Letni ludzik

Był upalny, czerwcowy dzień. Promienie słońca masowały ciepłem.

Ksiądz proboszcz ze wsi Kości Wielkie popijał lemoniadę w swoim ogródku. Kwiaty ładnie mu kwitły, a ptaki śpiewały. Też ładnie.

- Mamy początek lata – pomyślał sobie. - A skoro nachodzi lato; to wraz z nim może nadejść tylko jedno. To co nadchodzi z każdą porą roku. Ludzik!

Można uznać, że jego słowa były prorocze, gdyż zaraz usłyszał:

- No, siemanko!

Na dźwięk tych słów ksiądz odwrócił się i ujrzał miniaturowego murzynka (ale jestem niepoprawny politycznie) ubranego w japonki, szorty, koszulę hawajską i okulary przeciwsłoneczne. Należy jeszcze dodać, że usta miał uśmiechnięte niczym banan.

- Nie musisz się przedstawiać – proboszcz uśmiechnął się – wiem kim jesteś. Letnim ludzikiem. Przybyłeś, żeby przynieś nam nową porę roku.

Odpowiedź była strzałem w dziesiątkę. Inna sprawa, że nie było trudno rozpoznać gościa.

- Widzę, że moja sława mnie wyprzedziła!

Słońce świeciło coraz cieplnej, a ludzik był z siebie dumny.

- Eee, tam sława – ksiądz machnął ręką – po prostu od roku, na początku każdego kwartału odwiedza mnie jeden ludzik. Byli już u mnie, jesienny, zimowy i wiosenny. Tylko ciebie brakowało do kompletu. Pierwszy jest bardzo sympatyczny, drugi to śmierdzący leń, trzeci spełnia marzenia, a ty, co właściwie reprezentujesz?

- A czy coś muszę? - odpowiedział z uśmiechem letni ludzik. - Ja się do niczego nie przywiązuję i nic dla mnie nie jest ważne.

- To jesteś taki sam, jak ten zimowy. - Proboszcz skrzywił się.

Zimowy bardzo podpadł proboszczowi swoim obijaniem się. Zaspał kilka zim. Efekt był prosty, niemal całkowity brak śniegu.

- Oj, w żadnym wypadku! - ludzik złapał się za głowę. - On jest bardzo przywiązany do jednej rzeczy – mianowicie lenistwa.

- A to dobrze! - Ksiądz zaśmiał się – czyli ciebie przerasta nawet leniuchowanie. Jesteś skrajnym przypadkiem!

Słowa proboszcza nie były agresywne, ale można w nich było wyczuć pewien dystans.

- Ale ma to korzyści! Dzięki temu nie obijam się. Patrz ile słońca wyprodukowałem. I mamy ciepłe lato, a to dopiero początek.

To było tak rzeczywiste, że nie sposób było z tym polemizować. Dzień był bardzo ciepły; słonko piekło. Za wszystko zaś odpowiadał letni ludzik, gdyż to on sprowadza te temperatury. On też odpowiada za letnia pogodę. I wywiązał się znakomicie.

Nie można go było porównać z zimowym ludzikiem. Jak już pisałem tamten tak zaspał, że śniegu było co kot napłatał.

- Ok, tu się zgodzę. - Ksiądz przytaknął. - Wykonałeś robotę perfekcyjnie. Chociaż z drugiej strony, chyba z całej czwórki masz najmniej pracy do wykonania?

Co prawda, to prawda; jesienny żółci liście, zimowy przynosi (a właściwie powinien przynosić) śnieg, wiosenny daje kwiaty, a letni jedynie ciepło.

Na błękitnym niebie pojawiły się pierwsze chmurki. Takie miłe, śmietankowe.

- Właśnie o to chodzi. Ani nie może być pracy za dużo, ani za mało. Trzeba zachować umiar. Oczywiście musi być umiar w umiarze, więc umiaru też nie może być za dużo.

- Pierwszy raz usłyszałem tyle razy słowo „umiar” w jedne wypowiedzi. - ksiądz złapał się za głowę.

- W mówieniu o „umiarze” trzeba zachować umiar. - Odpowiedział ludzik.

- Akurat w tym umiaru nie masz. - Ksiądz był złośliwy.

Żeby już nie rozmawiać o „umiarach” letni ludzik łyknął sobie tequili z butelki, a potem zapalił zioło.

- Widzę, że szkodzisz sobie? - proboszcz go podpuszczał.

- Nie ma co sobie robić ograniczeń! - ludzik wypuścił narkotyczny dymek.

Gorąca atmosfera współgrała z gorącą temperaturą.

- Widzę, że żyjesz na wyjątkowym luzie. Ale nie myślałeś nigdy, żeby mieć trochę więcej zasad? Nie może tak zawsze być ci wszystko jedno.

Zaczął wychodzić typowy dla polskiego kleru konserwatyzm.

- Myśli się pojawiają – przytaknął ludzik – ale potem odpływają. Bo taki jest świat. Mało co jest stałe, większość jest płynna. Panta rhei!

Ludzik na chwile zamilkł, by potem dodać:

- Ale muszę już lecieć, żeby dodać więcej słońca! Miło było pogadać! Siema!

- Siema, siema. - Odpowiedział ksiądz chyba do samego siebie, gdyż znikający w trawie ludzik już go nie słyszał.

- Kurczę, nawet sympatyczny, jak wszystkie ludzki – pomyślał sobie proboszcz – ale mógłby się nieco ogarnąć. Nie można wszystkiego traktować tak beznamiętnie.

Zobaczył, że na trawie ludzik pozostawił niedopalonego jonta. Postanowił go dopalić.

- Nawet niezły! - powiedział proboszcz sam do siebie.

 

Marek Adam Grabowski

 

Warszawa 2023

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • kamińe 10 miesięcy temu
    nie ma bata
    ludzik z lata
  • Marek Adam Grabowski 10 miesięcy temu
    Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam
  • Dekaos Dondi 10 miesięcy temu
    Marek Adam Grabowski↔Taki→ciepło-sielsko-anielski tekst. Tzn... niezupełnie anielski, bo o ludzika chodzi.
    W sumie pozytywny, bo i główny bohater, rezolutny. Jeno trochę za dużo: się→obrodziło tego lata:))🙂
    Brakuje jeszcze ludzika nieco większego→mixa, co by łączył 4 pory roku.
    Pozdrawiam🙂:)
  • Marek Adam Grabowski 10 miesięcy temu
    O nie, o nie! Na tym opowiadaniu kończę cykl "Ludzik". Dziękuje za miły komentarz. Pozdrawiam
  • Pobóg Welebor 10 miesięcy temu
    Szczególnie podoba mi się umiar w mówieniu o umiarze w umiarze 😃
    To są skutki palenia jointów 😉
    Pozdrawiam 🙂
  • Marek Adam Grabowski 10 miesięcy temu
    Rzeczywiście ten fragment jest dobry. Dzięki że wpadłeś. Pozdrawiam
  • Noico1 10 miesięcy temu
    Marku, świetne, zaskakujące zakończenie.
  • Marek Adam Grabowski 10 miesięcy temu
    Dzięki za wizytę w Kościach Wielkich. Pozdrawiam
  • Poncki 10 miesięcy temu
    Ciekawi mnie wniosek księdza, że ludziki traktował wszystko beznamiętnie? Skąd ten wniosek?

    Mnie się widzi, że ludziki do wszystkich spraw podchodzi.z pasją.
  • Marek Adam Grabowski 10 miesięcy temu
    Z pasją, ale bez jakiegoś głębszego przywiązania się. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania