Mag zza świata

I

 

Tak jak Uroboros połyka samego siebie, jednocześnie się odradzając, tak i wszystko, co się kończy, tworzy nowy początek. Początek tej historii rozpoczyna się tysiąc lat po upadku bogów, gdy siedem zwaśnionych ras postanowiło stworzyć nowy ład, Uniwersum. Stolicą Uniwersum była Ghardia i to tam wśród slamsów wychowywał się jeden z najdzielniejszych wojowników zespolonego świata.

Garderin był szczupłym nastolatkiem, który był niezwykle silnym, jak na swój wiek, oraz niesamowicie szybki. Gangi, które rządziły miejscami, gdzie strażnicy miejscy bali się wejść, wolały go unikać i nie wchodzić mu w drogę, ponieważ nawet siedmiu, a nawet siedemnastu mężczyzn nie potrafiło mu dać rady. Za każdym razem, kiedy ktoś starał się go złapać, rozpływał się w powietrzu i znikał, następnie błyskawicznie pojawiając się w zupełnie innym miejscu. Posiadał bowiem moc, o której już dawno większość istot zapomniała, a nazywa się ona magią. Moc, która wprowadzała lęk i przerażenie każdego, kto się z nią spotkał. Może właśnie dlatego Garderin stał się istotą tak zuchwałą, że przestał się lękać kogokolwiek?

Pewnego dnia Gaderin zobaczył idącego przez slamsy starszego mężczyznę z białą brodą, ubranego w równie biały płaszcz. Na płaszczu nie było ani jednej plamki brudu, pomimo tego, że wokoło, aż roiło się od przeróżnego rodzaju syfu. Ostentacyjnie nosił on przypasany pełen mieszek, przechadzając się przez jedną z najniebezpieczniejszych miejsc w Ghardii. Pomimo tego nikt nie pragnął go zaatakować. Wydawał się on po prostu dziwny, a jego wzrok zabójczy. Wszyscy odstępowali mu drogi, gdy tylko zrobił krok do przodu.

Pewny siebie Garderin nie miał jednak takich lęków. Rozpłynął się w powietrzu, po czym ruszył w zmienionej formie na nieznajomego. Szybko minął oddzielających go od celu ludzi. Po czym wyciągnął rękę po mieszek, gdy stało się coś, czego się nie spodziewał. Zmaterializował się wbrew swojej woli, sam zaś starzec jednym szybkim ruchem odwrócił się wokoło własnej osi tak, że mieszek znalazł się poza zasięgiem dłoni Garderina, tymczasem kij, który starzec trzymał w dłoni, uderzył go w nogi tak silnie, że powalił na ziemię. Garderin jak nigdy leżał przed kimś całkowicie bezradny i bezbronny. Spojrzał na twarz starca, na której malował się uśmiech tryumfu. Nie czekając, starzec uderzył laską w ziemię tak, iż czas się wokoło zatrzymał, a Garderin został uwięziony we własnym ciele. Nie mógł się poruszyć ani zmienić w mgłę.

- Wreszcie cię odnalazłem synu. Dziś jeszcze wrócisz do domu - powiedział starzec, po czym dotknął palcem czoła Garderina, szepcząc słowa w pradawnej mowie. Oczy chłopaka po chwili zakryły się mgłą, a on sam zasnął.

 

II

 

Kiedy Garderin się obudził leżał ubrany w jedwabną szatę, w wielkim łożu. Usiadł i rozejrzał się dookoła. Znajdował się w bogato urządzonej komnacie, z wielkimi oknami wychodzącymi w stronę miasta. Stał przed nimi starszy mężczyzna, który właśnie rozsuwał olbrzymie niebieskie zasłony. Spojrzał na chłopca i uśmiechnął się.

- Widzę, że panicz obudził się. Za chwilę służki przyniosą śniadanie. Powiadomię także sir Bargora o tym fakcie - oznajmił lokaj, po czym wyszedł.

Gdy tylko zdążył zjeść śniadanie, do jego komnaty wszedł ten sam starzec, który tak go urządził. Gdy miał już chęć zaatakować go zauważył, że nie może przemienić się w mgłę. Starzec widząc jego niepokuj, uśmiechnąął się pobłażliwie.

- To dzięki bransolecie, którą masz na dłoni Garderin. Ona skutecznie blokuje twoje magiczne umiejętności. Zostanie przez pewien czas na twojej dłoni, byś stąd tak szybko nie uciekł.

Gaderin spojrzał na swoją prawą dłoń i dopiero w ten czas ujrzał bardzo lekką złotą bransoletę. Chwycił ją i starał się zerwać lub zdjąć ją, jednakże nie potrafił. Kiedy wreszcie zrozumiał, że jego starania na nic się nie zdają, spojrzał przerażony na nieznajomego.

- Nazywam się Bargor i jestem jednym z siedmiu magów blasku. Podobnie do ciebie posiadam umiejętność władania magią. Moim głównym zajęciem było odnalezienie ciebie potomku Lokiego.

 

III

 

O przybyciu do zamku Gaderiego szybko zrobiło się głośno w zamku i wszyscy chcieli się spotkać z nim. Byli pod wielkim wrażeniem chłopca i dążyli go niezmiernym szacunkiem. Chłopak obdarzony został miłością i wsparciem z wszystkich stron, tak że nie zamierzał opuszczać już zamku i przystosować się do nowych warunków. Po raz pierwszy w swoim życiu czuł się naprawdę szczęśliwy.

Jedynym jego problemem była szkoła walki, do której został posłany. Musiał w niej walczyć bez swoich mocy, przez co było mu wyjątkowo trudno. Nie należał do najsłabszych wojowników, ale także nie do najlepszych. Ci najsilniejsi tworzyli coś w rodzaju klubu, do którego nikt nie mógł się dostać, jeżeli nie był wystarczająco dobry. Garderin niestety nie był.

Pewnego dnia władca i król Ghardii ogłosił konkurs na pięciu najlepszych wojowników, którzy mieli zostać wcieleni w jego osobistą armię. Każda szkoła mogła wystawić po trzech wojów, którzy mieli stanąć do walki w wielkiej bitwie każdego z każdym. Pięciu ostatnich, którzy nie zostaną ścięci z nóg za pomocą paraliżujących lasek, mieli zostać giermkami wielkich wojowników króla.

Kiedy tylko przyszedł czas mistrz Aldoran, szkoły, do której chodził Garderin, postanowił wybrać trzech z wojowników. W tym celu wezwał wszystkich i wygłosił swą mowę.

- Dziś wyznaczę trzech wojowników mających wziąć w turnieju mistrzów. Będą nimi Lorak...

Lorak był najszybszym szermierzem, jakiego znała szkoła Aldorana. Władał swoimi ostrzami tak szybko, że nikt nie potrafił nadążyć wzrokiem nad szybkością jego pchnięć i powalał przeciwników, za nim na dobre rozpoczynała się walka, jednym pchnięciem.

-... Jokaim...

Jokaim był najsilniejszym, z jakiego wojów znała szkoła Aldorana. Swoim toporem był wstanie pokonać każdy opór, łamiąc ostrza przeciwników. Jednym uderzeniem topora w ziemię potrafił stworzyć dół, w którym mógł się zmieścić dorosły mężczyzna.

- ... oraz z pewnych względów Gaderin. Wielki Bargor obiecał bowiem, że zdejmie z ciebie klątwę, którą na ciebie założył i powiedział, że dzięki temu zadziwisz wszystkich. Nie mam pojęcia, jak taki wojownik jak ty miałby niby wygrać turniej, ale całkowicie wielkiemu magowi ufam, wiec ty staniesz do walki w turnieju.

 

IV

 

Gdy już nadszedł dzień zawodów, Gaderin nie posiadał już na dłoni złotej bransolety. Stał przy boku swoich dwóch towarzyszy i spoglądał na swoich przeciwników. Nie miał zamiaru poświęcać swoich przyjaciół, właśnie dlatego postanowił uczynić coś, co z pozoru mogło się wydawać samobójstwem.

- Lorak i Joakim, mam do was prośbę. Nieważne co się stanie, wy nie ruszajcie się stąd. Zrozumieliście? - spyał.

Jego towarzysze kiwnęli tylko głowami. Pomimo tego, że byli najlepszymi wojownikami swojej szkoły, nigdy jeszcze nie brali udziału w prawdziwym starciu. Całe to wydarzenie przerażało ich niesamowicie.

Gaderin tymczasem wyszedł na środek i rzekł tak, by wszyscy uczestnicy go usłyszeli.

- Jestem Gaderi ze szkoły Aldorana. Postanowiłem pokonać was wszystkich w pojedynkę. Walczcie więc wszyscy ze mną albo poddajcie się.

Wszyscy obecni zaśmiali się. Z całej grupy wyszedł Adakor, skalny olbrzym.

- Jesteś zuchwały Gadeinie ze szkoły Aldorana. Czas byś ty jako pierwszy padł na tej bitwie, byś służył jako przykład.

Adakor zaatakował. Ruszył z impetem na Gaderina myśląc, że go staranuje, a następnie, gdy ten będzie poobijany, dobije. Stało się jednak coś innego. Gaderin rozpłynął się w powietrzu w momencie, w którym Adakor był już bardzo blisko niego i zmaterializował się tuż za nim. Szybko wydobył miecza i uderzył swojego przeciwnika, raniąc go w nogę tak, że ten już dalej nie był wstanie walczyć.

Jeden z łuczników ze szkoły elfów myśląc, że Gaderin zaabsorbowany walką nie dostrzeże lecącej w jego kierunku strzały, wystrzelił jedną z łuku. Kiedy po zadaniu ciosu Gaderin schował miecz, strzała była już prawie przy jego głowie, on tymczasem rozpłynął się w powietrzu, chwytając jednocześnie strzałę w dłoń. Poszybował niepostrzeżenie w górę i gdy tylko znalazł się wystarczająco wysoko w powietrzu, wyrzucił strzałę do góry.

W tym samym czasie uczestnicy turnieju patrzyli na siebie nawzajem z lekkim niepokojem, nie wiedząc co się tak naprawdę dzieje. Nigdy nie spotkali takiego wojownika, a nawet nie słyszeli o takowym.

Gaderi krzyknął na nich szybując w powietrzu, a gdy tylko spojrzeli wszyscy w górę ujrzeli go i opadającą ponad nim strzałę. Gaderin złączył dłonie w przedziwnym symbolu, szybko wymówił zaklęcie i gdy tylko strzała minęła go, zaczęła się powielać tworząc tym samym deszcz strzał. Dla każdego wojownika przeznaczona była jedna. Każda trafiła w swój cel, nie zabijając nikogo, jednakże uniemożliwiając dalszą walkę. Widząc, iż jego plan wyszedł, Gaderin wylądował i odszedł z pola walki, pozostawiając swoich wrogów i przyjaciół samych. Od tej pory nazywano go Magiem Zza Świata albo Wojownikiem Asgardu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Przeczytałem powiem, że gdyby potraktować to jako wstęp do czegoś większego no to apetyt jest pobudzony. Technicznie sie nie wypowiadam, wrażenie całości bardzo pozytywne. Chętnie przeczytam kolejne części. Pozdrawiam
  • Nerd 25.07.2017
    Postaram się nie zawieść ;) Dziękuję.
  • Desideria 25.07.2017
    Przewinęło się parę powtórzeń, ale wszystko jest tak lekko i przyjemnie napisane, że nie raziło tak bardzo w oczy.
    I rzeczywiście byłaby z tego interesująca historia jeśli pociągniesz to dalej.
    5 ;)
  • Nerd 25.07.2017
    Dziękuję, a z po w tydzieniami zawsze miałem problem. Mea culpa, obiecuje popraw3 Następna część powstanie, już jest w głowie ;)
  • Nerd 25.07.2017
    z powtużeniami* sry poprawa pisowni.
  • zaciekawiony 30.07.2017
    "Początek tej historii rozpoczyna się" - w kostce maślanego masła

    "Garderin był (...), który był" - jedno powtórzenie można zredukować

    uśmiechnąął się" - i zieewnął

    Bardzo dużo rzeczy streszczasz, można odnieść wrażenie, że wszystko co nie dotyczy bezpośrednio bohatera, jest szarym tłem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania