Mafioso (cz. 2)
Mafioso (cz. 2)
Autor: Jordan Mateusz Tomczyk
- Signore Paganini, skoro mam wziąć pański lokal pod swoje skrzydła myślę, że powinniśmy ustalić kilka zasad dotyczących naszej współpracy.
- Ależ naturalnie Signore Venti! Zamieniam się w słuch.
- W związku z tym, że płaci pan rodzinie Blasi za ochronę, ma pan prawo oczekiwać, że otoczymy pański lokal należytą opieką, zgadza się?
Zabawne, że mówi o tym wszystkim w taki sposób, jakbym godził się dobrowolnie na tę całą ich ochronę – pomyślał w duchu właściciel restauracji.
- Zgadza się, Signore Venti. - powiedział na głos. - Muszę przyznać, że dotychczas byłem bardzo zadowolony z państwa usług i nie mam wątpliwości, że pod pańską pieczą nic w tej kwestii nie ulegnie zmianie.
- Słynę z tego, że potrafię w sposób należyty zadbać o naszych klientów, jeśli tylko wywiązują się ze swoich zobowiązań. I właśnie dlatego postanowiłem dziś pana odwiedzić...
Giancarlo w mig pojął, że dyskusja powoli wkracza w decydującą fazę. Teraz będzie musiał ważyć każde słowo, by wyjść cało z opresji, w jakiej nieoczekiwanie się znalazł.
- Signore Paganini… Doszły mnie słuchy, że pod nieobecność mojego poprzednika nie uregulował pan należności za ubiegły miesiąc. Jak pan to wytłumaczy?
Właściciel restauracji poczuł, że na jego twarzy pojawia się zimny pot, a ręce zaczynają mu delikatnie drżeć. Spróbował zapanować nad sobą i zebrać myśli, aby udzielić zadowalającej odpowiedzi, jednak zdawał sobie sprawę, że w tym momencie niewiele już od niego zależy.
- Signore Venti… Pragnę podkreślić, że darzę pana ogromnym szacunkiem, podobnie zresztą, jak całą rodzinę Blasi. Zawsze starałem się wywiązywać ze swoich zobowiązań i jak panu zapewne wiadomo, dotychczas nie było z tym żadnych problemów. Jednak tak, jak panu wcześniej wspominałem, obecnie nastały ciężkie czasy. Mamy poważny kryzys i niestety, ledwo starcza mi na pokrycie kosztów zaopatrzenia lokalu, wynagrodzeń dla pracowników oraz opłacenia wszystkich rachunków. Nie mówiąc już o ewentualnych zyskach z mojej działalności…
- Wejdę panu w słowo, Signore Paganini, bowiem wspominałem już chyba, że trochę mi się spieszy, dlatego nie mam zbytnio czasu na wysłuchiwanie pańskich wywodów. Proszę zatem powiedzieć, jakie widzi pan rozwiązanie w zaistniałej sytuacji?
- Myślę, że… Chciałbym pana uprzejmie prosić o nieco więcej czasu, abym mógł zebrać środki na uregulowanie zobowiązań wobec rodziny Blasi.
Na twarzy Luci Ventiego pojawił się przebiegły uśmiech.
- Wie pan, jaką cechę cenię sobie szczególnie u swoich klientów? - zapytał.
- N… Nie. Jaką?
- Terminowość w regulowaniu należności.
Giancarlo poczuł, że powoli zaczyna mu się robić ciemno przed oczami.
- Och, to zrozumiałe Signore Venti. Zaręczam panu jednak, że…
W tym momencie Luca Venti z całej siły uderzył lewą pięścią w blat stołu. Wszyscy goście odruchowo zwrócili swój wzrok w kierunku źródła hałasu.
- Na co się gapicie? - warknął jeden z towarzyszy Ventiego. - Nie ma tu nic do oglądania!
Goście posłusznie wrócili do swoich spraw.
- Pozwoli pan, Signore Paganini, że zadam panu teraz pewne pytanie. - kontynuował Luca Venti. - Czy kojarzy pan może, jak wygląda rewolwer Colt Python?
- N… Nie – odparł łamiącym się głosem Giancarlo.
- Zdradzę panu zatem pewną tajemnicę. Trzymam w tej chwili pod stołem taką właśnie broń, celując w okolice pańskiego podbrzusza. Tylko od pana zależy, czy kula za chwilę przeszyje pańskie ciało, czy też będzie mógł pan dalej cieszyć się życiem.
- Signore Venti, błagam… - właściciel restauracji był już na skraju załamania nerwowego.
- Posłuchaj mnie ty pieprzony złamasie! Za tydzień wrócę tu ze swymi towarzyszami po należność rodziny Blasi, wraz z pięćdziesięcioprocentowymi odsetkami. Jeśli nie wywiążesz się ze swojego zobowiązania, doprowadzę cię do takiego stanu, że będziesz mnie błagać o śmierć. Czy wyrażam się jasno?
- T… Tak…
- Molto bene! A teraz proszę wybaczyć, ale czas już na mnie.
Luca Venti dopił wodę do końca, po czym wstał od stołu i ruszył wraz ze swoimi towarzyszami w kierunku wyjścia.
- A, Signore Paganini… - capo zatrzymał się tuż przed drzwiami. - Proszę nie zapominać, że jeśli pana zabraknie, Carla zostanie na tym świecie zupełnie sama, bowiem z tego, co mi wiadomo, jej matka od kilku lat już nie żyje. W takim wypadku ktoś musiałby się nią zaopiekować. Zaręczam panu, że z chęcią wziąłbym ją pod swoje skrzydła. Zaiste, to przeurocza ragazza.
Po tych słowach Venti obrócił się na pięcie i opuścił restaurację. Giancarlo odczekał chwilę, po czym przywołał do siebie Carlę.
Dziewczyna szybko podbiegła do stolika.
- Padre…? - spytała niepewnie.
- Dosypałaś do szklanki tego człowieka to, o co cię prosiłem na wypadek, gdyby pojawił się w naszym lokalu?
- Si padre.
- Va bene! Bystra dziewczyna! A teraz leć szybko do domu i spakuj niezbędne rzeczy. Musimy wyjechać na jakiś czas. Ten typ w końcu zapłaci za to, co zrobił twojej matce.
Carla czym prędzej wybiegła z lokalu.
- Drodzy państwo! - Giancarlo zwrócił się do wszystkich gości. - Niestety, z przyczyn technicznych jestem zmuszony zamknąć restaurację na czas bliżej nieokreślony. Proszę dokończyć posiłek i udać się w kierunku wyjścia. Przepraszam za zaistniałą sytuację.
Po tych słowach właściciel lokalu poszedł na zaplecze, aby szykować się do nieplanowanego wcześniej wyjazdu. Ryzyko jakie podjął było naprawdę wielkie, jednak wszystko wskazywało na to, że w pełni się opłaciło.
PS. Na tym kończę tę serię, stanowiącą wstępne rozdziały książki pt. Mafioso - Zemsta, jaką zamierzam napisać w bliższej, bądź dalszej perspektywie ;)
Komentarze (9)
5
Z czystym sumieniem stawiam 5
To lubię w powieściach nazwijmy to sensacyjnych. Jedni epatują krwią, brutalnością, seksem, aż do obrzydzenia - to ci słabi, a lepsi zaskakują ciekawymi zawrotami akcji.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania