Ludzie źli?
Zdrada, kłamstwa, pogarda, zawiść. Cztery proste słowa, a niosą ze sobą tyle bólu. Ich prawdziwe znaczenie pozostaje dla nas ukryte do czasu, gdy wszystko to otrzymamy od ludzi. Czasem od ludzi, na których nam zależało. Do których się przywiązaliśmy. Wszystko co złe spływa na nas bowiem stąd, skąd najmniej się tego spodziewamy. Od najbliższych. Od tych, którymi się otaczamy. Rany zadane właśnie z ich rąk najdotkliwiej nas pieką. Najmocniej ciążą na naszych duszach. Zastają nas nieprzygotowanych i bezbronnych. Podatnych jak dziecko, druzgocąc naszą niewinność. Nie sposób się przed tym obronić.
Ludzie, którym ufaliśmy… którym wierzyliśmy… których kochaliśmy… Czy naprawdę wszyscy są tacy sami? Egoistyczni, samolubni, głusi na uczucia innych? Podajemy im swoje serca na dłoni, a oni otwarcie, bez wahania przeszywają je nożem. Czy nie widzą, jak ranią nas swymi nierozważnymi słowami? Swymi uczynkami? Nawet ich spojrzenia czy wyraz twarzy niekiedy przynoszą cierpienie większe, niż tysiąc obraźliwych słów. Dlaczego tak musi być? Dlaczego każda relacja, każdy związek tak właśnie się kończy? W bólu i płaczu… Porzucenie, samotność… To nas właśnie czeka? Taka jest nasza przyszłość? Jałowa i bezbarwna, niczym popiół? Jak uwolnić się od tej rozpaczy? Jak ulżyć męce zadawanej nam przez zdradę bliskich? Czy jedynym rozwiązaniem jest zdystansowanie się do nich? Zdystansowanie się do wszystkich ludzi? Przyjęcie chłodnej, niewzruszonej postawy oraz stłumienie własnych uczuć tak, by już nikt nigdy nie potrafił nas zranić? Stalibyśmy się przecież wtedy dokładnie tacy sami jak oni. Pozbawieni współczucia i empatii. By osłonić się przed zranieniem, sami skazalibyśmy się na życie bez miłości… bez radości i chwil uniesienia. Zmniejszylibyśmy ryzyko. Zmniejszylibyśmy ból, ale stalibyśmy się przy tym puści, zimni i martwi jak trupy. Co to za życie? Kto świadomie zdecydowałby się na coś takiego? Bardzo wielu…
My ludzie jesteśmy słabi… rozchwiani… Łatwo dajemy pokonać się emocjom i popadamy w stany, z których trudno jest już powrócić. Tacy po prostu jesteśmy. Krusi i delikatni. Ciężko nam potem z powrotem zaufać i otworzyć się na ludzi. Gdy już raz zostaliśmy zranieni i odsunęliśmy się od bliskości innych, zostawia to w naszym sercu bolesne piętno, które nie przestaje krwawić. Czy jest więc jakiś ratunek? Ratunek dla naszego życia? Jak je przywrócić, kiedy wszelki błysk radości w oku zgasł, a uśmiech na twarzy zblakł, niczym tkanina zbyt długo wystawiona na bezlitosne promienie słońca?
Wciąż poznajemy nowych ludzi. Co raz w naszych sercach roznieca się maleńki promyk nadziei, który jednak gaśnie równie szybko, jak się pojawia. Mimo zawodów… mimo rozczarowania, nie możemy jednak przestawać ryzykować. Życie składa się z ryzyka. Bez niego jest niczym. Musimy szukać, aż w końcu znajdziemy tę osobę. Tę jedyną, dla której i my będziemy tymi jedynymi. Już na zawszę. Osobę, która przywróci nam wiarę w ludzi i uświadomi, że warto żyć… warto kochać i mimo bólu wciąż warto ufać…
Komentarze (7)
Ode mnie 5, aczkolwiek uważam, że mógłbyś dodać akapity dla przejrzystości ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania