List Samobójcy

Nigdy nie uważałem siebie za szczęściarza. Jak mógłbym, skoro piętno pechowca ciążyło na mnie chyba już od wczesnego dzieciństwa. Nie sądziłem, aby to właśnie wydarzenia z tamtego okresu ukształtowały moją osobę, sprawiając, że byłem… „taki”. Możliwe, że jednak to one stanowiły czynnik wspomagający moją późniejszą przemianę. Przemianę, która z dnia na dzień wydawała się siać spustoszenie we mnie samym, choć jednocześnie przemianę pomagającą mi dostrzec wszystko w prawdziwej postaci, niesfałszowanej ludzkimi działaniami.

Wiedziałem, że owe przeobrażenie mocno nawiązywało do mojego ojca. Mimo że od września obecnego roku widywałem go raz w miesiącu lub nawet rzadziej, tylko po to, by odebrać alimenty, podczas naszych nielicznych spotkań i rozmów czułem, że moje myślenie w większości stanowi wręcz kopię tego, o czym on sam przy mnie rozprawiał. Nie miałem pojęcia jakim sposobem, a jednak – to właśnie po nim „przejąłem” świadomość. Zastanawiałem się chwilę, czy może przechwyciłem również jego zachowanie i moralność, ale z radością uznałem, że nie zrobiłem tego. Wiedziałem, że daleko jest mi od mężczyzny, który porzucił swoją rodzinę, wcześniej dokuczywszy jej swoim alkoholizmem i niepomierną wobec niej agresją. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co odczuwa względem niego moja matka; kiedyś zapytała mnie, czy nie chcę wiedzieć, dlaczego się rozwiedli. Rzuciłem tylko:

– Nie.

I tak naprawdę było. Wystarczyło mi to, czego dowiadywałem się od pojedynczych osób, które miały coś wspólnego z moimi rodzicami. Może po prostu bałem się usłyszeć tego, co miałaby mi do powiedzenia; już nieraz zresztą widziałem na jej przedramionach cienkie, jasne blizny, które dawały mi świadectwo tego, z czym musiała się zmierzyć kilkanaście lat temu. Odczuwałem zimny dreszcz wraz z myślą sugerującą, bym miał zapytać o stare rany. Nie chciałem wznawiać bólu tak bliskiej mi osoby, chociaż to ona sama wyszła z taką inicjatywą. Byłem jednak na to za słaby.

Wiem, że Ty, kimkolwiek jesteś, Odbiorco, niecierpliwie przebiegasz oczyma przez ten przydługi wstęp i szukasz wzmianki o mnie samym. O moim życiu. O mojej śmierci. Nie rozumiesz decyzji, którą podjąłem. Podjąłem ją ze łzami w oczach. To musi Ci wystarczyć. Nie chciałem się żegnać. Cholera, nadal nie chcę! Jednak nie widzę innego wyjścia…

… Znasz to?

Tak, ja też już to słyszałem od niedoszłych samobójców. Mam nadzieję, że ja będę tym „doszłym”, drogi Odbiorco. Sam już nie pamiętam, ile połknąłem tabletek; jak sporą ilością alkoholu owe popiłem. Ważna będzie tylko wspólna kooperacja tych dwóch składników. A w szczególności jej efekt końcowy.

Wiem, że w tym momencie drogi Czytelniku, Twoje łzy zachodzą łzami. Nie martw się. Ja już niczego nie odczuwam. Przynajmniej w sferze fizycznej. Moja duchowość pozostanie, z pewnością wciąż odczuwająca wszelkie cierpienia, na które zasługuję.

Wiesz, drogi Odbiorco, jak łatwo jest zniszczyć człowieka? Nie, nie wystarczy paru odebranych przez niego niemiłych słów, paru nieprzespanych nocy, paru nieudanych pomysłów, które tak długo wdrażał w życie…

Złudna nadzieja i przyjaźń. Sądzisz, że jesteś doceniany, niezastąpiony, wyjątkowy. Wszelkie oznaki z zewnątrz pozwalają Ci w to wierzyć. Zbyt młody wiek, zbyt nieznaczne doświadczenie, zbyt małe niedowierzanie, zbyt duże zaufanie… I zanim się obejrzysz, nie potrafisz nazwać się człowiekiem. Jesteś tylko istotą, która funkcjonuje jedynie dzięki jedzeniu, wodzie, powietrzu. Tylko za sprawą zewnętrznych czynników. Nie masz w sobie wnętrza, ponieważ zostało zniszczone przez ludzi postrzeganych według Ciebie jako przyjaciele.

Czytelniku… Odbieraj list uważnie. Interpretuj to tak samo jak wydarzenia w Twoim życiu. Pozostań cierpliwy, czekając na rozwój akcji; nie odchodź, nie zostawiaj tego, co zostało przez Ciebie rozpoczęte. Zostań jeszcze chwilę.

Widzisz, drogi Odbiorco, to nie taka łatwa sprawa… Samobójstwo. Najpierw musisz uświadomić sobie, czego tak naprawdę pragniesz. Później, po wielu nieudanych próbach zrealizowania swoich celów, zaczniesz postrzegać rzeczywistość i świat jako wymiary, które nie są i nie będą w stanie dać Ci tego, o czym faktycznie marzysz. Potem, kiedy jednak nagle osiągniesz najmniejszy choćby sukces, na nowo rozpoczniesz odzyskiwać radość z życia i tego, co robisz. Dalej pojawi się ktoś, kto będzie w stanie pogrążyć Cię w Twoim własnym świecie. Znikniesz. Lub przynajmniej uznasz za chęć, by to zrobić.

Więc kiedy jakimś dziwnym sposobem uda Ci się odejść żywym z tego pobojowiska, przeczytasz moje wyznanie z przymrużeniem oka, choć wciąż pamiętając, że zostało spisane przez martwego już człowieka. Jeżeli zaś poczujesz to, co wyżej opisane, zapłaczesz, stwierdzisz, że nie masz sił, aby ciągnąć tego dłużej… Przeczytasz mój list z pełnym zrozumieniem i zaszklonymi oczyma.

Drogi Odbiorco… Ludzie, którzy mnie otaczali, uważali, że byłem dziwny. Ja w rewanżu sądziłem zaś, że to jednak oni wykazywali pewne objawy owej nienormalności. Może to przez przejętą od ojca świadomość, a może przez własne, bolesne doświadczenia wiedziałem, że powinienem dalej podtrzymywać swoją opinię specyficznej osoby. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli uległbym negatywnym głosom z zewnątrz, moja inność zostałaby pogrzebana na zawsze.

Teraz wiem, że jeśliby tak się stało, aktualnie nie musiałbym pisać tego listu. Tak, mój Odbiorco, otrzyj łzy i jeszcze raz przeczytaj poprzednie zdanie. Wybrałem między swoimi własnymi przekonaniami a zewnętrznym światem.

Wiesz, drogi Odbiorco, kiedy postanowiłem to wszystko zostawić za sobą? Dość prozaiczna sytuacja, przyznaję, być może dla niektórych wręcz niegodna jako powód do odejścia ze świata doczesnego.

Paliłem wtedy papierosa. W końcu rzuciłem go na ziemię. Widziałem, że wciąż tli się w nim namiastka życia. Pokręciłem głową, wciąż dziwiąc się, że to wszystko tak szybko się kończyło. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w jego postać, która samotnie leżała tuż obok mojego buta. Po chwili podniosłem stopę i bez cienia litości przygniotłem dymiące szczątki. Z pasją zacząłem coraz mocniej wciskać go w ziemię, aż w końcu dotarło do mnie, że przechodzący obok ludzie wpatrywali się podejrzliwie w moją postać.

No cóż, ja sam też tak wyglądałem. Podarte, brudne ubranie, tłuste włosy, przekrzywione okulary i poharatana twarz. Tego jakże pozytywnego wrażenia dopełniał zapach unoszący się wokół mnie. Już chyba do niego przywykłem. Niestety. Od dłuższego czasu nie dbałem o siebie ze zwyczajnej racji, jakoby nikt nie dbał o mnie. Dokoła mojej osoby faktycznie były osoby, które stanowiły dla niej wsparcie; ja nadal nie potrafiłem odnaleźć w ich sile inspiracji do znalezienia własnej.

Otrząsnąłem się z moich myśli i ponownie rozglądnąłem się dokoła. Przecież było tutaj tylu świadków mojego przestępstwa. Widziałem jednak, że nikt nie wydawał się być zbytnio zainteresowany tym, co robiłem. Ich ciekawość wzbudzało raczej to, jak wyglądam.

Ludzie wokół mnie byli piękni, młodzi i zadbani.

Nie pasowałem do nich pod względem fizycznym.

Pewni siebie, roześmiani, odważni.

Nie pasowałem do nich również pod względem psychicznym.

Jak to się stało, że stałem się taki, jaki byłem? Wiedziałem, że kiedyś określałem siebie takim samym jak oni. Ale później odkryłem prawdę.

Brutalną, szokującą prawdę, która była w stanie odmienić ludzkie życie. Choć paradoksalnie, podświadomie każdy ją znał. Trudniejszym zadaniem stanowiło dopuszczenie jej do siebie. Kiedy już to zrobiłeś… nie widziałeś odwrotu. Wtedy nawet nie potrafiłeś przekonująco udawać, że było w porządku.

A więc znałeś prawdę. Patrzyłeś na wszystko i wszystkich inaczej. Z dystansem. Nieufnością. Ironią. Widoczną wręcz niechęcią.

Powoli zaczynałeś zrażać do siebie ludzi, którzy myśleli, że okazywałeś się być chamski, zimny, aspołeczny.

Oni po prostu nie wiedzieli, że odkryłeś prawdę.

Coraz częściej słyszałeś diagnozy odnośnie twojej osobowości.

Socjopata. Psychol. Odludek.

Oni nawet nie wiedzieli, że może istnieć jakaś prawda.

Jedyni Twoi sprzymierzeńcy i przyjaciele to osoby, które również znały prawdę. Zdawały sobie sprawę, podobnie jak Ty, że większość ludzkich zachowań to gra pozorów. W dodatku gra o naprawdę banalne sprawy.

Przemijająca popularność, zdradliwa przyjaźń, chwilowa przyjemność.

Kiedy przestałeś o to grać?

W chwili, gdy zacząłeś przegrywać i tracić wszystko po kolei.

Kiedy to przestało mieć dla ciebie znaczenie?

W chwili, gdy zacząłeś odkrywać prawdę.

Czy potrafiłeś stwierdzić, kiedy to się stało? Czy potrafisz… Czy wiesz, dlaczego akurat ty, spośród miliardów ludzi, otrzymałeś szansę na poznanie prawdy?

Czy potrafiłeś zdefiniować Prawdę?

Być może. Ważniejsze było jednak to, czy potrafiłeś przeniknąć wzrokiem ludzkie maski. Tak często zastanawiałeś się, dlaczego właściwie tu żyłeś, skoro nie rozumiałeś panujących zasad. Nie znalazła się osoba, która mogłaby to wytłumaczyć – podała ci jedynie maskę, ponaglającym wzrokiem nakazując natychmiastowe jej założenie i ukrycie się przed rzeczywistością.

Jaka była twoja definicja Prawdy? Czy aby na pewno mógłbyś takową sformułować? Czy może właśnie tego się obawiałeś?

Przepraszam, drogi Odbiorco. Gubisz się w tym momencie, marszczysz brwi z osiadłym na umyśle niezrozumieniem. Ale to po prostu stanowiło ongiś moją sytuację… Jeżeli żyjesz w takiej samej, z pewnością zrozumiesz wszystko.

Wiesz, drogi Odbiorco, jeszcze nie tak dawno temu była przy mnie miłość mego życia. Nasze relacje przed wspólnym końcem nie należały do najlepszych. Żyłem w tak potężnym smutku, że nie potrafiłem cieszyć się z razem spędzonych chwil. Robiłem Ci, moja Kochana, awantury, które być może dla Ciebie nie były uzasadnione, a jednak dla mnie miały wielce emocjonalne podłoże…

Pamiętam naszą ostatnia wymianę sms-ów. Po kilkunastu godzinach od dość ponurego rozstania zapytałem, czy nadal mnie kochasz. Po chwili dotarła Twoja odpowiedź.

„Oczywiście. Dlaczego pytasz?”

Sam wtedy zastanawiałem się, dlaczego pytam. Ta myśl tkwiła we mnie długo, jednak dopiero teraz udaje się jej uwolnić. Czuję, że zaczynam już tracić przytomność; w myślach przywołuję Twój nieidealny, choć wciąż piękny obraz. Powoli, lecz konsekwentnie stukam na telefonie pojedyncze litery.

„Chciałbym mieć taką świadomość zanim umrę.”.

Kochałem Cię. Tam, gdzie teraz jestem, nadal będę Cię kochał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Świetny tekst... Nie wiem dlaczego, ale skojarzył mi się trochę z ostatnim listem Tomka Beksińskiego, do jego ojca, napisanym zaraz przed przedawkowaniem środków nasennych.
    Całość jest napisana doskonale. W tekście pada mnóstwo pytań, nad którymi bardzo chętnie przysiądę i na które spróbuję znaleźć odpowiedź... bo warto.
    Dzięki za to :) 5
  • Constantine 27.02.2016
    Wspomnianego listu nie było dane mi przeczytać, niedługo więc to nadrobię. Ponadto dziękuję za komentarz, dobrze, ze tekst skłania do zastanowienia, takie było właśnie zamierzenie ;)
  • Niemampojecia96 26.02.2016
    Już czytałam i pisałam jakies samobójcze listy, ale ten jest najlepszy. Piękny.
  • Constantine 27.02.2016
    Dzięki za miłe słowa i docenienie :)
  • KarolaKorman 27.02.2016
    ,,Twoje łzy zachodzą łzami.'' - ?
    Mnie urzekło to, że idealnie wstrzelałeś się pytaniem lub stwierdzeniem do odbiorcy w moment, kiedy sama miałam zadać takie pytanie. Nie wiem czy wytłumaczyłam odpowiednio, ale (żart) skoro to list samobójcy, to i tak się nie będziesz nad tym zastanawiać:)
    A całkiem serio. Życie to nie gra o tron, ale coś jednorazowego, czego nie można wymienić na nowe. Można go jednak naprawić. Życie jest po to, by je przeżyć, a części zamienne leżą tuż za rogiem. Wystarczy tylko po nie sięgnąć. Nie oceniam, pozdrawiam :)
  • Constantine 27.02.2016
    Ech, to ładne mi zdanie wyszlo, dzięki, Karola, juz poprawione ;p 5 za żart, mocno mój klimat XD ostatnie słowa ładnie określiły to do czego faktycznie warto dążyć. Dziękuję za wizytę, również pozdrawiam:)
  • KarolaKorman 27.02.2016
    Constantine cieszę, że odczytałeś i moje słowa nie poszły na marne :)
  • NIka 27.02.2016
    Najpierw muszę zadać pytanie.. Czy to, co tu napisałeś, jest Twoimi wewnętrznymi uczuciami? Jeżeli tak, jeżeli to wszystko to prawda, to czy aby na pewno masz w sobie tyle siły, aby ta mała idea, zrodzona taką nienawiścią do otaczającej, przykrej rzeczywistości nie rozwinęła się zbytnio?
    Tekst trafił do mnie. Wymusił pytania, które staram się tłumić, aby nie zgubić gdzieś ostatnich resztek nadziei na ten świat. Dziękuję, bo refleksje do jakich mnie zmusiłeś otwierają szerzej oczy na to, co nas otacza..
    Odebrałam ten list bardzo osobiście, więc zostawię bez oceny , pozdrawiam :)
  • Constantine 27.02.2016
    W zasadzie część tekstu to fikcja, przemieszana po prostu z moimi spostrzeżeniami dotyczących ostatnich dni. Cieszę się, że doceniłaś ten tekst i wywołal w Tobie refleksję, takie oczywiście bylo jego zamierzenie. Dziękuję za komentarz, również pozdrawiam;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania