Maks #Pasja
-Ciemność potrafi zapaść z dnia na dzień w nawet najjaskrawszych częściach naszego życia i oponować nas całkowicie, jeśli tylko sobie na to pozwolimy.
-Ale czasem nie pozwolić złym emocjom opętać naszego życie to pozwolić na śmierć naszych wszystkich emocji.
Dopowiada mi żona, połykając kilka pigułek przepisanych na depresję porodową. Sztucznie przy tym się uśmiechając.
-Miałby już trzy miesiące, śmiałby się na mój widok, za kolejne cztery miesiące już by raczkował.
Jenny załamała ręce, zakrywając usta przed histerycznym szlochaniem. Od czasu porodu jej stan się pogarsza z dnia na dzień, a ja nie potrafię jej inaczej pomóc, niż powtarzając.
-Mi też jest przykro.
-Jenny ja cię wciąż kocham. Jenny chcę byś się otrząsnęła chcę cię przytulić jak rok temu pod bramą w Dawnwell i ucałować a pozostaje mi patrzeć jak połykasz kolejne opakowanie depresantów i uśmiechasz się do mnie, by potem zakryć się kołdrą i spać.
Po depresantach łatwiej zasnąć, gdy ich nie brała, całe noce włóczyła się po mieszkaniu, zdarzało mi się znajdować ją wpatrzoną w podłogę kuchni bez znaków życia o drugiej w nocy. Zaraz po porodzie zaczęła drastycznie, chudnąc. Zachowywała się otępiale, powoli coraz głębiej popadała w apatie, przestając z dnia na dzień reagować na moją miłość do niej, zdaje mi się, że gdy tak wyglądała z apatią przez okna pokryte strugami deszczu, widziała małego Maksa bawiącego się w środku lata w piaskownicy wtedy, właśnie gdy się odzywałem, najbardziej ją denerwowało, że traciła Maksa z oczu.
Nigdy mi tego nie mówiła, ale zdaje mi się, że z dnia na dzień coraz bardziej przeszkadzała jej obecność ludzi przy niej. To okropne widzieć jak twoja żona wyprasza własną matkę za drzwi, usprawiedliwiając to fatalnym nastrojem.
A potem to wydarzenie z apteczką, kiedy próbowała popełnić samobójstwo, zdawało mi się, że jej zachowanie również mnie zaczęło przenikać, powoli przestałem zauważać odstające od normy elementy zachowania mojej żony. To, co kiedyś wydawało się dla mnie jej nietypowym zachowaniem, stało się teraz normą.
-Uśmierciliśmy nasze szczęściem razem z istnieniem Maksa.
Mówię do Jenny, próbując ją przytulić.
-Jak śmiesz mówić, że Maks nie żyje!!
Krzyczy Jenny, wyrywając się z moich ramion.
Patrzę na nią oniemiały, po czym ona poprawia się, przeprasza, mówi, że się zamyśliła, po czym sięgnęła po kolejną garść pigułek Mr. Doktora Szczęście.
A dziś słyszę, że przygotowałaś papiery rozwodowe, że winą tego faktu obarczasz siebie, że nie odgrywasz roli dobrej żony.
-Jenny co ty bredzisz, przecież ja cię kocham?!
–Nie można kochać kobiety, która zabiła własne dziecko.
Patrzyłem na martwą emocjonalnie żonę, patrzącą gdzieś w róg pokoju nie wierząc w to, co słyszę.
– Nikogo nie zabiłaś Jenny, to był przypadek, urodziłaś martwy płód nie ze swojej winny. Te słowa wyrwały z apatycznego stanu moją żonę. Wstała żywiołowo z krzesła, znowu popadając w spazmatyczny szloch.
–Ja.. Ja... nie potrafiłam go urodzić.. Mój organizm go zabił.
Podchodzę ją wesprzeć i przytulić, gdy ona nagle przerywa, ocierając łzy.
-Przepraszam, ale ja tak nie mogę to należy przerwać Chris.. To należy przerwać..
I wyszła, zostawiając mnie samego.
Komentarze (4)
Co do tematu jaki sobie wybrałeś. Hm, strasznie trudne do przedstawienia zagadnienie i jak dla mnie trochę trąci sztucznością. Pozostawiam bez oceny i powodzenia życzę. ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania