Mała syrenka ( dalsze przygody inspektora Bakera) cz.3

Jezioro połyskiwało w jesiennym słońcu. Nawet lekki wiaterek nie burzył

jego szmerzących z cicha wód. Postanowiliśmy skrócić sobie drogę, przechodząc koło niego. Letnicy już dawno wyjechali. Było spokojnie i cicho. Nieliczne atrakcje rozsiane wokół jeziora zostały pozamykane i czekały na następne lato.

Przysiedliśmy na starej, odwróconej do góry dnem łódce.

- Rozstałem się z Klaudią- wypalił Michał

Byłem w szoku. Michał i Klaudia stanowili najbardziej atrakcyjną parę w liceum. Wszyscy chłopacy mu zazdrościli. Bo i było czego! Wysoka,szczupła blondynka o oczach w intensywnym błękicie była marzeniem każdego faceta w szkole a nawet poza nią. A ona wybrała Michała! Szczęściarz!

- To chyba nic poważnego?- zacząłem ostrożnie

-Definitywnie koniec! Miałem dość! Ty nie wiesz jak ja się męczyłem!

Nie wyglądał na takiego kiedy z nią przebywał.

- Wydawało mi się, że jesteście....

- Tak, wydawało ci się. Udawałem. Nikt się nie połapał. Dobry ze mnie aktor. - Dodał z goryczą.

Przezornie milczałem. Czekałem aż Michał sam opowie co się stało.

- Wiesz,że zazdrościłem ci Kaśki?Nie bądź taki ździwiony! Jesteście ze sobą kupę czasu, ale ty masz swoich kolegów ona swoje koleżanki i nie przebywacie ze sobą non stop. Macie swoje prywatne życie. A ja tego nie miałem! Bez jej akceptacji nie mogłem nigdzie sam wyjść. Och, chodziliśmy na imprezy, do kina, w inne miejsca, ale tylko razem. Nie było mowy abym poszedł z kumplami na piwo, bilard... Sam powiedz, kiedy robiliśmy coś razem? Jesteś moim najlepszym kumplem a nie mogłem nawet gdzieś wyskoczyć z tobą! Miałem być ciągle przy niej.

Dusiłem się i jeszcze trochę albo bym zwariował albo zrobił jej krzywdę.

Dlatego wolałem odejść.

Cholerka, naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. To właśnie była taka sytuacja kiedy jeden facet drugiemu nie potrafi nic doradzić. Jeszcze myślałem nad tym jak go pocieszyć i okazać zrozumienie, gdy nagle Michał zerwał się na równe nogi i wpatrywał intensywnie w spokojną taflę jeziora.

- Słyszałeś? - zapytał

Wytężyłem słuch, ale nic do mnie nie docierało. Pokręciłem przecząco głową.

- Ktoś wołał o pomoc. O, teraz znowu!

Ja nadal nic nie słyszałem, a słuch mam doskonały.

Michał już biegł w stronę pomostu. Ruszyłem za nim.

- To jakaś dziewczyna! Patrz, widać jej głowę. Widocznie nie może wrócić do brzegu. Płynę po nią!

- Michał, poczekaj. - Próbowałem go zatrzymać. - Jesteś pewien, że potrzebuje pomocy?

- Ogłuchłeś czy co? Nie słyszysz jak krzyczy! Aż mi w głowie wibruje!

Szybkimi ruchami pozbywał się ubrania. Kiedy już miał wskoczyć do wody, odwrócił się do mnie

- Za chwilę będę z powrotem, a ty dzwoń po karetkę bo może być potrzebna.

I już go nie było. Silnymi ruchami ramion przecinał wodę i mknął w stronę wołającej o pomoc dziewczyny. I tu właśnie coś mi nie grało.

Dlaczego tylko on słyszał to wołanie? Czy raptem ogłuchłem? Postanowiłem wstrzymać się z tą karetką i zaczekać kiedy Michał w raz z dziewczyną znajdą się bezpieczni na brzegu. Osłoniłem oczy dłonią i wpatrywałem się w mojego kolegę. Właśnie do niej dopłynął. Widziałem jak dziewczyna obejmuje go za szyję i ... całuje. Ten to ma szczęście!

Ale po chwili sytuacja zmieniła się w koszmar. Zobaczyłem jak Michał zaczyna się gwałtownie szarpać. Próbował uwolnić się z jej uścisku. A ona nadal go całowała. I w tej miłosnej pozie zniknęli pod wodą. Czekałem, drżąc na całym ciele. On zaraz wypłynie. W końcu jest ratownikiem!. Jest silny! Mijały minuty i nic się nie działo. Powierzchni jeziora nie mącił żaden ruch.

- Michał! Michał! - Krzyczałem aż do zachrypnięcia

Cisza. To niemożliwe! Jeszcze miałem nadzieję. Ale mój kolega już się nie pojawił. Jezioro cichutko szeptało, jakby chciało mi powierzyć jakąś tajemnicę.

 

******************************************

 

- Inspektor Baker?

Lekko zachrypnięty głos oderwał mnie od raportu, który właśnie czytałem.

W drzwiach stał wysoki mężczyzna, na oko trzydziestoletni.

- To ja. W czym mogę panu pomóc?

- Starszy sierżant Lura - przedstawił się - Mam rozkaz dostarczyć pana i pańskiego partnera Lubomirskiego na nasz posterunek policji.

To ja mam partnera? Jakoś mi to umkneło. Działam sam i dawno już skończyłem z partnerstwem

- A mogę wiedzieć w jakiej sprawie?

- Nie zostałem upoważniony do udzielania takich informacji.

Oj, ty dobrze wiesz o co chodzi. I ja,niestety, też mam swoje podejrzenia.

- Mój mh... partner ma dzisiaj wolne, więc...

- To już załatwione, powinien zaraz tu być. I oczywiście wasz komendant wyraził zgodę na wasz wyjazd.

W tej właśnie chwili pojawił się Lubomirski. Był po cywilnemu. Przez ramię przewiesił sportową torbę, mocno wypchaną. W drugiej ręce trzymał laptop.

- No dobra, to jedziemy do mnie. Muszę się spakować.

Podróż zajęła nam nie całe cztery godziny. Na różne sposoby próbowałem coś wyciągnąć z Lury, ale facet był dobry w te klocki i nie puścił pary z ust.

Domyślałem się o co chodzi i bardzo mi się to nie podobało. Owszem, chciałem być sławny, poważany ale nie z takiej strony! I co do cholery z tą tajemnicą zawodową! Czyżby już posterunki w całej Polsce wiedziały czym się ostatnio zajmuję? Wiem,że Lubomirski niczego nie rozpaplał. Jemu też nie zależy na "takiej" sławie. Ktoś tu nieźle kabluje. Jak dorwę gnojka to już nigdy nie wypowie ani słowa!

Na miejscu od razu poprowadzono nas do gabinetu komendanta. Kiedy przechodziliśmy przez posterunek, wydawało mi się, że zgromadzeni tam policjanci dziwnie na nas patrzą. Kurwa, kurwa, kurwa....

Komendant, okrągły, płucowaty jegomość, szybko wprowadził nas w arkana sprawy.

- Do tej pory mamy pięć utonięć ale nie wszyscy się z tym zgadzają. Nie ma ciała, listu i innych tego typu bzdur. Jedno utonięcie jest stuprocentowe. Mamy na to świadka. W pozostałych przypadkach są tylko ich ubrania znalezione na brzegu jeziora. Przeczesaliśmy jezioro ze sto razy i nic.

- Nie znaleźliście ciała nawet tego pewniaka?- Było to dla mnie dziwne.

- Wiem jak to wygląda w pańskich oczach, ale...- rozłożył ręce w geście bezradności.

- Ok, chcemy porozmawiać z tym świadkiem. Mam tylko nadzieję, że to mocny świadek a nie jakiś pijaczyna ze zwidami.

- Nie, nie, chłopak jest w porządku. Uczeń ostatniej klasy liceum. Znany ze swoich osiągnięć sportowych. Dla pewności poddaliśmy go badaniom na obecność narkotyków i innych substancji. Był czysty.

- To świetnie! Chcielibyśmy przejrzeć akta pozostałych denatów i mam nadzieję, że sa w nich zawarte informacje co robili w ostatnich dniach przed zaginięciem. Chyba tak na razie będziemy o nich mówić bo nie mamy potwierdzenia, że utonęli.Gdzie możemy się rozlokować?

- Wynajęliśmy wam pokoje w bardzo przytulnym pensjonacie. Sierżant Lura jest do waszej dyspozycji. Ma wam przecierać szlaki i dostarczyć wszystko czego będziecie potrzebować.

- Kto jeszcze pracuje nad sprawą? - Nie chciałem nikomu wchodzić w paradę i robić sobie wrogów.

- Nikt. Od tej chwili sprawa jest wasza.

- No nie wiem....

- Powiem to tak. Nie zgadzam się z policjantami, którzy pracowali nad tym. Twierdzili jednomyślnie, że to zwykłe ucieczki. Facetom odbiło i postanowili dać nogę. Bzdury! Wszyscy mieszkali tu od urodzenia. Mieli tu pracę, swoje rodziny, partnerki, żony. I co, raptem postanowili rzucić wszystko w diabły i udać się w siną dal? Przepytaliśmy rodziny, przyjaciół. Chodziliśmy ze zdjęciami po stacji kolejowej, autobusowej. Każdy taksówkarz w tym mieście był przepytany kilkakrotnie. Nikt ich nie widział!

Coś tu śmierdzi i to bardzo. W ciągu trzech miesięcy nigdzie się nie pojawili. Ich dowody i paszporty są tutaj więc zagranica odpada. Ludzie po prostu tak nie znikają! Opinia publiczna naciska. Rodziny naciskają. Zaczynają krążyć plotki o jakimś potworze z jeziora. Zjeżdżają się jakieś czubki i koczują nad jeziorem z kamerami. Czekają na potwora. Mam dość. Tak , znam wasze ostatnie sprawy i sądzę, że to coś podobnego. Jestem otwarty na takie rzeczy. Dlatego zrobiłem wszystko aby was tu ściągnąć. - Z emocji aż poczerwieniał na twarzy.

Kompletnie nas zaskoczył swoją przemową. Facet był naprawdę zdesperowany. Nawet wzmianka o tym, że zna nasze poprzednie sprawy mnie nie wkurzyła.

- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. - obiecałem

- Dziękuję. I możecie liczyć na naszą dyskrecję.

O tej dyskrecji to możemy tylko pomarzyć. Jak tylko rozwiążemy tę sprawę i okaże się ona z typu Archiwum X , to zaraz gliniarze z całej Polski będą znać wszystkie szczegóły. Niech to jasna cholera...

W pensjonacie rozlokowaliśmy się w moim pokoju i przystąpiliśmy do pracy. Mieliśmy mało czasu. Na dwudziestą byliśmy umówieni ze świadkiem. Po dwóch godzinach analizowania akt miałem dosyć. Braliśmy wszystko pod uwagę. Nawet potwora z jeziora. W końcu byliśmy dziwakami od dziwadeł więc potwór w jeziorze też się kwalifikował. Zauważyłem, że Lubomirski od czasu do czasu dziwnie się zamyślał. Na coś wpadł, ale o nic go nie wypytywałem aby go nie rozpraszać. Przed dwudziestą przyjechał po nas Lura i udaliśmy się do domu naszego licealisty. Chłopak okazał się wiarygodny. Wyczerpująco odpowiadał na pytania i był bardzo poruszony śmiercią kolegi.

Lubomirski siedział cicho do czasu kiedy mieliśmy już wychodzić.

- Czy możesz mi powiedzieć o czym rozmawialiście? - Odezwał się.

Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.

- Bo chyba nie siedzieliście na tej łódce i tylko gapiliście się w jezioro? Chciałbym wiedzieć w jakim nastroju był twój kolega.

Chłopak wyraźnie się zmieszał

- No, był wzburzony.

- Bo....- Lubomirski nie popuszczał.

- Zerwał z dziewczyną. Przez ponad dwa lata byli parą. Wydawało się , że byli szczęśliwi ale Michał.... - zamilkł - Czy to ważne o czym rozmawialiśmy?

- Jeszcze jak! - Mój partner zachowywał się teraz jak pies, który podjął trop i aż drży żeby spuścić go ze smyczy. Prawie biegiem puścił się do samochodu, tak szybko chciał być w pensjonacie.

Tam od razu rzucił się do swojego laptopa i coś tam zawzięcie pisał. Czekaliśmy z Lurą cierpliwie aż skończy.

- Teraz gadaj co jest grane i to szybko.

- Jejku, cały czas mieliśmy to przed oczami a po rozmowie z tym chłopakiem wszystko się potwierdziło! - widać było,że jest o krok od wybuchu z emocji.

- Co się potwierdziło! Gadaj mi tu zaraz bo nie odpowiadam za siebie!

- Czy zauważyliście, że ci wszyscy mężczyźni kilka dni a nawet godzin przed zniknięciem zerwali ze swoimi dziewczynami, kobietami? I to oni zerwali a nie odwrotnie. I tylko oni słyszeli głos wołający o pomoc. Kolega Michała był razem z nim nad jeziorem i nic nie słyszał a ma świetny słuch. Te wołanie mieli usłyszeć tylko ci co zostawili swoje drugie połówki.

- I co nam to daje?

- Poczekamy, zobaczymy. - Jaki on się zrobił tajemniczy.

- Może trochę jaśniej. - W moim głosie pobrzmiewała niewypowiedziana groźba.

- Już, już. Napisałem do gościa, starego profesora, który po uszy siedzi w zjawiskach paranormalnych. Nie wiem jak wygląda i jak się nazywa. Ekscentryk jak cholera. Miesiące mi zajęło aby uzyskać z nim kontakt. Odpowiada tylko na maile. Ale jest w tej dziedzinie ekspertem. Miejmy tylko nadzieję, że się odezwie.

W tej właśnie chwili nadeszła odpowiedź.

- I co, i co? - pytaliśmy jeden przez drugiego

- Teraz twoja kolej trochę poszukać. - Lubomirski zwrócił się do Lury.- Mamy sprawdzić czy w ostatnim czasie nie utopiła się w jeziorze jakaś kobieta. Musi to być samobójstwo. Jedziemy na posterunek przekopać akta.

- Nie trzeba, wiem o co chodzi. - Lura był bardzo poważny. - Równo rok temu utopiła się siedemnastolatka. Była w ciąży. Spotykała się z synem jednego ważniaka. Kawał był z niego gnoja. Nie jednej zawrócił w głowie. Wykorzystywał i zostawiał. Ona miała pecha bo zaszła w ciążę. Zostawiła list. Ciała do dzisiaj nie znaleziono.

- Cholera, przykra sprawa.

Lubomirski znowu coś tam stukał w swoim laptopie. Odpowiedź przyszła natychmiast. Tylko jedno słowo: " Syrena"

Pierwszy otrząsnąłem się ze zdumienia.

- Syrena? Jaja sobie facet robi?

-Z tego co wiem to syreny żyły w morzu, no wiecie te od Odyseusza - Lura był wyraźnie zażenowany.

- Masz rację! - Podchwyciłem. - Nigdy nie słyszałem o syrenie w jeziorze. I jak ona tam się znalazła? Wskoczyła do jeziora i wyszła mała syrenka? Pisz do faceta, niech nam to wyjaśni!

- To nic nie da. Poddał nam trop i więcej się nie odezwie.

- I co my mamy z tym zrobić?

- Jak to co? Poszukać wszystko o syrenach i znaleźć sposób na zabicie bestii!

- I jak się do tego zabierzemy?

- Baker, czy ci nas mózg coś padło! - Wybuchnął mój partner. - Najpierw byś podłączył swój laptop to szukanie pójdzie nam szybciej.

Kurwa, miał rację! Nie wiem co się ze mną działo. Zamiast myśleć racjonalne, wkurzałem się na wszystko i wszystkich. Wziąłem kilka głębokich oddechów aby uspokoić nerwy.

- Przepraszam. Masz rację. Czeka nas długa noc więc bierzmy się do roboty.

Lura z wyrazem zmieszania na twarzy obserwował naszą małą kłótnię. Spojrzałem na niego wilkiem.

- No to ja polecę po laptop i będzie szybciej. - I uciekł.

Nad ranem miałem już dość syren, kobiet, ryb i wszystkiego co związane jest z wodą. Sposobów na zabicie syreny było mnóstwo ale wszystkie niewykonalne. No bo skąd niby mamy wytrzasnąć trójząb Posejdona albo lewy kieł węża morskiego? I czy węże mają kły? Kompletne bzdury!Kopaliśmy dalej. I to wreszcie Lura znalazł sposób, który mógł okazać się wykonalny.

- Zaostrzony kołek ze stuletniego dębu, nasączony krwią noworodka. To da się zrobić. Jak myślicie?

- Wiekowy dąb na pewno znajdzie się tu w okolicy. Gorzej z tą krwią noworodka.

- I tu nie będzie problemu. - Uśmiechnął się Lura. - Moja żona pracuje na oddziale położniczym. Pobierze trochę więcej krwi od nowo narodzonego dziecka. Mam tylko nadzieję, że to maluchowi nie zaszkodzi.

W końcu coś zaczęło się kleić. Ale byliśmy tak zmęczeni, że zaproponowałem wszystkim kilka godzin snu. Nie mogliśmy popełnić żadnego błędu. A jak wiadomo, kiedy ludzki umysł jest zmęczony to o pomyłkę nie trudno.

O jedenastej zebraliśmy się w pokoju komendanta aby go poinformować o naszym odkryciu.

- Czy ja jeszcze wczoraj powiedziałem, że jestem otwarty na takie sprawy?

Zgodnie pokiwaliśmy głowami.

- Aż tak otwarty to chyba nie jestem. Ale wierzę wam. Zaraz zadzwonię do leśniczego, niech nam skombinuje ten stuletni kołek. Ty, Lura zasuwaj do żony po krew. I zobaczymy co na to nasza mała syrenka.

- Mamy mały problem.- odezwał się Lubomirski- Nie mamy przynęty.

No tak, bez faceta, który porzucił swoją partnerkę nie mamy po co iść nad jezioro. I co teraz? Komendant był jednak dobrej myśli.

- Nie ma problemu. Wyślemy ludzi i niech takiego znajdą. Niech nawet chodzą od domu do domu a na pewno trafią na jednego lub dwóch.

- Myślę, że to będzie niepotrzebne.

O, Lubomirski, co ty przede mną ukrywasz? Przeprosiłem na chwilę i wyciągnąłem go na korytarz.

- O czym ty gadasz?

- Wydaje mi się, że oni są przez nią przyzywani, obojętnie gdzie się znajdują. Woła ich a oni galopem pędzą nad jezioro.

- Skąd to wiesz?

- Jak szukaliśmy sposobu na jej zabicie, przeczytałem kilka legend. We wszystkich była zgodność co do tego, że syrena przywołuje swoje ofiary. Więc po co łazić po mieście i tracić czas jak wystarczy zaczaić się nad jeziorem i taki facet sam nam wpadnie w ręce.

- Kurwa, masz rację! Wybacz,ale nie idzie mi ta sprawa. Nie mogę się skupić. Jestem wściekły, że tyle osób wie czym się ostatnio zajmowaliśmy. Nie chce być "tym gliniarzem od potworów". Chcę prowadzić normalne dochodzenia. Przez dziesięć lat pracy w policji tylko tym się zajmowałem. A tu raptem wyskakują jakieś potwory i nie ma już normalnych spraw!- No, wreszcie to z siebie wyrzuciłem.

Lubomirski spoglądał na mnie z uśmiechem na twarzy.

- A ja jestem zadowolony i to bardzo. Zaczynały mnie nudzić te zapijaczone gęby, rodzinne awantury. Od czasu do czasu zdarzała się jakaś perełka ale procedura była ciągle ta sama. Żadnych niespodzianek. A teraz nie wiem co mnie czeka tuż za rogiem i to jest właśnie takie ekscytujące!

On naprawdę się cieszył! O mało nie podskakiwał z podniecenia.

- Słuchaj, zrobili z nas już partnerów to może byśmy przeszli na ty?

- Będzie mi bardzo miło.

- A tak między nami, oglądałeś może "Supernatural"?

- Z dwa sezony, a potem jakoś mi to umknęło.

- Ja mam wszystkie jedenaście i po zakończeniu tej sprawy obejrzę je jeszcze raz. Muszę cię trochę dogonić z wiedzy o potworach.

- Będziemy jak Sam i Dean!

- No, do bycia braćmi dużo nam brakuje. - Stwierdziłem z rezerwą. - Lepiej wracajmy bo pomyślą, że daliśmy nogę.

Komendant całkowicie się z nami zgadzał. W ciągu pół godziny zebrał kilkunastu policjantów i po wyjaśnieniu o co chodzi, wysłał ich na obstawienie jeziora.

Po upływie następnej godziny mieliśmy na biurku komendanta dębowy kołek zanurzony we krwi noworodka. Teraz pozostało nam tylko czekać.

Urządziliśmy sobie kwaterę w namiocie. Wstawiliśmy do niego gazowy piecyk bo noce nad jeziorem były chłodne.

Przez dwa dni nic się nie działo. Trzeciego dnia około południa dostaliśmy meldunek, że złapano mężczyznę, który z obłędem w oczach gnał do jeziora. Ledwie dali radę go obezwładnić. A teraz rzuca się na wszystkie strony i wrzeszczy, że mają go puścić bo ona jego potrzebuje.

W minutę byliśmy na miejscu.

- Roman? - Komendant widocznie go znał.- Co z tobą chłopie?

- Ja muszę iść! Nie słyszycie jak ona krzyczy! Głowę mi zaraz rozsadzi!

No i mamy następny problem.

- Musimy ją zagłuszyć!- Jakoś udało mi się przekrzyczeć wycie Romana

- Ale jak? Ona mu siedzi w głowie!

- Może alkohol coś tu pomoże?- zaproponował jeden z obecnych policjantów.

- Ma ktoś coś przy sobie! Oby tylko było mocne!

Po chwili już przyciskaliśmy do ust Romka piersiówkę pełną whisky.Wydudnił ją w dwóch łykach. Nawet się nie skrzywił. Alkohol widocznie pomógł. Oczy mężczyzny zrobiły się bardziej przytomne a on sam przestał się szamotać. Komendant kucnął obok niego i położył mu dłoń na ramieniu.

- Już lepiej?

Mężczyzna pokiwał głową.

- Dobra Roman, co się dzieje? Dalej słyszysz to wołanie?

- Tak ale bardzo słabo. To ty Zdzichu mi powiedz co się dzieje?

- Zaraz do tego dojdziemy. Gdzie jest twoja żona?

- Nie wiem i gówno mnie to obchodzi! Wczoraj wieczorem wyrzuciłem kurwę z domu! To ja haruję jak głupi wół aby miała wszystko co najlepsza a ta ździra z moim kumplem...! W mojej sypialni...! W moim łóżku...!- Facet nieźle się nakręcał.

- Dobrze, już dobrze. Uspokój się i posłuchaj uważnie. Nie możesz wejść do wody bo zginiesz.- I tu opowiedzieliśmy mu wszystko co wiemy i jednocześnie przedstawiliśmy naszą propozycję.

Roman spoglądał na nas jak na wariatów.

- Twierdzicie, że ta dziewczyna jest jakąś syreną, która morduje ludzi?

Nikt mu nie odpowiedział więc ciągnął dalej.

- I to ona zabiła syna mojego przyjaciela?

- Michała,tak. I czterech innych.

- A teraz chcecie abym ją zabił?

- Tylko ty możesz to zrobić. Za Michała, za innych.

- Zdzichu, znamy się kupę lat i wiem,że głupie żarty się ciebie nie trzymają. Zrobię to, ukatrupię sukę ale musimy się pospieszyć. Robi się coraz głośniejsza i coraz trudniej mi nad sobą panować.

Spojrzałem na jezioro. Była tam i czekała na swoją ofiarę.

- On nie da rady jak będzie ją słyszał. Musimy ją jako zagłuszyć.

Posypały się różne propozycje: słuchawki, stoperki a nawet ktoś zaproponował wosk. Chyba naczytał się Homera.

- Kurwa, czy nie rozumiecie, że on ma ją w głowie! - Wydarłem się. - Czy ktoś z was ją słyszy! Nie! Więc przestańcie wygadywać bzdury!

- Muzyka.- Rzucił ktoś nieśmiało

- Wyjaśnij to.

- Damy mu mp, nastawioną na full.

- To może zadziałać. Ale zrobimy to jeszcze inaczej. Jakiej muzyki nie lubisz?- zapytałem Romana

- Metalu. Nie znoszę tego dziadostwa.

- Potrzebujemy sprzęt z najwyższej półki. Bardzo głośny. Niech mu aż łeb rozsadza. A teraz szybko, jakieś pomysły aby nie dostała się do tego woda.

- Mam tu w szatni piankę. Wsadzimy pod nią sprzęt a dla pewności owiniemy jeszcze taśmą izolacyjną. Na ten kawałek do przepłynięcia powinno wystarczyć.

- No to do roboty! Co tu jeszcze robicie!- Policjanci w jednej chwili popędzili do samochodów.

Przy takiej ilości ludzi w trzy kwadranse mieliśmy wszystko co było potrzebne. A czas bardzo się liczył, bo Roman opierał się wołaniu syreny ostatkiem sił. Kiedy był gotowy, wręczyliśmy mu kołek.

- Masz tylko jedną szansę. - Odezwał się Lubomirski. - Jak nie trafisz w serce, zginiesz. My ci nie pomożemy. Nie ma takiej możliwości. I jeszcze jedno. Nie patrz jej w oczy. Potrafi nimi hipnotyzować.

Roman głośno przełknął ślinę. Ścisnął mocno kołek i wszedł do wody. Włączył muzykę. Była bardzo głośna. Popłynął.

W kompletnej ciszy obserwowaliśmy jak sunie w stronę syreny. Jeszcze dwadzieścia metrów...Dziesięć...Pięć...Dwa...

Podpłynął bardzo blisko. Syrena wyciągnęła ramiona aby objąć swoją ofiarę. W tym samym momencie, mężczyzna zamachnął się kołkiem i wbił go w jej serce. Ryk był tak potworny, że o mało nie popękały nam bębenki w uszach. Jezioro przemieniło się w rozszalały żywioł. Fale dochodziły do ośmiu metrów. Musieliśmy uciekać w głąb lądu bo inaczej by nas pochłonęły. A gdzieś tam, w tym kotle był Roman. Wydawało się nam, że minęły wieki zanim się wszystko uspokoiło. Ostrożnie zbliżaliśmy się do brzegu , na którym leżał mężczyzna w piance. Podbiegliśmy do niego żywiąc nadzieję, że nic mu się nie stało. Rzeczywiście, Roman z jękiem odwrócił się na plecy i otworzył oczy.

- Co to kurwa było? - wycharczał

- Dzięki Bogu! Żyjesz!- Komendant już był przy nim i pomagał mu wstać

- Jezu! Nigdy w życiu tak się nie bałem! I muszę wam coś wyznać. Z sikałem się w majtki!

- T o nic Roman. I tak nic nie widać. Jesteś cały mokry.

Z trudem utrzymywaliśmy powagę.

- Koniec. Sprawa zamknięta! - ogłosił komendant

Lubomirski spojrzał na mnie z wesołym błyskiem w oku.

- No i co Dean?

- No i co Sam? - odparłem i zacząłem się śmiać.

Wszyscy spoglądali na nas zdziwieni. A my z szerokim bananem na twarzy przybiliśmy piątkę.

 

Koniec

cdn.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Nazareth 22.06.2016
    Fajne, tylko krótkie. Miałem wrażenie, że spieszysz się nie tylko z zakończeniem ale z całą akcją, w stosunku do poprzednich części. Podoba mi się pomysł morderczej syrenki, w końcu zanim zaczęli kręcić o nich kreskówki właśnie takie pojawiały się w legendach. Mamiąc marynarzy swoim śpiewem, sprawiały że wyskakiwali za burtę bądź sprowadzały całe statki na manowce. Chociaż postać z jeziora bardziej kojażyła mi się z Wiłą lub Topielicą, jednak rozumiem, że Syrena jest bardziej znanym, zrozumiałym potworem, który natychmiast trafi do każdego. Reasumując mam nadzieję, że nie jest to ostatnia przygoda inspektora Bakera i niedługo będę mógł przeczytć kolejną :)
  • vilemo 22.06.2016
    Tak , będzie następna część, ale kiedy ,nie wiem. Nowa część będzie bardziej skomplikowana i od samego początku sprawia mi problemy. I będzie o wiele dłuższa. Mam ją w głowie niby pięknie poukładaną ale są wątki potrzebujące szerszego spojrzenia a to wymaga dużo pracy aby na koniec wszystko miało ręce i nogi. Brak czasu i zmęczenie też mi nic nie ułatwiają. Więc nie wiem kiedy będzie to "niedługo".
  • Nazareth 22.06.2016
    Niespiesz sie ja mam w głowie historie które siedzą tam od lat, dalej niedopraciwane. Kilka które pisałem po długim czasie okazały sie warte by na nie czekać i pozwolić i dojrzeć w sposób naturalny, ot np. Książę i kowal przeleżał napisany do połowy przez rok a potem dopisałem resztę w jeden dzień i wyszło lepiej niz mogłem sie spodziewać. Czasem warto sie nie spieszyć.
  • vilemo 22.06.2016
    Dzięki za wyrozumiałość.:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania