub w serce.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania