Love u podnóża Tatr

§

 

Judyta

Pół wieku, prawie taki szmat czasu chodzę już po tej ziemi. Czuję się stara, gruba i brzydka. Jestem sama i samotna. W małżeństwie też niejednokrotnie czułam się samotna, ale przynajmniej nie byłam sama. Boże, co mi przyszło na starość... Pozostaje mi już tylko praca i dom, żadnych przyjemności. Będę musiała przyzwyczaić się do tej sytuacji, bo już raczej nic ciekawego mi życie nie przyniesie. Siedziałam przy kuchennym stole, patrzyłam przez okno na las, budzącą się powoli do życia przyrodę, piłam gorącą herbatę i takie nieciekawe, filozoficzne myśli przychodziły mi do głowy. Pojechałabym w góry, zawsze lubiłam, ale nie, co ja sama będę robić w górach. Wszędzie dookoła będą zakochane pary, albo szczęśliwe rodziny, a ja sama, po co mi to. Z drugiej strony gdzie jest napisane, że kobieta sama nie może nigdzie wyjechać. Szybko, żeby się nie rozmyślić weszłam na Booking i zarezerwowałam pierwszy z brzegu nocleg. Wybór padł na pensjonat Świstówka w Kościelisku na najbliższy, lekko przedłużony weekend. Tak więc jadę w Tatry!!

 

Tomasz

Na karku mam prawie pięćdziesiąt lat. Myślałem, ba byłem pewien, ze życie mam już stabilne i ułożone, a tu bach i z dnia na dzień Elka mnie zostawiła. Cholera jasna, wszystko dla niej robiłem, żyły sobie wypruwałem, żeby była zadowolona. Szpilki od Louboutin, proszę bardzo, torebki od Louis Vuitton, nie ma sprawy, ubrania Gucci, na zdrowie. Samochód zmieniłem, bo Tomaszku w dzisiejszym świecie motoryzacji tylko BMW się liczy. Nawet pan Hołowczyc reklamuje tą markę samochodów, a kto jak kto, ale na motoryzacji to on się zna. Na jakiego grzyba mi to BMW było potrzebne to nie wiem. Wielki apartament w centrum kupiłem, bo przecież Tomaszku w zwykłym mieszkaniu w bloku to my nie możemy się cisnąć, musimy mieszkać wygodnie, a taki penthouse to jednak jest prestiż. Wakacje na Kubie, Dominikanie, Teneryfie, Filipinach, żeby tylko dama miała się czym pochwalić w mediach społecznościowych. Szlag by to wszystko trafił. Bardzo dobrze, niech idzie, widocznie znalazła kolejnego jelenia do dojenia. Muszę wyjechać, zmienić miejsce, klimat, mózg przewietrzyć. Booking, pensjonat Świstowka, Kościelisko, najbliższy, trochę dłuższy weekend. Jadę w Tatry!!

 

Judyta

Dotarłam na miejsce. Po drodze zatrzymałam się tylko w bacówce przy drodze i zjadłam oscypka z grilla z żurawiną. Muszę pamiętać, żeby na powrocie zatrzymać się tu i kupić kilka serków do domu. Stanęłam na parkingu przed pensjonatem, w którym przyjdzie mi spędzić trzy noce i oglądałam budynek z zewnątrz. Jest to wysoki, kilkupiętrowy dom z licznymi skosami i daszkami, kryjący w swoim wnętrzu pewnie kilkanaście pokoi dla gości. Typowy dla architektury Podhala, niczym w zasadzie nie różniący się od pozostałych w tej okolicy. Dla mnie najważniejsze było to, że miałam łóżko do spania, prywatną łazienkę, śniadanie wliczone w cenę i bazę wypadową do miejsc, które zamierzałam odwiedzić. Weszłam do środka, wnętrze typowo góralskie i przytulne. Dużo drewna, a firaneczki, poduszeczki i dywaniczki z typowo tatrzańskimi motywami. Zameldowałam się, dostałam pokój numer 10 na pierwszym piętrze. To dobrze, bo moje kolana wspinaczki na wyższe piętra mogłyby nie przeżyć. Pokój utrzymany oczywiście w tym samym tonie co cały dom, za to z okna roztacza się piękny widok na Tatry. Rozpakowałam się, odświeżyłam się po podróży, odpoczęłam i postanowiłam wyjść, rozejrzeć się po okolicy i znaleźć jakieś miejsce z dobrym jedzeniem i napitkiem. Schodząc po schodach potknęłam się i prawdopodobnie bym z nich spadła, a może jeszcze bym sobie coś połamała, gdyby nie jakiś mężczyzna, który akurat wchodził do góry i na którego z całej siły wpadłam. Złapał mnie mocno żebym i jego siłą rozpędu nie zepchnęła z tych schodów, powiedział chyba proszę uważać, ale nie usłyszałam dokładnie, bo przestraszona wydusiłam tylko jakieś przepraszam i czym prędzej uciekłam. Niech to diabli, zrobiłam z siebie kretynkę, sierotę i ofiarę losu przed jakimś facetem. Pięknie się zaczyna ten weekend!! Stwierdziłam jednak, ze czasu już nie cofnę, więc kontynuowałam to co zaczęłam. Nogi zaniosły mnie aż pod klimatyczny kościół na Krzeptówkach, a w drodze powrotnej wstąpiłam do drewnianego Szałasu Holny, w którym grała góralska muzyka, a gości obsługiwały kelnerki w regionalnych strojach. Zamówiłam makaron w sosie śmietanowym z rydzami, a do picia grzane piwo z sokiem malinowym. Wszystko palce lizać. Tak posilona udałam się na zasłużony odpoczynek, bo jutro czeka mnie wyprawa w góry. Na szczęście tego wieczoru nie spotkałam już mojego wybawcy.

 

Tomasz

Dojechałem, zameldowałem się, dostałem pokój numer 8 na pierwszym piętrze. Może być, wszystko jedno. Idę po schodach do góry i nagle wpada mi w ręce kobieta i to dosłownie. Przytrzymałem ją z automatu, bo mogłaby sobie zrobić krzywdę gdyby upadła. Niestety nie zdążyłem się jej przyjrzeć, bo jakoś tak szybko uciekła powiedziawszy przepraszam. Myślę jednak, że była to turystka, a nie ktoś z obsługi tego miejsca. Pięknie się zaczyna ten weekend!! Wszedłem do pokoju, padłem jak długi na łóżko i zasnąłem. Spałem chyba ze dwie godziny. Obudziło mnie burczenie w brzuchu. Google maps, Szałas Holny, 400 metrów stad, idę. Trafiłem bezbłędnie, z karty zamówiłem kwaśnice i duże, zimne lane piwo. Zupa wyśmienita, a piwo lekko mnie rozleniwiło. Tak zaspokojony udałem się na spoczynek przed jutrzejszym wyjściem w góry. Niestety tego wieczoru nie spotkałem już tej babeczki, a szkoda.

 

Judyta

Obudziłam się wypoczęta. Po porannej toalecie poszłam na śniadanie. Szwedzki stół, lubię. A czego tam nie było... Kawa, herbata, soki, wędliny, sery, pasztety, jajka w każdej postaci, parówki i kiełbaski na ciepło, różne pieczywo, warzywa, dżem, miód i coś słodkiego. Wiem czego tam nie było, jego nie było. To dobrze, przynajmniej zjadłam sobie spokojnie, najadłam się do syta i nie musiałam się wstydzić. Po śniadaniu ubrałam się ciepło, bo jak wiadomo wczesna wiosna w Tatrach może być zdradliwa, włożyłam wygodne buty, zrobiłam herbatę do termosu, wsiadłam do samochodu i pojechałam do Kir. Stamtąd bowiem prowadzi szlag do Doliny Kościeliskiej. Miałam zamiar dotrzeć do Schroniska Ornak, tam chwilę odpocząć, pooglądać widoki i wrócić tą samą drogą. Znalazłam parking, zapłaciłam 20 złotych za cały dzień, potem 9 złotych za wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego i wreszcie rozpoczęłam swoją około dwugodzinną wędrówkę do obranego celu. Przy mojej słabej kondycji taki około dwunasto kilometrowy spacer w obie strony będzie w sam raz. Szłam sobie powoli, co jakiś czas przystawałam, podziwiałam góry i wysokie skały dookoła. Droga nie była trudna, pięła się tylko lekko w górę, prawie niezauważalnie. Nie sprawiała mi trudności. Nawet miałam ochotę zboczyć z trasy i odwiedzić jaskinię Mylną, ale bałam się, że kondycyjnie nie dam rady. Wprawdzie gdyby mi nogi odmówiły posłuszeństwa, zawsze mogę wrócić siedząc wygodnie na wozie ciągniętym przez konia, ale nie lubię męczyć zwierząt. Dopiero pod koniec trasy droga wyraźnie pięła się w górę, dlatego kiedy weszłam na Polanę Ornaczańska, na której stoi Schronisko Ornak byłam lekko zdyszana. Na dodatek, pierwszą osobą którą zauważyłam był on. Siedział sobie przy stole i jak gdyby nigdy nic pochylał się nad talerzem najprawdopodobniej z jakąś zupą. Słońce padało mu na twarz, więc na pewno mnie nie widział, byłam bezpieczna. Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić. Obrócić się na pięcie i iść w drogę powrotną czy jednak podejść do niego, przywitać się i podziękować za to, że uchronił mnie wczoraj przed upadkiem ze schodów. Ponieważ byłam zmęczona i potrzebowałam odpoczynku wybrałam tę drugą opcje. Podeszłam powoli do stolika przy którym siedział, powiedziałam grzecznie dzień dobry i zapytałam czy mnie pamięta. Podniósł na mnie oczy, kilkakrotnie zamrugał, potem skinął głową i poprosił żebym usiadła. Zagadnęłam coś o tym, że pięknie tutaj i podziękowałam mu za to, że wczoraj nie pozwolił mi upaść, a potem wstałam i zaczęłam zbierać się do powrotu. Wtedy on nieoczekiwanie dla mnie zaproponował mi powrót do Kir wspólnie. Powiedział, że przyjemniej będzie we dwójkę. Zgodziłam się, bo co innego miałam zrobić. Podczas drogi powrotnej dowiedziałam się, że mieszka w Katowicach, z zawodu jest informatykiem programistą i aktualnie rzuciła go jakaś niedoszła narzeczona czy żona. Poza tym zdążyliśmy przejść na ty. Tomasz, pasuje do niego, podoba mi się to imię. Nie omieszkałam go sobie też pooglądać. Jest wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, lekko siwiejący, z miłą aparycją. Wiek pewnie zbliżony do mojego. Niczego mu nie brakuje, fajny zwyczajny facet. Miło było spacerować w jego towarzystwie. Po powrocie do pokoju padłam na łóżko i nie miałam siły ruszyć nawet palcem.

 

Tomasz

Obudziłem się skoro świt, ogarnąłem i zszedłem na śniadanie. Na stołówce tej kobiety też nie było. Specjalnie przedłużałem picie porannej kawy z nadzieją, że może wejdzie, ale nie. Albo śpi długo, albo się przede mną chowa. Jedno z dwóch. Po śniadaniu ubrałem się odpowiednio do okoliczności i wyjechałem z pensjonatu. Przeszedłem Doliną Kościeliską do Schroniska Ornak, kupiłem zupę gulaszową, żeby się posilić przed dalszą wędrówką, usiadłem w słońcu przy stoliku, jadłem i kontemplowałem piękno przyrody i wtedy usłyszałem ciche i nieśmiałe dzień dobry. To był wyraźnie damski głos. Podniosłem głowę, kilka razy zamrugałem, bo jednak słońce lekko mnie zaślepiło i no proszę, zguba się znalazła i to sama. Przede mną zmaterializowała się babeczka z pensjonatu w całej okazałości. Zapytała jeszcze czy ją pamiętam. Co to za pytanie, pewnie że pamiętam, przecież od wczoraj jej wypatruję. Poprosiłem żeby usiadła, bo przecież nie wypada żeby kobieta stała, a wtedy ona zaczęła mi dziękować, że tylko dzięki mnie nie spadła z tych schodów. Bez przesady, nie musi mi dziękować, znalazłem się po prostu w dobrym miejscu o odpowiednim czasie. Oto cała moja zasługa. Kiedy zbierała się do marszu w drogę powrotną do Kir, zupełnie spontanicznie zaproponowałem jej wspólną wędrówkę. Wprawdzie w planach miałem przejście przez Iwanicką Przełęcz do Doliny Chochołowskiej, a stamtąd dopiero do Kir, ale to może innym razem. Teraz natomiast chcę poznać tę kobietę. Judyta, ładne imię, oryginalne, nigdy wcześniej nie poznałem kobiety o takim imieniu. Mieszka na wsi, w miejscowości Orzesze. Pomyślałem, że to całkiem niedaleko od Katowic. Posiada dużego psa rasy Dalmatyńczyk, który wabi się Kropka, a może Plamka, już teraz nie wiem, a który obecnie jest na przechowaniu u jej sąsiadki. Jest właścicielką dwóch dobrze prosperujących lokali gastronomicznych. Zatrudnia kilkanaście osób. Pochowała męża i teraz sama ma na głowie dom, ogród i firmę. Podziwiam ją, musi być silną kobietą. Elka nie dałaby rady, rozpłakałaby się i szukała pomocy nie wiadomo gdzie. Z wyglądu nie za gruba, nie za chuda, taka w sam raz. Jest niższa ode mnie, ale nie za niska. Ma lśniące, brązowe włosy, sięgające ramion, ładnie wykrojone usta i zniewalające, bystre, czarne oczy. Wiek na oko zbliżony do mojego. Bardzo ładna z niej kobieta. Do tego jest inteligentna, a to bardzo cenię. Tak nam się dobrze razem szło, że nawet nie wiem kiedy, a byliśmy już u wlotu Doliny Kościeliskiej. Pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę.

 

Judyta

Był wieczór, odpoczywałam, czytałam książkę i wtedy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam w nich Tomasza. Przywitał się miło i zaproponował wspólne wyjście na piwo do Szałasu Holny. Przystałam na propozycję, bo i tak nic ciekawszego nie miałam do roboty. Przebrałam się szybciutko i już za parę minut wchodziliśmy do lokalu. Znów przywitała nas góralska muzyka i obsługa w regionalnych strojach. Zajęliśmy stolik w głębi sali, dzięki temu mieliśmy doskonały widok na bar i inne miejsca pełne biesiadujących osób. Zamówiliśmy po dużym, jasnym, zimnym piwie i do tego w formie przekąski moskoliki z masłem czosnkowym. Jak się okazało, są to góralskie smażone placki z gotowanych ziemniaków przeciśniętych na gładką masę. Bardzo dobrze nam się rozmawiało tego wieczora. Miałam wrażenie, że znamy się od dawna i jesteśmy bardzo dobrymi znajomymi. Dowiedziałam się, że Tomasz lubi jazdę na rowerze i piesze wędrówki, a w zimowe wieczory ogląda filmy, głównie akcji. Niestety podobno na swoje hobby i przyjemności nie ma zbyt dużo czasu, bo głównie pracuje. Cóż, rzeczywistość XXI wieku. Poza tym zgadaliśmy się, że oboje jutro wybieramy się do Term Chochołowskich, więc Tomasz swoim zwyczajem zaproponował udanie się tam wspólnie. Chyba tylko pod wpływem tego piwa się na to zgodziłam, bo na litość boską jak ja mu się pokażę w stroju kąpielowym. Trudno, mleko się rozlało, najwyżej szybko wskoczę do wody i już z niej nie wyjdę.

 

Tomasz

Jakoś ciągnie mnie do Judyty. Dlatego wieczorem zapukałem do jej pokoju celem zaproponowania jej wspólnego wyjścia na piwo do Szałasu Holny. Podobno była już tam na obiedzie. Ja też byłem, ale jakoś jej tam nie widziałem. Otworzyła mi drzwi, była ubrana w dres. Elka pewnie miałaby na sobie jakieś zwiewne różowe koronki, albo peniuary. Ucieszyłem się, kiedy Judyta przystanęła na propozycję. Za jakąś chwilę byliśmy już w lokalu, zamówiliśmy zimne, jasne, pełne i coś do przekąszenia. Judyta pije piwo, cudownie. Nie jakieś kolorowe, obrzydliwe drinki ze słomką i parasolką jak Elka. Wspaniale nam się rozmawiało tego wieczoru. Jakbyśmy się znali od lat. Odbieraliśmy na tych samych falach. Czy już mówiłem, że fajna babka z tej Judyty? Dowiedziałem się, że bardzo lubi czytać, podobno ma całkiem sporych rozmiarów biblioteczkę w domu. Ogląda filmy fantasy. Bardzo jej się podobała cała seria o Harrym Potterze. Dużo chodzi z psem po lesie, do którego ma podobno dwa kroki i tam właśnie odpoczywa i ładuje akumulatory. Lubi też gotować i ogólnie zajmować się domem. Ma słabość do ogrodu i jak już zacznie grzebać w ziemi to zapomina o bożym świecie. Natomiast jej największym marzeniem jest napisać książkę. Ambitnie, nie powiem. Z tego co słyszę, ma dobre warunki, żeby to zrobić. Wieś, cisza, spokój, okno z widokiem na las, w takich warunkach pomysły na książkę do głowy wpadają same. Zupełne przeciwieństwo Elki. Nie tylko fajna babka z tej Judyty, ale też ciekawa. Natomiast jutro wybieramy się razem na Termy Chochołowskie. Już nie mogę się doczekać.

 

Judyta

Do Chochołowa na Termy pojechaliśmy autem Tomasza. Wielkie, czarne, wypasione BMW. Auto dla snobów. Tylko, że Tomasz nie wygląda mi na snoba. Może to ta jego Elka chciała takie mieć. Przyjechaliśmy na parking, wysiadłam z samochodu i stanęłam naprzeciw największego kompleksu wodnego w Polsce. Z tego czego dowiedziałam się z internetu, wewnątrz znajduje się strefa basenowa, a w niej liczne jacuzzi, basen pływacki i niecki zewnętrzne, wszystkie z ciepłą termalną wodą bogatą w wiele mikroskładników oraz liczne zjeżdżalnie. Jest też strefa lecznicza z wodą siarczkową, pomocną przy zwyrodnieniu stawów, dyskopatii i rwie kulszowej oraz z wodą solankową, która z kolei dobrze działa na zapalenie stawów i nerwobóle. Poza tym jest też strefa SPA i komora normobaryczna, która spowalnia proces starzenia się organizmu, poprawia kondycję fizyczną, pomaga w odchudzaniu, poprawia odporność. Dla osób, które będą głodne są też liczne strefy gastronomiczne. Co jeszcze znajduje się wewnątrz, tego nie wiem, ale dowiem się już po wejściu. My zdecydowaliśmy się na trzy godzinny pobyt w strefie basenowej i leczniczej. W kasie kupiliśmy bilety za 99 złotych każdy z nas i już za moment przekraczaliśmy bramki. Wystarczyło się jeszcze przebrać w stroje basenowe i już można się było regenerować i relaksować. Początkowo trochę się krępowałam pokazać Tomaszowi w stroju kąpielowym, świadoma swoich niedoskonałości ciała, ale już po chwili, kiedy byliśmy głównie w wodzie przestałam się tym przejmować. Za to Tomaszowi jego wysportowanego ciała mógłby pozazdrościć niejeden młodzieniaszek. Takie ciało w tym wieku, fiu fiu. Chwilę siedzieliśmy w jacuzzi, a bąbelki wody rozluźniały nasze ciała. Potem poszliśmy do niecki z wodą solankową, a jeszcze później do strefy z wodą siarczkową, mając nadzieję na poprawę naszej kondycji skóry. Najlepiej i najprzyjemniej było jednak w basenie zewnętrznym. Na dworze o tej porze roku było jeszcze chłodno, a my siedzieliśmy w gorącej wodzie, z której unosiła się para, masowaliśmy swoje ciała wodą wydobywającą się licznych dysz, popijaliśmy jedno piwo we dwoje, bo Tomasz przecież będzie prowadził w drodze powrotnej, więc więcej nie mógłby wypić i oglądaliśmy góry. Tak zrelaksowana i w tak miłym towarzystwie nie byłam już dawno. Tomasz jakoś tak miło na mnie patrzył, a ja pod wpływem jego wzroku rozpływałam się jeszcze bardziej. To był wspaniale spędzony czas.

 

Tomasz

Ładnie prezentowała się Judyta w stroju kąpielowym. Może ma nieco za dużo tkanki tłuszczowej w okolicy brzucha, ale umówmy się, która kobieta w jej wieku nie ma trochę nadprogramowych kilogramów. Mnie to nie przeszkadza. Uczesała się też inaczej niż zwykle, zawiązała sobie taki mały koczek na czubku głowy. Pewnie nie chciała zmoczyć włosów. W tej fryzurze wyglądała jak młoda dziewczyna, a nie pani w średnim wieku. Bardzo mi się podobała w tym wydaniu, nie mogłem od niej oderwać wzroku. Woda we wszystkich nieckach ciepła, przyjemna, pomagała się zrelaksować, ale najprzyjemniej było w basenie zewnętrznym. Na dworze było chłodno, a my siedzieliśmy w ciepłej wodzie, wystawały nam tylko głowy i wcale nie było nam zimno. Popijaliśmy piwo jedno na pół i obserwowaliśmy góry. Kiedy tak patrzyłem na błogą, lekko przysypiającą twarz Judytki, złapałem się na tym, że chciałbym ją pocałować. Nie, nie pocałować, tylko całować do utraty tchu. Tomasz, co się z tobą dzieje, opanuj się chłopie. Chyba ta gorąca woda z basenu uderzyła ci już do głowy i przegrzała mózg. Dobrze, że Judyta nie umie czytać w myślach i jest nieświadoma tego dokąd aktualnie wybiegły moje myśli. Dla mnie to był wspaniale spędzony czas z cudowną, ciepłą osobą jaką jest Judyta. Trochę nas ten basen jednak zmęczył. Więc po powrocie do pensjonatu każde z nas poszło do swojego pokoju.

 

Judyta

Wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi. Kiedy otworzyłam zobaczyłam w nich twarz Tomasza. Dobrze, że przyszedł, chyba nawet podświadomie czekałam na niego. Jakoś tak od naszej wspólnej wizyty na termach jestem na niego napalona i to dosłownie. Mówił coś, że nogi go tu same przyniosły i zapytał czy może wejść. Wpuściłam go i powiedziałam, że jak chce to może nawet zostać. Co tam, jeden przypadkowy seks jeszcze nikomu nie zaszkodził, ostatecznie mnie się też coś od życia należy. Dwa razy nie trzeba mu było tego powtarzać. Porwał mnie w swoje ramiona i zaczął zachłannie całować. Jeszcze nikt nigdy nie kochał mnie tak zaborczo i z nikim nie było mi tak dobrze w łóżku jak z Tomaszem. W ciągu jednej nocy przywrócił mi całą wiarę w siebie i wlał we mnie tyle miłości, że wystarczy mi chyba na rok. To jest bardzo miłe uczucie wiedzieć, że jeszcze mogę się podobać mężczyźnie. Po namiętnych uniesieniach zasnęłam w jego ramionach, było mi miło, ciepło, przyjemnie i bezpiecznie. Zanim zasnęłam zdążyłam jeszcze pomyśleć, że było mi tak dobrze, bo to są te właściwe ramiona.

 

Tomasz

Przyznaj się przed sobą Tomasz, że dopadła cię strzała Amora. Pytanie teraz brzmi co ty zrobisz z tą wiedzą i przede wszystkim czy Judyta pała do ciebie jakimiś cieplejszymi uczuciami. Żeby się tego dowiedzieć, trzeba się do niej jeszcze bardziej zbliżyć, tylko jak. Tak rozmyślałem, a nogi same doprowadziły mnie do jej pokoju, nawet się nie spostrzegłem, a już pukałem do jej drzwi. Otworzyła po chwili i miałem wrażenie, że wcale nie jest zdziwiona moim widokiem. Powiedziałem, że byłem na spacerze, a wracając jakoś tak odruchowo znalazłem się pod jej drzwiami i zapytałem czy mogę wejść. Judyta nie tylko wpuściła mnie do środka, ale powiedziała, że mogę nawet zostać. Zrozumiałem aluzję w lot. Zanim zabrałem się do rzeczy zdążyłem jeszcze pomyśleć, że jednak nie jestem jej całkiem obojętny. Potem wbiłem się w jej usta i całowałem ją tak jak chciałem, do utraty tchu. Kochałem ją i pieściłem długo i namiętnie. Im więcej jej dawałem miłości, tym więcej ona jej potrzebowała. Miałem wrażenie, że nikt nigdy jej tak naprawdę nie kochał. Już ja się o to postaram, żeby uzupełnić jej cały miłosny deficyt. To była długa, pełna namiętności i spełnienia noc. Zostałem u niej do świtu. Rano cmoknąłem ją w usta, powiedziałem, że widzimy się na śniadaniu i poszedłem do siebie wziąć prysznic.

 

Judyta

Kiedy Tomasz poszedł do swojego pokoju, ubrałam się szybko, dokonałam byle jakiej toalety, wrzuciłam wszystkie swoje rzeczy do walizki i już za moment wkładałam ją do bagażnika. Chciałam uciec, bo tej nocy zrozumiałam, że to nie był tylko seks. Po wspólnym spacerze Doliną Kościeliską, mile spędzonym czasie na termach Chochołowskich, naszych wieczornych rozmowach przy piwie, a przede wszystkim po wspólnej nocy obudziło się w moim sercu uczucie do Tomasza i ja się tego przestraszyłam. Nie zdążyłam jednak odjechać, bo Tomasz wybiegł z pensjonatu i grzecznie, ale skutecznie zawrócił mnie powrotem. Posadził mnie przy stole w jadalni i wydobył ze mnie mój numer telefonu i dokładny adres, bo jak powiedział, nie zamierza mnie szukać po całym Orzeszu, a z tego co się zorientował to jest całkiem duża miejscowość. Orientował się, no proszę. Potem poprosił, żebym zjadła śniadanie, bo podobno bez śniadania nie należy wychodzić z domu, nawet nie swojego i wtedy mogłam już spokojnie odjechać. Dobrze, widocznie tak miało być. „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”, jak mawiał Rejent.

 

Tomasz

Pogwizdując wyszedłem spod prysznica i pierwsze co zobaczyłem to Judyta pakująca swoją walizkę do bagażnika samochodu. Dobrze, że moje okno wychodzi na parking, bo inaczej znowu by mi się zgubiła. Może ona myśli, że tej nocy pocieszyłem się po Elce, że tak szybko chce wyjechać. Tylko nie to, muszę ją natychmiast zatrzymać. Na wpół ubrany wyskoczyłem przed pensjonat i pytam się jej co ona wyprawia, a ona mi na to, że wyjeżdża, bo skończył jej się pobyt. Zagarnąłem ją ramieniem i powiedziałem, że bez pożegnania nigdzie nie pojedzie. Potem zaprowadziłem ją na stołówkę. Opierała się, ale wydusiłem z niej telefon i adres. Mam zamiar ją odwiedzić na tej wsi, gdzie mieszka i to w niedługim czasie. Jestem bardzo ciekawy gdzie i jak żyje. Potem odprowadziłem ją do auta, pocałowałem mocno i namiętnie, żeby przypadkiem nie przychodziły jej do głowy głupie myśli i pomachałem na pożegnanie.

 

Judyta

Tomasz zadzwonił i powiedział, że chce mnie odwiedzić w moim domu. Zaprosiłam go więc na niedzielny obiad. Słyszysz Kropka, będziemy miały gościa. Z jednej strony się denerwuję, a z drugiej jestem podekscytowana. Muszę pomyśleć co zrobić do jedzenia. Był niedzielny poranek, słońce ładnie świeciło, oświetlając korony drzew pobliskiego lasu i było nawet dosyć ciepło jak na tę porę roku. Ponieważ miałam już wszystko przygotowane na przyjazd Tomasza, pomyślałam, że szkoda marnować czasu i poszłam do szklarni wysiać trochę sałaty, rzodkiewki, szczypiorku, marchewki i pietruszki. Tak się zapracowałam, że ocknęłam się dopiero, kiedy usłyszałam szczekanie Kropki. Czyżby Tomasz już przyjechał? No pewnie, wychyliłam się ze szklarni i na podjeździe zobaczyłam wielkie, czarne BMW. Trudno, znowu ziemia wzięła mnie w swoje posiadanie i zapomniałam o bożym świecie. Co tam, najwyżej Tomasz zobaczy mnie w wydaniu gospodarczym. Uchyliłam furtkę i przywitałam się. Na dzień dobry dostałam od niego długi, namiętny pocałunek i duży bukiet polnych kwiatów. Piękny, w sam raz na stół do jadalni. Powiedział mi do ucha, że się stęsknił za mną. Co by nie mówić, ja za nim też. Zaprosiłam go do środka, poprosiłam, żeby się rozgościł, a sama poszłam się przebrać i umyć. Kiedy wróciłam, Tomasz oglądał wnętrze domu, z jego miny wywnioskowałam, że chyba mu się u mnie podoba. Podałam do stołu, podczas obiadu rozmawialiśmy, na niezobowiązujące tematy. Swoisty small talk. Po posiłku zawołałam Kropkę i poszliśmy na spacer do lasu. Na leśnej ścieżce Tomasz złapał mnie mocno za rękę i nie puścił jej, aż do powrotu do domu. Kropka biegała tam i powrotem, przynosiła rzucany patyk i coraz szybciej merdała ogonem. Czyżby i ona się cieszyła, że koło pani pojawił się jakiś mężczyzna? W domu podałam na stół kawę i ciasto, a kiedy się posililiśmy jakoś tak naturalnie wylądowaliśmy w łóżku. Cudownie jest być ponownie w ramionach Tomasza. Znów poczuć to, co kilka dni temu w pensjonacie. Od tej miłości, którą obdarzał mnie Tomasz zakręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że unoszę się kilka centymetrów nad ziemią. Z nim mogłabym się kochać dwa i trzy razy dziennie, albo nie wychodzić z łóżka przez tydzień. Kiedy nasyciliśmy się już sobą przeleżeliśmy w sypialni do wieczora. Niestety Tomasz nie mógł zostać u mnie na noc, bo jutro jest poniedziałek, normalny dzień pracujący, a on ma ponoć jakieś arcyważne spotkanie, a szkoda. Ciekawe z kim, mam nadzieję, że nie z Elką.

 

Tomasz

Judyta zaprosiła mnie do siebie na niedzielę. Już nie mogę się doczekać. W tym tygodniu w ogóle nie umiałem się skupić na pracy, bo cały czas myślałem tylko o niej. Na reszcie jest upragniona niedziela. Ubrałem się schludnie, bardziej sportowo niż elegancko, wsiadłem do samochodu i pojechałem do zaprzyjaźnionej kwiaciarni. Dzień wcześniej zamówiłem dla Judytki duży bukiet polnych kwiatów. Kwiaciarka wyszła z zaplecza, podała mi zamówienie i zapytała co to się stało panie Tomaszu, zawsze tylko róże i róże, a dzisiaj tak oryginalny bukiet. Pani Janinko wszystko płynie, życie się zmienia, a do kobiety, do której jadę pasują tylko takie kwiaty. Proszę trzymać kciuki. Powodzenia panie Tomaszu. Wsiadłem z powrotem do auta, włączyłem nawigacje, Leśna 20, Orzesze. Za 40 minut będę na miejscu. Im bliżej domu Judyty tym droga stawała się gorsza. A pod koniec w ogóle już nie było asfaltu tylko ubity trakt z licznymi dziurami. Okolica ładna, dookoła pojedyncze nowe zabudowania, jeszcze sporo terenu do zagospodarowania i faktycznie las na wyciągnięcie ręki. Całkiem tu ładnie i tak spokojnie. Z zewnątrz dom Judyty wydaje się duży i wygodny. Dwuspadowy dach, dwustanowiskowy garaż i olbrzymia weranda z przodu. Ledwo zaparkowałem na podjeździe i wysiadłem z samochodu już w moim kierunku biegł i szczekał duży, czarno biały dalmatyńczyk i śmiesznie merdał ogonem. Kropka czy Plamka oto jest pytanie? Za chwilę z postawionej na tyłach domu szklarni wyszła Judyta. Ubrana w kalosze, ogrodniczki, sportową bluzę, z kopaczką w ręce i czołem ubrudzonym ziemią. Wyglądała pięknie. Po uprzednim przywitaniu zaprosiła mnie do środka, poprosiła, żebym się rozgościł, a sama poszła się przebrać i umyć. Zostawiła mnie w przestronnym salonie, połączonym z kuchnią i jadalnią. Z tego miejsca można wyjść najpierw na taras, na którym niech padnę jest drewniana balia, a następnie na ogród. Wystrój rustykalny, sielski, wiejski, przytulny. Dla Elki jedyny słuszny styl w mieszkaniu to glamour, na wysoki połysk, wszystko się świeci i daje po oczach. Tu, to by nawet nie pasował. Nad salonem nie ma stropu, jest za to wielka pustka, aż po sam dach, co daje ogromne poczucie przestrzeni. Z pokoju gościnnego prowadzą schody na wielką, wybudowaną nad całą resztą domu antresolę, bez jakichkolwiek ścian działowych. Z tego co zauważyłem mieści się tam faktycznie potężnych rozmiarów biblioteczka, miejsce do pracy, bo jest biurko i komoda pewnie na dokumenty. Znajduje się tam też coś w rodzaju kina domowego z kanapą i wielkich rozmiarów telewizorem. To pewnie tam Judyta oglądała Harrego Pottera. Ostatnia część tej przestrzeni zaaranżowana jest na domową siłownie. Znajduje się w niej bieżnia, rowerek, steper, orbitrek i fotel masujący. Bardzo ciekawy, oryginalny i spersonalizowany układ. Projekt domu pewnie był robiony pod indywidualne potrzeby. Mnie natomiast bardziej interesuje gdzie jest sypialnia. Najchętniej natychmiast zaciągnąłbym tam Judytę. Opanuj się jednak Tomasz, nie jesteś zwierzakiem, nie działasz instynktownie. Zachowaj pozory i elementarne zasady savoir vivre. Kiedy Judyta weszła do salonu miała na sobie trampki, jasne jeansy i sportową koszulę. Do twarzy jej w tym ubraniu. To nie jest kobieta, która nosi szpilki i sukienki. Zresztą taki ubiór na wsi jest zupełnie nieprzydatny. Przy obiedzie siedzieliśmy naprzeciwko siebie, to dobrze, bo lubię na nią patrzeć. Judyta podała przepyszne polędwiczki wieprzowe w sosie pieczarkowym, do tego kluski, surówkę z kapusty pekińskiej z marchewką i kompot z truskawek. Taki kompot piłem ostatni raz jak byłem małym chłopcem i pojechałem do babci na wakacje. Matko jedyna jak ta kobieta smacznie gotuje. Tym obiadem podbiła jeszcze bardziej moje serce. Nie na darmo się mówi, że do serca mężczyzny przez żołądek. Elka to potrafiła nawet wodę na herbatę przypalić. Tomasz, zganiłem siebie w myślach, umówmy się, że to jest ostatni raz kiedy pomyślałeś o Elce. Wymarz ją sobie raz na zawsze z pamięci. Po posiłku udaliśmy się z psem do lasu na spacer. To właściwie nie jest las, a jak się wcześniej dowiedziałem studiując mapę topograficzną Orzesza, Puszcza Pszczyńska i faktycznie Judyta ma do niej rzut beretem. Co chwilę rzucała psinie patyk i wołała na niego po angielsku Dot, podobno dlatego, że krócej. Czyli jednak wabi się Kropka, muszę zapamiętać. Ona o dziwo reagowała na to imię i szybko przybiegała dopominając się kolejnej porcji zabawy. Złapałem Judytę mocno za rękę i nie puściłem jej, aż do powrotu do domu.

Ponieważ trochę jednak zmarzliśmy Judyta zaparzyła kawę, a do tego podała świeże domowe ciasto z malinami. Poezja smaku. Po deserze pomogłem jej odnieść brudne naczynia do kuchni, jakoś tak mimochodem dotknąłem jej pleców, potem włosów, wreszcie ust i już za moment byliśmy w sypialni. Jak wyglądał ten pokój to nie wiem, bo zajmowałem się tylko i wyłącznie Judytą, ale wiem, że łóżko było wygodne. Judyta to wspaniała, ciepła, potrzebująca dużej dawki miłości kobieta i ja jej tę miłość dzisiaj ofiarowałem. Chętnie pobaraszkowałbym z Judytą nieco odważniej, ale spokojnie Tomasz na wszystko przyjdzie czas. Muszę przyznać, że w łóżku uzupełniamy się świetnie i pasujemy do siebie doskonale pod względem seksualnym. Przeleżeliśmy w tym łóżku do wieczora i chętnie bym z niego nie wyszedł do rana, ale co było robić, jutro jest poniedziałek, a wcześnie rano miałem umówione ważne spotkanie. Musiałem wracać.

 

Pół roku później

 

Judyta

Tomasz zamieszkał ze mną. Zrobiło się poważnie. Muszę przyznać, że pasuje do tego miejsca. Swojego mieszkania nie sprzedał, pewnie się ubezpieczył na wypadek gdyby nam się nie udało. Ja bym wolała, żeby jednak się udało, bo dobrze mi z nim na każdej płaszczyźnie życia.

 

Tomasz

Zamieszkałem u Judyty. Wróć, zamieszkałem z Judytą w jej domu. To zdecydowanie dużo lepiej brzmi. Nigdy bym nie pomyślał, że ja mieszczuch mogę mieszkać na wsi i co więcej bardzo dobrze się tam czuję. Życie to jednak może człowieka zaskoczyć. Swojego mieszkania jeszcze nie sprzedałem, tylko dlatego, że nie znalazł się odpowiedni kupiec, ale to tylko kwestia czasu. BMW zamieniłem na Jeepa z napędem 4x4. Judytka to i tak chyba nie lubiła mojego samochodu, miałem wrażenie, że tak jakoś nieprzychylnie na niego spogląda. Ten powinien jej się dużo bardziej spodobać. W warunkach, w których mieszkamy sprawdzi się dużo lepiej. Przynajmniej będziemy mieć szansę wyjechać jak nas zimą zasypie śnieg. Nie to żebym miał coś przeciwko temu żeby nas zasypało, spożytkowalibyśmy ten czas do roztopów na pewno bardzo przyjemnie. Najlepiej jednak być kowalem swojego losu. Kupiłem pierścionek, tak, chcę się Judycie oświadczyć. Babciny złoty pierścionek z dużym oczkiem jadeitu, żeby chronił ją przed złą mocą, urokami, negatywną energią, pomógł odgonić złe myśli i niepokoje. Taki pierścionek będzie dla Judyty najbardziej odpowiedni, nie żadne, brylanty, diamenty i świecidełka. Stawiam wszystko na jedną kartę, ale tą kartą jest joker.

 

Judyta

Nie mogę w to uwierzyć, ale Tomasz poprosił mnie o rękę. Oczywiście, powiedziałam tak. Jestem teraz najszczęśliwszą kobieta na Ziemi. Zmienił też samochód na takiego fajnego, dużego Jeepa. Tak, to auto zdecydowanie bardziej mi się podoba i jest praktyczniejsze na wsi. Czyli jednak BMW to musiał być wybór Elki. Sprzedał też swoje mieszkanie, a to oznacza tylko jedno, że jest absolutnie pewny swoich wyborów. Czy ja mówiłam swego czasu coś na temat, że już nic mi życie ciekawego nie przyniesie? Odwołuję, odwołuję te słowa po stokroć. Teraz czas zająć się organizacją ślubu i wesela.

 

Koniec

 

Na koniec opowiadania chciałabym wtrącić jedno zdanie prywaty. Jeśli ktoś poczuje się urażony to z góry przepraszam wszystkich, szczególnie panów. Otóż na świecie nie ma już takich fajnych facetów jak Tomasz z mojego tekstu.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • słone paluszki 4 miesiące temu
    Przeczytałam i nie żałuję. Choć nie przepadam za miłosną tematyką.
    Twoja bohaterka jest jakby kontynuacją Judyty Grocholi. Po wszystkich życiowych zawirowaniach, bardziej spokojna lub pogodzona z życiem, w końcu odnalazła szczęście. I jestem pewna, że większość czytelniczek pozazdrości jej Tomasza.
    Bo tacy, jak Tomasz, nie istnieją lub istnieją tylko w opowiadaniach. Bo znając życie, to żaden, ale absolutnie żaden właściciel bmw nie poderwałby babki z sadłem na brzuchu. Tacy to podrywają...
    się na widok osiemnastek. Jedynie.

    Miły, ciepły, literacki happy end na początek roku. Lubię fantasy :)
  • EwelinaRyba 4 miesiące temu
    Dziękuję za miły komentarz :) To fajne uczucie wiedzieć, że to co się napisało podoba się czytelnikowi. "Bo znając życie, to żaden, ale absolutnie żaden właściciel bmw nie poderwałby babki z sadłem na brzuchu. Tacy to podrywają... się na widok osiemnastek. Jedynie." Super tekst, uśmiałam się. Chociaż powinnam może raczej płakać, bo niestety, ale jest to szczera prawda. Na szczęście samochód Tomaszowi wybierała Elka, wiec mój bohater nie jest typowym facetem z BMW. Ja sama zazdroszczę Tomasza Judycie. Z Grocholą trafiłaś w dziesiątkę. Film "Nigdy w życiu" jest moim ulubionym i mogłabym go oglądać w nieskończoność, mimo, że znam wszystkie dialogi na pamięć, a Judyta jest super babką. W tym miejscu zapraszam do poczytania innych moich opowiadań, które popełniłam jakiś czas temu, a w których niezmiennie i monotematycznie główną bohaterką jest Judyta.
  • EwelinaRyba 4 miesiące temu
    Dziękuję za miły komentarz :) To fajne uczucie wiedzieć, że to co się napisało podoba się czytelnikowi. "Bo znając życie, to żaden, ale absolutnie żaden właściciel bmw nie poderwałby babki z sadłem na brzuchu. Tacy to podrywają... się na widok osiemnastek. Jedynie." Super tekst, uśmiałam się. Chociaż powinnam może raczej płakać, bo niestety, ale jest to szczera prawda. Na szczęście samochód Tomaszowi wybierała Elka, wiec mój bohater nie jest typowym facetem z BMW. Ja sama zazdroszczę Tomasza Judycie. Z Grocholą trafiłaś w dziesiątkę. Film "Nigdy w życiu" jest moim ulubionym i mogłabym go oglądać w nieskończoność, mimo, że znam wszystkie dialogi na pamięć, a Judyta jest super babką. W tym miejscu zapraszam do poczytania innych moich opowiadań, które popełniłam jakiś czas temu, a w których niezmiennie i monotematycznie główną bohaterką jest Judyta.
  • il cuore 4 miesiące temu
    /Myślałem, ba byłem pewien, ze życie/ – przecinek i kropeczka – wiele zmieni
    /niczym w zasadzie nie różniący się/ – nieróżniący się
    Dalej jest dużo lepiej jednak nieidealnie...

    Trochę to nie dla mnie, lecz czasem se czytnę.
    cul8r
  • EwelinaRyba 4 miesiące temu
    Z twojego komentarza wnioskuję, że tekst nie jest zły. Przy takiej długości opowiadania przyczepiłeś się tylko do jednego zdania. Cieszę się, że udało mi się napisać coś wartego uwagi. Nie różniący się i nieróżniący się to oczywiście mój błąd ortograficzny, bo jak wiadomo z przymiotnikami pisze się razem.
  • Skorpionka 4 miesiące temu
    Piszesz ciepłe i pełne optymizmu opowiadania. Nieważne, że w życiu takie cuda się nie zdarzają, warto czasem pomarzyć. Na plus ostatniego zapiszę, że styl zdecydowanie lepszy od poprzednich. Ale że jeszcze językowo trochę do ideału brakuje, dałabym mocną 4+.
  • EwelinaRyba 4 miesiące temu
    Dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania