Lenioniada (brak bohatera)

Poszedł do lekarza zrobić sobie USG guza. Okazało się, że słaby ten guz, mało zabójczy i już więcej nie może definiować jego osoby. Istotnie wpadł w panikę: "jak to mój guz we mnie nie ingeruje, jak to nie muszę ingerować w niego, wystarczy, że zrobię absolutne nic, a nic się nie stanie,jak więc, kim i po co jestem?". Zły nastrój jednak ustąpił nadziei kiedy to wieczorem uświadomił sobie istnienie własnych gałek ocznych i fakt ich głębokiej nieznajomości. Poszuka istotnego dna na dnie swojego oka a lub b. Znalazł 224zl i nazajutrz pobiegł do lekarza okulisty. Wkropiono mu atropinę z ziarenkiem soli i z napawającym nadzieją bólem czekał w poczekalni, aż obraz stanie się absolutnie rozmazany i będzie można obejrzeć przez rozszerzone źrenice samo dno. Tak więc wada, albo nic. Wada wymagająca działania, albo jego brak. Kiedy nie widział już praktycznie niczego konkretnego, ktoś zawołał do gabinetu. Wykonano badanie. Czekał. Słyszał chrapliwy oddech lekarza. Czuł jego nieświeży zapach. I w końcu usłyszał definitywnie śmiertelną diagnozę. Wyszedł z ośrodka nic nie widząc, zamówił taksówkę i z wyraźnie lżejszym sercem, po poproszeniu kierowcy o wyłączenie radia gwizdał wymyśloną przez siebie melodię. Tak więc już wiedział, że posiada wieloodpryskowy nowotwór dna oka. Mógł poświęcić resztę życia na walkę, której mimo przesądzonego zakończenia, nie nazwie bezcelową.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania