Lololandia

Słońce wysoko na niebie wzeszło, odbijając swoje promienie w wodnej tafli niczym w lustrze, a ptaszki radośnie ćwierkały.  

Wioska budziła się do życia, a wraz z nią jej mieszkańcy, którzy wstawali do swoich codziennych obowiązków.  

Głównie utrzymywali się z handlu, hodowli zwierząt, czy ogrodnictwa, i tak przez cały dzień pracowali, że wieczorem nie mieli siły na nic.  

Powoli zaczynali mieć serdecznie dość rządów nowej królowej, dlatego postanowili zwołać w gospodzie zebranie. Kiedy wszyscy mieszkańcy już się zgromadzili, jako pierwszy głos zabrał Johnny Prick.  

- Słuchajcie, jak możecie pozwolić się tak wykorzystywać przez tę pazerną królową?!  

- Chłopak mądrze gada – odparła Gaba.  

- Tak, tak, precz z królową Agnes, a niech żyje przyszły król Johnny!  

Ale z was głupcy. Myślicie, że jestem jednym z was, a tak naprawdę jestem królewskim informatorem i królowa jutro o wszystkim się dowie. – Pomyślał.  

Mieszkańcy poderwali się ze swoich miejsc, pochwycili chłopaka i wiwatując na jego cześć, podrzucali go do góry.  

Marta, która była właścicielką gospody, a że była to kobieta wykształcona i zawsze chodziła elegancko ubrana, widząc, co się dzieje, tak rzekła:  

- Ale proszę o spokój. Zebraliśmy się tutaj, żeby wspólnie ustalić, co dalej mamy zrobić w sprawie królowej.  

- Jak to, co? Obalić ją, a Johnny'ego posadzić.  

- Tak, tak, precz z królową, co nas nęka! Niech żyje nowy król!  

- Proszę o spokój!  

- Jak mamy być spokojni, gdy ta żmija niszczy nasze królestwo.  

- Właśnie.  

- Najlepiej chodźmy tam i sami ją obalmy, a później wtrąćmy do lochu.  

- To na co czekamy?  

Tak zakończyło się zebranie w gospodzie i mieszkańcy uzbrojeni w siekiery, widły i taczki, ruszyli w stronę zamku. Marta zamknęła gospodę w kuchni przygotowała jedzenie i ruszyła z nimi w drogę.

Po dotarciu na miejsce mieszkańcy ukryli się w niewielkim zagajniku. Marta rozpaliła ognisko, przy którym wszyscy usiedli.  

- Jak w dostaniemy się do środka? – zapytała Gaba.  

- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę – odparł Berni.  

Berni był mężczyzną w średnim wieku, nosił lnianą tunikę i pracował w sklepie, który prowadził z żoną.  

- Co ty nas tu przyprowadziłeś bez żadnego planu? Bo akurat w gospodzie naszła cię ochota na zdobycie zamku – rzekła Gaba.  

- A nawet jeśli, to co z tego? - zapytał Berni.      

Nie no trzymajcie mnie, bo mu zaraz czymś przydzwonię w ten głupi łeb – fuknęła Gaba.  

- Przestańcie się kłócić, bo jeszcze was ktoś usłyszy! - rozkazała ściszonym głosem Marta.  

- Przepraszamy.  

Po tych słowach usiedli z powrotem przy ognisku. Nagle Johnny poderwał się z ziemi.  

- Co się stało?  

- Jak się kłóciliście, to z nudów spojrzałem w niebo i zobaczyłem smoka.  

- Smoki nie istnieją – odparł Berni.  

- Skoro mi nie wierzycie, to sami zobaczcie.  

Wszyscy, jak na komendę, skierowali głowy ku górze, gdzie ujrzeli wielkiego, zielonego smoka z długim ogonem, który ział ogniem, paląc wszystko, co napotkał na drodze.  

- I co my teraz zrobimy? Ten potwór nas za chwilę pożre, jak nic.  

- Gaba, przestań histeryzować, bo mnie denerwujesz!  

- Nie, Berni, ty nas w to bagno wpakowałeś, to ty nas teraz z niego wyciągniesz!  

- A niby jak? Mam iść walczyć z tym smokiem, czy co?  

- Nie wiem, ty jesteś specjalistą od pakowania się w kłopoty, nie ja.  

Johnny wykorzystał moment, gdy nikt na niego nie patrzył i pobiegł do zamku.

Johnny po znalezieniu się na zamkowym dziedzińcu natychmiast udał się do chatki, w której mieszkał z żoną Candy i ich trójką pociech. Była ulepiona z gliny, dach miała ze słomy i składała się z jednej izby, gdzie rodzina spała i jadła. Dzieci bawiły się w ogrodzie i gdy zobaczyły ojca, szybko do niego podbiegły. Mężczyzna mocno je przytulił, po czym wszedł z nimi do środka. Podszedł do żony, która właśnie gotowała obiad.  

— Witaj, kochanie, bardzo się za wami stęskniłem – szepnął jej do ducha.  

— My za tobą też, zwłaszcza dzieci.  

— Tak, wiem. Przepraszam, więcej was nie zostawię – odparł Johnny.  

— Obiecujesz, tatusiu? – zapytały chórem dzieci.  

— Tak.  

— Pobawisz się później z nami?  

— Jasne.  

— Kim, nakryj do stołu – poprosiła Candy.  

— Dobrze, mamo.  

Dziewczyna odłożyła swój zeszyt, w którym zapisywała wszystko, podeszła do kredensu, wyjęła drewniane talerze i nakryła do stołu. Potem wszyscy zasiedli do posiłku.  

— Kochanie, czy dowiedziałeś się już, kto knuje przeciwko naszej królowej? – zapytała Candy.  

— Tak, i zaraz po obiedzie pójdę i o wszystkim jej opowiem – odparł Johnny.  

— Jestem z ciebie taka dumna – oświadczyła żona.  

— Przestań, bo się zaczerwienię.  

— Tatku, a co zrobimy ze smokiem, który lata nam nad głową? – zapytała Kim.  

— Później się nim zajmę.  

— Tatusiu chcesz posłuchać mojego wiersza?  

— Pewnie, że tak.  

Dziewczynka poderwała się z krzesła, chwyciła swój zeszyt i otworzyła na pierwsze j stronie.  

— Nagle, nie wiadomo skąd,  

na naszym błękitnym niebie  

pojawił się zielony potwór,  

który był ubrany w płaszcz z łusek.  

 

Na wszystkie strony  

złotym ogniem ciskał,  

` czy znajdzie się jakiś śmiałek,  

który nas uratuje?  

 

Gdy skończyła czytać, ukłoniła się. Ojciec podszedł do córki i mocno ją uściskał.  

— Jak ci się podobał wiersz? — zapytała dziewczynka.  

— Był bardzo piękny, córeczko, masz talent.  

— Dziękuję.  

— Kochanie, zamknij drzwi i nigdzie nie wychodź, aż do mojego powrotu. Kocham was  

Po tych słowach mężczyzna ruszył w stronę drzwi…

Królowa Agnes miała na sobie złotą suknię, a na głowie koronę w tym samym kolorze, wysadzaną szmaragdami. Podłoga w sali tronowej była wyłożona kafelkami o wysokim połysku, a od tronu, na którym siedziała, ciągnął się czerwony dywan. Nagle do pomieszczenia wszedł jej doradca, Lukas.  

- Wasza wysokość – zawołał.  

- Co się dzieje? – zapytała królowa.  

- Mamy problem, i to duży.  

- Jaki? – dopytywała królowa.  

- Mieszkańcy buntują się przeciwko pani – rzekł Lukas.  

- A co ja im takiego zrobiłam?  

- Uważają, że nie dbasz ani o królestwo, ani o swoich poddanych, tylko o siebie.  

Bo mają rację – pomyślała władczyni.  

- To co ja mam teraz zrobić? – zapytała.  

- Jest ktoś, kto może nam pomóc – oświadczył mężczyzna.  

- Kto taki?  

Lukas otworzyl drzwi i do środka wszedł Johnny, miejscowy rolnik, który uprawiał buraki cukrowe. Kobieta na jego widok roześmiała się i klasnęła w dłonie.  

- A niby w jaki sposób zwykły rolnik ma pomóc? – spytała kobieta.  

- Królowo, Johnny ma dla waszej wysokości informacje, które pomogą schwytać buntowników i ich ukarać.  

- Johnny, mów – nakazała Agnes, wstała ze swojego miejsca i zaczęła chodzić w tę i z powrotem. Rolnik nieśmiało stanął naprzeciwko monarchini. Bardzo się denerwował, gdyż była to jego pierwsza audiencja.  

- Głównym powodem tego całego zamieszania jest Berni – rzekł Johnny.  

- Berni, ten sklepikarz? – Zdziwiła się królowa.  

- Tak, wasza wysokość, ażeby mieszkańców przekabacić na swoją stronę proponowałbym...  

- Co takiego?  

- Wybudować wielką galerię w której każdy z mieszkańców będzie mógł prowadzić własny biznes. A pieniądze ze sprzedaży trafiłyby do królewskiej kasy.  

- To jest świetny pomysł – pochwaliła władczyni .  

- Dziękuję, wasza wysokość.  

- Też tak uważam – wtrącił Lukas.  

- Ja, wasza wysokość, mogę zebrać wśród mieszkańców ich pomysły i pomóc im stworzyć biznes plan, a potem pomóc go zrealizować – rzekł Johnny.  

- Ja zajmę się kwestią finansową i poszukam odpowiedniego miejsca na rozpoczęcie budowy – dodał Lukas.  

- Świetnie, a więc ruszajcie do pracy.

Johnny opuścił pałac i udał się do swojego przyjaciela, który był architektem. Po kilku minutach zatrzymał się przed niewielką chatką, z napisem nad drzwiami: "Architekt". Zapukał, i gdy nikt mu nie otworzył, wszedł do środka. W chatce panował straszny bałagan, ale nigdzie nie było jego przyjaciela.  

Ciekawe, co tu się stało – zastanawiał się.  

- Halo! Jest tu kto? – zawołał.  

Ostrożnie, omijając poprzewracane meble, poszedł w głąb mieszkania, gdzie w kącie znalazł związanego przyjaciela. Nożem rozciął więzy znajdujące się na nadgarstkach i kostkach, po czym pomógł mu wstać.  

- Hans, co tutaj się stało? – zapytał.  

- Nie wiem. Pracowałem nad ważnym projektem i byłem tak zajęty, że nie słyszałem, jak weszli.  

- Rozumiem, że nic ci nie zrobili?  

- Nie, wszystko w porządku, jestem tylko trochę poobijany.  

- Na pewno?  

- Tak.  

- Mam do ciebie sprawę.  

- Jaką?  

- Czy mógłbyś przygotować dla mnie plan pod budowę galerii?  

- Jasne, a po co ci to?  

- Bo zamierzam wybudować dla mieszkańców galerię, w której mogliby sprzedawać swoje wyroby.  

- A królowa wie o tym?  

- Tak, mam jej aprobatę.  

- Dobrze więc przyjdź jutro.  

- Dziękuję.  

Po tych słowach wyszedł z chatki przyjaciela i udał się do domu, do żony i dzieci. Przy drzwiach się zatrzymał i odruchowo spojrzał w niebo, gdzie cały czas szybował smok.

Królestwo było pogrążone w głębokim śnie, gdy nagle nadleciał smok, który już od jakiegoś czasu siał postrach. Tym razem postanowił, że zaatakuje śpiących mieszkańców.  

Johnny'ego niespodziewanie zbudziło walenie do drzwi.  

- Kochanie, a kto to może być o tak późnej porze?  

- Nie wiem, ale zaraz się dowiem.  

- Tatusiu, co się dzieje?  

- Nic, śpijcie dalej.  

- Dobrze.  

Mężczyzna wstał z łóżka i otworzył drzwi. W progu stał architekt.  

- Stary, czy ty wiesz która jest godzina? - zbeształ gospodarz.  

-Przepraszam, ale mamy problem.  

- Jaki?  

- Sam zobacz.  

Johnny wyszedł z domu i zobaczył, że wioska się pali.  

- Jeśli czegoś nie zrobimy to ten smok spali nam królestwo.  

- Tylko co?  

- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.  

- Byle szybko.  

Mężczyźni weszli do środka, usiedli przy stole i zaczęli się naradzać. W pewnym momencie do rozmowy wtrąciła się żona Johnny'ego.  

- Chyba znam kogoś, kto mógłby pomóc.  

Kobieta podeszła do szuflady i wyjęła z niej fotografię, którą wręczyła mężowi.  

- Kochanie, kto na niej jest?  

- Moja siostra.  

- Nie wiedziałem, że masz rodzeństwo.  

- Długa historia.  

Pani Prickowa za parawanem przebrała się w strój do jazdy konnej, po czym uzbrojona w kuszę wyszła z domu, by wyruszyć w podróż

Kobieta pożegnała się z bliskimi i w stroju amazonki wyszła z domu, gdzie czekał na nią jej czarny jak smoła koń syn rzucił się matce w ramiona.

— Mamusiu nie jedź – prosił.

— Muszę – odparła Candy.

Po tych słowach dosiadła konia o imieniu Burza. Gdy opuściła już pałacowy dziedziniec i znalazła się na polanie to ruszyła przed siebie. W oddali dostrzegła obóz zbuntowanych mieszkańców, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać.

Podróż trwała przez trzy dni nie licząc małych postojów, ale w końcu dotarła do celu. Jeszcze czekała ją przeprawa przez jezioro pełne lawy. Zsiadła z konia, a lejce przywiązała do drzewa.  

Po chwili szukania znalazła łódź, do której wsiadła i zaczęła wiosłować. Gdy już znalazła się na drugiej stronie to szybko wysiadła i ścieżką ukrytą pośród wysokich traw ruszyła w stronę chatki, która była zbudowana z kamienia. Podeszła do drzwi wzięła głęboki wdech i zapukała.  

Niespodziewanie w progu stanęła młoda dziewczyna o czarnych jak węgiel oczach i długich włosach.  

     Miała na sobie suknię utkaną z pajęczyny, a buty zrobione z łopianu. Obok niej przysiadł biały jak śnieg kot.

— Dzień dobry – przywitała się Candy.

— Dzień dobry – odparła dziewczyna.

— Naszą wioskę zaatakował smok, który sieje spustoszenie i postrach tylko w tobie nadzieja – mówiła Candy.

— Niestety nie mogę wam pomóc – oświadczyła dziewczyna.

— Dlaczego? – zapytała Candy.

— Ponieważ nie mam władzy nad tym smokiem – odparła dziewczyna.

— Jak nie pani to kto? – zapytała Candy.

— Królowa – odparła dziewczyna.

— Co? – zapytała Candy.

— Tak, ale nie będziemy tutaj stały w progu zapraszam do środka.

Po tych słowach otworzyła szerzej drzwi i Candy weszła do środka. Pomieszczenie było urządzone skromnie na środku stał stół z dwoma krzesłami, a w kominku palił się ogień.

Candy usiadła na krześle łokcie oparła o brzeg stołu i patrzyła przed siebie naprzeciwko niej przysiadła gospodyni domu.

Ale ona jest piękna – pomyślała Candy.

— Jak ci na imię? – zapytała czarodziejka.

— Candy.

— Ładnie.

— Dziękuję, a pani jak na imię?

— Margerita i to ja powinnam zostać królową.

— Jak to?

— Zanim zamieszkałam w tej chatce nad tym bulgoczącym jeziorem. To mieszkałam w pałacu z rodzicami i siostrą.

— Co Agnes jest twoją siostrą?

— Tak.

— A nie myślałaś nigdy o powrocie?

— Wiele razy.

— To czemu tego nie zrobiłaś?

— Ponieważ czekam na okazję.

— Słuchaj Margerita uważam, że nadszedł ten moment.

— A wiesz, że masz rację.

Po tych słowach czarodziejka poderwała się z krzesła i podeszła do łóżka. Z szafki wyciągnęła księgę z zaklęciami, kulę i różdżkę, po czym wróciła do stołu.

— Jestem gotowa do powrotu.

— Bardzo mnie to cieszy.

Następnie kobiety opuściły chatkę Margerita ze stajni przyprowadziła swojego konia, którego dosiadła. Candy zaś zajmuje miejsce w łodzie i przepływa na drugą stronę, gdzie czeka nowa przyjaciółka. Potem kobieta dosiada swojego konia i obie ruszają w drogę powrotną do wioski dotarły późno w nocy.

Margerita i Candy zatrzymały się przed budynkiem karczmy. Następnie zsiadły z koni i weszły do środka ledwo to zrobiły to oczy zebranych tam ludzi skierowały się na nie.  

— Czemu oni nam się tak przyglądają?

— Nie zwracaj na to uwagi tutejsi ludzie tak mają.  

— Postaram się.  

Po tych słowach czarodziejka usiadła przy stoliku, a Candy podeszła do barku, za którym stała Marta, która była przyjaciółką kobiety.

— Witaj.

— Cześć Candy.  

— Widzę, że sprowadziłaś pomoc do walki z tym smokiem.

— Tak, ale ona nam nie pomoże.

— Dlaczego?

— Ponieważ tę latającą bestię wypuściła królowa.

— Mówisz poważnie?

— Tak.

— Widzisz tamtą dziewczynę przy stoliku?

— Tak, a kto to jest?

— Nazywa się Margerita.

— Co? Tak właśnie na imię młodsza siostra złej królowej, która pewnego ranka zniknęła. Jeśli to prawda, że jest zaginioną księżniczką to nie jest tu bezpieczna.

— Wiem, ale sama zdecydowała się wrócić do pałacu.

— Odważna dziewczyna.

— To prawda.

Mężczyzna, który siedział dwa stołki dalej od rozmawiających kobiet. Gwałtownie wstał i wyszedł Candy, po złożeniu zamówienia wróciła do czarodziejki. Dwadzieścia minut później podeszła do nich Marta tacę postawiła na stole i odeszła.

— Smacznego.

— Smacznego.

Kobiety po kolacji właśnie miały się udać na spoczynek, gdy do środka wkroczyło królewskie wojsko.

Żołnierz podszedł do Margerity w celu jej aresztowania założył kobiecie kajdanki i wyprowadził z karczmy.

Candy wybiegła na dwór i widziała, jak drzwi więziennej karocy się zatrzasnęły przed nosem czarodziejki. Następnie woźnica w powietrzu batem śmignął na konie i ruszyła.  

Kobieta, szybko dosiadła swojego wierzchowca i pogalopowała za nimi. Po dotarciu na dziedziniec zeskoczyła z konia i w bezpiecznej odległości podążyła za żołnierzami, którzy prowadzili Margeritę do celi. Ukryła się za rogiem i obserwowała jak strażnicy kobietę wepchnęli do środka i zatrzasnęli kraty przekręcając klucz po czym odeszli.

— Wypuścicie mnie nie macie prawa mnie tu trzymać! To wasza królowa, a moja siostra powinna tu się znaleźć!

Candy chwilę odczekała po czym podeszła do krat Margerita zdziwiona spojrzała się na nią.  

— Skąd tutaj się wzięłaś?

— Jechałam za wami.

— Wiesz, że to było bardzo ryzykowne żołnierze mogli cię zauważyć i zabić.

— Wydostanę cię stąd obiecuję ci to.

— O mnie się nie martw dam sobie radę.

— Na pewno?

— Tak a teraz uciekaj zanim ktoś przyjdzie.

Candy przyjaciółce w powietrzu przesłała całusa po czym wybiegła z lochu, w którym znajdowała się Margerity cela, gdy czarodziejka została sama.

— Magiczny portalu rozkazuję ci się otwórz!

Po tych słowach zaczęła tańczyć pstrykając w palce, kiedy skończyła to przed nią pojawił się błękitna wirująca mgła po czym wchodzi w nią.

 

Królowa siedziała w swoim gabinecie przy biurku, który został wykuty z marmuru. Miała głowę spuszczoną i nawet nie zauważyła jak przed nią pojawiła się Margerita. Czarodziejka wzrokiem wodziła po pomieszczeniu, które było kiedyś gabinetem jej ojca.  

     Pokój był urządzony jak na pałac przystało z wielkim przepychem. Na podłodze leżał dywan z białego niedźwiedzia, którego król sam ustrzelił. W oknie wisiała biała firanka ze złotymi nićmi i falbankami u dołu, a nad kominkiem wisiał portret króla.  

     Margerita przez chwilę patrzyła na ojca ze łzami w oczach bo bardzo za nim tęskniła.  

     - Obiecuję ci tato, że odzyskam królestwo – powiedziała – w myślach.

     Następnie przenosu wzrok swoją siostrę i się w nią intensywnie wpatruje, że królowa w końcu podnosi głowę. Na widok Margerity, aż poderwała się z fotela, a oczy miała wielkie jak spodki.  

     - Skąd się tu wzięłaś? Jak ci się udało tu wejść nie zauwazona przez straż.

     - Znam pewną sztuczkę.

     - Jaką?

     - Chciałabyś wiedzieć, ale ci nie powiem.

     - Po co wróciłaś? I w ogóle jak się wydostałaś z więzienia?

     - Ha, ha, ha za dużo chciałabyś wiedzieć siostrzyczko. Wróciłam, żeby to mi przed laty odebrałaś.

     - Nie oddam ci tronu!

     - To poddani jeszcze dziś się dowiedzą że ich znienawidzona królowa doprowadziła do ruiny królestwo. Stała też za śmiercią króla i królowej oraz usiłowała zabić ich córkę.

     - Nie zrobisz tego.

     - A chcesz się założyć?

     Po tych słowach czarodziejka pstryknęła palcami i w myślach przywołała portal z mgły, w który potem weszła po czym tunel się zamknął. Królowa wpadła w popłoch i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju w pewnym momencie stanęła naprzeciwko portretu ojca.  

     - Ojcze nie wiem co mam robić  ty pewnie być chciał, żeby na tronie zasiadła twoja ukochana córeczka Margerita. Czarodziejko wygrałaś bitwę, ale nie wojnę i jeszcze tu wrócę.

     Królowa po tych słowach opuściła gabinet i korytarzem ruszyła w stronę sypialni. Po znalezieniu się w niej zamknęła za sobą drzwi i z płaczem rzuciła się na łóżko.  

     Gdy się uspokoiła to wstała spakowała najpotrzebniejsze rzeczy po czym przebrała w strój do jazdy konnej i opuściła pałac.  

     Kiedy była już na moście i miała przejść na drugą stronę nagle do niej podbiegł zamaskowany sprawca. Za rękawa wyciągnął sztylet ze złotą rękojeścią i zaczął na oślep dźgać po czym uciekł. Agnes przerażona tym co ją przed chwilą spotkało zgięła się wpół i chwiejnym krokiem ruszyła do lasu.

     Wśród świadków tego zdarzenia była Margerita jak królowa opuściła teren pałacu. To mieszkańcy szybko podnieśli zwodzony most do góry.

Szeryf Bob, który został wezwany przez mieszkańców Lololandi, by odnalazł złą królową i ukarał. Właśnie tam zmierzał na swoim czarnym jak smoła koniu do karczmy u Marty dotarł o północy. Ale budynke tonął w ciemości, co go bardzo zdziwiło, bo zajazd jest otwarty całą noc.

      Coś tu niegra – pomyślał szeryf.

     Pośpiesznie zsiadł z wierzchowaca po czym lejce przywiązał do drzewa. Następnie obszedł dookoła oświetlając sobie drogę światłem z zapałek. A ponieważ nic nie znaazł więc wrócił do głównych drzwi i wtedy zauwazył kartkę.

     - Karczma zamknięta, bo obecnie przebywam w obozie, który znajduje się pod murami pałacowymi – przeczytał szeryf.

     Szeryf natychmiast wrócił do konia odwiązał lejce po czym na niego wskoczył i pogalopował w stronę pałacu otoczonego murami obronnymi. Gdzie znajdował się wspomniany w wiadomości obóz.  

     Po całonocnej przejażdżce szeryf w końcu dotarł na miejsce. Zeskoczył z konia i podszedł do dwóch rycerzy, którzy stali na straży.

     - Dzień dobry nazywam się Bob Szybki jestem szeryfem i przybyłem, żeby zaprowadzić porządek.

     - Najwyższa pora aby była królowa stanęła przed sądem za to co zrobiła rodzicom, siostrze i królestwu.

     - Po to tu jestem, czy mógłby ktoś mojego konia zaprowadzić do stajni, żeby odpoczął?

     - Oczywiście, ze tak Stiv idź po Johnniego, żeby zajął się koniem naszego gościa,

     - Okej!

     Rycerz po tych słowach pośpiesznie  opuścił most i pognał w kierunku chaty Johnniego. Po dotarciu przed drzwi mężczyzny zastukał po chwili stanęła w nich Candy.

     - Witaj Stive co cię do nas sprowadza?

     - Szeryf przyjechał i poprosił aby ktoś zajął się jego koniem.

     - Powiedz mu że mój mąż zaraz przyjdzie.

     Candy nie zdążyła zamknąć drzwi, bo od strony ogrodu zjawił się Johnn.  

     - Cześć Stive.

     - Cześć Johnn.

     - Co cię do nas tak rano sprowadza?

     - Szeryf przyjechał.

     - Candy kochanie nie stój tak tylko idź przygotować coś do jedzenia i do picia. A co najważniejsze pokój dla szeryfa.

     - Dobrze już biorę się do roboty.

     - Zuch żona.

     Pan domu po tych słowach ją pocałował i razem z rycemrzem udał się przywitać szeryfa. Johnn zaprowadził konia do stajni, gdzie rozsiodłał i nakarmił, a potem wrócił do chaty. Na chwilę usiadł w bujanym fotelu, który stał na ganku nagle nadleciał smok ziejąc ogniem na lewo i prawo przez jakiś czas królestwo miało spokój, ale powrócił. W pewnym momencie zauwazył, że z obozu rozbitego nieopodal jego domu się dymi.

     - Candy, Margerita! Pali się obozowisko!

     Kobiety wybiegły z chaty wystraszone.

     - Gdzie się pali?

     John wskazał palcem na obóz Candy chciała pobiec, ale mąż ją zatrzymał.  

     - Ty kochanie zostań z dziećmi w domu, albo lepiej przenieście się do pałacu.

     - Nie!!!

     - Bez dyskusji.

     - Twój mąż ma rację.

     - No dobrze.

     Mężczyzna pożegnał się z rodziną i ruszył w stronę bramy, gdzie stał na warcie jego przyjaciel Stive. Kobieta pocałowała męża następnie zawołała dzieci po czym wszyscy weszli do chaty i zaczęli się pakować.

     - Czy jesteście gotowi na to aby przeprowadzić się do pałacu?

     - Tak! - odkrzyknęły dzieci.

     - To się cieszę.

     Po tych słowach czarodziejka otworzyła portal do którego weszła razem z Candy i jej dziećmi.

 Po chwili Margerita ze swoimi towarzyszami znalazła się na pałacowym korytarzu, którego podłoga była wyłożona płytkami z wysokim połyskiem, a ściany pomalowane na jasnobłękitny kolor. Czarodziejka zauważyła, że jej przyjaciółce oraz dzieci są zachwycone pałacem, co ją bardzo cieszyło.  

     - Wiec to tutaj się wychowałaś?

     - Tak, ale gdy się urodziłam to Agnes miała cztery lata.

     - Czyli była najstarsz?

     - Tak i już w dzieciństwie mnie nienawidziła.

     - Czemu?

     - Nie wiem pewnie dlatego, że byłym oczkiem w głowie ojca.

     - I też była taką królową, która wcale nie dbała o poddanych, a jedynie o swoją dupę.

     - Wiem mój tatko w grobie się przewraca, gdy widzi, co się stało z jego ukochanym królestwem.

     - Ja go nie pamiętam, ale moi rodzice mówili, że był cudownym królem.

     - Ale ja tu zaprowadzę porządek i sprawię, że znów zagości radość.

     - Mój mąż i ja ci w tym pomożemy.

     - My też! - wykrzyknęły dzieci.

     - Dziękuję, ale najpierw zacznę od remontu chat w miasteczku, bo zauważyłam, że są w fatalnym stanie.

     - Co ty chcesz nigdy nie były remontowane.

     - Wiem.

     - Dobra byłaby z ciebie królowa.

     - Nie wiem, czy chcę nią zostać.

     - Dlaczego?

     - Bo wolę mieszkać w pałacu i wam pomagać jako Margerita.

     - Rozumiem.

     Margerita swoich gości zaprowadziła do ich pokój, a sama udała się do gabinetu po znalezieniu się w nim zamknęła drzwi. Następnie podeszła do biurka po czym usiadła w fotelu przez chwilę tak siedziała. Po chwili zabrała się za przeszukiwanie biurka w nadziei, że zdobędzie jakiś dowód, ale nic nie znalazła szuflady były puste.  

     Wzrokiem zlustrowała pomieszczenie, ale to nie pomogło, bo wszystko wyglądało na pierwszy rzut oka normalnie. Wstając z fotela dłoń oparła o brzeg kamiennego biurka, ale nie wiedziała, że tam znajdował się przycisk, który niechcący palcem nacisnęła. Za jej plecami regał z książkami przesunął się na bok odsłaniając drzwi.

Była tak zmęczona wrażeniami dzisiejszego dnia, że nie miała siły iść do sypialni więc została w gabinecie i położyła się na kanapie.

Następnego dnia Margerita wstała z samego rana podeszła do drzwi, które do tej pory były ukryte za regałem z ksiażkami. Złapała za klamkę i chciała je otworzyć, ale okazały się być zamknięte.

     Gdzie Agnes schowałaś ten klucz – zastanawiała się.

     Podeszła do portretu ojca i zdjęła go, a tam okazało się że znajduje się schowek z klawiaturą  po wystukaniu kogu się otworzyły, gdzie leżał klucz.

     Szybko go wzięła i włożyła do zamka po czym przekręciła, gdy już się otworzyły. To schodami udała się na górę, by po chwili znaleźć się w pomieszczeniu, które było pogrążone w półmroku.  

     Po zapaleniu świec jej oczom ukazało się pomieszczenie, które wyglądało jak laboratorium. Pod ścianą stał długi regał, na którym były poukładane książki w czarnej oprawie.

     Czarodziejka wszystkie księgi z półek zwaliła na podłogę po chwili Margerita usłyszała przyjaciółki głos dobiegający z gabinetu. Postanowiła wyjść Candy naprzeciwko złapała ją za rękę i poprowadziła schodami do pomieszczenia.

     - Co to jest za pokój?

     - Witam w sekretnym pomieszczeniu, który należał do Agnes.

     - A po co on był jej potrzebny?

     - Jak myślisz?

     - Nie wiem, ale ludzie plotkowali o tym miejscu to myślałam, że kłamią.

     - No ja też nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.

     - Co to za książki?

     - Z zaklęciami.

     - Chcesz powiedzieć że królowa zajmowała się czarną magią?

     - Na to wygląda.

     - Czyli ten smok to była jej sprawka?

     - Tak

     Candy zbliżyła się do stosu książęk usiadła po turecku naprzeciwko nich. Po czym wzięła pierwszą z brzegu księgę.

     - Księga z miłosnymi zaklęciami – przeczytała na głos.

     Margerita jak usłyszała, że przyjaciółka czyta głośno tytuł księgi to wyrwała jej z ręki.

     - To są bardzo niebezpieczne księgi,

     Następnie wybiega z pałacu zabierając ze sobą kilka ksiąg po znalezieniu się na dworze szybkim krokiem podeszła do szeryfa.

     - Dzień dobry pan jest pewnie  tym szeryfie, co przybył do miasteczka aby nas mieszkańców uwolnić od rządów złej królowej i jej czarów.

     - Co o jakich czarach pani mówi?

     - O takich znam miejsce, w którym jest pełno ksiąg z czarną magią.

     Po tych słowach wręczyła księgi szeryf pobieżnie je przejrzał

     - Czy mogłaby pani mnie tam zaprowadzić?

     - Oczywiście.

     - Super.

     Czarodziejka ruszyła przodem po chwili szeryf ją dogonił i szli w milczeniu. Po znalezieniu się  w gabinecie schodami poprowadziła do sekretnego pokoju.Candy na ich widok poderwała się z ziemi.

     - Pani pewnie jest żoną Johnna?

     - Tak.

     - Miło mi poznać.

     - Mnie również.

     Szeryf wzrokiem zlustrował pokój po czym wyszedł mrucząc coś pod nosem. Kobiety przez okno widziały jak podszedł do Stiva i mu wydawał rozkazy.

     - Teraz kiedy się dowiedział o tym pokoju i księgach w nim znajdujących się na pewno będzie chciał je zarekwirować.

     - Chciałam dobrze.

     - Wiem, ale skoro ksiąg nie możemy zniszyczyć to pozbądźmy się tych buteleczek z tą obrzydliwą cieczą.

     - Masz rację.

     Kobiety od razu zabrały się do roboty puste butelki, słoiki czy flakoniki rozbiły o podłogę, a te co zawierały w środku płyn nieznanego pochodzenia.  Margerita za pomocą magicznego korytarza zabrała je by w bezpiecznym miejscu zniszczyć.

     Candy, gdy została sama to małą zmiotką kawałki szkła zmiotła na szufelkę. Następnie otworzyła okno i księgi co do jednej wyrzuciła przez nie. Na podłodze została ostatnia już chciała ją rzucić, ale spojrzała na okładkę o tytule Jak odwołać smoka.  

     Na koniec podłogę wyszorowała potem umyła okno, gdy skończyła to robić. Wyszła przed pałac zbliżyła się do miejsca, w którym spoczywały książki z czarną magią po czym wylała na nie dwie butelki spirytusu i podpaliła. Po chwili ogień objął wszystkie książki, na których płomienie.

     Kiedy ogień się dopalił to wróciła z powrotem do sekretnego pokoju. Skąd zabrała znalezioną przez siebie i odłożoną księgę zeszła do gabinetu drzwi zamknęła na klucz i na powrót zasunęła regał.  

     Candy usiadła w fotelu, a kiedy Margerita powróciła to jej o wszystkim opowiedziała przy okazji wręczyła księgę.  

     - Dziękuję o północy odprawię rytuał dzięki, któremu pozbędę się smoka.

     - Z tego sekretnego pokoju ja bym zrobiła swoją pracownię.

     - Jest twój.

     - Dziękuję!

     Candy zradości uściskała przyjaciółkę na to wszedł jej  mąż.

     - Z czego to się tak moja ukochana żona cieszy?

     - A z tego że będę miała własną pracownię krawiecką.

     - Super nawet nie wiesz jak się cieszę wreszcie spełni się twoje marzenie.

     - Czyli jak dobrze zrozumiałam jesteś krawcową?

     - Tak.

     - Mamusiu, a czy będziemy mogli ci w pracowni pomagać?

     - Oczywiście, że tak a teraz czas spać.

     - Nieee!

     - Tak, tak.

     - Wasza mama ma rację jutro też jest dzień.

     - No dobrze.

     Margerita złapała chłopca i dziewczynkę za rękę i zaprowadziła do ich pokoi, zostawiając Johnna i Candy samych mężczyzna pocałował żonę.

     - Czy szeryf już wyjechał?

     - Tak, ale był wściekły na ciebie.

     - A co myślał że pozwolę mu niewinnych ludzi oskarżyć o czary, bo tylko po to chciał zarekwirować te księgi, dlatego je spaliłam.

     - Dobrze zrobiłaś.

     - Wiem.

     Po tych słowach małżonkowie poszli spać, bo następnego dnia miał ruszyć remont pomieszczenia. Czarodziejka zaś smoka odesłała tam skąd przybył.

 

Epilog  

 

     Do miasteczka znów powrócił spokój i radość ludzie stopniowo odbudowali swoje domy zniszczone przez smoka.

     Candy pomysł jakim była pracownia krawiecka okazał się strzałem w dziesiątkę. Bała się że nikt po uroczystym otwarciu do niej nie przyjdzie. Tym czasem mieszkańcy walili drzwiami i oknami co ją bardzo cieszyło.

     Jako pierwsza zgłosiła się Marta, która postanowiła skrócić sukienki. Interes się rozwijał wnajlepsze w wolnych chwilach projektowała ubrania. Z czasem pracownię krawiecką przekształciła w dom mody.  Margerita w końcu dała się namówić i została królową pierwsze co zrobiła to zlikwidowała skarbiec królewski. A na miejscu swojej chatki kazał wybudować wielki dom handlowy.  

     Gdzie każdy z mieszkańców będzie miał swoje stoisko z własnymi wyrobami. Pieniądze ze sprzedaży miały trafiać prosto do kieszeni sprzedającego. Dzieci Candy i Johnna dorosły i pozakładały własne rodziny.  

     Miasteczko dzięki nowej królowej rozkwitało powstawały też coraz nowsze zakłady pracy.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    😁😁😁Mar, nie zaczynamy zdania od Bo", popraw to. Masz 5, bo mam sentyment. A Lola nadal nie ma, może już nie będzie? Wkurzam się. 😬
  • Margerita 7 miesięcy temu
    Już poprawiłam
    Też tego nie rozumiem dlaczego nie mogę wejść na lola to tak jak ja się denerwuję
  • Zenza 7 miesięcy temu
    Widzę, że oboje lubimy pisać bajki. W dodatku jesteś czarodziejką Margerito, podejrzewałem to od dawna.
    Twój tekst jest bez większych błędów, ale gdybyś go przeczytała jeszcze kilka razy to znalazłoby się do poprawienia to i owo, ale są to naprawdę szczegóły.
    Jak zwykle u Ciebie szeroka gama postaci. Johnny hodowca buraków, szeryf Bob Szybki, dwie siostry królewny. Wszystkie postacie są dobrze narysowane i posiadają własną historię. W dodatku dramatyczne wydarzenia: pożar wioski i obozu uchodźców, odkrycie tajnej komnaty, zielony smok przywołany za pomocą czarnej magii - wartka akcja sprawia, że Lololandia jest znakomitym scenariuszem na film.
    Jak zwykle podziwiam z jaką lekkością zanurzasz się w inne światy. Przywołujesz je ze swojej pamięci w taki sposób, jakby istniały naprawdę.
    Pozdrawiam serdecznie.
  • Margerita 7 miesięcy temu
    Dzięki cieszę się że Ci się podoba

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania