Listy zmarnowanego poety - Prolog
Pamiętam jak to się stało.
— Pisz do mnie – powiedziała tak cicho, że nawet wiatr, który wtedy musnął jej skórę, nie byłby w stanie usłyszeć jak trząsł się jej głos. Ale ja usłyszałem.
Słyszałem wszystko, co mówiła – zarówno wtedy, gdy dopiero się poznawaliśmy, jak i później, gdy stawaliśmy się dla siebie obcy. Słyszałem jak chichotała, kiedy łaskotała się źdźbłem trawy i jak płakała po obejrzeniu "Jednego dnia". Słyszałem każde krótkie słowo, które w jej ustach brzmiało jak najpiękniejsza melodia świata. Słyszałem każdą obelgę, którą rzucała w moją stronę, każde kłamstwo i każde fałszywe oskarżenie. Słyszałem miłość, ale też nienawiść. Słyszałem wszystko.
— Naprawdę tego chcesz? – zapytałem, bo nie mogłem już wierzyć w nic, co wiązało się z jej osobą.
Uśmiechnęła się promiennie, tak jak miała w zwyczaju, a potem zatrzepotała wachlarzem długich czarnych rzęs, które zawsze przysłaniały mi widok na te tajemnicze zielone oczy.
— Pisz do mnie – powtórzyła, tym razem jednak znacznie głośniej. – Cały czas, zawsze, gdy będziesz czuł taką potrzebę. Bądź tym wielkim zmarnowanym poetą. Bądź kimś. Bądź sobą. Po prostu… pisz.
A więc pisałem. Bo słowa raniły mnie znacznie lżej niż jej widok.
Widok zmarnowanej miłości. Zmarnowanej miłości zmarnowanego poety.
Komentarze (3)
"Pamiętam(,) jak to się stało.
— Pisz do mnie – powiedziała tak cicho, że nawet wiatr, który wtedy musnął jej skórę, nie byłby w stanie usłyszeć(,) jak trząsł się jej głos. Ale ja usłyszałem."
To chyba tyle. Lecę czytać dalej. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania