Pokaż listęUkryj listę

List do Boga cz.1/2 - dzieciństwo i wczesny okres

Nawet nie wiem jak zacząć... może od tego, że nazywam się Michael Terric. Powinieneś mnie znać, bo wielokrotnie się do Ciebie zwracałem. Piszę ten tekst... hmm... sam nie wiem. Nie znam swoich powodów. Może to chęć wyżalenia się komuś ze swojego życia? Próba odpokutowania? Pogodzenia się z losem? Nie mam pojęcia. Przeczytaj ten tekst z uwagą, ponieważ jak się spotkamy w cztery oczy, to nie będę do tych zdarzeń wracać.

 

Przyszedłem na świat dziesiątego maja, roku pańskiego 1972 w Chelmsford. Jest to mieścina położona w hrabstwie Essex. Urodziłem się jako syn żołnierza marynarki wojennej, królestwa Anglii - Davida Terrica i znanej aktorki teatralnej - Marion Terric. Rodzina jak to rodzina. Ojca praktycznie nie było w domu, ponieważ ciągle siedział w jednostce, a matka godzinami odgrywała swoje role ze scenariusza. Właściwie wychowywała mnie niania. Była to naprawdę dobra kobieta z wielkim sercem. Gotowała mi, czytała bajki czy szczerze porozmawiała na temat moich problemów. Rodzice nie zwracali uwagi na fakt, że są dla mnie jak obcy ludzie. Nie dostrzegali problemu.

 

Pewnego dnia, mój kochany tatuś został wyrzucony z marynarki. Powiadają, że za "hańbienie munduru"... jakkolwiek to brzmi. Od tego pamiętnego wydarzenia, przebywał przez cały czas w domu. Mi to tam z początku odpowiadało. Chciałem więcej czasu spędzić z ojcem... po prostu... pogadać. Tatko wolał jednak przesiadywać w swoim gabinecie. Częstokroć, kochana niania osobiście zanosiła mu cały posiłek do łóżka. Nie oczekiwała wdzięczności, ona taka była z natury. Po paru miesiącach, matka zmieniła teatr i mogła w ten sposób więcej czasu spędzać w domu. Sądziłem, że ojcu dobrze to zrobi. Bardzo się myliłem. Okazało się, że jego "praca" w gabinecie polegała na piciu alkoholu. Uzależnił się. Wreszcie zaczął być agresywny. Z początku kłócił się o byle co, albo wydzierał po matce czy niani o jakieś błahostki. Potem dochodziło do rękoczynów wobec mamy. Bił ją, szykanował, a nianie zwolnił z pracy. Zawsze chowałem się wtedy w mojej skrytce pod schodami. Tata o niej nie wiedział. Mama miała ogromnego sińca pod okiem i ślady po czymś ostrym na ramionach. Byłem przerażony. Najgorsze dopiero miało nadejść. Ten dzień zaczął się w sumie niewinnie - śniadanie, sprzątanie i nauka. Wieczorem mama uszykowała stół do uroczystej kolacji. Ojciec przyszedł pijany. Szarpał mamusię za włosy, aż popchnął ją tak, że uderzyła w róg stołu. Zmarła na miejscu.

 

Nie pamiętam co się stało dalej... jedyne wspomnienie jakie zachowałem po śmierci matki, z tamtego okresu, to pobyt w szpitalu. Z tego co wiem... ojciec nie żyje. Zmarł w zakładzie dla uzależnionych.

 

Od dziesiątego roku życia dorastałem w publicznym domu dziecka "Róża", który mieścił się w Londynie. Byłem raczej skrytym i cichym dzieciakiem, przez co inni mnie z reguły ignorowali. Przyzwyczaiłem się do tego. Cały sierociniec był skonstruowany w ten sposób, że dziewczynki mieszkały w osobnej części budynku, a chłopcy w innej. Nie widywaliśmy przedstawicielek płci pięknej za często. Ale w tamtym okresie to raczej myśleliśmy o "zwędzeniu" czegoś ze spiżarni, aniżeli o amorach.

 

Nasza wychowawczyni, Emma Jones, była okropną kobietą. Biła nas i regularnie obrażała. Z perspektywy czasu uważam, że takich ludzi powinno się zamykać w więzieniach. Codziennie mieliśmy dwie godziny przeznaczone na wspólną naukę pod okiem wychowawczyni. Nie uczyliśmy się niczego przydatnego... cały czas czytaliśmy jakieś wiersze, uczyliśmy się ich na pamięć, a ona za choćby najmniejszą pomyłkę, karała nas pięcioma ciosami wymierzonymi z chirurgiczną precyzją w rękę, ramię, nogę i tak dalej. Do wyboru do koloru. Po dwóch latach spędzonych w tym "piekle na ziemi", zapoznałem Michaela Hoginsa. Był to uśmiechnięty chłopak z pozytywnym nastawieniem do życia. Bawiliśmy się razem, śmialiśmy, kradliśmy ze spiżarni i po pewnym czasie oglądaliśmy za dziewczynami. Byłem szczęśliwy, że jest choć jedna osoba, która wysłucha mnie z uwagą. Wcześniej była to niania, a teraz był to Michael.

 

Dwa wydarzenia miały miejsce w moje czternaste urodziny. Zła Emma zorganizowała apel dla całego sierocińca. W jednym rzędzie były ustawione same dziewczyny, a naprzeciwko chłopcy. Tradycyjnie miałem ubaw z Michaelem. Wreszcie po sprawach czysto organizacyjnych, na środek sali wyszła najbardziej zła kobieta, jaką znałem.

 

- Zebraliśmy się dzisiaj na tym apelu w dwóch sprawach. Pierwsza! Przywitamy nowych gości naszego skromnego przybytku. Druga! Ukarzemy wszystkich nikczemników, którzy stoją pośród was... - Ogłosiła suchym, pozbawionym uczuć głosem Emma Jones.

 

Główne drzwi otworzyły się i do sali, gdzie odbywał się apel, wkroczyło dwóch chłopców, a za nimi trzy dziewczyny. Wtedy ją dostrzegłem. Była jak anioł, jak cudo, najprawdziwsze cudo. Po prostu ideał. Patrzyłem się na nią, nie zważając na wszystko co działo się dookoła. Po chwili spostrzegłem uśmiechającego się do mnie Michaela. Mrugnął do mnie okiem. Po krótkim przywitaniu przez Emmę, nowi dołączyli do apelu i wszyscy czekali na kolejny, sadystyczny pomysł wychowawczyni chłopców, a zarazem dyrektorki tej placówki. Zaprosiła na środek "najgorszy element" jak to z uśmiechem określiła trzech chłopców.

 

Konkretnie ja, Michael i Peter Jenks, który był znany z częstych wizyt w strefie dla dziewczyn. Kazała nam rozebrać spodnie. Przy wszystkich. I patrzeć twarzą w stronę dziewczyn. Ona nas biła swoją linijką, którą zawsze nosiła przy sobie. My z trudem powstrzymaliśmy łzy. Próbowałem ją dostrzec. Udało się. Miała śliczne, niebiesko-szare oczy. Zrobiło mi się cieplej w środku. Nie odczuwałem już bólu. Spojrzała na mnie, ale tylko na chwilę. Wreszcie Emma Jones przestała nas bić i rozkazała udać się do pokojów. Położyłem się do łóżka, a potem rozmyślałem o najpiękniejszej dziewczynie, jaką kiedykolwiek widziałem.

 

Wreszcie wpadłem na dosyć absurdalny pomysł - zawołałem do Michaela.

 

- Dzisiaj w nocy idziemy do dziewczyn!

- Czyś ty zdurniał do reszty?! Przecież stara Jones nas pozabija! - Wykrzyczał w odpowiedzi Hogins.

- Muszę... to sprawa życia i śmierci stary.

- No dobra...

 

Zabawne jak my się baliśmy tej starej idiotki. Oczywiście musiałem Michaelowi wyjaśnić bardziej szczegółowo, o co mi chodzi z tą nagłą wizytą w dziewczęcym sektorze. Udało nam się połowicznie. Bo choć dotarliśmy pod pokoje dziewczyn, to nie mieliśmy pojęcia, w którym przebywa owa piękna dziewczyna, która ma niebiesko-szare oczy. Szukaliśmy co prawda, ale musieliśmy zrezygnować. Było to zbyt ryzykowne. Miałem trochę żalu, że się nie udało, ale wiedziałem, że następnym razem będzie lepiej. I miałem rację.

 

Ciąg dalszy nastąpi!

 

-------

 

Seria "Morderstwa z Mainstreet" będzie naturalnie kontynuowana. W międzyczasie będą się pojawiały inne teksty.

Następne częściList do Boga cz.2/2 List od...

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Anonim 08.07.2015
    Rozumiem, że list - to myśli głównego bohatera, a boska odpowiedź na list to owa dziewczyna? :P Na pewno jednego nie mogę Ci odmówić: kreatywności w tworzeniu bohaterów, nadałeś im dziecięcy punkt widzenia i stosownie oddałeś ich myśli i słowa. Dla mnie bombka 5 ;)
  • Ekler 20.07.2015
    Bardzo fajnie wykreowałeś bohaterów. Michael poznajemy jako czternastolatka i zachowuje się on, jak na czternastolatka przystało. Nie jest ani za dziecinny, ani nazbyt dojrzały.
    Bardzo podobał mi się wstęp do historii, który zachęcił mnie do dalszego czytania. Ojciec Michaela to skurczybyk...
    Zagrałeś na emocjach, współczułem małemu Michaelowi, tego co mu się przytrafiło.
    Tekst był bardzo dobry, jednak jakoś tak porównałem go z tekstem Anonimowej i chciałem dać 4.
    Gdybym nie czytał prędzej AA zostawiłbym 5, bez żadnego ale.
    Zastanawiałem się między 4/5.
    Zostawiam 4+ ze względu na drobne zgrzyty w konstrukcji.
  • Typowych błędów nie było dużo, były to jakieś drobne potknięcia.
    1) 4.5
    Język był poprawny, przystępny i lekki. Jednak zabrakło mi środków stylistycznych, jakiś związków frazeologicznych, które lepiej zobrazowałyby sytuację. Był poprawny, ale przeciętny.
    2) 3.5
    Mi tekst bardzo się podobał, szczególnie historia wczesnego dzieciństwa Michaela oraz opis chwili zauroczenia dziewczyną. Bardzo fajna perspektywa chłopięcego świata.
    3) 4.5
    Opowiadanie zmusiło do refleksji i to na niejeden temat. Jestem ciekawa co będzie dalej.
    4) 5
    17.5/4 = 4.37
    Zostawiam 4 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania