Łzy popłynęły mi po policzkach

W tekście dość brutalnie poruszany temat śmierci

____________________________________________________________

 

Tato, jeśli to przeczytasz, wiedz, że

potrzebowałam tej brutalności jak nic innego.

Mamo, jeśli to czytasz,

wiedz, że po prostu musiałam się wyżyć

 

Pulsowały mi skronie, a rana na nodze szczypała jak cholera. Czułam, że moja twarz jest w opłakanym stanie. Mimo to podniosłam z posadzki jeden swój sztylet, drugi schowałam do wysokiego buta, schowałam kukri, liczne noże i ostrza, a mały czarny pistolet włożyłam do kabury, po czym ignorując ból wyszłam na korytarz. Panowała totalna rzeź, na podłodze leżała pozostawiona broń, wszędzie pachniało krwią i na ziemi leżało parę nieboszczyków. Na piętrze, na którym się znajdowałam było cicho, odgłosy walki dochodziły z dołu. Nie wiem, ile leżałam nieprzytomna, ale musiałam wtedy wyglądać jak trup, skoro żaden z wrogów mnie nie dobił.

A jednak żyłam i miałam zamiar wrócić do boju. I załatwić parę tych kreatur… Cokolwiek to było, miało pazury, kły i większość z nich potrafiła dobrze się bić.

Zmobilizowałam się więc w duchu, zebrałam całą swoją wewnętrzną energię i ruszyłam na klatkę schodową. Krzyki i syki tych zwierząt stawały się coraz głośniejsze, ścisnęłam więc mocniej mój sztylet. Im bliżej znajdowałam się bitwy, tym więcej sił się we mnie zbierało.

I gdy byłam już tak blisko, z dołu przybiegła jedna z tych… Czymkolwiek to było, rzuciło się na mnie z sykiem. Miałam szczęście, bo był to jeden z tych niedoświadczonych stworów. Bez problemu odcięłam mu łeb.

Zeszłam niżej po schodach. Na parterze opuszczonej szkoły znajdowało się najwięcej pomieszczeń, było tu więc najwięcej miejsca na walki.

Miałam jeden cel: znaleźć Noela. Tego, który rozpętał to wszystko. Tego, który zabił tyle niewinnych ludzi… W tym mojego brata.

I zamierzałam zabić go sama. Chęć zemsty płynęła mi bowiem w żyłach od tamtego pamiętnego dnia.

Michael po prostu musiał zostać pomszczony.

— Alysa… — wycharczał jakiś głos. Dochodził z dołu… Gdy zobaczyłam, kto mnie wzywał, zamarłam. Na podłodze pod ścianą leżał ktoś. A dokładniej; Parker.

— O Boże, Parker… — wymsknęło mi się i ukucnęłam przy nim. Miał co najmniej trzy rany postrzałowe. Leżał tam, cały w krwi, z podbitym okiem i wykręconą nogą. Opadł z sił. — Możesz wstać? Dalej, pomogę ci…

— Nie, Alysa, nie o to mi chodziło.

— Już ktoś po ciebie idzie?

— Nie.

Nie rozumiałam. Mój kuzyn nie chciał mojej pomocy? Jak to… Co się stało?

— No to…?

— Nie marnuj czasu na bzdety, chciałem się tylko pożegnać, co i tak jest już strasznie egoistyczne, bo cię narażam.

Nie chce chyba powiedzieć, że…

— Nie ma już po co mi pomagać. Mam cztery rany postrzałowe. Umrę, zanim mnie dowiozą w bezpieczne miejsce. Więc chciałem się pożegnać.

— Chcesz umrzeć? Tutaj, na polu bitwy? Za sprawą jakiejś kreatury, przemienionego człowieka?

— Nie boję się śmierci, wiem co ze mną będzie.

Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Jak to…? Przecież nie mógł się poddać.

— Do widzenia, Alysa. Byłaś wspaniałą przyjaciółką i kuzynką. Chciałbym, żebyś pamiętała moje rady. Trzymaj się ich, a dojdziesz w dobre miejsce. — Uśmiechnął się smutno. — Nie boli mnie. Jestem sparaliżowany, tego nie widać. — To była odpowiedź na moje nieme pytanie. Miał zdolność odczytywania takich pytań z ludzi.

— Mam potem powiedzieć twojej matce, że umarłeś w moich ramionach nie bojąc się śmierci? Parker…

— Nie. Przekaż mojej matce, że bardzo ją kocham. Nie umrę w twoich ramionach, Alysa. Musisz już iść, bo Noel zaraz się wymknie. Na razie jest wśród nas, masz duże szanse. Później już go nie dorwiesz.

— Mam wybierać pomiędzy zemstą za śmierć brata, a pożegnaniem się z najbliższym kuzynem, od którego otrzymałam tyle wspaniałych rad? Parker, ale…

— Leć. Szybko. On powinien być teraz na sali gimnastycznej — wychrypiał. — Umieram, a moim ostatnim życzeniem jest, żebyś dogoniła Noela i włożyła w zabijanie go nie tylko swoją, ale też moją wściekłość i żal. Zrobisz to dla mnie?

Tu mnie miał. Pocałowałam go w policzek i otarłam sobie łzy z twarzy.

— Do widzenia. Przyjź do mnie, gdy już będziesz duchem, Parker.

— Alysa biegnij.

— Obiecaj mi, że przyjdziesz jako duch.

— Obiecuję. Żyj dobrze, Alysa. Życzę ci sukcesów. Bądź szczęśliwa. Kocham cię.

— Ja ciebie też, dziękuję.

I pobiegłam. Nie oglądając się za siebie, bo wtedy na pewno bym zawróciła. A żeby wypełnić jego prośbę musiałam się całkowicie skupić. Skręciłam zwinnie omijając kreatury, moich sojuszników i czarodziei w postaci ludzi.

Z impetem wpadłam do sali gimnastycznej. I tam go zobaczyłam. Uporał się właśnie z jakimś czarodziejem i ciało biedaka leżało sobie pod ścianą.

— Alysa! — zawołał z prowokacją w głosie. — Cóż za niespodzianka!

Bez słowa się do niego zbliżyłam. W dłoni trzymałam sztylet, on też. Już żadne z nas się nie odezwało. Natarł na mnie, ale odparłam atak bez większego problemu. Przez jakiś czas było słuchać tylko dźwięk uderzanego o siebie metalu, lecz po chwili wytrącił mi sztylet z dłoni. Zrobiłam unik i wykorzystując chwilę jego nieuwagi kopnęłam go w brzuch. Był człowiekiem tak samo jak ja, więc kuląc się z bólu uklęknął na jedno kolano.

Ale nie miałam zamiaru jeszcze kończyć.

Parę sekund później, które mogłam wykorzystać na zabicie go, ale nie chciałam tego kończyć, wstał i zamachnął się na mnie, chcąc uderzyć mnie w twarz. Uchyliłam się. Później seria ciosów poniosła się w moją stronę. Uchyliłam się przed każdym z nich.

On doskonale wiedział, że mam zamiar się odegrać za śmierć brata. I obydwaj wiedzieliśmy, że jeden z nas dziś zginie.

Znowu udało mi się go kopnąć, tym razem dużo mocniej. Przeturlał się, w tym czasie ja wyjęłam swój nóż.

Wstał z wyraźnym wysiłkiem. Podbiegło do mnie i już miał mnie uderzyć, gdy niespodziewanie wbiłam mu nóż w ramię. Syknął z bólu i osunął się na posadzkę. Tym razem się nie przeturlał. Włożyłam w to złość Parkera.

Od początku wiedziałam, że nie umie się bić i wszystko go rozprasza. Dlatego tyle się ukrywał.

Klęczał przede mną, ale nie wyjął noża z ciała. Kopnęłam więc go tak, żeby leżał. Później wyjęłam swoje kukri i wbiłam mu je w drugie ramię. W to włożyłam swoją złość. Krzyknął. Jak ten dzieciak nie potrafił walczyć…

Jego cierpienie przynosiło mi satysfakcję. Ogromną. W końcu, od roku się ukrywał, i w końcu nadszedł czas mojej zemsty. Miał piętnaście lat, kiedy Michael zmarł z jego rąk. Teraz on zginie z moich. Ale będzie go boleć…

Gdy chłopak chciał usiąść wyjęłam sztylet z buta. Przecięłam mu udo. Później drugie.

Jego ból był jak miód. Krzyk jak cukier.

Tak byłam wściekła.

— Alysa… Stop… Proszę cię… — wysyczał przez zaciśnięte zęby.

— A gdy Michael prosił to posłuchałeś?

— Ja…

— NIE! — krzycząc to wbiłam mu sztylet w udo. Jego głos przeszył powietrze jak strzała.

Nigdy nie czułam takiej potrzeby zabicia kogoś. No pomijając moment, kiedy dowiedziałam się, kto zabił Michaela.

— Nie zaznasz litości.

— Byłem… Wtedy… Opętany… — wydyszał ciężko. Na parkiet spływała jego krew.

— A teraz nie jesteś!

— Ale…

— Zamknij się, do cholery!

Zamilkł posłusznie. Wyciągnęłam czarny pistolet z kabury, na jego widok jękną. Strzeliłam.

Raz.

Nienawiść.

Dwa.

Żal.

Trzy.

Cierpienie.

Teraz Noel już nie krzyczał. Po policzkach płynęły mu łzy, a twarz wykrzywiał grymas bólu. Skulił się i leżał bez ruchu. Nie miał siły, żeby wydawać odgłosy.

Na koniec nie potrzebowałam być szybka, czy agresywna.

Wzięłam jego sztylet pozostawiony nieopodal na podłodze. Chwyciłam go i parę razy podrzuciłam w ręku. Podeszłam do mojej ofiary i zrobiłam mu nacięcie na odsłoniętej łydce, włożyłam w to cały swój ból po stracie bliskiej osoby. Później przejechałam mu policzek, w to cięcie włożyłam wszystkie moje łzy, które wypłakałam w poduszkę.

W końcu Noel się odezwał:

— Prze… Przepraszam — wykaszlał.

— Nie ma za co — odparła sucho i wbiłam w niego jego własną broń. To dobiło go już całkowicie.

Stałam i patrzyłam jak umiera. Jak przestaje wić się z bólu, jak zastyga i odchodzi.

Wypełniłam swoje zadanie.

Pomściłam brata.

Łzy popłynęły mi po policzkach.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Biała Skała aka Yooniś 9 miesięcy temu
    Ała.
  • Sandra 9 miesięcy temu
    Już ci mówiłam, że to tylko moja porąbana wyobraźnia

    Czego się po mnie spodziewałaś, Gwenny, jak nie jakiś zwierząt i czarodziejów bijących się w opuszczonej szkole...?

    No cóż, za dużo fantastyki
    Chyba
  • Megartist123 9 miesięcy temu
    Mi się podoba:)
  • Sandra 9 miesięcy temu
    To wery fajnie, dziękuję :)
  • Megartist123 9 miesięcy temu
    Sandra Proszę bardzo:)
  • YukikazeAmaiyo☆ 9 miesięcy temu
    Dzień dobry.
    Trochę straszny i brutalny tekst. Ostatnia scena bardzo mocna i graficzna. Dużo w tym opowiadaniu emocji i napięcia. Podobało mi się, choć wolę spokojniejsze klimaty :) Mam również pytanie: czy jest to fragment jakiejś powieści? Bo podczas czytania miałam wrażenie, że nie przeczytałam jakiejś wcześniejszej części :D
  • Sandra 9 miesięcy temu
    Hejoo
    Po pierwsze bardzo dziękuję za miłe słowa, zależało mi na tym, żeby przekazać brutalność która siedział we mnie od jakiegoś czasu, a po drugie... Nie jest to żadna część, chociaż jest możliwe, że napiszę o tym, co stało się wcześniej :)
  • Tekstozaur 9 miesięcy temu
    Świetne! Przypadkiem na twój profil wpadłem i teraz czytam publikację za publikacją
  • Sandra 9 miesięcy temu
    Dzięki, miło mi słyszeć! 😘❤️

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania