Legenda o powstaniu bursztynu

Dawno, dawno temu w miejscowości Mieszałki mieszkała matka wraz z trzema synami. Najmłodszy z nich miał na imię Jaromir, najstarszy Krzesimir, a trzecim był Dobromir. Cała rodzina mieszkała w starej i zniszczonej chacie. Żyli z dnia na dzień, spokojnie i uczciwie pracując na polu i zajmując się gospodarstwem. Mama chłopców miała już swoje lata i nie miała tyle sił co kiedyś, dlatego synowie bardzo chętnie pomagali jej przy obowiązkach domowych.

Pewnego dnia, kiedy kobieta poszła nakarmić bydło, przy nachylaniu poczuła silny ból głowy – zemdlała. Już od dłuższego czasu czuła się źle. Była słaba i bolała ją głowa, jednak nie mówiła nic chłopcom, ponieważ nie chciała ich martwić swoim stanem zdrowia. Chciała poczekać, aż zmęczenie i ból same przejdą.

Teraz nie miała sił, aby zawołać któregoś z synów. Leżała w stodole na stogu siana i myślała, że już nikt jej nie uratuje, aż tu nagle przyszedł jej najmłodszy syn Jaromir, który czym prędzej wziął mamę na ręce i pobiegł do izby, aby położyć ją do łóżka. Synowie pomyśleli, że to przez nich mama źle się poczuła, gdyż powinni już dawno nie pozwolić jej tak ciężko pracować i podzielić między siebie wszystkie obowiązki.

Dobromir postanowił pojechać koniem do pobliskiej wioski po lekarza. Pozostali dwaj bracia opiekowali się mamą, jak tylko umieli. Nie pozwalali jej wstawać z łóżka, podawali jej jedzenie i na zmianę czuwali przy jej łóżku. Stan zdrowia mamy zaczął się pogarszać, a Dobromir wciąż nie wracał z pomocą. Jaromir i Krzesimir nie wiedzieli, co mają począć. Jedynym rozsądnym ratunkiem jaki przyszedł im do głowy była modlitwa do Boga o pomoc dla ich mamy:

- Boże, prosimy, sprowadź nam tu kogoś, kto będzie potrafił uzdrowić naszą ukochaną mamę.

Po tych słowach zdarzyło się coś na miarę cuda, ponieważ w drzwiach izby stanęła kobieta podająca się za znachorkę. Synowie z pewnymi obawami popatrzyli na siebie, potem szepcząc sobie coś na ucho, kiwnęli porozumiewawczo głowami i poprosili nieznajomą, aby weszła dalej. Po niedługiej rozmowie z kobietą chłopcy przekonani o tym, że znachorka uleczy ich mamę zaczęli głośno wykrzykiwać:

- Mamusiu, mamusiu, ta pani cię uleczy! Zobaczysz wszystko będzie dobrze...

Mama jednak nic nie słyszała, ponieważ była już nieprzytomna. Jej stan zaczął pogarszać się z minuty na minutę. Znachorka stwierdziła, że niestety jej siła uzdrowienia w tym przypadku już nie zadziała. Z twarzy Jaromira i Krzesimira zszedł uśmiech, który teraz zastąpił smutek i żal. Znachorka widząc miny chłopców postanowiła zdradzić im swój sekret, bowiem znała ona niezwykłe lekarstwo, które byłoby w stanie uleczyć kobietę. Znachorka powiedziała:

- Któryś z was musi udać się do odległej i tajemniczej krainy. Jest ona oddalona o dwa tygodnie drogi stąd. Znajdują się tam niezwykłe drzewa, które posiadają w sobie tajemniczą substancję. Jest ona lekiem na każdą chorobę, jednak nikt do tej pory nie zdołał jej stamtąd przynieść, ponieważ wszyscy ci, którzy próbowali to uczynić, ginęli.

Legenda głosi, że nie można podczas zbierania tajemniczej substancji choćby na chwilę przestać śpiewać sekwencji pt. "Posłuchajcie, bracia miła". Podobno każdego śmiałka coś tak silnie rozprasza, że zapominają o przestrodze i przestają śpiewać, a wtedy zostają zamienieni w drzewo.

- Nic to, nie lękam się – powiedział Jaromir. - Ja pójdę, znajdę drzewo, o którym mówisz i przyniosę lekarstwo, które uzdrowi naszą kochaną mamę. Wezmę ze sobą siekierę, aby móc obronić się przed zwierzętami.

Chłopcy nie mieli wyjścia. Musieli posłuchać się kobiety, gdyż nie wiedzieli jak inaczej pomóc swojej mamie. Zgodzili się na to, aby to najmłodszy z synów poszedł po lekarstwo, ponieważ najstarszy musiał zostać, aby opiekować się mamą i gospodarstwem do powrotu Jaromira, a także zaczekać na przybycie Dobromira, który w dalszym ciągu nie wracał do domu. Na drugi dzień do chaty przybył sąsiad, który oznajmił, że Dobromir nie żyje. Biegnąc po pomoc dla mamy, tak się śpieszył, że wybrał krótszą drogę, która wiodła przez las, w którym było mnóstwo wystających konarów. Niestety, o jedno z takich właśnie konarów potknął się, a upadając rozbił sobie głowę.

Krzesimir bardzo rozpaczał, gdy dowiedział się śmierci Dobromira. Był jeszcze bardziej przygnębiony, gdy uświadomił sobie, że ich mama nie ma pojęcia o tym co się stało, ponieważ nadal nie odzyskała przytomności. Kobieta, która pojawiła się u nich znikąd wykorzystując okazję, postanowiła uciec. Bała się, że zostanie obarczona winą za wszystko co się stało. Kobieta, więc pospiesznie wybiegła z chaty i czym prędzej poczęła biec w stronę lasu.

Tymczasem Jaromir dotarł na miejsce wskazane mu przez tajemniczą znachorkę. Po drodze widział wiele drzew, które rosły w różnych miejscach i w różnej odległości od siebie. Były to drzewa, w które zamienili się ci śmiałkowie, którzy nie posłuchali przestrogi, o której opowiadała znachorka. Ci, którzy podczas zbierania tajemniczej substancji nie śpiewali utworu "Posłuchajcie, bracia miła". W drzewach tych znajdowała się owa uzdrawiająca substancja, o której mówiła chłopcom znachorka.

Jaromir ucieszył się, że dotarł na miejsce. Pomyślał, że może lepiej będzie, jak zamiast wdrapywać się na drzewo, po prostu je zetnie. W ten sposób po pierwsze będzie mu wygodniej zbierać tajemniczą substancję, a po drugie pomyślał sobie, że może będzie to sposób, aby uniknąć losu tamtych ludzi, ponieważ wówczas przestanie działać klątwa. Bardzo się ucieszył, ponieważ siekierkę, którą zabrał ze sobą, aby móc obronić się przed leśną zwierzyną, teraz przyda mu się do ścięcia drzewa. Jak pomyślał, tak też uczynił. Bardzo długo uderzał sikierką w pień drzewa, aż tu nagle udało mu się je ściąć. Ogromne drzewo przewaliło się wprost do morza. Po chwili cała substancja, która była w rdzeniu drzewa, a która okazała się mieć brązową barwę, wypłynęła z drzewa wprost do wody. Jaromir próbował uratować choć odrobinę tej substancji sięgając po nią ręką, jednak nie udało się. Owa ciecz zmieniła się z płynnej substancji w stałą, stwardniała i zniknęła na dnie, zatapiając się w piasku. Chłopiec musiał się poddać. Wiedział, że nie ma już po co wracać do domu, ponieważ bez tego lekarstwa mama nie wyzdrowieje. Nie potrafił sobie poradzić z takim obciążeniem. Uważał, że to jego wina, że wszyscy na niego liczyli, a on ich zawiódł. Nie mógł znieść tej myśli, że mama przez jego nieporadność umrze. Postanowił popełnić samobójstwo. Wszedł do morza i zniknął w głębinach morskich fal.

Mama chłopców po kilkudniowej walce z chorobą zmarła. Krzesimir postanowił poszukać Jaromira. Wyruszył z nadzieją, że uda mu się znaleźć brata całego i zdrowego. Niestety, Krzesimir także zniknął bez śladu. W tak nieszczęśliwy sposób zakończyła się opowieść o rodzinie, która wiele lat temu mieszkała we wsi Mieszałki.

Jaromir jednak pozostawił po sobie wspaniałe odkrycie. Do Łeby - ponieważ to właśnie tu wiele lat temu znajdowała się kraina, do której dotarł Jaromir, gdzie znajdowały się drzewa z tajemniczą brązową substancją – rokrocznie przybywa wielu plażowiczów zainteresowanych kamyczkami, które powstają z połączenia wody i substancji, jaka wypływa z drzewa. Szukają i zbierają je na brzegu lub nieopodal wchodząc do wody. Owe kamyczki nazywamy bursztynem, który jest przepiękny, ma niesamowite kształty i zapach, a ponadto uzdrawiające właściwości. Pomimo tragicznej historii, jaka spotkała rodzinę, świat współczesny dowiedział się o bursztynie i jego magicznych właściwościach.

 

Natalia W.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Łowczyni 26.04.2016
    Bardzo przejrzysty, napisany ładnym językiem tekst. Historia, którą stworzyłaś bardzo mnie urzekła. Zostawiam 5. :)
  • Nazareth 26.04.2016
    Sama historia mi się podobała. Sposób w jaki ją opisałaś niestety dużo mniej. Przypomina relacje. Tak jakbyś chciała wszystko opowiedzieć jak najszybciej i skończyć. Zabrakło mi opisów, dialogów basniowego klimatu. Szkoda bo to opowieść z dużym potencjałem. Nie oceniam i pozdrawiam.
  • Łowczyni 26.04.2016
    Może właśnie taki był jej cel? Może nie chciała tego rozwijać? :D
  • Kociara 26.04.2016
    Nazareth jak się opowiada legendę to nie ma zbytnio dialogów, tylko się mówi że było tak i tak i tak się skończyło, przynajmniej moim zdaniem :)
  • Łowczyni 26.04.2016
    Kociaro, zgodzę się z Tobą. :)
  • Nazareth 26.04.2016
    Kociara dialogi faktycznie nie musza występować, ale mogą. Tutaj wypowiedzi bohaterów były naiwne i o to mi chodziło.
    Łowczyni nie neguje zamiarów autorki. Być może chciała by tak to wyglądało. Ja mowię o swoich prywatnych odczuciach. Może mój gust jest spaczony tym ze sam lubię pisać baśnie a to w końcu pokrewny gatunek.
  • Łowczyni 26.04.2016
    Naz, spaczony? Skądże. Dobrze, że lubisz baśnie. :)
    Przy okazji, muszę sięgnąć w końcu po Twoją twórczość.
  • Nazareth 26.04.2016
    Łowczyni i wzajemnie. Ja do twojej tez się zbieram już od jakiegoś czasu :)
  • Łowczyni 26.04.2016
    Nazareth, a tu mnie zaskoczyłeś. :)
  • Tina12 27.04.2016
    Super historia. 5
  • Goździk 04.05.2016
    Piękna historia, bardzo wciągająca. Oby tak dalej ;-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania