Lista zakupów

Oto przed państwem oneshot! Taki o, do czytnięcia.

-----------------------------------------------------------------

Wystarczyło szybko przeładować karabin i oddać prosty strzał. Chwilę wahałem się kogo zdjąć najpierw. Ghula, czy kelpie. Siedziałem ukryty wśród traw rosnących w jeziorze, zanurzony w wodzie do pasa. To nie najkorzystniejsza pozycja. Bardzo prawdopodobne, że po zabiciu jednego ludojada, drugi pognałby prosto na mnie, klucząc między kamieniami na piaszczystym dnie. Musiałem szybko wybrać mniejsze zło. Odrzut karabinu, prawie mnie powalił, ale przynajmniej trafiłem w kelpie. Koń zarżał głośno, wyrzucił w powietrze poobgryzaną rękę, którą konsumował i padł do wody, wzbudzając wokół wielkie fale. Ghul szybko przełkną ostatni kęs posiłku i wstał niezgrabnie. Powoli ruszył na mnie. Moje serce zaczęło szybciej bić. Drżącymi rękami podniosłem karabin wyżej i wystrzeliłem po raz kolejny. Spudłowałem. Paskudne stworzenie rzuciło się nam mnie i zanurzyło pod wodę. Szarpanie na niewiele się zdało. Ostre długie pazury wbiły się głęboko w skórę, unieruchamiając skutecznie ręce. Na szczęście umiałem kopać. Kolano uderzyło w kręgosłup poczwary, zmuszając ją do zluzowania uścisku. Podniosłem się i wywlokłem skrzeczącego ludojada z wody. Chwyciłem najbliższy kij i z całej siły wbiłem w oko ghula, przebijając czaszkę i przygważdżając go tym samym do ziemi. Wył z bólu i rzucał się na boki, więc postanowiłem szybko się go pozbyć, nim przywoła inne straszydła. Kopałem w głowę z całej siły, aż nie zamieniła się w krwistą papkę. Wytarłem resztki mózgu o trawę. Ohyda. Wróciłem do jeziora i wyciągnąłem z wody karabin. Zawiesiłem go sobie na plecach i pobiegłem do bazy.

Mieszkałem w pobliskim psychiatryku, w którym schroniło się, poza mną, wiele rodzin i samotnych ludzi. Wystawialiśmy warty i chodziliśmy na polowania, by upewnić się, że stwory, które wyłażą z wody, nie podchodzą zbyt blisko nas. To było jedne z moich pierwszych wyjść. Nigdy nie chodzimy zbyt daleko, a mimo to często ktoś z nas ginie. Dlatego byłem niezwykle wdzięczny niebiosom, że mi udało się przeżyć i zrobić coś pożytecznego. Pozbyłem się w końcu dwóch ludożerców. Potencjalnego zagrożenia!

Podszedłem do wielkiej, stalowej brami i zastukałem trzy razy. Metal zaskrzypiał. Przez szparę patrzyła na mnie para czarnych oczu.

- Matt?

- Nie, tym razem kelpia. Otwieraj!

Wślizgnąłem się do środka i pomogłem zamknąć wejście.

- Tylko się nie rozsiadaj, kończą się lekarstwa. Pati przygotowuje ci listę zakupów.

Często wymienialiśmy się potrzebnymi rzeczami, z pobliskimi ludźmi, którzy zamieszkali w starym laboratorium kilometr dalej. Oni wytwarzali nam lekarstwa i trujące gazy, na potwory, a my hodowaliśmy jedzenie. Uczciwy układ.

- Z kim idę?

- Za często umieracie. Idziesz sam, szkoda nam ludzi.

- Mogę wziąć Alexa, da sobie radę.

- Jeszcze jest w terenie.

- Jon?

- Od trzech dni nie wraca.

- Andi?

- Odszedł do lepszego świata tydzień temu. Już zapomniałeś?

- A te bliźniaki od starej Sary?

- Pewnie piją teraz herbatkę z Andim.

- Dobra- westchnąłem- to pójdę tylko po bandaże, bo ghul mnie podrapał.

Ruszyłem prosto przed siebie, wysypaną żwirem uliczką, do domu Pati. Zajmowała się wyposażeniem. Na wejściu pogratulowała mi przeżycia i zajęła się moimi ranami. Jak zwykle, szybko się uwinęła. Przygotowała mi wielką pakę jedzenia dla naukowców i wręczyła spis potrzebnych rzeczy, czyli jak to lubimy nazywać- listę zakupów. Schowałem ją do kieszeni w bluzie i wyszedłem w teren z wielkim plecakiem, obładowany po brzegi jedzeniem. Ciężkim, jak cholera.

Znałem drogę, wpajano mi ją od dawna, żebym nie musiał polegać na mapie. Przedzierałem się długo przez gęsty las, aż po dwudziestu minutach, nareszcie trafiłem na otwarte pole. Nie widziałem w pobliżu żadnego większego zbiornika z wodą, więc założyłem, że nic mnie nie zaatakuje. Wyjąłem listę zakupów i przyjrzałem się jej. Antybiotyki, witaminy, tabletki przeciwbólowe, środki odkażające, gaz pieprzowy. Nic nowego, to po co zwykle przychodzimy. Nagle usłyszałem za sobą szmery. Powoli obróciłem głowę. Kilka metrów za mną kuśtykała kelpia. Nie miała uszu, a nogi były różnych długości. Z brzucha ciekła jej czerwono-szara maź przylepiająca się do kopyt i trawy. Nie zatrzymując się, wyjąłem z pochwy mały pistolet i przeładowałem go. Wycelowałem w wodnego konia. W momencie strzału, potknąłem się o kamień i zmieniłem tor lotu kuli. Przekląłem w myślach. Pocisk trafił w szyję potwora, nie robiąc mu poważniejszej krzywdy. Kelpia spojrzała na mnie smętnie i skręciła w bok, oddalając się coraz szybciej. Nie zdążyłem strzelić ponownie, nie miałem też siły by iść za nią. Ruszyłem dalej w stronę celu.

Szybko stanąłem przed laboratorium. Nie minęło dużo czasu, może jakieś pół godziny od spotkania kelpi. Wyjąłem listę zakupów. Na odwrocie Pati zapisała mi, jak powinienem zapukać. Dwa głośne walnięcia w pancerne drzwi, kilkusekundowa przerwa, trzy walnięcia, przerwa i znowu dwa. Kiedy zapytają kim jestem, mam odpowiedzieć, że listonoszem. Wtedy powinni mnie wpuścić. I tak zrobili. W środku obejrzeli dokładnie co przyniosłem, po czym wpakowali mi moje zamówienie. Leki były znacznie lżejsze od jedzenia. Kiedy wychodziłem, przy drzwiach zatrzymał mnie rudowłosy nastolatek. Powiedział, że zamknie za mną drzwi, więc zostaliśmy sami. Nachylił sie do mnie i cicho spytał.

- U was też się tak zachowują?- Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.

- Kto?

- Wodniki- ludzie z laboratorium nazywali w ten sposób potwory.

- Coś z nimi nie tak? Więcej was tu atakują?

- Ech...-westchną i rozejrzał się.- Czyli nie. Wiedziałbyś o czym mówię.

Pomimo nalegań, nie chciał zacząć znowu tematu i szybko wyprosił mnie na zewnątrz. Miałem jeszcze dużo czasu, ale wolałem się pospieszyć. Nie miałem zamiaru zostawać na dworze, gdy zrobi się ciemno. Z lekarstwami szło się znacznie szybciej. Wiatr wiał mi w plecy i pchał do przodu. W pewnym momencie poczułem fetor rozkładającego się ciała. Rozejrzałem się. Znów szła za mną kelpia. Ta sama, okaleczona. Wyjąłem broń, ale nie strzeliłem. Uznałem, że to o tym mógł mówić nastolatek. Trzymałem zbliżającego się ludożercę na muszce. Stanęła tuż przy mnie i patrzyła smętnie w moje oczy. Pierwszy raz stałem tak blisko żywej kelpi. Jej sierść o brudno-zielonym kolorze, pokryta była rzęsą z jeziora. Ciemno seledynowa grzywa pełna kołtunów, zakrywała płetwy grzbietowe na szyi konia. Staliśmy tak mierząc się wzrokiem, dobre kilka minut. Zrobiłem krok do tyłu. Kelpia zadrżała lekko i przyklęknęła na jedną nogę. Wyglądała, jakby zapraszała mnie na przejażdżkę. Kuszące. Przyłożyłem lufę do jej głowy i nie odrywając jej, wskoczyłem na grzbiet. Wolną ręko złapałem się grzywy, która okazała się niezwykle miękka. Powstrzymałem odruch wymiotny, spowodowany fetorem, roztaczającym się wokół stworzenia. Widziałem zaschnięte plamy krwi na pysku ludożercy. Poczułem jak śluz z jej brzucha oblepia moje nogi. Co mi strzeliło, żeby na nią wsiadać. Chciałem zejść, ale wtedy kelpia podniosła się i pognała przed siebie. Wolną rękę oplotłem wokół jej szyi, by nie spaść, a drugą wciąż trzymałem pistolet, tak by w razie niebezpieczeństwa szybko pozbyć się potwora. Nie prowadziłem jej, sama biegła we właściwym kierunku. W lesie poruszała się zadziwiająco zwinnie. Nie wpadała na drzewa i szybko przeskakiwała nad powalonymi pniakami. W szaleńczym pędzie widziałem ghule i topielce, rozrywające ciała nieuważnych ludzi. Kelpia biegła coraz szybciej, a mi przelatywało przez głowę coraz więcej myśli. Czy zaraz to coś będzie chciało mnie zabić? Czy da się udomowić wodniki? Wytresować? Uda nam się nareszcie normalnie żyć? W końcu zatrzymała się przed psychiatrykiem. Nie odsuwając pistoletu od głowy konia, zapukałem w stalową bramę. Znajome czarne oczy pojawiły się w szparze.

- Matt?- Zaśmiałem się pod nosem i rzuciłem rozbawiony.

- Nie, tym razem kelpia.

-------------------------------------

Oto zakończył się oneshot!

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • ukaszeq 28.05.2015
    Lista zakupów? To chyba dla mnie! :) Przeczytam jutro, iż dziś padam, ale dzięki Shika! :*
  • ukaszeq 28.05.2015
    A jednak przeczytałem. Chciałem tylko zobaczyć i... Poszło. KURDE! To było świetne, dzięki ! Szkoda że to koniec, ale uwielbiam takie zaskakujące zakończenia. Masz wspaniały styl, lekki, ale Ty już to wiesz. Moje klimaty, uwielbiam Cię no! Efekt wow? JEST! 5 !
  • Shika 28.05.2015
    Cieszę się, że się podobało. Po tytule raczej łatwo się zorientować, ale tak, to był dyskretnie dedykowany oneshot :)
  • ukaszeq 29.05.2015
    Dzięki *.*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania