Lawina
Wspinaczka miała się ku końcowi. Widział już szczyt skały, na którą z takim mozołem wchodził. Uparcie parł naprzód, nie zważając na liczne przeciwności: wiatr, osuwające się drobinki skalne czy występy, sprawiające, iż niejednokrotnie dosłownie zawisał nad ziemią. Czuł, że od konsekwentnej wspinaczki wszystko zależy, cała jego dalsza egzystencja. Musi wejść na szczyt, założyć siedlisko i wreszcie coś upolować.
Do celu brakowało naprawdę niewiele. Kilku kroków może. Nie myślał o niczym, pokonywał ostatnie przeszkody. Chyba nawet nie zanotował zbliżającego się niebezpieczeństwa. To nie był deszcz, oberwanie chmury, ulewa czy burza. Po prostu woda, niczym lecąca z nieba wezbrana rzeka, uderzyła nagle, podmywając wszystkie punkty oparcia i zabrała ze sobą. Gdy spadał, doznał dziwnego uczucia, że już kiedyś coś podobnego przeżył. Nim sekundę później dotknął podłoża, przypomniał sobie, co to było. Wtedy tak samo bezwładnie leciał, zupełnie bezradny, ku nieodwołalnemu końcowi. W jakimś innym świecie, jakimś innym życiu. Nazywał się Krzysztof, a rzecz miała miejsce w Himalajach...
Wraz z przyjacielem, Irkiem, drugi dzień schodzili z Mount Everest. Przebrnęli śnieżne plateau przełęczy i zaczęli zmierzać ku grani. Było paskudnie. Śnieg sypał jak z rozdartej pierzyny, przebijające się przez płatki śniegu słońce kłuło w oczy. Nie pomagały ochronne okulary. Mimo fatalnych warunków nie mogli się spieszyć. Każdy krok wymagał rozwagi i ogromnej pracy. Zmieniali się na prowadzeniu co piętnaście metrów. Przodownik ubijał coś w rodzaju stopnia, drugi korzystał z przetartego szlaku. Posuwali się powoli, ale systematycznie. Do bazy wciąż jednak było daleko.
Irek właśnie go zmienił i znajdował się jakieś dwa metry niżej. Nagle usłyszeli szum. Spojrzeli w górę. To, co spostrzegli przypominało kipiące mleko. Śnieg napuchł, na nieruchomej do tej pory bieli pojawiło się wybrzuszenie, które niczym morska piana ruszyło w dół.
Teoria mówi, że człowiek zaatakowany przez lawinę powinien zamienić się w kulę, zwinąć w kłębek. Daje to szansę uchronienia kręgosłupa, szczególnie narażonego na skutki uderzenia. Krzysztof nie wiedział czy potrafi zamienić się w kulkę. Spróbował przyklęknąć, ale spóźnił się o ułamek sekundy. Śnieg podciął mu nogi, uniósł w górę i porwał na grzbiecie fali kilkaset metrów w dół. Irek został pod śniegiem, był o te dwa metry niżej, może zdążył wykonać jakiś ruch. Krzysztof nie czuł nic, nie widział nic, słyszał tylko szum. Nie zdawał sobie chyba nawet sprawy, że jest to lot ku śmierci... Tuż przed uderzeniem w podłoże w głowie miał tylko imię żony - "Magda!".
"Magda!" pomyślał i spadł na ziemię. Doskonale elastyczne stawy jego ośmiu odnóży krocznych, wychodzących z głowotułowia ugięły się, rozjechały i pozwoliły utrzymać równowagę. Miękki odwłok, z charakterystycznym krzyżem, zabalansował i docisnął całe ciało do ziemi. Obok spadały krople wody z konewki, którą ktoś podlewał skalny ogródek. Wspomnienie lawiny rozpłynęło się całkowicie. Mały, ogrodowy pająk krzyżak zebrał się do panicznej ucieczki na oślep. Szczęśliwie dopadł kamienia i schronił pod nim czekając, aż sytuacja się uspokoi. Trudno, kolacja musi zaczekać. To widocznie nie jest dobre miejsce na rozstawianie sieci.
Poza poczuciem głodu nie miał już żadnych myśli.
Komentarze (35)
Pozdro
Człowiek na zboczu ośmiotysięcznika jest jak pająk w ogródku skalnym, tylko ten ostatni przewyższa go nie rozumem a sprawnością fizyczną, gdyż przysłowiowo spada jak kot "na cztery łapy". Pozdrawiam serdecznie!
"Mimo fatalnych warunków nie mogli się spieszyć". - w tym zdaniu "Mimo" mi zgrzyta, trochę nie pasuje. Może - "Z powodu fatalnych warunków nie mogli się śpieszyć. Bo wcześniej brzmi to tak, jakby alpiniści, normalnie śpieszyli się w złych warunkach w wspinaczce na szczyt. To tylko sugestia.
A ogólnie tekst bardzo dobry. Motyw reinkarnacji, jak w hinduizmie. Świetna narracja, jak zwykle czyta się płynnie i przyjemnie.
No, za pierwszym razem nie przeżył lawiny, ale druga już go nie pokonała :D
Pozdrawiam ;)
Czekam na pierwszy rozdział, bo może być ciekawie ;)
Przeżył, bo nauczył się na błędach. Przestał teoretyzować ;)
Dokładnie, czasem jak widać zbyt duża ilość teorii i rozmyślania może tylko przeszkadzać w działaniu.
Podoba mi się, szczególnie ta wodna lawina. Az poczułem wilgoć.
Pozdrawiam
Ciekawy koncept reinkarnacji, właśnie jak ktoś już w komentarzach zauważył, w stylu Hinduskich wierzeń. Niegdyś alpinista zmarły podczas lawiny, teraz odrodzony jako pająk przeżywa coś iście podobnego - tym razem są to krople wody wylewane z konewki. Niejako scenariusz się powtórzył, jednak tym razem zdołał przeżyć, a to wszystko dzięki nowej formie. Zastanawiające. :)
Przeżył dzięki nowej formie ("Doskonale elastyczne stawy jego ośmiu odnóży krocznych, wychodzących z głowotułowia ugięły się, rozjechały i pozwoliły utrzymać równowagę") ale też i dzięki jednemu szczegółowi, kto wie czy nie ważniejszemu" "Teoria mówi, że człowiek zaatakowany przez lawinę powinien zamienić się w kulę, zwinąć w kłębek."
Po prostu przestał teoretyzować, a od razu, instynktownie, przeszedł do praktyki ;)
Zawsze tak jest, że w chwili niebezpiecznej sytuacji myślimy o kimś i wymawiamy imię. Przeważnie jest to bliska osoba.
Koniec jest powalający... Magda podlewała skalny ogródek nie wiedząc, że pozbawia męża kolacji.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania