Kupon na loterie

Mieszkańcy dzielnicy której kosze na śmieci dzisiaj przeszukiwał byli niewiele bogatsi od niego.

Nie często wyrzucali puszki po lichym piwie, kiedy mogli sami je sprzedać, dlatego brezentowa torba

Janka niemalże świeciła pustkami. Strasznie wiało, i chyba zaczynało padać. Nadchodzi zima, pomyślał.

Nie cierpiał tej najbardziej trzeżwej pory roku. Ciepłe miejsce w miejskiej noclegowni czekało tylko na

tych, którzy na pewien czas potrafili zrezygnować z napitków. Sądząc po tym, co dziś udało mu się

uzbierać, nie było go stać nawet na najtańsze wino. Alkohol był luksusem, lekarstwem pozwalającym

zapomnieć o paśmie bólu, i nieszczęść, przez niektórych zwanym życiem. Bez niego czekała go kolejna

bezsenna noc pełna wspomnień. W oddali, zegar na kościelnej wieży wybił osiemnastą. Skup złomu był

już zamknięty. Janek szczelniej otulił się brudnym paltem. Niespodziewanie coś przykuło jego uwagę. Po

ciemnym, bezgwiezdnym niebie, w stronę zagajnika, przesuwał się świecący obiekt. Co do cholery...,

bezdomny podrapał się po głowie. To nie UFO, stwierdził, ale może kawałek meteorytu. Coś takiego

można by sprzedać za niemałe pieniądze. Janek opuścił ubogą dzielnicę, i ruszył gdzie pomiędzy młodymi

brzozami zniknął świecący kształt. Zagajnik nie znajdował się daleko, latem przyjemnie zielony, zachęcający

do spędzenia nocy pod gwiazdami, teraz, pod koniec listopada był miejscem wywołującym dreszcz.

Bezdomny potknął się w ciemnościach, z trudem nie padając na twarz, rozejrzał się, i z wrażenia szeroko

otworzył usta. W odległości kilku metrów, w wyżłobionym w ziemi niewielkim leju leżało niemowlę. Chłopiec,

co dało się od razu stwierdzić, bo dziecko było zupełnie nagie, miał na oko jakieś sześć miesięcy. Nie

płakało, tylko wyciągając tłuściutkie rączki, uśmiechało się do Janka. Mężczyzna potrząsnął głową, przetarł

oczy, ale chłopczyk nie zniknął. Świat oszalał, burknął ostrożnie biorąc malca na ręce. Gdyby wiele lat temu

los obdarzył go takim maleństwem nie skończył by jako bezdomny menel. To właśnie brak potomstwa

sprawił że żona odeszła z jego, jak mu się wtedy wydawało najlepszym przyjacielem. Do samej sprawy

rozwodowej miał nadzieje że wróci, ale kiedy spotkał ją w sądzie z pięknie zarysowanym ciążowym

brzuszkiem, zrozumiał że nie ma na co liczyć. To wtedy zaczął pić, i stracił wszystko. Delikatnie okrył

dziecko zdartą z własnego grzbietu kapotą. Chłopczyk poruszył piąstką przed jego twarzą, i dopiero wtedy

Janek zaóważył w niej skrawek papieru. Zabrał karteczkę, spodziewając się listu, ale się pomylił. Malec

trzymał w rączce kupon na loterie. Nie byle jaki kupon, ale zwycięski. Potem wszystko potoczyło się jak w

bajce Pieniądze ułatwiają wiele spraw, i teraz już majętny Pan Jan, a nie obdarty menel Janek otrzymał

prawa do opieki nad małym Sebastianem. Ani on, ani chłopiec z brzozowego zagajnika nie byli więcej sami.

Mieli siebie, a przed sobą wiele wspólnych szczęśliwych lat.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • KarolaKorman 30.03.2015
    To było cudne! 5 :)
  • Angela 30.03.2015
    Dziękuję : )
  • LinOleUm 31.03.2015
    Po raz kolejny widzę przyszłą pisarkę. Jako gimbus, na błędach nie znam się tak bardzo, ale powiem jedno: podobało mi siś. C: 5
  • NataliaO 31.03.2015
    Świetne opisy 5:)
  • BreezyLove 31.03.2015
    Piękne opowiadanie ;) 5
  • Una 31.03.2015
    To niesamowite,ile dobrych tekstów można znależć na tej stronie.......5. :)
  • Angela 31.03.2015
    Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, z całą pewnością zmotywują mnie one
    do dalszej wytężonej pracy : D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania