Licencja na zabijanie

Tytuł nie ma niczego wspólnego z filmem o słynnym agencie 007, tylko jest kulminacją administracyjnych działań wymierzonych w mieszkańca Wałbrzycha, który nie był świadomy, co go tego dnia czeka. Niesłychanie silny atak stresu i napływ niezwykle silnych emocji nastąpił, jedenastego w czwartek drugiego roku rozprzestrzeniania się koronawirusa. Wydarzenie miało miejsce w dzielnicy Sobięcin, w jednym z zaniedbanych budynkach mieszkalnych, będących w zasobach miasta, przeznaczonych w niedalekiej przyszłości do wyburzenia.

Powrót z pracy przebiegał jak zwykle rutynowo i różnił się jedynie markami autobusów komunikacji miejskiej oraz zmianą temperatury zewnętrznej z minusowej na dodatnią. Oblodzone chodniki Matka Natura zaczęła odśnieżać i wydawało się, że następnego dnia zostaną na nich tylko niesprzątnięte odchody piesków i błoto. Właśnie z takim odczuciem jeden z lokatorów budynku wszedł do bramy. Zaskoczenie i niedowierzanie dopadło go przy drzwiach wejściowych do jego mieszkania, za sprawą dyskusyjnej ozdoby. Elementem upiększającym była, zapowiedz komornika o jutrzejszej wizycie i windykacji za długi. Ktoś, kto ma zaległe problemy finansowe, prawdopodobnie taką informacją nie byłby zaskoczony, jak osoba bez zobowiązań finansowych. Następuje szok, niedowierzanie i pragnienie jak najszybszego wyjaśnienia pomyłki. Uderzony niesprawiedliwością, wybiera widniejący na pieczęci numer kancelarii komorniczej, lecz minęła szesnasta i biuro jest już nieczynne. Dochodzi do kolejnego połączenia, tym razem z numerem alarmowym, gdzie przekierowują do policji. Uświadomienie dyżurnego swoją głębią wprost powala i dopiero rozmowa z dzielnicowym przynosi jakieś konkrety. Przynajmniej wiadomo, że komornik nie wystąpił do policji, o podjecie czynności, ponieważ nie ma takiego obowiązku. Podczas wejścia pod nieobecność lokatora do mieszkania, naruszy prawo, o ile posłuży się łomem. Jednak gdy do otwarcia zamków zamówi ślusarza, nie złamie paragrafów, nawet jednego malutkiego. Ręce chłopu opadają i pozostaje jedyne wyjście, czyli warowanie niczym na rozgrzanych węglach do rana.

Zupełnie inaczej jest w miejscu pracy, w którym pechowy lokator jest zatrudniony. Tam zrozumieli i współczują zaistniałej sytuacji, ponieważ kierownictwo ogląda telewizję i wie, co w kraju się wyrabia. Dlatego bez problemów dostaje wolne i przynajmniej z tej strony napływa odrobina otuchy i wsparcia.

Nieprzespana noc zakończyła się w kancelarii komorniczej, rozmową z komornikiem. Miłym akcentem było pełne zrozumienie argumentów pokrzywdzonego i okazanie ludzkiej twarzy w tak dramatycznej sytuacji, jaką jest windykacja. Osoba pełniąca tę ważną funkcję, została wyrokiem Sądu zobligowana do podjęcia czynności odzyskania długu i z racji obowiązującego prawa nie mogła od niej odstąpić, albo uważać ją za nie byłą. Jako komornik nie działała w swoim interesie, gdy umieszczała informacje o egzekucji w widocznym miejscu, ponieważ dłużnik może wynieść mienie z zajmowanego mieszkania. Dialog okazał się owocny i zainteresowany ochronieniem własnego dorobku, uzyskał pełne spektrum. Czegoś takiego po urzędniku państwowym w dzisiejszych czasach, w zasadzie nie można się spodziewać, lecz nawet w górze łajna często dostrzega się perłę i tak było w tym przypadku.

Sąd poszukując dłużnika, który wyróżnia się w Wałbrzychu zajmowaniem pustostanów, swoją wiedzę uzyskał od urzędniczki wydziału meldunkowego, a ona od innej pani zatrudnionej w administracji budynków. Kobieta swoją wiedzę pozyskała z własnej głowy i ustaliła adres, pod którym przebywał dłużnik wraz ze swoim mieniem. Nikt tej informacji nie sprawdził i wyrok z klauzulą wykonalności zapadł na podstawie fantazji albo widzi mi się. Urzędniczka po rozmowie z lokatorem i po jego oświadczeniu, że dłużnik i jego mienie nie przebywa w mieszkaniu, którego on jest głównym najemcą. Przeprosiła za powstałą sytuację i zaczęła wszystko przywracać do normalności.

Sprawa zakończyła się na wielkich emocjach, odczuciu, że państwo polskie zawiodło, a system ustawodawczy jest do bani. Zupełnie inaczej zajęcie mienia by się odbyło, gdyby lokator przebywał u rodziny, na wypoczynku, w delegacji albo pracował za granicą. Wystarczył tylko jeden dzień nieobecności w domu i o odzyskanie majątku musiałby walczyć sądownie.

Nie ciesz się bratku z czyjegoś wypadku, ponieważ coś podobnego możesz mieć ty i ja, o ile dłużnik powie.

- Swoje mienie przechowuje – i poda adres twój albo mój.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Celina 25.02.2021
    No faktycznie, jeśli takie jest prawo to strach się bać. A przecież mogą też zlicytować całe mieszkanie, nie tylko mienie ruchome. I po przyjeździe z wczasów można iść nocować do schroniska, bo mieszkanie opylone znajomym komornika za1/3 ceny.
    Niedawno nagłaśniali, że za długi jednego rolnika, jakiś komornik porwał traktor z obejścia sąsiada zza plota. I zanim tamten podjął kroki prawne sprzedał go za bezcen. Tego komornika podobno jakoś ukarali, bo był wyjątkowym skunksem, ale generalnie to oni są bezkarni.
    Wchodząc na przykład do firmy zajmują wszystkie stojące tam samochody, przypadkowych klientów, pracowników. I później trzeba dochodzić swoich praw, a to oni zachowują się po bandycku.
  • Keraj 26.02.2021
    Podjąłeś się arcytrudnego tematu, komornicy to taki bardzo mocno niewdzięczny zawód, a niektórzy mają dodatkowo idealne predyspozycje psychiczne do wykonywania tej profesji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania