Mały epizod z rana

Moment, w którym stwierdzam, że zlecenie mnie przerasta mam już za sobą. Teraz nadeszły chwile głupawki bezradności. Przy śniadaniu dzwoni telefon. To jedyne miejsce, w którym byłam, gdzie nie odbieram telefonu i nikt mnie do niego nie prosi. Odbiera pan Flap, czyli osoba, która pamięcią sięga wstecz do trzydziestu sekund. Jak zwykle. Tym razem jednak bardzo długo przytakuje, zanim poda telefon pani Flip. Normalnie następuje to po tym, jak się przywita i zrozumie, że nic nie rozumie. Pani Flip dostając telefon do ręki, włącza wtedy na głośnomówiące i przynajmniej wiem, co z kim uzgodnili i mogę tego dopilnować i się dostosować np. z godziną przygotowywania obiadu. Tymczasem dzisiaj bardzo długo słyszymy: "tak, tak... tak". Przerażona patrzę na pana Flap i myślę: "Matko Boska! Człowieku! Podaj telefon żonie". Pan Flap stoi w miejscu, jakby go sparaliżowało i w dalszym ciągu mówi: "tak, tak...". Zastanawiam się, jakie sprawy są właśnie uzgadniane. O dziwo już się nawet nie denerwuję. Parskam śmiechem i kasza jaglana z jabłkiem wylatuje mi nosem. Dostrzegam przerażenie w oczach pani Flip, która zaczyna się obawiać, że rozmowa się zakończy i nikt nie będzie wiedział, czego dotyczyła. W końcu kobieta zrywa się z krzesła. Włącza na głośnomówiące. Okazuje się, że dzisiaj przyjedzie do nas ich przystojniak. Najmłodszy syn. Aż humorek mi się poprawił. Tak myślałam. Zaobserwowałam, że zazwyczaj jest u nas we wtorek. Dostał instrukcję, że ma kupić śliwki. Ubezwłasnowolniona opiekunka nie może tego zrobić. Nie wiedzieć czemu. Nie chcę poruszać tu już ważnych tematów. Po co robić hu..ą atmosferę. Jak skończył Don Kichot? Chyba nie za dobrze? Nie chcę skończyć tak, jak on. Hmmm muszę zaglądnąć do tej powieści. W końcu się o nim mówi. Więc jego postawa nie jest taka zła? Wycieram kawałek jabłka spod nosa. Zbieram talerzyki ze stołu i idę do garów - tam, gdzie niby jest moje miejsce.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania