Lee

Poczekalnię gabinetu dentystycznego urządzono schludnie, nowocześnie. Krzesła były jednak na tyle twarde i niewygodne, że Janek od czasu do czasu wiercił się szukając najbardziej komfortowego sposobu ułożenia pośladków. Czekał już pół godziny wsłuchując się w odgłosy borowania, a w jego przerwach, siorbania rurki ssącej nadmiar śliny z ust siedzącego na fotelu pacjenta.

Do poczekalni ktoś wszedł. Janek początkowo nie zwrócił uwagi na nowoprzybyłego, ale gdy ten usiadł naprzeciwko, staksował go spojrzeniem.

Uśmiechy na twarzach mężczyzn pojawiły się niemal równocześnie.

Przybysz ukazał długo gromadzony kamień nazębny, a Janek brak dwóch górnych jedynek i dolnej dwójki.

- Cześć Konrad - powiedział Janek lekko sepleniąc.

- Hej Janek. Kopę lat!

- Będzie tego. Ostatnio widzieliśmy się na studiach. Co tu robisz? - kilka kropel śliny przez wyrwę w uzębieniu Janka upadło na podłogę. Konrad udał, że tego nie spostrzegł, jednak na tyle nieporadnie, że Janek zauważył jego udawanie.

- Przyszedłem w końcu je wstawić - starał się mówić, nie otwierając ust.

- Co się stało?

- Długa historia.

- Wyglądasz tak, jakby ci ktoś porządnie walnął po ryju.

- Bo tak trochę było.

- Trochę?

- Długa historia.

- Wybierasz się gdzieś? - spojrzał w kierunku zamkniętego gabinetu.

- W sumie, nie.

- To, w sumie, posłucham - ponownie światło dzienne ujrzał kamień nazębny Konrada.

Janek przesiadł się bliżej i zaczął mówić, starając się przy tym nie pluć.

- Jakiś czas temu zacząłem trenować sztuki walki. Fajna sprawa.

- No. Ja też kiedyś boks trenowałem.

- To nie to samo. Ja trenowałem karate. Kjokuszin.

- Już nie trenujesz?

- Nie.

- Mów co się stało. Ktoś ci przywalił podczas treningu?

- Nie - zaprzeczył Janek - ale wiesz - kontynuował - był tam taki Lee.

- Bruce Lee? - kamień nazębny dalej tkwił tam, gdzie tkwił wcześniej.

- Nie Bruce, tylko Lucek, Lucjan. Ale nazywaliśmy go Lee. Na torbie miał inicjały swoje. “LJ”. Ktoś to przeczytał Lee. “L” i “i” łapiesz?

- Czaję

- No to zostało Lee. Tak mu się spodobało, że później chciał, żeby tylko tak na niego mówić.

- No i co z tym Lee?

- Był niesamowity. Wielki chłop, ale szybki jak diabli. Wszystkie techniki łapał od razu, więc pewnie inteligentny. Bił się, jak diabeł, jakby miał jakąś misję. Nie odpuszczał, nie opierdalał się na treningach, a jak trenujesz, tak się bijesz.

- No fajnie.

- Trenowałem z nim też. Jak zaczynałem, później też. Długi jestem, to mnie do wyższej grupy przerzucili.

- To jest grupa dla wysokich?

- Nie, ale trener powiedział, że mam warunki, to żebym potrenował z tymi, co trenują dłużej.

- No, ale już nie trenujesz?

- Nie trenuję.

- Czemu?

- Przez Lee - Janek pokręcił głową i westchnął - w cholerę miał cierpliwości. Ja, wiesz, łamaga trochę jestem, to nie łapałem od razu wszystkiego.

Konrad uśmiechnął się pod nosem. Tym razem kamień pozostał w ukryciu.

- To znaczy rozumiałem, ale ciężko mi było powtórzyć. No wiesz... Machać rękami i nogami, tak, jak trzeba.

- Czaję - Konrad był lekko znudzony. Janek nie przejmował się i kontynuował.

- No to on mnie wiele nauczył. Cierpliwości miał od groma, często trenowaliśmy. Aż się chciało trenować. Wiesz… Jakbym miał swojego sensei. Mistrza znaczy się. Pomagał mi przekraczać granice swojego ciała. Powiększać limity. Rozwijałem się. Czułem się sprawniejszy. Pewniejszy na ulicy, w kontaktach z ludźmi. Duża w tym zasługa nie tylko karate, trenera, ale i Lee.

- To musiał być fajny gość, jak tak o nim opowiadasz... - Konrad spojrzał podejrzliwie na Janka - a co u Magdy?

- Konrad, nie o to chodzi - na twarzy Janka pojawił się rumieniec.

- No więc wal, o co.

- Chodzi o to, że kiedyś poszedłem do klubu. Urodziny kolegi. Popiłem trochę, jak to na urodzinach. No i była tam akcja.

- Aha...

- Okazało się, że w sali obok ma imprezę jeden gość z Wawy. Miał kumpli kiboli z bojówek. Poszła o tym fama na miasto i zwaliło się kilku naszych rodzimych. Zaczęli ich ostro napierdalać. Było ich, tych przyjezdnych, dużo mniej.

-No i? - zainteresował się Konrad.

- No - Janek spuścił wzrok - był tam też w klubie Lee.

- I co? Spuściliście im manto?

- Łyse pały, koszulki z orłem. Z początku go nie poznałem. Kiedy glanowali tamtych kolesi, ja poczułem się, że pomogę. W końcu trenuję sztuki walki. Poszedłem więc. Pijany byłem. Poleciałem sam. Wtedy Lee stanął mi na drodze. Gdybyś widział jego wzrok. Nie wiem czy to tylko wkurw, czy coś brał. Chciałbym wierzyć, że mnie nie poznał, bo zaraz, jak mnie zobaczył, lutnął mi w twarz. Złożyłem się na glebę.

- No, ale później, poznał cię?

- Napieprzał mnie po łbie, jak jakiś pierdolony maniak. Wszyscy jego kumple krzyczeli: “Lucek lutuj!” A ja tylko: “Lee, to ja! To ja, Lee, przestań!” krzyczałem dopóki się nie zachłysnąłem własną krwią.

Janek patrzył w podłogę. Chwilę milczeli.

- Potem sobie poszli - dodał cicho.

Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się. Wyszła z niego kobieta z lekką nadwagą, rzuciła kurtuazyjne “do widzenia” i udała się do wyjścia.

Cycata pielęgniarka wyjrzała zza framugi, spojrzała niedbale w kierunku Janka i powiedziała ukazując doskonałe uzębienie:

- Proszę.

Janek wstał, skierował się do gabinetu.

- No i co z nim? - zapytał Konrad, zanim Janek zniknął po drugiej stronie drzwi.

- Z kim? Z Lee?

- Tak.

- Nie widziałem go od tej pory.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Nazareth 05.01.2016
    Dobre, życiowe, prosta fabuła, zakręcony pomysł i świetna realizacja. 5
  • Rasia 05.01.2016
    "wiercił się szukając" - przecinek po "się"
    " Czekał już pół godziny wsłuchując się" - po "godziny"
    "a w jego przerwach, siorbania rurki ssącej nadmiar śliny z ust siedzącego na fotelu pacjenta." - bez przecinka, bo to nie wtrącenie ;)
    "powiedział Janek lekko sepleniąc." - po "Janek"
    "Cześć Konrad" - po "cześć"
    "Hej Janek" - po "hej"
    "ponownie światło dzienne ujrzał kamie" - ujrzało*
    "Mów co się stało" - przecinek po "mów"
    "Bił się, jak diabeł" - bez przecinka, porównanie proste
    "Nie wiem czy to tylko wkurw" - przecinek po "wiem"
    "Napieprzał mnie po łbie, jak jakiś pierdolony maniak" - bez przecinka
    "“Lee, to ja! To ja, Lee, przestań!” krzyczałem" - dałabym tutaj myślnik
    "powiedziała ukazując doskonałe uzębienie" - po "powiedziała" przecinek
    No i zapis dialogów też należałoby poprawić, ale to napisałam w poprzednim komentarzu. Brakowało mi jakiegoś zaskoczenia na koniec, mocnego akcentu. A to tymczasem było takie... nawet nie chodzi o to, że zwyczajne. Było proste i jakoś nie zmusiło mnie do chwilowego pomyślenia nad tekstem czy, no... do czegokolwiek.Tekst poza tymi potknięciami napisany całkiem nieźle, ale zostawiam 4, bo mnie osobiście nie porwał. Trzymam jednak kciuki za kolejne teksty :)
  • KarolaKorman 11.01.2016
    ,, - Konrad był lekko znudzony.'' i ja też. 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania