Poprzednie częściLuzacki Kontynent

Luzacki Kontynent 2

"Luzacki Kontynent 2"

 

gatunek: fantastyka/czas wolny/podróże/koleżeństwo/sny/surrealizm

 

Ciepły, pogodny zachód słońca, zasadniczo nieskończony. Lata 1998-2001.

 

Niebo było w większej części bezchmurne. Podróżnik i Imprezowicz byli poszukiwaczami przygód, mającymi po dwadzieścia siedem, albo po dwadzieścia osiem lat. Wypoczywali oraz imprezowali na pokładzie dosyć dużego jachtu motorowego, płynącego przez rozległy ocean, pełny różnych, zadziwiających stworzeń. Wracali z krajoznawczej wyprawy dookoła Luzackiego Archipelagu.

 

Statek wpłynął do obszernej przystani, znajdującej się u plażowych wybrzeży subtropikalnego, wilgotnego miasta, zamieszkanego przez sto kilkadziesiąt tysięcy osób. Zostawiając go tam, przeskoczyli na stały ląd. Przebiegli w poprzek plażę, pełną parawanów, namiotów i parasoli. Dotarli na parking otoczony drzewami liściastymi oraz palmami. Wsiedli do czekającego na nich wygodnego, pojemnego samochodu terenowego, a wtedy odjechali w głąb tajemniczego kontynentu, pełnego ekscytujących przygód do przeżycia.

 

Ich pierwszy przystanek miał miejsce jeszcze w mieście, a dokładniej w dużym parku na przedmieściach. Zatrzymali pojazd, wysiedli, zamknęli drzwi i poszli zwiedzać. Kiedy mijali pełny zielonych żab oraz nakrapianych kijanek stawek z wysepką, z której wyrastała wielka wierzba, to nagle spotkali złotą rybkę, która jakimś cudem i ku ich zdziwieniu oraz zaskoczeniu umiała mówić językami nie tylko ryb, ale także ludzi.

 

— Yo, yo, yo, ziomy! — przywitała się znienacka złota rybka, gdy koledzy przechodzili obok brzegu.

— Kto to? Czy to legendarne płazy? A może mityczna złota rybka? — spytał Imprezowicz.

— Ta, co może spełnić trzy życzenia — odpowiedziała ryba.

— Czyli jednak to drugie.

— Tak. Macie więc jakieś życzenia? Mogę spełnić tylko, i jednocześnie aż, trzy dla jednego i trzy dla drugiego.

— Nie. Dziękujemy. Przyjechaliśmy zwiedzać to niezwykłe miejsce, jakby fantastyczne albo cudowne — poszukiwacze przygód odparli jednocześnie.

— No to tradycyjnie polecam zobaczyć trawnik z ropuchami, altanę, fontannę, jaskinię z podziemną krainą, ruiny na wzgórzu, baśniowy zamek na kolejnym wzgórzu, łąkę z jaszczurkami, rzekę z drobnymi rybami, basen kąpielowy i sklepik z lodami — zaproponowała złota rybka.

— Dziękujemy za pomoc — podziękowali ludzie.

— A ja dziękuję za odwiedziny — odpowiedziała ryba, która następnie popłynęła do swojego pałacu, stojącego na dnie stawu, pośród wodorostów.

— Idziemy zwiedzić ten magiczny, międzywymiarowy park i jego najbliższe okolice? — spytał Imprezowicz.

— Idziemy — odpowiedział Podróżnik.

 

I ruszyli w niezwykłą podróż. Na trawniku występowały płazy. Ropuchy rapowały, a żaby śpiewały. Podekscytowani przebojową, łatwo wpadającą w ucho muzyką, koledzy przeszli obok. Minęli fabrykę snów oraz marzeń, jedną z wielu podobnych na całej planecie. Z komina uwalniały się chmury pełne różnych treści sennych, jedna za drugą, a następnie odlatywały daleko za horyzont, aby wsiąknąć w głowy śpiących ludzi i w ten sposób obdarzać ich kolorowymi, odprężającymi snami.

 

Mężczyźni zaszli do altany, a tam rzekotki, nietoperze oraz ćmy konkurowały o miejsce do wypoczynku, trochę podobnie jak ludzie na modnych plażach w sezonie letnim. Tymczasem nad fontanną unosił się wesoły, tańczący obłok, z którego wystawał kołyszący się łuk błyszczącej oraz świecącej tęczy. Natomiast w pobliżu jaskini, podziemne miasto urządziły sobie jaszczurki. Niektóre potrafiły przez krótki czas biegać na dwóch nogach i dodatkowo miały dziwne kołnierze wokół pyszczków, co sprawiało, że wyglądały zabawnie, jak jakieś fikcyjne rośliny, które można by było nazwać: "jaszczureczniki".

 

Poszukiwacze przygód dotarli na wzgórze, gdzie zastali starożytne ruiny. To dopiero była zadziwiająca atrakcja turystyczna. W nocy, w całym parku, podczas fruwania między drzewami, nad zabytkowymi reliktami z tajemniczych, niezwykłych, wspaniałych czasów, tańczyły świetliki o kilku różnych kolorach, przypominając wówczas swoim wyglądem światełka choinkowe. Dodatkowo, niekiedy na tle nieba, księżyca i chmur, przemknął baśniowy rydwan, odbywający nocny spacer po kontynencie, a pochodzący z krainy marzeń oraz snów, a może i z jakiegoś innego, lepszego świata.

 

Po zwiedzeniu wzgórza, Podróżnik i Imprezowicz przedarli się przez wyjątkowo piękny, mocno zalesiony fragment parku, gdzie miejscami padały na nich żółto-różowo-pomarańczowe promienie słoneczne, a miejscami cień. Po drzewach spacerowały jaszczurki, węże, chwytnice, wiewiórki, ślimaki, karaluchy i straszyki. W powietrzu, pośród potężnej roślinności, unosiły się kolorowe, świecące gwiazdki, elipsy oraz wielokąty. Kiedy koledzy już opuścili ten obszar, to zastali rozległą, słoneczną łąkę.

 

Na miejscu zastali gryzonie z rogami reniferów, tęczowe jednorożce, różowe hipopotamy, fioletowe krokodyle i latające nosorożce. Podeszli do zarośli drzewiastej rośliny o długich, cienkich gałęziach oraz liściach. Wtedy nad ich głowami przefrunęły trzy cietrzewie. Zrzuciły na nich po jednym słomianym kapeluszu. Ludzie złapali elementy ubioru, a wtedy je sobie przymierzyli. Pasowały. Następnie kontynuowali ten kosmicznie dziwny spacer. Wśród chmur szybowały zielone, gwiżdżące koty. W małym lesie za bagnistą rzeką tańcowały cztery klauny.

 

Gdy poszukiwacze przygód minęli łąkę, poprzecinaną rzekami oraz usianą zaroślami, to udali się na basen kąpielowy. Nad całą okolicą przefrunęło pięć gigantycznych statków kosmicznych, pochodzących z innych galaktyk. Na ich pokładach miały miejsce imprezy dyskotekowe. W międzyczasie na powierzchni planety, na trawniku otaczającym sztuczny zbiornik wodny, trwała luzacka, szampańska zabawa, co dwóm wędrowcom się bardzo spodobało. Postanowili więc oni tutaj przez pewien krótki czas sobie odpocząć.

 

Na galaktycznych skuterach przyleciały dwa człekokształtne dimetrodony, które po wylądowaniu za niewielkim gąszczem palm, zeskoczyły na kwitnący trawnik, poszły do pobliskiej restauracji i zjadły smażoną rybę, frytki, surówkę, a także sałatę. Tymczasem Podróżnik i Imprezowicz zjedli lody rożki, po czym wykąpali się w basenie. Potem obeschli, leżąc na leżakach, pod parasolem przeciwsłonecznym, nad którym przefrunęły papuga, ćma, chrabąszcz, mewa, flaming i tukan. Po krótkim odpoczynku, dwaj mężczyźni wstali oraz pobiegli z powrotem w pobliże stawu, skąd zaczynali ten spacer, bo tam zostawili samochód. Po drodze spotkali legwana wielkości hipopotama, kiedy ten kąpał się w rzece, a na jego grzbiecie wypoczywały cztery salamandry.

 

Gdy poszukiwacze przygód dotarli na miejsce, to wskoczyli do wozu, którym następnie odjechali w dalszą, ekscytującą podróż. Przejechali po polnej drodze, otoczonej wietrznymi lasostepami, po których biegały Phorusrhacosy i Gastornisy. Nad horyzontem przemknęło kilkadziesiąt przezroczystych, połyskujących na tęczowo baniek mydlanych, które nagle przeobraziły się w klasyczne balony imprezowe w kształcie przerośniętych winogron.

 

Ludzie dojechali do magicznego ogrodu-lasu, zawierającego trzy zamki i kilka stawów, kamiennych altan, łuków oraz fontann. Wyskoczyli z pojazdu i pobiegli zwiedzać. Na ich widok, krokodyl ze skrzydłami pterozaura oraz żyrafa o skrzydłach kondora, do tej pory odpoczywające między dwoma zamkami, nagle obudziły się i szybko odleciały za las, otaczający całą okolicę. Podróżnik i Imprezowicz pobiegli przed otoczoną czterema łukami fontannę. Pływało w niej pięć traszek. Nad okolicą przefrunęło kilkadziesiąt liści tropikalnych roślin z innej planety, wyglądających jak uszy słoni, a czerwonych jak pomidory. Ludzie zauważyli, że nad stawem, wśród gąszczu roślinności liściastej i bylin wielkich jak kły mamutów, stało kilka zielonych bawołów oraz fioletowych antylop. Postanowili wrócić do samochodu i odjechać w inne miejsce.

 

Przejeżdżając przez rozległy, wilgotny lasostep, zauważyli stadko jednorożców, z których wydobywały się dźwięki dziwnej, surrealnej, hipnotyzującej muzyki. Ruszyli dalej. Przemierzyli kilkanaście kilometrów. Zatrzymali się pośród słonecznych sadów i ogrodów. Wyszli na parking, którym był udeptany, podsuszony trawnik. Na horyzoncie widniały klify, po których spacerowały stegozaury, styrakozaury oraz lambeozaury. Na rozległych łąkach, porośniętych wysokimi trawami, hibiskusami i opuszczonymi sadami, biegały oraz skakały konie polne wielkie jak bizony.

 

Ludzie weszli w głąb strefy sadów i ogrodów, a obszar ten był międzywymiarowy, baśniowy, fantazyjny, magiczny. Idąc, speszyli czarnego kota wielkości kanapy. Za płotami i żywopłotami fruwały ćmy zawisaki, żaby nogolotki oraz złociste, świecące kule o rozmiarach owoców pomarańczy. Mężczyźni zatrzymali się na dosyć rozległym trawniku, otoczonym szorstkowcami, hibiskusami, bananowcami, figowcami, lasecznicami i czterema wolnostojącymi domami jednorodzinnymi. Zza swoich pleców wyciągnęli hamburgery bądź cheeseburgery oraz butelki ciemnego napoju gazowanego. Zjedli kanapki i wypili napoje. Puste butelki schowali z powrotem do magicznych, niewidzialnych schowków, ukrytych na plecach, a następnie wrócili do samochodu i pojechali w dalszą podróż. Kiedy przechadzali się po polnej dróżce, między kwitnącymi żywopłotami, to towarzyszyły im ważki, chrabąszcze oraz nietoperze. Powoli leciały obok poszukiwaczy przygód, co wyglądało jakby odprowadzały ich na podsuszony, udeptany parking-trawnik.

 

Podróżnik i Imprezowicz przejechali obok sadów, pól uprawnych, łąk, pastwisk oraz bagnistego lasu liściastego, a wtedy zatrzymali się nieopodal jeziora. Wyszli na chwilę na zewnątrz. Odetchnęli świeżym powietrzem, które pachniało cytryną, trzciną i słodkowodnymi wodorostami. Po plaży spacerowały kraby, raki, poskoczki mułowe, jaszczurki, żółwie, traszki, żaby, karaluchy oraz ropuchy. Nad horyzontem, siedem smoków zatańczyło na niebie, na tle chmur, i pośród promieni słonecznych. Pod powierzchnią wody przepłynęły cztery skalary, dziesięć cierniooczków, ławica razbor oraz osiem płaskoboków.

 

Mężczyźni obejrzeli otaczające ich niezwykłe przedstawienie, wykonane przez samą naturę, po czym wrócili do samochodu i pojechali dalej. Przejechali po polnej drodze, otoczonej bagiennymi lasami. Spotkali piżmaka, nutrię, rzęsorka oraz ławice tetr, mieczyków, gambuzji i gupików. Zatrzymali się na kilka minut na malowniczym wzgórzu, na łączce otoczonej lasem pozbawionym bagien. Nieopodal nich przebiegły dwa triceratopsy, trzy stegozaury oraz cztery parazaurolofy. Nad głowami ludzi przefrunęły cztery flamingi i dwa pelikany. Spośród gęsto rosnących drzew wydobywały się różowo-pomarańczowo-złote promienie słoneczne oraz niezwykłe, piękne, bajeczne dźwięki, jakby muzyka niebiańska. Poszukiwacze przygód zostali olśnieni i oświeceni. Na powierzchniach, czy też grzbietach, różowo-fioletowych chmur, powoli płynących po ciemnożółtym niebie, wypoczywały homary, krewetki, rozgwiazdy oraz przegrzebki. Opowiadały baśnie i legendy, popijając herbatę.

 

Podróżnik i Imprezowicz byli zachwyceni tą niezwykłą chwilą. Wrócili do pojazdu oraz ruszyli w dalszą niezwykłą, wielowymiarową drogę, wiodącą przez pogranicze kilku różnych światów. Dotarli na rozległy, słoneczny lasostep, gdzie rosły nieliczne drzewa owocowe i palmy oraz niższe i wyższe rośliny zielne, które zazwyczaj pięknie kwitły. Zatrzymali się, wyszli na zewnątrz, a wtedy przeszli się na odprężający spacer. Roje motyli, ciem, ważek i chrząszczy radośnie tańczyły ponad całą strefą beztroskich, pogodnych łąk. W tle można było usłyszeć muzykę rozrywkową z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku, z gatunków: disco, funk, new wave oraz wesołe, skoczne country. Mężczyźni, jedząc lody rożki, przeszli obok kilkunastu istot pozaziemskich i statków kosmicznych, a wtedy dotarli do drewnianego, parterowego, wolnostojącego domu jednorodzinnego, posiadającego tarasy oraz basen kąpielowy i otoczonego sadami oraz ogrodami, doskonale pasującymi do otoczenia, chętnie odwiedzanego przez czarne pantery, jaszczurki perłowe, ropuchy wielkości taboretów, straszyki i świecące, fruwające węże z innych, alternatywnych wymiarów.

 

Zajrzeli do wnętrza budynku mieszkalnego. Sprawiało wrażenie bardzo przytulnego. Okna były przyozdobione długimi zasłonami, a ściany - wiszącymi dywanami oraz eleganckimi kinkietami. W salonie, na meblościance, stały telewizor i radiomagnetofon. Poszukiwacze przygód usiedli na kanapie, włączyli telewizor oraz zaczęli oglądać. Leciały teledyski piosenek z gatunku new wave. W międzyczasie, na dachu domu wylądowały dwa międzygalaktyczne statki cywilizacji pozaziemskich. Jeden wyglądał jak popielniczka, a drugi jak cygaro. Ludzie spojrzeli w kierunku okna, tkwiącego w bocznej ścianie. Na zewnątrz stała dziwna istota z ciałem jak uschnięte drzewo, i z głową w kształcie jakiegoś owocu, może mango. Patrzyła prosto na nich. Czego mogła od nich chcieć? Może ich zjeść? Tak czy inaczej, na jej widok wyłączyli telewizor, wstali oraz poszli z powrotem do samochodu, a nad nimi fruwały mewy, kawki, kruki, sójki, gołębie, jastrzębie oraz skowronki.

 

Poszukiwacze przygód pojechali na rozległy step. Podziwiali, jak skorpiony polują na szarańczaki. Na horyzoncie, przebiegło stadko przerośniętych agam kołnierzastych, wielkich jak bizony z powodu tego, że zostały złapane przez wielkogłowe istoty pozaziemskie, zmutowane przez nie na pokładzie statku, a następnie z powrotem wypuszczone na łono natury, gdzie biegały indyki, skakały kaktusy i fruwały orangutany. Później ludzie przejechali przez pustynię, gdzie byli gonieni przez grzechotniki, skorpiony i smoki, a wokół można było dostrzec wraki różnych pojazdów oraz ruiny budynków. Największe wrażenie robiły szczątki starożytnych zamków i pałaców.

 

W dalszej kolejności, Podróżnik oraz Imprezowicz przejechali przez góry, spowite mgłą i porośnięte chłodnym, wilgotnym lasem mieszanym. Kiedy strefa wysokogórska skończyła się, a poszukiwacze przygód znów znaleźli się na rozległych płaskowyżach bądź nizinach, to klimat ponownie stał się przyjemny, łagodny. Najpierw taki jakby podzwrotnikowy oceaniczny, potem przez dłuższy czas trwał typowy klimat śródziemnomorski, a przy samym brzegu oceanu, przed którym się zatrzymali i odpoczęli po długiej podróży, to chyba było coś pomiędzy, trudne do jednoznacznego sklasyfikowania. Tak czy inaczej, dookoła rosły sady oraz ogrody pełne pomarańczy, cytryn, pinii, brzoskwiń, różnorodnych roślin pnących, figowców, bananowców i palm.

 

Mężczyźni zatrzymali się oraz odpoczęli na słonecznej łące, przez środek której przepływała płytka, szeroka rzeka o przejrzystej wodzie, piaszczysto-kamienistym dnie i brzegach porośniętych trzcinami oraz papirusami, a pośród nich skrywały się kaczki, ibisy, warzęchy, flamingi i łabędzie. Wkrótce ludzie wrócili do pojazdu oraz ruszyli dalej. Zajechali na przedmieścia plażowego miasta, w którym mieszkało około sto tysięcy osób. Zatrzymali się na przybrzeżnym parkingu, do którego już docierało powietrze pachnące morzem. Zostawili samochód w cieniu eukaliptusów i daktylowców.

 

Rozejrzeli się po sielankowych wybrzeżach, czy aktualnie dzieje się w tej okolicy jakieś ciekawe zjawisko lub wydarzenie. Zauważyli, że właśnie w parku między pełnym zamków centrum miasta a długą, szeroką plażą, wydającą się ciągnąć w nieskończoność, trwała impreza muzyczno-taneczna, w której uczestniczyło około dwieście osób. Podbiegli do nich i przyłączyli się do wspaniałej, bezpretensjonalnej zabawy.

 

— Niedługo pojedziemy na następną przygodę wakacyjną? — spytał uśmiechnięty Imprezowicz.

— Świetny pomysł! — odpowiedział podekscytowany Podróżnik.

— Dokąd moglibyśmy pojechać?

— Na przykład na południowo-zachodnie wybrzeża Europy. Dobry pomysł?

— Nawet bardzo dobry!

— Jedziemy?

— Jedziemy!

— Kiedy?

— W najbliższym możliwym czasie. To może być przygoda życia! Chociaż możliwe, że w dalszej przyszłości nadejdą nawet jeszcze lepsze przygody.

 

Dwaj poszukiwacze przygód skończyli tańczyć i oddalili się od reszty. Przespacerowali się wzdłuż plaży, planując kolejną podróż. Na tle zachodu słońca, z oceanu wyskakiwały delfiny, wieloryby, rekiny oraz płaszczki. Kiedy swój czas miały delfiny, to przefrunął ponad nimi klucz pelikanów.

 

Tymczasem, na przybrzeżny pomost przyleciało pięć mew w okularach przeciwsłonecznych. Na miejscu, napotkały one pięć papug, leżących na leżakach, pod parasolami, przy stołach. W międzyczasie, po kamieniach i wodorostach, znajdujących się na dnie przybrzeżnych płycizn, pełzały ślimaki morskie oraz wędrowały krewetki. Kraby pustelniki wyszły na krótką przechadzkę po plażowym piasku, skąpanym w promieniach słonecznych i przyozdobionym muszlami przegrzebków oraz pancerzykami krabów, pozostawionymi podczas wylinki.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 30.01.2022
    Piotrek P.1988→Przeczytałem jak zwykle światy z tej i nie z tej Ziemi. Nadal nie mogę zgłębić, na czym polega wyjątkowość Twoich tekstów – oprócz rzecz jasna, przeróżnistej treści. Chyba na sposobie pisania i powtarzalności pewnych szczegółów,
    co też jest ciekawe:))↔Pozdrawiam:)↔%
  • Piotrek P. 1988 31.01.2022
    Staram się pisać opowiadania, podczas czytania których jest szansa na zaskoczenie, ogólne jak i raczej pozytywne. Lubię z osobami czytającymi dzielić się marzeniami, mogącymi wywołać dobre wspomnienia z innych, lepszych czasów. Właśnie w mojej głowie pojawił się nowy pomysł. Postaram się go umieścić w (co najmniej) jednym z nadchodzących opowiadań.
    Dziękuję i pozdrawiam :-)
  • Trzy Cztery 30.01.2022
    — Yo, yo, yo, ziomy! — przywitała się znienacka złota rybka...

    Język złotej rybki świetnie współgra z tytułem tej opowiastki:)
  • Piotrek P. 1988 31.01.2022
    Tak, ta złota rybka była specyficzna.
    Kolejne opowiadaniowe niespodzianki są w drodze.
    Dziękuję i pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania