Poprzednie częściLudzie i wilki

Ludzie sowieccy

Sowiecka gospodarka słynęła z różnych wielkich, choć nie zawsze mądrych projektów. Jednym z nich był pomysł stworzenia w Kirgizji przemysłu winiarskiego. W tym celu z kilku dolin u stóp gór Tienszan przegnano pasterzy z ich stadami i posadzono tam winogrona. U wylotu jednej z dolin wybudowano wielki zakład produkcji wina, a w skałach wykuto olbrzymie piwnice. Uchowała się tylko jedna wioseczka leżąca tuż przy chińskiej granicy. Zamieszkana była przez Chińczyków, którzy od zawsze żyli z uprawy cebuli i władza sowiecka nie zawracała sobie nimi głowy. Do pracy na tych tysiącach hektarów winnic i w nowo powstałej fabryce potrzeba było tysięcy pracowników, których w okolicy nie było. Wybudowano więc miasto, do którego ściągnięto ludzi z całego państwa. W mieście tym było wszystko, łącznie ze szpitalem oraz szkołą i właśnie w tej szkole spotkało się dwoje młodych nauczycieli.

Ona miała na imię Walentyna i była Ukrainką. Ukończyła rusycystykę na charkowskiej uczelni pedagogicznej i została skierowana do pracy do tego leżącego na krańcu świata winnego zagłębia.

On miał na imię Aleksander i był potomkiem tzw. „Niemców nadwołżańskich”, których sprowadziła caryca Katarzyna, żeby zasiedlili pustacie nad Wołgą. Ukończył szkołę muzyczną w Saratowie i także dostał nakaz pracy do tej dziury.

Młodzi wkrótce się pobrali, dorobili dwóch córek i tym samym wpisali się w ogólnopaństwowy program tworzenia tzw: „ludzi sowieckich”. Polegał on na tym, żeby ludzi różnych narodowości żenić ze sobą i osiedlać w obcych stronach. Tacy ludzie odcięci od rodzin, ojczystych języków i tradycji, byli zdani wyłącznie na łaskę i niełaskę sowieckiej władzy i łatwiej się jej podporządkowywali. Ukrainka i zruszczony Niemiec mieszkający w Kirgizji doskonale pasowali do tego wzorca i byli nawet z tego tytułu hołubieni przez lokalne władze.

Walentynie i Aleksandrowi wszystko szło jak po maśle aż do rozpadu sowieckiego imperium i powstania niepodległego Kirgistanu. W nowo powstałym państwie odrodził się islam i wtedy przypomniano sobie, że wino to szatański napój. W doliny wróciły więc kozy i owce, które zniszczyły winnice. Do tego jeszcze okolicą zawładnęli kirgiscy nacjonaliści, którzy „przekonywali” ludzi innych narodowości do wyjazdu. W ten sposób kombinat upadł, miasto się wyludniło, a pozostała tylko chińska wioska przy granicy, gdzie nadal spokojnie uprawiano cebulę. Zmiany te dotknęły też Walentynę z Aleksandrem, którzy z dnia na dzień zostali bez środków do życia. Na szczęście Aleksander miał dokumenty świadczące o jego niemieckim pochodzeniu i na ich podstawie mógł wraz z rodziną wyjechać do Niemiec. Wylądowali w socjalnym mieszkaniu w Regensburgu, dostali zasiłek dla repatriantów i próbowali ułożyć sobie życie w nowej ojczyźnie.

Walentynę poznałem w Niemczech podczas szkolenia w partnerskiej firmie. Pracowała tam, bo znała ukraiński i rosyjski, a firma chciała robić interesy na wschodzie Europy. Chyba nasze słowiańskie dusze jakoś do siebie przylgnęły, bo w czasie wolnym od zajęć dużo ze sobą rozmawialiśmy, a na koniec drugiego dnia szkolenia powiedziała:

– Przyjedź dzisiaj wieczorem do nas. Poznasz mojego męża i pokażę ci film z wesela mojej starszej córki, które było tydzień temu.

Pojechałem, bo chciałem zobaczyć, jak żyją w Niemczech imigranci z byłego Związku Sowieckiego. Spodziewałem się slumsów, a tymczasem zobaczyłem bardzo zadbane trzypokojowe mieszkanie w nowoczesnym bloku. Walentyna mieszkała tam z mężem i młodszą córką, bo starsza zaraz po ślubie się wyprowadziła.

Aleksander był miłym człowiekiem, ale wyglądał źle i nie starał się tego ukrywać. Okazało się, że miał wrzody żołądka, które mu w Niemczech zoperowano, ale pełni sił już nie odzyskał. Nie miał stałej pracy. Pracował dorywczo na budowach lub w transporcie, co przy jego stanie zdrowia nie było dla niego korzystne. Znając jego wykształcenie, powiedziałem:

– Jesteś dyplomowanym muzykiem, więc mógłbyś chyba uczyć muzyki w szkole. Przecież nuty na całym świecie są takie same.

– Z moim językiem? – odpowiedział.

Zacząłem wtedy uważniej słuchać, jak mówi i faktycznie jego niemiecki był językiem obcokrajowca, który uszedłby wszędzie, ale nie w niemieckiej szkole lub urzędzie.

Głównym powodem mojej wizyty miało być oglądanie filmu z wesela córki Walentyny, wiec nie mogłem tego uniknąć. Film był nudny jak większość filmów tego typu. Bawiono się w sali o ścianach z paneli, przy szwedzkim stole i ciepłych daniach serwowanych prosto z cateringowych pojemników. Do tańca przygrywał czteroosobowy zespół rosyjski. Było to więc rosyjskie wesele w niemieckiej scenografii. Gościem honorowym była mama Walentyny, która specjalnie przyjechała z Ukrainy. Siedziała otoczona rodziną, ale widać było, że źle się czuje w tym obcym otoczeniu.

– Czy mamie podobało się w Niemczech? Nie chciałaby tu u was zostać? – zapytałem.

– Bardzo jej się podobało, że tu taki porządek i czysto, ale zostać nie chciała – odpowiedziała Walentyna. – Wyjechała po tygodniu i powiedziała, że woli umrzeć na Ukrainie.

Po projekcji skłamałem, że film o weselu mi się podobał, a Walentyna pochwaliła się, że oboje młodzi mają dobrą pracę. Córka już w Niemczech ukończyła szkołę pielęgniarską i ma etat w szpitalu. Zięć natomiast jest kolejarzem, a kolejarze w Niemczech mają status urzędników państwowych.

Na tym pożegnałem się z gospodarzami i było to moje ostatnie spotkanie z nimi. Nie wiem, jak dalej szło Aleksandrowi, ale Walentyna po kilku miesiącach została zwolniona, bo jej praca nie przynosiła firmie oczekiwanych efektów. Na jej miejsce została przyjęta inna, dużo młodsza Rosjanka. Poznałem ją rok później, ale tym razem nasze słowiańskie dusze jakoś do siebie nie przylgnęły.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • andrew24 3 miesiące temu
    Ciekawe wspomnienie. Nigdy nie wiemy jakim nurtem popłynie życie...
    Pozdrawiam serdecznie, 5*
    Miłego dnia
  • Marian 3 miesiące temu
    Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
  • Twoja ocena: 5
  • Marian 3 miesiące temu
    Dzięki.
  • TytusT 3 miesiące temu
    Słowiańskie dusze… Ciekawe, czy w Niebie mają na nie specjalną szufladę.
  • Marian 3 miesiące temu
    Pewnie mają, słowiańską.
  • Noico1 3 miesiące temu
    Bardzo ciekawe.
  • Marian 3 miesiące temu
    Dziękuję.
  • Garyt 3 miesiące temu
    ej... mocne... świetne (nawet nie przeczytałem tytułu)
  • Marian 3 miesiące temu
    Dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania