Lot testowy część 1

Istota

 

-Michaaał! - rozszedł się po okolicy głos

Odpowiedziała tylko cisza

- Miiichaał! - ponownie rozległ się krzyk

-Tu jestem... - odpowiedziało ciche jęknięcie gdzieś w kącie kokpitu

-Więc jednak ci się udało - powiedział radośnie młody chłopak gdy podszedł do rozbitego samolotu. - Myślałem że sie katapultujesz. Co się stało?

-Jak widać... - odpowiedział niepewnym głosem drugi młodzieniec - coś musiało pójść nie tak. Znowy te małpy dały mi bubel a nie latawiec.

-Ale wiesz co sie teraz stanie? Nasze fundusze tego nie przewidziały. Jednym samolotem może i wrócimy, ale jak to wyjaśnisz dowódcy?

-Myślisz że nie wiem?! - zerwał się na równe nogi ledwo wcześniej przytomny chłopak - I jak ci się wydaje, myślisz że nie wiem kto za to beknie?

-Pewnie ty, bo kto inny - niepewnie odpowiedział

I miał rację. Wyszkolenie pilota w nowej federacji nie jest czymś kosztownym. Polega tylko na braniu coraz większej liczby ochotników i wrzucaniu ich do niezliczonych symulatorów przygotowujących ich do przyszłych lotów i walk. Michał i Mike o tym wiedzieli. Nie było im do śmichu. Co innego z maszynami. Coraz bardziej kurczące się zapasy rudy na ziemi zmusiły już nie jedno mocarstwo do poszukiwania cennego kruszca w przestrzeni kosmicznej. Wszystko ma swoją cenę, tymbardziej w takich czasach. Wojna pozostawiła po sobie tylko pożogę ale tłuszcza utrzymujaca się na wierzchu, cały czas twardo trzymała za ryj cały rynek i wszystko co mogło im zaszkodzić w dalszych zabawach w wojnę, było jak najszybciej eliminiowane albo wysyłane za horyzont.

-Ale życie toczy się dalej - powiedział poturbowany chłopak przeszukując wrak swojego samololtu. - złapie tylko pare drobiazgów i możemy wracać. Nie ma czasu do stracenia. Pamiętaj że toczy się wojna a my jesteśmy orłami. Nie możemy stchórzyć jak kurczaki. Pare cięgów od dowódcy jeszcze nikogo nie zabiły - zaśmiał się Mike.

-Nie podchodziłbym do tego tak lekko. Pamiętasz dużego Włada? Pamiętasz jak go nasz szeryf urządził? Chłopak do końca życia będzie jadł przez słomkę.

-Jak zwykle pierdolisz od rzeczy. Wład był zdrajcą, a my mieliśmy wypadek

- Zaraz zaraz! Jacy my? Mnie w to chociaż nie mieszaj. Jeszcze mi życie miłe. Z resztą sam wiesz jak to wygląda. Nie mam zamiaru cię tu zostawiać, bo dezercja wcale by ci nie pomogła. Ale pamiętaj że mam rodzine...

I przechyliła się czara goryczy, bo na twarzy Michała można było zayważyć coraz mocniej pulsującą krew, żyły na czole i skroniach powychodziły pulsujące, a z gardła rozległ sie krzyk

- Zamknij się! Ani słowa o rodzinie!

-No już - powiedział przybitym głosem jego kolega - Dobra, pamiętam. - A jego słowa bardziej przypominały skomlenie psa niż obietnice przyjaciela. - Się już tak nie spinaj

-To się zamknij! Wsiadaj za stery. Lecimy do jednostki - jednym machnięciem wrzucił ogromny plecak na tył myśliwca i szybko wgramolili się na swoje miejsca.

Swoją drogą szkoda było opuszczać to miejsce. Było jeszcze widać resztki słonća przed zachodem. Niebo było całkiem czerwone a pojedyncze chmóry wpadające w róż tylko uwydatniały krwisty nieboskłon. Za soba mieli jezioro które miało zapewnić pewne wodowanie dla głównego bohatera całego zamieszania. Długie i rozległe było wręcz lazurowe. Można by tam przesiadywać godzinami wpatrując siuę tylko w doskonałą toń. Nie pomogło to niestety w żaden sposób w lądowaniu. Mieli do pokonania kilkanaście kilometrów nad puszczą. Stary zaniedbany bór porastały niezliczone ilości wiekowych dębów. Krążyły pogłoski że gdzieś w tamtej okolicy kręcą się tubylcy. Cywile też mieli swoje racje i potrafili ich bronić. Okazało się że z łatwością mozna obalać powstasjące rządy samą tylko wolą ludu, bez przelania kropli klrwii. Ale to co następowało później to już inna kwestia. Jak wiadomo władza w niepowołanych rękach może nieźle namieszać w życiu szarych obywaleti. I tak się też stało tym razem. Tylkoże na skalę globalną. Ludzie postanowili wyrwać się z pod okowów oligarchii panującej wówczas nieomal wszędzie. Najważniejsi interesanci wychwycili temat i zacząli zbroić kogo tylko sie dało. Mowa tu o prywatnych firmach produkujących broń dla wszystkich. Istniały tez przez pewien czas ogromne podziemne foirtece mogące pomieściś setki tysięcy ludzi przez wiele lat. Wszystko tylko po to by módz bez żadnych obaw rozpoczynać kolejne produkcje. Zamówienia nie były małe. Jednorazowo produkowano najmniej milion sztuk. Ktoś musiał na tym zarobić.

- Już dolatujemy - Powiedział po niecałej minucie Mike. - Co ci, znów straciłeś przytomność?

- No pewnie - syknął szyderczo - Nie licz na to. Układam plan co zrobie po powrocie

- Ułożyłeś juz mowę pożegnalną? - Rzucił żartem Mike

- W sumie już dawno - odpowiedział żartem Michał - Przy pierwszym wybryku mialem juz nie za dobre mysli. Ale się wywinąłem, jak zawsze. Może i tym razem los sie do mnie uśmiechnie?

- Oby farciarzu. Tylko ostrożnie z językiem bo ci go utną przy gardle. Zaręczam, tego byś nie chciał.

W oddali było już widać niedawno założoną bazę wojskową. Wznieśli ją bardzo szybko. Po dwóch dniach były juz gotowe wszystkie cztery hangary i to nie małej powierzchni. Mozna było w nich spokojnie zrobic po trzy boiska piłkarskie. Wojsko sie nie patyczkuje. Tylko szkoda że wszystkie stoją prawie puste. Straszne marnotrastwo materiałów, ale z poerspektywą na rozwój. Ulubione powiedzenie ministwa wojny brzmi "Jak będzie z kim walczyć to będzie czym walczyć." I trzeba przyznać ze nie rzuca słów na wiatr. Na najgorsze fronty zawsze wrzuca odpowiednią ilość maszyn i ludzi do walki. Tu powstała jednostka szturmowa słóżąca głównie do zwiadu okolicy w poszukiwaniu oznak ingerencji antropologicznej, czyli krócej mówiąc - tropienia cywilów. Na pasie lotniska było widać juz czteru inne samoloty które tego samego ranka wyruszyły na zwiady. Czyli tylko jeden pilot nie dał rady i musiał być to Michał. Najbardziej pechowy i zarazem najlepszy z pilotów tu obecnych. Stażem przewyższa tu nawet dowódce jednostki. Zaczął latać jak miał jedenaście lat a trzydziestka dawno stuknęła. Chyba nie spieszy mu się na emerturę bo widać że kocha to co robi i robi to genialnie. Z wrodzonym talentem manualnym i intelektualnym mógłby już dawno zająć bezpieczną posadkę gdzieś na wyższych szczeblach wojskowości, ale jak sam mówił tych widoków za nic nie odda. Całe jego szczęście polega tylko na tym że zawsze wie o czym mówi. Tuż po wyladowaniu nie zastanawiał sie nawet chwili, wsiął plecak i poszedł do dowódcy, zwanego pieszczotliwie Szeryfem, bo miał tendencję do samodzielnego ustalania prawa. Zazwyczaj zresztą słusznego więc nie było obaw. Przed budynkiem dowodzenia stało jak zazwyczaj dwóch wartowników z bronią. Wpóścili Michała bez żadnego gadania bo dowódca już dawno czekał na niego zniecierpliwiony. Stał w oknie kopcąc cygaro i czekając na charakterysteczne pukanie po drewnianej podłodze korytarzy jego bióra. Już wiedział że jego as jest cały i zdrowy. Zastanawiał się tylko co się mogło dziać. 12 godzin bez kontaktu może nastręczyć pewnych wątpliwości co do życia danej jednostki.

-Czołem szeryfie - Przywitał się Michał - stęsknił się pan?

- Siadaj matole. Czemu nie utrzymujkesz łączności z bazą?

- Nie utrzymuję łączności? Daliście mi jakiś bubel do wytestowania i sie wszystko posypało. Padła mi cała elektronika - mówił coraz szybciej i coraz głośniej - nie wiedziałem czy wyjde z tego cało! Katapulta oczywiście też nie zadziałała! Chcieliście mnie zabić?! Co ci wasi inżynierowie mają za pomysły?

- To nie moja kwestia ale postaram się tym zająć. - Zaśmiał się szeryf. Miał teraz pare wiekszych zmartwień.

-Jak nic z tym nie zrobisz stracicie młodych pilotów na pierwszych bitwach. Żeby nie było że Ci tego nie powiedzialem.

- Już nikt nimi nie poleci. To był prototyp i dobrowolnie nim poleciałeś. Nie pamiętasz?

- Owszem pamiętam, ale nie myślałem że wchodze do takiego bubla.

- Bubel nie bubel, ważne że lata - zaśmiał się znów Szeryf. Michał wiedział że nie może nic zrobić. Był niższy stopniem i wiedział gdzie jego miejsce. Ale jednocześnie był najlepszy w tym co robił - lataniu.

- Czy mogę się odmeldować?

- Oczywiście. Spocznij.

- Dziękuję - odetchnął z ulgą pilot

- Gdzie zostawiłeś maszynę?

- Koordynaty są w tym pliku - rzucił na biórko kostkę pamięci

- Odpocznij. Jutro pierwszy nalot. Znaleźliśmy obóz rebeliantów

- Tak szybko? Nie poczekamy na wsparcie?

- To tylko kilku wieśniaków z karabinami. Wystarczy nam ludzi. A jak trzeba bedzie to i drony sie wyśle. Baza da sobie radę i bez nich. Do tego czasu jesteś wolny.

 

Michał wyszedł po zamaszystym salucie w stronę Szeryfa, a w jego oczach można już było zauważyć iskry radości po kolejnym szczęśliwym trafie. Szeryf machnął mu na pożegnanie. Prawdą było że znali się juz bardzo długi czas, i nie bez przyczyny sa w jednej jednostce. Nikt oprócz nich nie wiedział jaka łączy ich przeszłość. Wiele tygodni na froncie północnym permamentnie zmieniło cos w ich postrzeganiu świata. Nie można było tego sobie wyobrazić, bo jak można poczuć pustkę która pozostaje jak się traci wszystko? Na ich oczash cały znany świat przestawał istnieć. Mieli w tym też swój udział. Niszczyli swych wrogów wyrafinowanymi zasadzkami zabijając czasem kompanie dziennie. Byli doskonale wyszkoleni i mieli jasno ustalony cel - przywrócić dawny porządek panujący na ziemi. Lata spokoju tak wryły im się w pamięć, że stały się jedyną rzeczą jaką znali. Nie mogli odpuścić bo wiedzieli o co walczyli. Walka toczy się dalej, tylko zmienia się front. Tam gdzie panuje porządek wszystko po woli zaczyna sie stabilizować. Nikt już nie pamięta o froncie północnym ani azjatach walczących z federacją. Teraz są rebelianci. Kolejna szansa by się wykazać i módz na zgliszczach wrogów zbudować lepszą cywilizację. Postep techniki pozwolił na budowanie całkowicie ekologicznych i zgodnych z natyrą miast w których ludzie mieszkali szczęśliwie przez całe życie. Ale potrzeba było coraz więcej miejsca, ponieważ cywilizacja ludzka zaczęła się rozrastać w zastraszający tępie. Chociaż nikt nie chciał słuchać naukowców dwa wieki temu teraz ludzie bardzo poważnie brali pod uwagę przeprowadzkę na inną planetę w celu pozyskania przestrzeni. Na sąsiednim Keliorze już pare dekad wcześniej zostały zrzucone kapsuły urbanizacyjne, i w pełni zautomatyzowane hermetyczne miasta były prawie gotowe. Ludzie Krzątali się po nich jak karaluchy po hangarach. Było tyle przestrzeni że mogli czuuć się przytłoczeni widmem spędzenia tam reszty życia. Ale sukcesywnie przesiedlani obywatele federacji bardzo skutecznie zajmują nowe parcele i wszstko wskazuje na to, że kolonie są bardzo popularnym pomysłem. Arki aż tak dobrze sie nie sprzedały bo każdy obawiał sie skutków długotrwałego przebywania w mikrograwitacji tylko i wyłącznie statku kosmicznego. Ludzie są stworzeni do twardego stąpania po ziemi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • niebieskipiotrek 05.11.2016
    Następnego dnia Michał wstał punktualnie o szóstej, jak to miał w zwyczaju niezależnie od czekających go danego dnia zajęć. Fakt, że dziś wyruszał na bojową misję nie wpłynął na jego samopoczucie. Miał ich za sobą tak wiele, że ktoś mógłby powiedzieć że popadł w rutynę. Rozpoznaj, przechwyć, zabij. To było proste. Trudniejsze natomiast były powroty, zawsze już bez którego z towarzyszy u boku.

    Pakując się do swojej maszyny zauważył Szeryfa zakładającego kask kilka pasów dalej. Był to rzadki widok. Zazwyczaj dowódca wolał nadzorować operacje z ciepłej i bezpiecznej kwatery głównej.

    - Ahoj, Szeryfie. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - zawołał Michał w jego kierunku.
    - Tym razem osobiście dopilnuję żebyś niczego nie spieprzył - odburknął Szeryf na wpół żartobliwie i mrugnął porozumiewawczo zza srebrnej poświaty kasku.

    Zamknij właz, odpal silnik, jeden, drugi, ustabilizuj ciśnienie... Każdy pilot w jednostce już dawno zautomatyzował wszystkie czynności związane z lataniem. Robiąc to dziesiątki razy dzień po dniu nie sposób było nie dojść w nich do perfekcji. Dawnymi czasy, po mocno zakrapianych imprezach w jednostce, żołnierze dla zabawy urządzali sobie wyścigi w podrywaniu maszyn w powietrze po pijaku. Było śmiesznie dopóki jeden z nowoprzyjętych pilotów nie rozpruł się u generała. Że niby nieodpowidzialne i niebezpieczne. A co on mógł wiedzieć, młokos jeden.

    Teraz Michał z uśmiechem wznosił się ku górze, obserwując samolot dowódcy, którzy trzymał się po jego lewej flance. Westchnął i założył maskę tlenową. Jak za starych dobrych czasów...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania