Magioprzygoda niepospolita

Był dzień pierwszy z dwunastu dni podróży. Troje wojów wkładało pakunki na grzbiety swych wierzchowców. W skład ekwipunku wchodziły różnorakie mikstury magiczne, ostrza użytku różnego, prowiant, bandaże i kapelusze dla niepoznaki. Towary warzyły nie mało, więc konie, pod ciężarem pakunków, uchyliły swe garby. Zdawało się, że padną zaraz, lecz wytężyły swe końskie żyły i wyprężyły się jak laska czarodziejska. Stały wnet prosto i dumnie, mimo słabnących kończyn i krwawiących oków. Jeden z wojów, kotokształtny czarnoksiężnik, widząc odwagę wierzchowców wzmocnił je jedną z mikstur leczniczych, one zaraz odzyskały siły, a on dumny pobłogosławił je w swym władczym umyśle. Jego towarzysze nie przejmowali się zbytnio staraniami maga, bo siedzieli pod drzewem dębowym gaworząc o przygodach bohaterów.

- Było to tak: w czasach starożytnych, gdy żyły jeszcze gobliny, Morgoth z Alabastrii powziął taką decyzję: "Każdy czyn bohaterski chwalon będzie, a każdy czyn przeciw prawu - śmierci kara. Ci, którzy będąc bohaterami, zgrzeszą przeciw innym, skazani będą na prace królewskie i daniny płacenie, a w wypadkach straszniejszych, zmuszon będą pracować w domach publicznych albo jako kontroler graniczny, co wypoczynku nie zazna za życia." Wszystkie państwa, narody, klany przyjęły tę naukę. Z czasem prawo zmieniało się w poszczególnych kastach; przykładem, krasnoludy znane z jednopłciowości, postanowiły kary złagodzić, wtedy też bohater nieprawy miast usług płciowych pełnił usługi handlarskie, bądź, za zgodą wodza, usługi turystyczne. Tak to prawo trwa do dzisiaj, a każdy co wyjdzie mu na przeciw kamieniowany jest bez zawahania.

- Mądre słowa Joudzie, lecz nie ma czasu na nauki. Słońce zachodzi powoli, a my tu stoimy miast podróżować. Weź Abdillasa i ruszajmy w las. Smok czeka - rzekł Chatipas do swych towarzyszy. Bez głębszego zastanowienia powstali z ziemi i ustali po prawicy i lewicy kotokształtnego. Z prawej - Abdillas - czarny wojownik z czarnego kraju. Z lewej - Joud - bard, przewodnik i bojownik. Trójka stała w majestacie przez krótką chwilę. Gdy ostatni kruk przeleciał nad niebem ruszyli do swych obciążonych wierzchowców. Wsiedli na nie, na co one wydały jęk bólu. Joud wskazał ręką na mroczną, leśną ścieżkę i trzech jeźdźców tam ruszyło. Konie posuwały się powoli, raz po raz wzdychając i stękając. Po kilku chwilach wszyscy zniknęli w odmętach ciemności, a na polanie zostały tylko wspomnienia.

 

-------

Nie, to nie jest tekst o cierpieniu koni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Karawan 28.05.2017
    Czepialski poniżej. Ja, pełen nadziej, czekam na dzień kolejny, bo wielce ciekawie peregrynacja owa się zapowiada zwłaszcza, iż po antraktum do Bora ruszyli.;) 5
    Towary warzyły - waga - ważyły. War warzyły czarownice.
    zmuszon - on był zmuszon, oni, one - zmuszone (skąd tyle much?)
  • Pan Buczybór 28.05.2017
    Widzę, że jak zwykle mam problemy z podstawami ortografii. Dzięki za wskazanie błędów.
  • Karawan 28.05.2017
    Pan Buczybór Przyjemność czytania po mojej stronie! Dzięki ;)
  • Pasja 29.05.2017
    Twoje magiczne opowieści mają tyle fajnych zwrotów. Dwanaście dni trwała wyprawa i prawie opisałeś każdy dzień. Konie były zmęczone, ale czarnoksiężnik wzmacniał je miksturami. Usługi płciowe zamienione na handlarskie i turystyczne niczym w zasadzie się nie różnią. Taka samą pełnią rolę. Chyba podpadałeś Mar więc uważaj. Pozdrawiam 5
  • Historia aż prosi sie o rozwiniecie . Ciekaw jestem kolejnych dni z tych nadchodzących niewiadomych ilości .

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania