Liść
W środku wciąż krwawię
słaby jestem jak liść
od drzewa oderwany
targa mną wiatr codzienny
Raz skromnie i cicho
Raz jak wichura zdradliwie
Unoszę się i spadam
porwany przez kurz codziennych popędów
poznaję wciąż nowe człowieka oblicza
patrzę na nieszczęście
by móc radością łzy suszyć
Wlatuje w ciemną ulicę
Pusto Pustka Puści
twarze blade wielokrotnie wyprane
w kamienicy wesele
ktoś i nic są nowym małżeństwem
A wyżej dwa pietra
presja i sznur potomka spładzają
Na koniec lecę nad staw
przy nocnych pereł milionach
i świetle dziennej latarni
spoglądam w odbicie niekształtne
i widzę liść podarty z zeszytem u boku
Komentarze (1)
Może jestem sam tutaj?
Może ludzie to liście tylko.
Przylecą z wiatrem. Słucham
jak szeleszczą. Migają, nikną.
I może jestem w niebie?
To w końcu chyba już jest pora
- być znowu obok Ciebie.
W zieleni korony jawora.
A w górze zadumani
nad losem pokruszonych liści
będziemy wiecznie trwali,
jak zawsze młodzi, strzeliści.
Podmuch nie jest oddechem.
Wiem jak chciałaś tu zimę przeżyć...
Jak chciałaś być mym echem
w prośbach wspólnych naszych pacierzy.
:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania