LBnP XXI Ognista przystań
— Ty, skurwielcu wracaj mi z tym! — krzykną starzec.
Dzieciak już był po drugiej stronie. Zatrzymał się na chwilę i pomachał starą gitarą w stronę Juliusza. Był to znak, że znów go pokonał. Tak samo jak wczoraj wszedł do baru niepostrzeżenie przez tylne drzwi. Złodziejaszek miał doświadczenie w majstrowaniu przy zamkach. Z łatwością rozbroił zawiasy i dostał się do środka. Tym razem rozbił tylko jedno okno, ostatnie, jakie miało całą szybę. Teraz już wszystkie bez wyjątku były napiętnowane od kamieni. Nawet nie wytarł zabłoconych butów, nawet się nie skradał, bo chciał zostawić ślad swojej kolejnej wizyty. Kiedy starzec wróci, będzie wiedział, kto to zrobił. Czasami nawet nic nie ukradł, tylko chodził po spróchniałej pogryzionej przez termity podłodze. Przechadzał się każdej nocy i niszczy to wszystko, co za dnia usiłował naprawić Juliusz. To był tylko stary budynek, który już dawno przesiąkł zapachem stęchlizny i nic ani nikt nie był w stanie wyrwać go z tego upadłego stanu.
— Dziadku co się stało? — zapytał Eliot.
Juliusz siedział skulony na jednym ze stolików. Oparty ramionami o ladę barową, sączył czerwone wino. Jego długie wąsy wpadały do kieliszka, łapiąc krwawy kolor trunku.
— Piję, nie widzisz chłopcze, piję — odrzekł twardym głosem.
— Dziadku nie poznaję cię, co się z tobą dzieje? Czy ty nie widzisz co to miejsce z tobą robi. — Usiadł obok niego. — Mówię ci sprzedaj ten bar albo po prostu zostaw to w cholerę.
— Nie mogę się patrzeć, no to jak te pierdolone ćpuny niszczą, to miejsce. — Pokiwał głową i znów wychylił kieliszek. — Ty tego nie zrozumiesz mój drogi, dla ciebie to tylko jakaś rudera, ale dla mnie to wszystko, co mam. Tylko ten bar mi jeszcze został.
— A ja? Co ze mną? Masz mnie. — Dotknął jego pomarszczonej dłoni.
Teraz był to tylko stary budynek na końcu miasta. Ale przed trzydziestoma laty był to najlepszy klub w mieście. Każdy do niego chodzi, każdy go znał, i każdy chciał się w nim napić. Tam człowiek zapominał o codziennych troskach i przenosi się do innej, lepszej rzeczywistości. Byłeś po drugiej stronie tęczy, w miejscu, gdzie wszystko było możliwe. Potrafiłeś odnaleźć spokój nawet, wtedy kiedy życie było wyjątkowo okrutne, a ból nie do zniesienia. Klub zachwycał swoim nienagannym stanem. Był to wysoki na dwa piętra budynek zbudowany z intensywnie czerwonej cegły. Stąd też wzięła się jego nazwa "Ognista przystań". Miejsce, gdzie dusza opuszcza znużone ciało i zaczyna życie na nowo. Za dnia był tylko zapierającym dech w piersiach dziełem jakiegoś architekta i ładnym tłem do turystycznych zdjęć. Dopiero kiedy zapadał zmrok, zaczynała dziać się magia. To wtedy jego kolorowe lampy rozświetlały całą okolicę. Jasne wiązki światła, tańczyły na gwiaździstym niebie. Głośna muzyka rozbrzmiewała w uszach wszystkich mieszkanców. Była niczym narkotyk dla ich zmysłów. Każda kolejna nutka wabiła nową ofiarę i przenosiła ją do innego wymiaru.W środku podawano egzotyczne drinki przygotowywane przez najlepszych barmanów a doborowa obsada tancerzy i tancerek stanowiła stały punkt każdej imprezy. Czułeś się jak w śnie, z którego nie chciałeś się obudzić. Ale tamte czasy przeminęły i pozostał tylko kurz.
— Dziadku, nie warto zatracać się w przeszłości, nie warto żyć życiem, którego już nie ma. — Patrzył mu głęboko w oczy.
— Życie, którego już nie ma. — Zaśmiał się w kieliszek. — Masz rację, nie mogę tak żyć. A teraz zostaw mnie, proszę samego, dokończę drinka i zawieziesz mnie do domu. Młodzieniec kiwnął głową na słowa dziadka, po czym wyszedł.
— Kochana moja, nigdy nie czułem się bardziej gotowy na śmierć niż jestem teraz. Spotkałem cię tutaj, w tym klubie i pokochałem od pierwszego wejrzenia. To miejsce, w którym wszystko się zaczęło, teraz spłonie razem z naszą utraconą miłością. I tutaj, moja tułaczka dobiegnie końca.
Kiedy oblał już wszystko benzyną, przeciągnął zapałką po ladzie barowej, po czym dokończył swój trunek.
Komentarze (21)
Po tym czasie już poprawki są zabronione
Błędy już chyba poprawiłaś, bo nie widzę. Jak nie puszczam tekstów przez żadne programy, ale piszę w wordzie, żeby mi wyłapywał ortografię. Każdy się czasem z czymś zgapi.
Co do całości - chyba jestem ostatnią osobą, która powinna to pisać, ale krótkie to. Zbudowałaś fajny klimat, spokojnie mogłoby być trochę więcej treści. Wczułam się w bar, ale nie w staruszka. Nie do końca rozumiem, czemu na koniec podejmuje tak drastyczne kroki.
Poza tym pomysł zacny.
Pozdrawiam - 4
Obadaj:
Przechadzał się każdej nocy i niszczył to wszystko, co za dnia usiłował naprawić Juliusz → niszczył
— Piję. Nie widzisz chłopcze? Piję — odrzekł twardym głosem.
— A ja? Co ze mną? Masz mnie. — Dotknął jego pomarszczonej dłoni.
Każdy do niego chodził, każdy go znał i każdy chciał się w nim napić. Tam człowiek zapominał o codziennych troskach i przenosił się do innej lepszej rzeczywistości→ chodził / przenosił - czas
Dziękujemy.
„— Ty, skurwielcu wracaj mi z tym! — krzykną starzec” – krzyknął* (wiem, że nie można zmieniać podczas głosowania)
„Przechadzał się każdej nocy i niszczy to wszystko, co za dnia usiłował naprawić Juliusz” – niszczył*
„— Nie mogę się patrzeć, no to jak te pierdolone ćpuny niszczą, to miejsce. — Pokiwał głową i znów wychylił kieliszek. — Ty tego nie zrozumiesz mój drogi, dla ciebie to tylko jakaś rudera, ale dla mnie to wszystko, co mam. Tylko ten bar mi jeszcze został.
— A ja? Co ze mną? Masz mnie. — Dotknął jego pomarszczonej dłoni” – złapało mnie za serducho :(
„Teraz był to tylko stary budynek na końcu miasta. Ale przed trzydziestoma laty był to najlepszy klub w mieście” – powtórzenie 2x „był”
„Tam człowiek zapominał o codziennych troskach i przenosi się do innej, lepszej rzeczywistości” – przenosił* (czasy w zdaniu muszą się zgadzać, jak przeszły to przeszły)
Zwróć uwagę na był/było/byłeś, sporo tego w tekście, miejscami za gęsto.
Przemyślenia dziadzia fajne, dialogi ok, jedynie końcówka nie do końca mnie przekonuje, nie wiem czemu. Ogólnie spoko opko.
Pozdrawiam, Mia :)
Bardzo spoko opowiadanie.
Pozdrawiam!
Rozumiem, nie każdy lubi cuś takiego ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania