Kupa brum brum

Kupa brum-brum

 

Zakopane. Wiosna. Śnieg topnieje, wyłaniając z siebie całą górę śmieci; nawrzucanych tam przez zimę. Najwięcej jest psich kup na trawnikach.

I tak nie sprzątamy po swoich psach w lecie czy na wiosnę czy w jesieni i kiedy milusiński zrobi kupę na trawnik - to rozglądamy się na boki czy ktoś to widział czy nie... jeśli nie to udajemy, że całej sytuacji nie było i oddalamy się z miejsca zbrodni.

Mało kto nosi przy sobie woreczki foliowe, by potem wziąć w nią kupę i wyrzucić do kosza. Umówmy się - tak robimy w dużych miastach, gdzie na osiedlu jest monitoring i boimy się, że nas złapią. Albo gdzie są starsze panie w oknie i one dobrze wiedzą co z tym zrobić, gdy po raz siódmy widzą tego kolesia w żółtej bluzie z tym czarnym psem, który znów narobił na klomb przed jej blokiem, a zbrodniarze uciekli.

W Zakopanem śnieg leży długo. Jak pies załatwi się nawet na środku Krupówek to wystarczy wykonać niewinny gest butem - przysypując śnieg na kupę i iść dalej...

A na wiosnę...

Kupy z "zamrażalnika" pięknie zachowane pokazują się światu.

I takiego wiosennego dnia szłam z Jasiem na spacer. A kupy odsłaniały się z zasp w pełnej krasie.

W pewnym momencie życia dzieci przeżywają fascynację swoimi kupami. Nauczyliśmy je już załatwiać się do nocników, czy ubikacji. I taki mały człowiek pójdzie sobie na nocnik, zrobi kupę, a potem kiedy mama wyciera mu pupę to patrzy... o, to wyszło ze mnie... brzydko pachnie, ale to ze mnie... i mówią na to KUPA.

A potem taką KUPĘ widzi na ulicy, na trawniku. Łaa, kto to zrobił? KUPĘ robi się do nocnika, a potem mama ją wyrzuca, więc skąd tu te KUPY?

- To są Jaśko kupy psów. Psy nie mają nocników, psy robią kupy na trawę.

Patrzy na mnie. Aż widać w oczach proces myślowy zachodzący w jego głowie. Po minucie jakoś tam ułożył to sobie w głowie i zadowolony przyglądał się psiej kupie na skraju trawnika.

Miał dwa lata i mówił po swojemu. W sumie to nazywał rzeczy dźwiękami jakie one wydawały. I tak był : brum brum - auto, chał chał - pies, tu tu- pociąg itp. Każdy to zna, więc nie będę pisać jakie nazwy mają dzieci na świat, bo mają takie same.

I w tym momencie milion matek mnie nienawidzi, bo uważają, że ich dzieci są wyjątkowe i tylko one wpadły na pomysł nazywania mamy " ma...ma"...

Kobiety to się dzieje od pokoleń. Dzieci nazywają rzeczy na podstawie dźwięków jakie słyszą. Zgodzę się , że każde dziecko jest inne i może inaczej potem wymawiać dane słowo - typowo po swojemu i powstają wtedy nazwy : niam niama- woda, tanny- czarny, faban - szlaban, pta amba jonie - ptak je na balkonie i inne słowa, które na początku rozumie i to z trudem tylko najbliższa mu osoba, która z nim najwięcej przebywa.

Mi też się wydawało, że Jaś rozwija się inaczej niż inne dzieci, że jest od nich mądrzejszy, bystrzejszy itp. wydawało mi się prawie, że urodziłam geniusza. A to nie prawda. Urodziłam nową istotę, której Bóg (czy jak chcecie tą Siłę nazywać) dał przeznaczenie i ja nie mam tak naprawdę na to wpływu. Oczywiście muszę zadbać o to żeby miał jak najlepsze warunki do tego, żeby się rozwijał, ale on ma swoją drogę i nią pójdzie i my nic na to nie poradzimy. A jeśli myślimy, że jest inaczej - to znaczy, że sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasz los Bóg ma u siebie w "notatniku". Tam jest początek i koniec naszej drogi, tam jest wszystko co było, jest i będzie, co nam się przydarzy i co się przydarzyło.

Często rodzice myślą tak : " Stworzyliśmy życie i pokierujemy nim. Syn zostanie baletmistrzem bo ja kochałam balet, ale rodziców nie było stać na szkolę i dlatego jestem fryzjerką, ale kiedyś zrealizuję marzenia. Mój syn będzie baletmistrzem."

Nie prawda.

Syna kręcą samochody i boks, a ty usilnie wykupujesz mu lekcje baletu i pianina. Po co? Nie znasz jego drogi. Jakie ma zadanie na ziemi twój syn.

To są twoje niezrealizowane marzenia, a nie twojego dziecka. Widocznie nie miałaś tańczyć w balecie, choć wydaje ci się, że jedynie to uczyniło by cię szczęśliwą.

Nie wiem czemu tak się dzieje, ale tak jest. Robimy w życiu rzeczy, których nie lubimy, a to co nam się wydaje, że kochamy nie dane nam robić. Może brak ci odwagi? Porzucić dotychczasowe nudne, ale "bezpieczne" życie i podążyć drogą marzeń nie wiedząc co jest na końcu.

Ale wróćmy do kup.

W Zakopanem górale wożą turystów bryczkami i saniami. Suną sanie po ulicy, a koniki robią kupy, więc śladów masz co paręnaście metrów. Nie zatrzyma się góral żeby posprzątać na i tak zakorkowanej zakopiance, bo by go kierowcy z tyłu chyba zjedli, więc końskie kupy na ulicy to w Zakopanem normalna rzecz.

Jaśko z fascynacją biegł przede mną pokazując mi każdą najmniejszą psią kupę wołając: " Mamo! Ble fu chał chał!" Ble fu to było jego określenie na coś co mu się nie podoba, brzydko pachnie, nie pasuje. Ble fu do kupy było jak znalazł. A chał chał to jak się każdy domyśla - pies.

Trwa to jakiś czas. Za każdym razem rozwodzimy się z synkiem nad kolejną psią kupą,, aż przechodzimy przez jezdnię po pasach, a tam leży wielka końska kupa. Jasio stanął jak wryty... Patrzy, patrzy, patrzy na mnie i widzę w jego oczach pytanie " A to czyje?" Nic nie mówię. Jaśko wie, że po ulicy jeżdżą samochody. Sanie z końmi też zna bo lubiąc konie pokazałam mu je, ale jezdnia jest dla aut.

Kontempluje tą kupę... korek się zrobił ,bo stoimy, a nie ma odważnego zatrąbić na kobietę z dzieckiem na pasach.

Dla mnie jest tylko ten moment - moje dziecko zafascynowane światem odkryło nową rzecz. Dam mu czas niech się nacieszy - choćby zakopianka miała być jeszcze bardziej zakorkowana niż zwykle.

Odezwało się kilka klaksonów, ale mój morderczy wzrok wbił panów w fotele swoich BMW. Spokój panowie moje dziecko dokonało odkrycia swego młodego życia i rusz mnie który. Tylko głupiec podchodzi do lwicy z małymi...

W końcu Jasio patrzy na mnie i mówi:"Ble fu brum brum!". Widzę w jego oczach ogarnięcie całego tematu - tu kupę zrobił samochód.

Wziął mnie za rękę i zadowolony pociągnął dalej. Rozwiązał sobie w głowie zagadkę i już przeszedł nad tym do porządku dziennego - wie skąd ta kupa i można iść dalej.

Jestem zafascynowana tokiem myślenia małego dziecka, że tak lekko mu poszło dopasowanie końskiej kupy na pasach do auta, że muszę się zapytać skąd to wie.

- Jasio, a ta kupa na jezdni to kto ją zrobił?

- Brum brum.

Idziemy wzdłuż zaparkowanych aut, wiec z ciekawości ciągnę temat

- A jak auto robi kupę?

On popatrzył na mnie jak na osła, pociągnął do najbliższego samochodu, obeszliśmy go dokoła i Jaśko paluszkiem wskazał na rurę wydechową mówiąc: "Mamo tu ! Uch"... i to "uch" było dla mnie wisienką na torcie...

Jacy my dorośli jesteśmy dziwni, skoro nie wiemy, że auta robią kupę przez rurę wydechową... Przecież to takie logiczne...

My myślimy, że uczymy dzieci życia... a to one uczą nas. Tylko trzeba ich posłuchać, wyłączyć tok myślenia skojarzeniowego, schematycznego osoby dorosłej i wchodzimy w inny , magiczny wymiar życia. Bez wydawanią pieniędzy na lekcje jogi i medytacji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • NataliaO 24.07.2015
    Interesująco przedstawione. Opowiadanie jest bardzo fajne, proste i nie przekoloryzowane.
    Dialogi i opisy są naturalne, opowi czytało się przyjemnie i lekko. 5:)

    "Jacy my dorośli jesteśmy dziwni, skoro nie wiemy, że auta robią kupę przez rurę wydechową... Przecież to takie logiczne..." - Niektóre zdania były zabawne i pouczające.
  • Senezaki 24.07.2015
    Rzeczywiście :o Dorośli są czasem zaprawdę głupi. Wszystko jest takie...pouczające? XD
    W każdym razie masz 5 :)
  • Ventus 25.07.2015
    Poprawił mi się humor, dzięki, czytało się lekko i przyjemnie ; )
  • Tajgaajda 30.07.2015
    Dziękuję Wam za komentarze.Tak, my dorośli czasem nie dorośliśmy do naszych dzieciaków albo do życia wogóle.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania