Magiczne słowa

Dzień był bezchmurny i rozkosznie ciepły, w najlepszych godzinach popołudniowych. Wstąpiliśmy do baru bistro, żeby coś przekąsić, a w gruncie rzeczy porozmawiać na nieistotne tematy: o rodzinie, o coraz starszych rodzicach, o pracy, za którą płacili mniej niż byśmy chcieli. Zawsze dobrze wyglądała w czarno-białym: monochromatyczny strój łączył doskonale czarną marynarkę z białym swetrem i czarnymi spodniami, a owalnej twarzy nadawał młodzieńczego wyglądu. Może zyskała kilka kilogramów, piersi wypychały jej sweter o ekstra centymetr lub dwa, ale nadal była wystarczająco szczupła, by nosić obcisłe, krótkie topy i nikt nie rzucałby jej kiepskich dowcipów, bo w końcu była tą samą dziewczyną, którą znałem.

— Czy chciałabyś cofnąć czas? — spytałem ni stąd ni zowąd.

— Nie myślałam o tym. A ty?

— Czasami chciałbym, innym razem dochodzę do wniosku, że to gonitwa za snem.

— To nie byłby sen, gdybyś mógł mnie tam zabrać.

— To byłby cudowny powrót — przytaknąłem.

— Masz na myśli bycie znowu młodym?

— Nie, to by nie miało sensu.

— Zapomnieć o wszystkim i zaczynać od nowa?

— Od nowa nie oznacza, że mielibyśmy lepiej.

— Możliwe, a skoro tak, jaki mamy wybór?

— Wspomnienia… i wiedzieć, jak wykorzystać każdą chwilę.

— W takim razie jesteśmy we właściwym punkcie.

 

Po wyjściu z baru trafiliśmy po drodze na zachęcającą na pierwszy rzut oka kawiarnię. Zajrzałem przez drzwi, czym moglibyśmy ugasić pragnienie. W pomieszczeniu panował zaduch, tym przyjemniej było usiąść na zewnątrz i patrzeć na rozłożyste kasztany rosnące po drugiej stronie jezdni.

— Masz jeszcze wspomnienia?

— Oczywiście.

— Na przykład?

— Na przykład wspominam dzień, kiedy szłaś ze szkoły. Widzę ciebie wyraźnie, jak w tej chwili.

— Tyle, że ja nigdy nie wracałam do domu na piechotę. Musiałeś coś pomylić. Zawsze łapałam autobus.

— Wiem, ale to był wiosenny dzień, wymarzony na spacer. Byłaś ubrana w koszulę na krótki rękaw i spódnicę odkrywającą kolana…

— Masz niezłą pamięć, lecz nie mogę sobie przypomnieć tego dnia.

— Bo dla ciebie był to zwykły dzień. Nie wiedziałaś, że idę za tobą.

— Śledziłeś mnie?

— A jakże. Całą drogę, aż do samego domu.

— I co dalej?

— Usiadłem na ławce za drzewami. Straciłem poczucie czasu i długie godziny patrzyłem w twoje okno. Zresztą, nigdzie nie było mi spieszno.

— Dlaczego jak cywilizowany człowiek nie wszedłeś do środka i nie zadzwoniłeś do drzwi?

— Nie chciałabyś mnie widzieć.

— Skąd wiesz? Podałabym ci coś do picia, jeśli dzień był tak ciepły, jak mówisz.

— Tak byś postąpiła obecnie.

 

Kelnerka przyniosła nam napoje: dla mnie wodę mineralną, dla niej sok grejpfrutowy z lodem.

— Czy teraz jestem lepszą osobą? — spytała, posyłając mi uroczy uśmiech: najpiękniejszy uśmiech jakim kobieta w jej wieku może obdarzyć mężczyznę, z którym nie jest zamężna ani zaręczona.

— Teraz masz gołębie serce, ale w przeszłości musiałaś dokonywać trudnych wyborów i ja to akceptuję.

— Często o mnie myślałeś gdy chodziliśmy do szkoły?

— Cały czas.

— Czy fantazjowałeś o mnie? Wiesz, tak jak chłopcy mają w zwyczaju.

— Masz na myśli akt masturbacji inspirowany twoją kobiecością?

— Nie musisz być aż tak dosłowny, ale owszem, coś w tym rodzaju.

— Nie robiłem tego. Nie wtedy.

— Myślałam, że wszyscy młodzi mężczyźni to robią, zwłaszcza w liceum.

— Robią i nie jestem wyjątkiem, ale nigdy nie robiłem tego myśląc o tobie.

— Czemu nie?

— Ponieważ nie potrafiłem, a właściwie nie chciałem sobie wyobrazić ciebie bez ubrania oraz tego, co wokół twojej osoby stworzyłem.

— Pochlebiasz mi, ale to oznacza, że robiłeś to myśląc o innych dziewczynach z naszej klasy.

— Tak, robiłem to z innymi.

— Z którymi?

— Czy to naprawdę ważne?

— Nie na tyle ważne, żeby coś zmieniło. Pytam z kobiecej ciekawości.

— No, niech pomyślę… To musiała być Monika, Beata D., Iwona, Beata S., Grażyna…

— Grażynka? Co, u licha, w niej widziałeś?

— Niewiele w sensie fizycznym, ale miała ładne oczy i przywodziła na myśl świętą osobę. Wielu nauczycieli wierzyło, że zdobędzie nagrodę Nobla lub przynajmniej zostanie nominowana.

— To prawda. Stawiali jej same piątki.

— Otóż to. Pożądanie takiej intelektualistki jest bardzo satysfakcjonujące. To tak, jakby zdobywać kosmos.

— Och, ty wariacie! A Jola? Została zwyciężczynią szkolnego konkursu piękności.

— Nie, nie mógłbym. Zawsze miała smutną twarz, a jej umysł był nieobecny, jakby nie należała do szkolnego bractwa. Później doszła mnie wieść, że straciła obydwoje rodziców i mieszkała u ciotki.

Wychyliła ostatni łyk soku i popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.

— Mężczyźni są nieprzewidywalni… Rozbiorą zakonnicę, ale powstrzymują swoje zapędy przed nieszczęśliwą dziewczyną, choćby urodą przyćmiewała wszystkie koleżanki.

 

Nasza kelnerka przyszła ponownie i postawiła na stoliku lody z kawałkami różnych owoców i wiórkami gorzkiej czekolady, abyśmy mogli kontynuować coraz bardziej interesującą rozmowę.

— Czy w fantazjach erotycznych brały udział nauczycielki?

— Jak najbardziej.

— Wymień kilka.

— Nauczycielka angielskiego; fizyczka, ta świeżo po studiach, która nie miała odwagi napisać na tablicy: „Zasada Huygensa”. Była również wicedyrektorka…

— Ta niewyżyta baba? Nie przeszkadzało ci, że miała nieźle po czterdziestce?

— Widocznie pociągały mnie dojrzałe kobiety. A ty? Czy myślałaś o facetach pod prysznicem albo idąc spać?

— Myślałam, pewnie nie tak często co ty o dziewczynach, ale to byli wyrobieni życiowo mężczyźni z dobrymi manierami i nienaganną reputacją, a nie szczyle z ogólniaka.

— Szczyle tacy jak ja. Jestem niepocieszony.

— Z tobą było inaczej. Świadomość, że szalejesz za mną, działała niczym balsam.

— Dlatego pozwoliłaś mi cierpieć.

— Myślisz, że ci nie współczułam?

— Jakoś niewiele to pomogło.

— Poszłabym z tobą dla świętego spokoju do łóżka, ale wtedy byłoby jeszcze gorzej. Seks nie był tym, czego szukałeś, a tego czego szukałeś, nie mogłam ci dać.

— Dobrze powiedziane. Bolesne, ale prawdziwe.

 

Zapłaciłem rachunek, ona dorzuciła napiwek i ruszyliśmy w stronę placu z kościołem świętego Aleksandra. Ulica była wąska i otoczona murem efektownie otynkowanych kamienic, tak wysokich, że promienie słońca nie docierały do chodnika po naszej stronie.

— Zdradź mi swój największy sekret — poprosiłem.

— Nie powiem.

— Proszę. Muszę poznać wszystkie twoje sekrety. W przeciwnym razie zawsze będziesz dla mnie obca.

— Nie ma mowy. Zerwałbyś ze mną, gdybym ci powiedziała.

— Więc zacznij od sekretu, który nie ma wpływu na nasze obecne życie.

— Dobrze, ale pamiętaj: zostałeś ostrzeżony.

— Umieram z ciekawości i zniosę wszystko.

Nie wyjawiła tajemnicy od razu. Szła zamyślona, spoglądając w dół na brukową kostkę, a potem zaczęła mówić jakby do siebie, dziwnym głosem:

— Czasem potrzebuję mężczyzny tak bardzo, że mogłabym pójść z kierowcą autobusu…

— A to dopiero!

— Widzisz, zaskoczyłam cię. Oczywiście, kierowca musiałby być wyjątkowo przystojny, wszechstronnie wykształcony i zabrać mnie przedtem na kolację przy świecach.

— Podejrzewam, że niewielu kierowców zdałoby ten test.

Podniosła ku mnie rozbawione oczy. Nareszcie dotarliśmy do końca ulicy i wyszliśmy na zalany słońcem plac. Wyglądała na szczęśliwą i jeszcze piękniejszą.

 

Stanęliśmy przy fontannie wyznaczającej początek promenady. Powietrze wypełniała delikatna woń kwiatów zdobiących trawnik. W oddali płynęła rzeka, zasłonięta gęstym rzędem wspaniałych dębów.

— Szkoda, że jutro musisz wracać.

— Może lepiej, gdybym w ogóle nie przyjechał?

— Wypluj te słowa. To byłoby nie do pomyślenia, ale trudno liczyć dni do twojego odjazdu wiedząc, że wkrótce mnie opuścisz.

— Zawsze jest nadzieja na następne spotkanie.

— Kiedy?

— Może w listopadzie.

— Dlaczego w listopadzie? Czy muszę czekać tak długo? Pogoda jest wtedy paskudna.

— Właśnie dlatego bilety są tańsze.

— Zatem przyjeżdżaj. Nie dbam, czy będzie zimno, mokro, czy ponuro. Tym przyjemniej spędzić czas w przytulnym, ogrzanym mieszkaniu. Szczęście odnajdujemy w skromnych, niepozornych miejscach.

— Nie jestem tego pewien. Szczęście wymaga pewnej dozy komfortu, inaczej pójdzie gdzieś indziej. Wynajmiemy podupadły dworek na skraju puszczy i nie będziemy wychylać stamtąd nosa.

 

Zeszliśmy z promenady i byliśmy w połowie drogi przez park. Korony drzew tworzyły w tym miejscu zwarty dach nad naszymi głowami, pod którym było chłodniej i nieomal mroczno.

— Chcesz, żebym odwiozła cię na lotnisko?

— Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.

— Dlaczego?

— Hala lotniska jest hałaśliwa i zatłoczona. Ciągle nadają te same komunikaty i podsycają nimi atmosferę nerwowości. Straciłbym cię w tym zamieszaniu.

— Znasz lepsze miejsce?

— Pójdziemy do jakiejś kafejki. Czas nie ma znaczenia, bo nie można go zatrzymać.

— To czemu tak gonisz i nie podziwiasz scenerii? Popatrz na ten pomnik… Nie zabierzesz go ze sobą.

— Zgoda. Posiedźmy chwilę na ławce. Musisz być zmęczona chodzeniem.

 

Usiedliśmy na ławce przy wyżwirowanej alejce. Szło nią niewielu pieszych, a szum samochodów jadących ulicą nam nie przeszkadzał. W maju to miejsce wyglądało jak las.

— Zabrałbyś mnie do Hongkongu?

— Nie lecę do Hongkongu.

— Wiem. Masz tam przesiadkę. Gdybym pojechała z tobą, moglibyśmy tam spędzić kilka nocy, a potem każde z nas odleciałoby swoim samolotem do domu.

— Naturalnie, można tak zrobić. Pomyślę o tym.

— Pomyśl także, czym wypełnić czas. Co moglibyśmy zwiedzać?

— Nie wiem. Zawsze podróżuję sam i układam plan tylko dla siebie. Planowanie z tobą nie jest konieczne.

— Nie traktujesz mnie poważnie?

— Skądże znowu. Chodziło mi o to, że wystarczy pojechać w dowolne miejsce i robić na co tylko mamy ochotę, bo mając siebie, nie dbalibyśmy o atrakcje turystyczne.

— Świetnie to wykombinowałeś, ale chcę wiedzieć, jak tam spędzasz czas? Biegasz po sklepach?

— Nie lubię targowisk, ani ruchliwych i przepełnionych ulic. Ostatnim razem odbyłem wycieczkę edukacyjną po muzeum herbaty, zapaliłem kadzidło w świątyni Buddy, a potem poszedłem na Górę Wiktorii, jedyne miejsce gdzie można oddychać świeżym powietrzem, ale kiedy dotarłem do ogrodów niedaleko szczytu, doznałem rozczarowania.

— Czemu? Nie było nic ciekawego do zobaczenia?

— Wręcz przeciwnie. Wzgórze oferowało spektakularny widok: ze wszystkich stron morze usiane rzędami wielkich statków wyglądających jak śnięte ryby na stawie, takie mnóstwo, że aż trudno uwierzyć, że były to prawdziwe statki. Wypatrzyłem skrawek Chin kontynentalnych daleko na północy, ale w chwili, gdy zobaczyłem góry nad horyzontem, poczułem rozgoryczenie.

— Jak to?

— Nie mogłem nikomu o tym powiedzieć. Zadzwoniłem pod twój numer, ale nie odbierałaś. Wszyscy moi znajomi spali. Byłem jak poszukiwacz skarbów, który odkrył złoto, ale nie jest w stanie go spieniężyć ani zabrać ze sobą. Musiałem tam zostawić wszystko, z wyjątkiem jednej rzeczy…

Przerwałam, widząc jak zdejmuje białe tenisówki i stawia bose stopy na zmurszałych kamykach.

— Teraz ubrudzisz sobie stopy.

— Mój tata mawia, że brud to coś, czego nie można zmyć.

— Twój staruszek jest równy gość.

— On też cię lubi.

Uniosła jedną stopę i zaczęła ją otrzepywać z kleistych drobinek ziemi.

— No to dokończ, mój prześladowco, czego cię nauczyła wspinaczka na odległą górę?

— Wspinaczka? Ach, tak… Zrozumiałem, że życie nie polega na tym, żeby coś poznać, ale ile mogę z tego doświadczenia przekazać drugiej osobie.

— I to przywróciło ci dobre samopoczucie.

— Nie mogło być inaczej.

Skończyła pracę nad stopami, po czym wstaliśmy i poszliśmy alejką w tunelu drzew.

 

Okolica była znajoma, gdyż chodziliśmy tamtędy wiele razy: po jednej stronie mijaliśmy ukrytą w bujnej zieleni skarpę, z przeciwnej przebiegała ruchliwa arteria ze skrzyżowaniem i światłami. Nasza przechadzka dobiegła końca, ale woleliśmy o tym nie myśleć. Przed nami stał ośmiopiętrowy budynek z białej cegły, otynkowany po lewej stronie klatki schodowej w biało-szare pasy. Wjechaliśmy windą na piąte piętro. Wąski korytarz zalatywał detergentem do czyszczenia podłogi. Wprowadziła mnie do środka, ale zamiast iść za nią, skręciłem do najmniejszego pokoju po prawej stronie. To był jej pokój. Odwiedzała puste mieszkanie, by je przewietrzyć i podlać rośliny, pod nieobecność rodziców przebywających w tym czasie w domku letniskowym na obrzeżach miasta. Usiadłem za biurkiem, tym samym, przy którym odrabiała lekcje. Słońce zaglądało przez firanki, barwiąc ściany pokoju na różowo. Zauważyła mnie siedzącego przez uchylone drzwi, ale wolała nie przeszkadzać. Mogłem mieć wilgotne oczy, a ona nie chciała, żebym czuł z tego powodu wstyd. Kobiety nie są tak bezduszne jak przypuszczamy.

 

Później zrobiła mi herbatę i odpoczywaliśmy w dużym pokoju, popijając małymi łyczkami napar o smaku miodu i korzennych przypraw. Drzwi balkonowe były szeroko otwarte na pokryte drzewami podwórko. Drzewa urosły znacznie od dnia kiedy gościłem w ich cieniu pierwszy raz. Siedziała blisko mnie, a jej twarz nie zdradzała wesołości ani smutku, tylko kąciki ust miała lekko wygięte do dołu, jakby rzucała wyzwanie: „Nie trać czasu. Jestem tutaj. Tylko miej pewność, że wiesz, co robisz”.

— A więc? — Spojrzała na mnie. — Zamierzasz mi powiedzieć?

— Powiedzieć, co?

— Och, nie udawaj, że nie wiesz. Czekałam na to od wielu miesięcy. Wiem, że przychodzi ci to ciężko, jak składanie wojskowej przysięgi, ale nie łam sobie głowy, nie komplikuj życia.

— W porządku. Co chcesz, żebym powiedział?

— Powiedz, że mnie kochasz.

— Mówiłem ci to wiele razy.

— Mówiłeś, ale potrzebuję usłyszeć to teraz, oraz za chwilę, gdy zrobię ci jeszcze jedną herbatę, kiedy pójdziemy do łóżka i kiedy będziemy się kochać, a im dłużej będziemy się kochać, tym częściej masz mi to mówić.

— Nie sądziłem, że mnie słuchasz, kiedy się kochamy.

— Słucham, przynajmniej na początku.

— Dlaczego to takie ważne?

— Bo mi to sprawia radość i potrzebuję tych słów więcej i więcej, żeby mnie ogrzały w zimne, deszczowe wieczory, kiedy ciebie nie będzie. Potrzebuję ich jak lekarstwa, tyle że nie mogę go kupić w supermarkecie ani w aptece. Tylko ty możesz mi to dać, więc proszę: nie każ mi błagać, nie każ mi płakać…

— Wystarczy — szepnąłem jej do ucha i odczekałem, aż ochłonie nieco. — A teraz posłuchaj… Nie mogę sprawić, by nieznośne chwile nie nadeszły, ani otoczyć ramieniem gdy jest ci smutno, ale wiedz, że nikt nie będzie cię kochać bardziej niż ja.

— Ach, to najsłodsza mowa! Dlaczego nie wyszłam za ciebie?

— Ponieważ nie byłem dla ciebie odpowiednim mężczyzną, wiesz o tym dobrze.

— Czy byłabym dla ciebie odpowiednią żoną?

— Trudno powiedzieć. Małżeństwo to rodzaj układu, a ja nie chciałem ubijać z tobą żadnych interesów.

— Jasne. Ale kochasz mnie, prawda?

— Tak, kocham.

— Proszę, mów mi to jak najczęściej, żebym nie zapomniała.

— Będę mówić tak często, aż słowa stracą znaczenie.

 

Pościeliła łóżko, a potem poszła do łazienki. Kiedy wróciła, ja z kolei poszedłem do łazienki, a kiedy wróciłem, leżała w łóżku pod cienką kołdrą i przeglądała gazetki promocyjne, których cała sterta pokrywała wcześniej wycieraczkę. Na zewnątrz było jeszcze jasno i łagodny wiatr szeleścił zasłonami w oknach. Objęła mnie i pocałowała w policzek.

— Faceci są niemądrzy. Główkują nad różnymi problemami, przed wieloma rzeczami odczuwają lęk, a to takie proste. Tak łatwo uszczęśliwić kobietę.

— Wystarczy powiedzieć dwa słowa.

— Tak, dwa słowa, które chcę teraz usłyszeć.

— Kocham cię.

— Ja też ciebie kocham, najdroższy.

 

Całowała mnie wiele razy.

— Pamiętaj: odtąd nie chcę słyszeć żadnego „do widzenia” ani „żegnaj”, tylko te dwa słowa.

— Magiczne słowa.

— Tak, cieszy mnie, że w końcu to zrozumiałeś. To są najważniejsze słowa i nigdy tego nie zapominaj. To wszystko, czego potrzebujemy: kochać się, mówić, że się kochamy i niczego więcej nam nie trzeba, żadnych innych słów, bo mogą tylko popsuć uczucie między nami.

Zgasiła lampkę przy łóżku, będącą jedynym źródłem światła w pokoju i zgodnie z jej życzeniem pozwoliliśmy naszym uczuciom rozkwitać i oświadczyłem, że ją kocham wiele razy i wierzę, że zanim zasnęliśmy, bardzo ją uszczęśliwiłem.

 

Noc minęła bez śladu i tuż przed wschodem słońca, który nadszedł zbyt wcześnie, zamruczała błogo i zmieniła pozycję, by móc przycisnąć piersi do moich pleców i palcami przeczesywać mi włosy. Rychły świt i świergot ptaków na dworze rozbudził ją na dobre, ale nie otwierałem oczu, dopóki nie zapytała cicho:

— Śpisz?

— Spałbym, gdybyś nie drapała mnie paznokciami po pośladkach — odpowiedziałem, odwracając się na wznak. Ona oparła głowę o krawędź mojej poduszki i skrzyżowała ręce, w ten sposób, by prawą położyć mi na brzuchu, a zewnętrzną częścią drugiej dłoni dotykać mojej skroni. Jej ciało było przyjemnie rozgrzane pościelą i pachniało uwodzicielsko kobietą spragnioną miłości. Jeśli mógłbym spowolnić czas, zrobiłbym to teraz.

— Czy to nie dziwne, że wiem więcej o tobie niż o swoim mężu?

— Nonsens — zaprzeczyłem. — Cały czas spędzasz z mężem. Chodzicie na zakupy, jeździsz z nim i dziećmi na wieś do rodziców, obchodzicie razem jego urodziny i ubieracie wspólnie choinkę. Jestem pewien, że tak często widujesz go siedzącego na desce klozetowej, że prawie tego nie zauważasz.

— Tak, ale znałeś mnie wcześniej niż on.

— Tak samo wszyscy faceci, których poznałaś przede mną.

— Oni nie wchodzą w grę. Byłam wtedy za młoda na podryw i nadal nosiłam długie włosy, pamiętasz?

— Jakże mógłbym pamiętać, skoro jeszcze ciebie nie znałem? Z długimi włosami widziałem cię tylko na zdjęciu. Wyglądałaś ślicznie. Czemu je ścięłaś?

— Były strasznie niesforne i nie mogłam tracić czasu na utrzymanie ich w ładzie. Więc obcięłam te cholerne włosy i nigdy nie pozwoliłam im rosnąć dłużej niż do szyi. Masz jeszcze to zdjęcie?

— Nie mam. Żona zginała i szarpała je tyle razy, że nie można było rozpoznać twarzy.

— Dlaczego jej pozwoliłeś?

— Sama je wyszperała. Zniszczyła zdjęcia wszystkich moich dziewczyn. Kobiety to zazdrosne stworzenia. Mówię tak tylko, na wypadek gdybyś tego nie wiedziała.

— Nie jestem zazdrosna, dopóki mnie kochasz. Jesteś mi tak bliski, towarzyszyłeś mi przez całe dorosłe życie, ale kiedy podsumuję czas spędzony z tobą, zajmuje to niecały tydzień. Kilka dni zaledwie, rozciągniętych na wiele, wiele lat…

— Dzięki temu wciąż mnie tolerujesz. Nasze spotkania nigdy nie były wystarczająco długie, żebym cię zniechęcił. Jestem duchem, snem. Ktoś, kto nie istnieje nie może być nudny ani dokuczliwy.

— Może masz rację. Życie jest takie wymagające, dni są długie i przerażają pustką. To niemożliwe cały czas być miłą i wyrażać zgodę na wszystko. Nie ominęłyby nas kłótnie i awantury. Powiedziałbyś w złości coś przykrego i zranił mnie, a ja nie miałabym siły ci przebaczyć.

— Wiarygodnie to przedstawiłaś. Teraz już wiesz, ile wart jest twój mąż.

 

Wstałem z łóżka, gdy ona tymczasem szykowała śniadanie. Założyłem ubranie i poszedłem do kuchni. Stała odwrócona przy kamiennym blacie w joggerach i bluzie z kapturem. Zobaczyłem jak miele ziarenka kawy, a potem nalewa z ekspresu wrzątek przez sitko do małej filiżanki. Woda syczała, z sitka szła para, a kuchnię wypełniał odurzający aromat. Kawa była wciąż gorąca, więc najpierw zjedliśmy jajecznicę z kawałkami drobno pokrojonej szynki i plasterkami przysmażonych pomidorów.

— Wiesz, co spotkało Jolę?

Nie miałam pojęcia, dlaczego o niej wspomniała właśnie teraz. Czyżby z powodu wczorajszej pogawędki?

— Wiem, że poślubiła Stasia z naszej klasy i wyjechali gdzieś za miasto.

— To było dawno temu, a potem miał miejsce wypadek, straszny wypadek. Słyszałeś o tym?

— Nie słyszałem. Jaki znowu wypadek?

— Stasio prowadził i auto mu zgasło na przejeździe kolejowym w chwili, gdy nadjeżdżał pociąg.

— Co za pech. Mam nadzieję, że zdążył uruchomić samochód na czas.

— Próbował. Kazał Joli zabrać dziecko, potem usiłował włączyć silnik, wiele razy, aż było za późno na ucieczkę i został zmiażdżony przez pędzący pociąg…

Urwała w tym miejscu, a ja również nie mogłem odzyskać głosu, przybity ogromem tragedii.

— To musiał być potworny widok — rzekłem po dłuższym milczeniu. — Powinien wyskoczyć z nimi, nie dbać o samochód, tylko mocno je przytulić i powiedzieć żonie: „To nic kochanie, ze mną jesteś bezpieczna”.

— Właśnie tak powinien zrobić: zapewnić, że ją kocha, bo tylko to ma znaczenie, ale ten pieprzony grat był dla niego ważniejszy niż rodzina. Wyobraź sobie, co musiała przeżywać jego trzyletnia córka, na oczach której zginął.

 

Skończyliśmy jeść, nasze filiżanki były puste, wobec tego zaparzyła więcej kawy.

— Biedna Jola — powiedziałem. — Kto by pomyślał, że jej córka straci ojca równie wcześnie co ona.

— Boże, pomóż jej.

Pokręciłem głową.

— Bóg tutaj nie pomoże, ale ktoś śmiertelny. Powinienem ją odwiedzić.

— Może następnym razem zaprosimy ją na obiad?

— Wolałbym spotkać ją na osobności. Tylko wtedy można odczuć ból drugiego człowieka.

— Będzie jej przyjemnie, gdy ciebie zobaczy. Byłeś zawsze miły dla dziewczyn.

 

Nadszedł czas.

Odprowadziła mnie do drzwi i ujrzałem łzy w jej oczach. Chciałem, żeby łzy zniknęły, więc wymówiłem czarodziejskie zaklęcie, na co zareagowała przygaszonym uśmiechem. Pochyliła głowę, a ja ją przytuliłem. Potem poprosiła o pocałunek: długi, głęboki pocałunek, żeby zapamiętać ten moment, dopóki nie przyjadę następnym razem. „Idź już” — powiedziała i zamknęła za mną drzwi, a po chwili byłem w drodze. Bagaż czekał spakowany w mieszkaniu ojca, a dojazd na lotnisko nie zabrał dużo czasu. Kiedy samolot wystartował, pomyślałem o niej i coś mi mówiło, że ona robi to samo i byliśmy znowu razem. Leciałem początkowo na południe, ale później pilot zatoczył półpętlę, tak że zachodzące słońce zaświeciło nad lewym skrzydłem, a samolot pruł przestworza z pełną szybkością w kierunku Helsinek, gdzie po czterogodzinnym postoju złapałem następny lot. Odlatywałem dalej i dalej, a wtedy zdarzenia ostatnich dni przestały istnieć; spotkanie było nierzeczywistością, tak samo moja przyjaciółka: zniknęła całkowicie w nieprzeniknionej ciemności, jak światła miasta daleko w dole. Pozostały tylko magiczne słowa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Długie, przeczytałem połowę na razie. Zasada Huygensa, dobre ?
    A ja na przykład o nikim nigdy nie fantazjowałem, więc nie wszyscy... Nie powinno się mieszać dziewcząt i chłopców, Korwin ma rację, to obrzydliwe...
    Pozdrawiam ?
  • Narrator rok temu
    Pobóg Welebor

    Zauważyłem, że lubisz być postacią centralną każdej powieści, ale na wypadek gdybyś na to nie wpadł: są jeszcze na tej planecie inni ludzie, o odmiennych poglądach. Love it or leave it. „Wszyscy” w tym wypadku znaczy, nie statystycznie sto procent, lecz „wszyscy, których znam”.

    Dziękuję za pół-przeczytanie; opowiadanie liczy 3218 słów, więc chyba pobiłeś rekord. ?️?
  • To ja dziękuję, bo Twój text uświadomił mi, że nie tylko kobiety powinny się wstydzić, że są kobietami, jak słusznie rzekł pewien święty, ale mężczyzn także to dotyczy... A poza tym wal się.
  • Narrator, a ważne: to wcale nie jest takie powszechne, to fantazjowanie o osobach, które się podobają...
  • rozwiazanie rok temu
    „Kobiety nie są tak bezduszne jak przypuszczamy.” Do tego momentu opowiadanie ma wdzięk, a później zgęstnieje jak melasa, którą trudno przełknąć. Niemniej warte jest przeczytania, sprowokowało mnie do wspomnień z mojej przeszłości. Twój retrospekcyjny styl ma smak, któremu trudno się oprzeć. Pozdrawiam ?
  • Narrator rok temu
    rozwiazanie

    „zgęstnieje jak melasa” — nie bardzo rozumiem, co masz na myśli, ale przywykłem do zagadkowych komentarzy. Odbieram to jako negatywną ocenę, do której masz oczywiście prawo.

    Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam. ?
  • rozwiazanie rok temu
    ?
  • rozwiazanie rok temu
    Narratorze, masz tendencję do tematów, które nie zawsze są łatwe, a jednak znajdują miejsce w Twojej twórczości, za co należy Ci się uznanie. Zostawiłam 5 gwiazdek i tekst podoba mi się, który w procesie czytania zgęstniał jak melasa, nabierając bardziej intensywnego klimatu.
  • Narrator rok temu
    rozwiazanie

    Większość moich opowiadań bazuje na wspomnieniach, a skoro uważasz, że tematy są niełatwe, widocznie takie jest moje życie lub nie potrafię przedstawić zdarzeń w lekki, zabawny sposób.💡

    Zwykle nie przywiązuję uwagi do ocen, ale w tym jednym wypadku cieszy mnie, że dałaś piątkę. Dziękuję. 🙏
  • rozwiazanie rok temu
    Narratorze, zazwyczaj piszesz z punktu widzenia obserwatora, atrakcyjne podeście do prozy, pozostawiające wolną rękę czytelnikowi do refleksji nad tekstem.
  • Narrator rok temu
    rozwiazanie

    Dziękuję za podtrzymanie woli pisania. 👋
  • MartynaM rok temu
    Świetnie napisane, ale jakoś smutno... nawet z pewną dozą nonszalancji. On powiedział, co chciała usłyszeć, później zamyka rozdział i wraca do swojej rzeczywistości... tak jak ona do męża.

    Dla mnie dziwny świat, dla nich może ciekawy...
  • Narrator rok temu
    MartynaM

    Smutne? Bo ja wiem… Życie to przede wszystkim wyrzeczenia i układy: dla kawałka chleba i dachu nad głową człowiek będzie robić różne rzeczy, częstokroć wbrew własnej woli, a czasy miłości jaskiniowej Olbromskiego i Heleny de With dawno minęły. Zresztą im też ta znajomość nie wyszła na dobre.

    Świat jest dziwny, bo któż może go zrozumieć? — jeśli po przeczytaniu doszłaś do takiego wniosku, to osiągnąłem cel. Dziękuję serdecznie. ?
  • piliery rok temu
    Nigdy bym nie pomyślał ze tak może wyglądać spotkanie kochanków: spokój, senna, leniwa atmosfera bez uniesienia, bez erotycznych fajerwerków, nostalgicznie. Tak poprowadzona narracja zdaje się mimo wszystko prawdziwa, wiarygodna. Nie wierze tylko w zakończenie. Wynika to jednak z przeświadczenia ze sam nie chciałbym takiego doświadczenia. Mnie by bolało.
  • Narrator rok temu
    piliery

    Chciałbyś, żeby kochankowie skoczyli od razu w miłosnym❤️ ferworze do łóżka?️❓

    W publicznym miejscu? raczej o to trudno. Może gdyby mieli siedemnaście lat i byli nieźle naćpani??, choć i tego nie jestem pewien, przynajmniej moje skromne doświadczenia tego nie potwierdzają.

    Zakończenie jest moim zdaniem jedynym możliwym wyjściem z sytuacji w jaką zostali uwikłani; naprawdę w życiu nic Cię nie zabolało, wszystkie historie miały szczęśliwy epilog, zgodnie z Twoim planem? W takim razie jesteś wyjątkowy, można pozazdrościć, albo… współczuć (tylko nieżywi nie znają bólu).?

    Dziękuję za zaskakujący komentarz i pozdrawiam. ?
  • piliery rok temu
    Narrator Widać muszę dojaśnić. Wbrew temu co piszesz w odpowiedzi, nie dostrzegam bólu w momencie rozstania kochanków (" zdarzenia ostatnich dni przestały istnieć; spotkanie było nierzeczywistością,"). Da się tak prosto wejść w inną rzeczywistość? W TO właśnie wątpię.
  • Narrator rok temu
    Piliery

    Nie możesz sobie wyobrazić, pewnie dlatego, że nie byłeś w podobnej sytuacji. Nasza wyobraźnia poszerza wprawdzie to co przeżywamy, jednak wciąż ma granice.

    Kiedy przyjeżdżam po czterech latach nieobecności do Warszawy, to jadąc autobusem ogarnia mnie zdziwienie, a nawet zaskoczenie: większość pasażerów mówi po polsku. Dlaczego? Bo wciąż tkwię w innej rzeczywistości. Oczywiście wkrótce dochodzi do aklimatyzacji, lecz przy odjeździe ma miejsce zjawisko odwrotne: polski język słychać coraz rzadziej, aż w końcu nikt po polsku nie rozmawia, a Polska sprawia wrażenie malutkiego, nieistotnego państewka gdzieś daleko na drugim końcu świata, jakby go nie było. To jest ta nowa rzeczywistość, w którą musisz prędko wejść, czy to lubisz, czy nie.

    Ból rozstania jest nie tak straszny, gdy istnieje nadzieja, choćby nikła, że można odwrócić bieg wydarzeń, lecz kiedy wiesz, że wieko zapadło i nic nie można zmienić, wtedy boli najbardziej, ale przynajmniej doceniasz to, co utraciłeś. 😊
  • Pasja rok temu
    Świetne opowiadanie wg, „Zasady Huygensa”. "Kiedy masz falę, możesz zobaczyć krawędź fali jako faktycznie tworzącą serię fal kołowych. Fale te łączą się w większości". Gdyby tamta kobieta w młodości umiała napisać trzy magiczne słowa...?
    /Wiem, ale to był wiosenny dzień, wymarzony na spacer. Byłaś ubrana w koszulę na krótki rękaw i spódnicę odkrywającą kolana…/- A jednak pamięć bez kolorów? Kobieta, by powiedziała: Byłeś ubrany w niebieską koszulę i beżowe spodnie.
    /akt masturbacji inspirowany twoją kobiecością?/ - nie potrafił, czy nie chciał ją zniewolić w pospolitych ramach? -
    /nie chciałem sobie wyobrazić ciebie bez ubrania oraz tego, co wokół twojej osoby stworzyłem/. - obraz nieskażony żadnym nieczystym pożądaniem, a jednak tęskny?
    /Mężczyźni są nieprzewidywalni… Rozbiorą zakonnicę, ale powstrzymują swoje zapędy przed nieszczęśliwą dziewczyną/ - realność właśnie jest taka, chcemy, ale coś nas zatrzymuje (tylko dlaczego dla innych potrafimy się wynaturzyć, a dla tej jednej nie?)
    /Seks nie był tym, czego szukałeś, a tego, czego szukałeś, nie mogłam ci dać./ - zacytuję słowa piosenki: "Daj, czego nie ubędzie, byś najwięcej dała, daj, czego widać żadna przedtem dać nie chciała, daj, co mi wzrok sczerwieni i serce połechce, daj, czego chcę od Ciebie, a od innych nie chcę." Tak często nasze chwile przelatują w nieporozumieniach... na zawsze.
    Doskonale studium łuskania straconych lat, być może życia. Niepoznany jakby było, gdyby? Nie znamy powodów ich pójścia swoją drogą, nie znamy śladów ich błądzenia. Wiemy, że jest miłość... a może tylko oczarowanie i zniewolenie w ramach niespełnienia się bycia razem. Związek na odległość i bez perspektywy patrzenia sobie w oczy bez bólu i bez tęsknoty. Kilkudniowy spacer po przeszłości i zakończenie jeszcze raz i jeszcze raz i... kolejny listopad razem, ale osobno.
    /Byłem jak poszukiwacz skarbów, który odkrył złoto, ale nie jest w stanie go spieniężyć ani zabrać ze sobą./ - To nie złoto, to tombak bez wartości.
    /Małżeństwo to rodzaj układu, a ja nie chciałem ubijać z tobą żadnych interesów./ - To, po co się układać w ten skomplikowany związek bez miłości? Przyzwyczajać się do klatki, z której nie potrafimy się wyrwać. To coś takiego jak moja kobieta z ostatniego tekstu. Żyje jak w pustce... Bo lepiej być martwą niż samotną. Czy my nie stawiamy sobie sami zakazów i nakazów?
    /Nie ominęłyby nas kłótnie i awantury. Powiedziałbyś w złości coś przykrego i zranił mnie, a ja nie miałabym siły ci przebaczyć./ - Miłość właśnie na tym buduje swoje podwaliny trwałego związku. Czysta nieskomplikowana zdrada nie jest ucieczką od rzeczywistości.
    /Kiedy samolot wystartował, pomyślałem o niej i coś mi mówiło, że ona robi to samo i byliśmy znowu razem./ - Jak na pustyni fatamorgana dla spragnionych siebie.
    /spotkanie było nierzeczywistością/ - do następnego razu.
    Nie ma tematu nierozebranego przez ciebie. Takie historie pisze życie i ludzie.

    Pozdrawiam i do miłego!
  • Narrator rok temu
    Pasja

    Jak zwykle masz mnóstwo ciekawych spostrzeżeń.👁️

    Pisanie przypomina trochę stolarkę — rzemieślnik jest pochłonięty robotą i ma niewiele czasu, żeby usiąść na gotowym krześle, sprawdzić czy jest wygodne. Nawet jeśli dla niego jest wygodne, nie ma to znaczenia, dopóki na krześle nie usiądą inni ludzie.

    Opowiadanie bazuje na spotkaniach dobrze mi znanych osób, tylko zagęściłem nieco zdarzenia, lecz bez żadnych upiększeń — napisałem jak jest. Ciekawe, że losy zmyślonych postaci czytelnicy biorą za szczerą prawdę, a losy prawdziwych postaci za fikcję. Może dlatego, że wolimy widzieć świat jakim chcielibyśmy żeby był, a nie jakim jest naprawdę?

    Masz rację, że kobieta pisałaby „w kolorze”, ale dla mnie kolor jest konsekwencją kształtu i ruchu cząsteczek: czerwień❤️, czy fiolet💜 — czytający musi to sobie wyobrazić.🩻

    Zaczęłaś od prawa Huygensa🔊, czyżby dlatego, że chodziłaś do klasy o profilu matematyczno-fizycznym❓

    Dziękuję za jedyny w swoim rodzaju komentarz i pozdrawiam gorąco.🔥👋
  • Będę mówił tak często, aż słowa stracą znaczenie... To jest dobre. Opisy przyrody nie podobają mi się, są sztywne. Poza tym fajne, choć smutne i obrzydliwe, jak obrzydliwe jest wychodzenie za mąż i pojmowanie za żonę i w ogóle wszystko ?
    Pozdrawiam ?
  • Ale chyba najlepsze w tym smutnym texcie o ludziach żyjących bez sensu jest jej sekret, który z pewnością pielęgnuje w tej zasranej i nudnej rzeczywistości własnej. Gdy się pisze, przynajmniej nie trzeba mieć sekretów.
  • Narrator rok temu
    Pobóg Welebor

    Gratuluję doczytania do końca. 👍

    Faktycznie przyroda tutaj wygląda sztucznie: drzewa wycięte z tektury i krepiny, ponieważ opowiadanie jest w istocie sztuką teatralną i należy zmieniać dekorację, żeby rozdzielić długie sekwencje dialogów. W tym czasie czytałem nowelę “A Farewell to Arms” napisaną niezwykle oszczędnym językiem, o prostej strukturze gramatycznej, jako protest przeciwko okropieństwom wojny: po co wyszukany styl, skoro i tak wszystko zginie?

    Małżeństwo nie jest bardziej obrzydliwe niż samo życie, które zmusza nas do trudnych decyzji, ale nie strzelaj w pianistę — to nie on stworzył świat.😈🔱
  • Narrator, nie mam do Ciebie pretensji akurat, należy również odróżnić życie od tego, co je udaje, tego teatrzyku właśnie... Pozdro.
  • Rok rok temu
    Dobrze napisane, ale to norma u Ciebie. Nie będę oceniał postaci, bo chyba jesteś jedną z nich xd

    Pouczająca historia. Można i tak. Prawdopodobnie owo uczucie wbite w codzienność, uległoby dewaluacji. Pewności jednak brak.
    Pytanie, na które nie ma odpowiedzi.

    Jeśli namiatka satysfakcjonuje obie strony, nie ma bólu.

    Pozdr.
  • Narrator rok temu
    Rok

    Opisuję zazwyczaj zdarzenia ze swojego życia, bo tylko prawdziwe historie przedstawiają dla mnie wartość, ale to wciąż fikcja literacka, dlatego możesz śmiało oceniać postacie — nikogo nie obrazisz. 😉

    Jeśli, jak wspomniałeś: „uczucie wbite w codzienność, uległoby dewaluacji”, tym większą wartość ma uczucie, którego nie można w codziennym życiu zaspokoić. 🌺

    Dziękuję za ciekawą refleksję i pozdrawiam. 👋
  • Rok rok temu
    Narrator, prawdopodobnie xd
    Dla wyjątkowo mocnej miłości nagnie się wszystko i wszystko zmieni, to pierwszy sprawdzian.
    Kolejny, trudniejszy, czeka w czasie.
    Pozdr
  • Cześć Narratorze!
    Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze i niedługo opublikujesz jedno ze swoich wspaniałych opowiadań.

    Pozdrawiam :)
  • Charlotte41 rok temu
    Piękne opowiadanie o miłości i uczuciu. Bardzo dobrze napisane. łap 5
    :) Pozdrawiam
  • Narrator 8 miesięcy temu
    Charlotte41

    Przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi na Twój komentarz spowodowane siłą wyższą. Oczywiście dziękuję jak najbardziej. 👋

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania