Legendy Luxhelionu - Śpiewające Drzewo cz.1
Dawno, dawno temu, w czasach tak odległych, że pamiętają je tylko najstarsze góry, rzeki i lasy Luxhelionu rosło niezwykłe drzewo. Zapuszczać korzenie zaczęło w środku lasu Helling Halt. Dużo czasu wznosiło swe mocne gałęzie i potężny pień. Czy deszcz, czy śnieg, burze, upały i wihury ono niestrudzenie pięło się w górę. Przetrwało wszystko. W końcu wyrosło na najpiękniejsze drzewo tej ziemi. Miało srebrzysty pień, który lśnił, jak gwiazdy i złote liście przypominające promienie słońca.
Ludzie niewiele o nim wiedzieli. Słyszeli, tylko wzmianki o jego owocach, które po spożyciu zapewniały długowieczność i uleczały wszelkie choroby. Większość osób uważały to za bajki, które opowiada się dzieciom. Znaleźli się, jednak śmiałkowie, którzy próbowali je odnaleść, aby żyć wiecznie. Niestety, żaden nie wrócił.
W pewnej osadzie Klar By żył młody chłopiec. Nazywał się Flink. Mieszkał razem ze swoją matką w ubogim domku na skraju wsi. Jego rodzicielka, aby zarobić na chleb, pracowała, jako praczka. Codziennie rano wstawała i pukała do drzwi mieszkańców, by zapytać, czy uprać im ubrania. Później szła nad rzekę, by w jej zimnej wodzie wykonać swą robote. Nie raz drżała z zimna. Nie raz prałat brudną bieliznę kaszląc i pociągając nosem. Znosiła to, jednak dla swojego syna.
Flink był inny niż reszta młodzików w jego wieku. Miał piękne niebieskie oczęta i jasną kędzierzawą czuprynkę. Była to rzadkość w Klar By, bowiem wszyscy ludzie byli tu niscy, o prostych ciemnych włosach i surowych, zielonych oczach. Oprócz tego, nasz bohater uwielbiał grać na fujarce. Gdy brał instrument w swoje dłonie słychać było, tylko czyste i cudowne brzmienie. Zasłuchane zwierzęta siadały, by patrzeć na tego, kto wygrywa tą wspaniałą melodie. Rzeki z wrażenia przestawały płynąć, a ogień nieruchomiał z wrażenia.
Lud, jednak nie lubił, gdy młodzieniec grał na fujarce. Uważali, że powinien się uczyć, albo wziąć za robotę, jeśli łeb ma za tępy.
Pewnego dnia mama Flinka zachorowała. Szybko popędzono po lekarza. Doktor, po zbadaniu chorej, stwierdził, że lepiej byłoby wzywać księdza, niż jego. Odszedł zostawiając rodzinę samą sobie.
młodzieniec, ani myślał pozwolić odejść swojej matuli. Czuwając przy jej łóżku, zastanawiał się jak jej pomóc. Niestety niewiele wymyślił, a mówiąc szczerze nic.
W nocy, podczas pilnowania cierpiącej praczki, rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiony Flink poszedł otworzyć i oniemiał. W progu domu stał piękny jegomość, o oczach, jak niebo, jasnych długich do pasa włosach i dziwnych szpiczastych uszach. Uśmiechnął się na widok zdumionej miny chłopca i nic nie mówiąc wszedł do chatyny.
Młodzieniec otrząsnął się z szoku i zamknąwszy drzwi, poszedł do sieni. Zobaczył tam, że nieproszony gość trzyma dłoń na czole chorej.
-Ona umiera-rzekł ze smutkiem.
Flink w odpowiedzi tylko skninął głową.
-Kim jesteś panie i co robisz w moim skromnym domostwie?-zapytał.
-Nie mów do mnie panie, ponieważ nie jestem człowiekiem, mój drogi.Jestem szlachetnie urodzonym elfem z Eving Vet. Przybywam, by pomœc tobie i jej-mówiąc to wskazał na umierającą.
-Obawiam się pan..., to znaczy elfie, że mojej mateńce nie można już pomóc.-stwierdził z rozpaczą.
-Skoro tak twierdzisz, nic tu po mnie-powiedział i ruszył w stronę wyjścia.
-Nie zaczekaj! Jest jakiś sposób, by moja matka przeżyła?-zapytał.
-Owszem, opowiem ci o nim, ale najpierw usiąćmy-powiedział elf.
oczywiście. Proszę chodź za mną- Flink sprowadził gość do stali, przy którym jadał posiłki.
Z góry przepraszam za wszystkie błędy, a w szczególności zw moją interpunkcje. Mam nadzieję, że opowiadanie wam się podobało. Proszę o komentarze i oceny.
E.M
Komentarze (7)
Ubel Blatt? *pjona*
Jednak ogólnie radzę popracować nad językiem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania