Mały Rycerz

Życie studenta nie jest łatwe. W szczególności, gdy masz na głowie wiele różnych obowiązków. Najgorsze jednak jest to, że trzeba regularnie opłacać czynsz za mieszkanie. Zwłaszcza, gdy nie ma się bogatych rodziców, aspekt ten stwarza wiele trudności. Ja studiuję ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Od poniedziałku do piątku spędzam na słuchaniu wykładów wiele godzin. Zaczynam wczesnym rankiem, kończę późnym popołudniem. Jak znaleźć czas na pracę? Właśnie to pytanie rozbrzmiewało w mej głowie bardzo długo, jeszcze w czasach liceum. Szukałem możliwości zarobku w wielu miejscach. Oczywiście nigdzie jej nie znalazłem. Powziąłem nawet zamiar rzucenia studiów na rzecz pełnoetatowej pracy. Na szczęście tak się nie stało. Po kilku tygodniach żmudnych i nieudanych poszukiwań, osiągnąłem cel. Podjąłem się sprzątania w szpitalu. Nie jest to łatwe i przyjemne zajęcie, ale choć ono daje mi możliwość zarobku. Do tego mogę pracować kiedy chcę. Pewna pani po prostu zapisuje przez ile godzin wylewałem pot na szpitalnych korytarzach z mopem w ręku, a później otrzymuję odpowiednią zapłatę. Obliczyłem, że w ciągu miesiąca mój budżet zasila kwota dziewięciuset złotych. Do tego co wypłatę rodzice przysyłają mi jeszcze trzysta.

Moje wizyty w szpitalu odbywają się dosyć nieregularnie. Oczywiście podporządkowane to jest nauką. Jeśli muszę należycie przygotować się do jakichś testów, odpuszczam możliwość zarobków. Jednak każda sobota, bez wyjątku, upływa mi na szorowaniu brudnych szpitalnych okien

i wycieraniu korytarzy.

Jako osoba w wieku studenckim, obdarzony zostałem pewnym zainteresowaniem ze strony pacjentów. Z kilkoma nawet się zaprzyjaźniłem. W większości są to ludzie przebywający w szpitalu tymczasowo. Pozostali, ciężko chorzy, nie przepadają za moimi wizytami, więc staram się nie zakłócać ich spokoju. Czy lubię ten szpital? Nie. Jedynymi wesołymi osobami są właśnie zaprzyjaźnieni ze mną pacjenci. Nawet personel jest jakiś taki zdrętwiały. Rybki w akwarium ustawionym na sali dziecięcej nie okazują najmniejszych oznak chęci do życia. Jeszcze ta atmosfera. Wszędzie cicho. Można by rzec, że to bardzo przytłaczające miejsce.

Kiedyś myślałem, że warszawskiego szpitala nic nie uratuje od posępnego nastroju. Jednak każda opowieść ma pewien element zaskoczenia, tak zwany „zwrot akcji”. Owym mianem śmiało obdarzyć mogę pewien styczniowy poniedziałek. Za oknami cała stolica tonęła w śniegu. Wtedy szpitalna atmosfera robiła na mnie jeszcze gorsze wrażenie. Jak zawsze rozpocząłem pracę od wyposażenia się w odpowiednie środki czystości. Dyskretnie przełożyłem pod bluzą słuchawki, podłączyłem je do odtwarzacza MP3, po czym wsunąłem do uszu. Dzięki temu czas upływał szybciej i weselej. Z całym inwentarzem ruszyłem przed siebie. Najpierw oddział dziecięcy. „Ciekawe, czy ta welonka w akwarium jeszcze żyje?” – pomyślałem. Zajrzałem przez uchylone drzwi. Przed szklanym sześcianem siedziała przykucnięta postać. Z niebywałą energią podziwiała każdy kąt podwodnego świata. Rybki? Wszystkie żyły! Mało tego. Każda, z welonką na czele, szalała między zielonymi roślinkami. Zafascynowany takim obrotem sprawy, wziąłem się do polerowania podłogi.

Następnego dnia zdziwienia napadło na mnie jak pies na listonosza. Zupełnie niespodziewanie. Wszedłszy do szpitala, poczułem przyjemny zapach pomarańczy. Co ciekawe, nie korzystałem z żadnych nowych płynów zapachowych. Postanowiłem odwiedzić pokój z akwarium. Przy samych drzwiach owocowa woń nasiliła się. Z pomieszczenia dochodził gwar. Niepostrzeżenie zajrzałem do środka. Sala pełna była małych, roześmianych jak nigdy, pacjentów. W centrum utworzonego przez nich koła siedział drobny chłopiec. Wyglądał na około osiem lat. Jego główka pozbawiona włosków obracała się we wszystkie strony. Uśmiechnięty pacjent coś opowiadał, bo wszyscy uważnie go słuchali. Zaskoczony, wziąłem się do pracy.

Trzeciego dnia w pokoju chłopca zawitały nawet cztery siostry. Wszystkie niezwykle rozbawione opowieścią dziecka. Poczułem, że szpital zmienia się. Wszystko wygląda inaczej. Weselej.

Czwarta wizyta w miejscu pracy zwaliła mnie z nóg. Kreatywnego opowiadacza nie zastałem w pokoju. Był na oddziale, gdzie leżeli ciężko chorzy, nielubiący moich wizyt pacjenci. Pierwszy raz ujrzałem ich tak niezwykle zaintrygowanych. Zgromadzeni wokół małej postaci żywo konwersowali. Niesamowite. Poczyniłem wszelkie starania, by dowiedzieć się czegoś na temat chłopca. Recepcjonistka niechętnie zdradziła, że ma na imię Antoś. Przywieziono go z domu dziecka. Antoś cierpi na białaczkę. Na koniec cichutko dodała: „Jego stan jest ciężki”. Tamtego wieczoru opuściłem szpital osnuty smutną refleksją.

Piątego dnia stwierdziłem, że moje miejsce pracy jest inne. Takie radosne. Ściany nie były już szare, a białe niczym świeży śnieg za oknem. Dawną ciszę zastąpiła muzyka dobiegająca z recepcji. To radio. Ciemnie niegdyś zakątki dosięgał teraz mocny snop światła. Członkowie personelu chodzili uśmiechnięci od ucha do ucha, a oddział ciężko chorych pacjentów ożywiły dyskusje dotyczące wczorajszego meczu. Pokój Antosia znów pełen był słuchaczy. Zafascynowany wkroczyłem do sali. Antoś opowiadał o przygodach rycerza Lancelota. O tym jak wygrał pojedynek z groźnym przeciwnikiem, jak ślubował przed Ginewrą. Chłopiec rozprawiał o tym z taką energią. Byłem pod wrażeniem.

W sobotę ruszyłem do pracy rad, że spotkam się z Antosiem, ale szpital znów wyglądał ponuro. Muzyka z radia ustała, personel nie zdradzał odrobiny sympatii, a ciężko chorzy pacjenci spokojnie leżeli. Pobiegłem do sali chłopca, ale jego tam nie było. Zdruzgotany zapytałem pielęgniarkę o małego pacjenta. Kobieta spojrzała na mnie i powiedziała to, spuściła wzrok, po czym ruszyła do recepcji. Ja stałem osłupiały. Antoś nie żyje. Był małym rycerzem, który swą energią

i sympatią odmienił cały szpital. Odszedł. Wszystko wróciło do „normy”. Nawet rybki straciły chęć do życia. Przez całą sobotę pocieszałem się, że Antoś nie umarł. On pozostanie w sercu każdego z nas. Teraz po prostu razem z Lancelotem przemierza odległe krainy i zmienia świat na piękniejszy.

 

OD AUTORA - Witam, przybywam ze starym, odkopanym gdzieś na komputerze, tekstem. Kiedy go przeczytałem, stwierdziłem że nie jest aż taki zły, więc postanowiłem dodać go na Opowi. Za wszelkie oceny i komentarze serdecznie dziękuję, a wszelką krytykę przyjmę z otwartymi ramionami ;)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Lotta 05.09.2016
    Bardzo wzruszający tekst. Nakłania do refleksji. Zostawiam 5. :)
  • Kakarotto 05.09.2016
    Dziękuję Lotta ;)
  • Szalokapel 13.10.2016
    Nie wiem jak to się stało, że nie widziałam tego tekstu. Przepraszam Cię serdecznie. W każdym razie na początku ostrzegam, że mój komentarz pisze z telefonu, przez co może byc niestety wybrakowany. Mniejsza juz z tym. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się postać studenta. Taki mądry i doświadczony facet, a najważniejsze, że wrażliwy. Opisy to masz nieziemskie, wprowadzają czytelnika w świat, w którym dzieje się akcja. Wątek z rybkami podbił moje serce zwłaszcza pod koniec "Nawet rybki straciły chęć do życia", coś pięknego. Wzruszający tekst, barwna i szeroka gama Twojego słownictwa porusza człowiecze serce. Smutne zakończenie, ale niestety nie wszystko kończy się szczęśliwie. Antoś to wyjątkowy chłopaczek. Dobrze, by wszyscy znali kogoś takiego jak on. :) Myśli bohatera głównego dopełniają to opowiadanie. Stworzyłeś świetny klimat, choć smutny. Po przeczytaniu któregoś z Twoich dzieł zawsze mam zajętą głowę przemyśleniami, umiesz poruszać ważne wartości w utworach literackich. Gratuluję i mam nadzieję, że szybko wrócisz z jakims nowym tekstem. Pozdrawiam serdecznie!
  • Kakarotto 15.10.2016
    Dziękuję Szalo, napisałaś się przy tym komentarzu :D Swoją drogą, z tymi opisami, to Ty jesteś dla mnie wzorem. Dzięki jeszcze raz i również pozdrawiam!
  • Szalokapel 15.10.2016
    Kakarotto, dla niektórych tekstów warto się rozpisać. Byłabym zła na siebie, gdybym przy tak dobrym opowiadaniu napisała tylko "FAJNE, 5". No popatrz, ja zawsze zazdroscilam Tobie, że tak płynnie i "naturalnie" opisujesz. Ja rowniez dziękuję za miłe słówka. Milego wieczoru.
  • Kakarotto 16.10.2016
    Szalokapel, wniosek z tego taki, że uczymy się od siebie nawzajem :D
  • Szalokapel 16.10.2016
    Kakarotto, pasuje mi taki układ, haha.
  • Kakarotto 17.10.2016
    Mi również :D
  • Perzigon69 15.10.2016
    A ja napiszę, że nie tylko nie jest takie złe, tylko nawet więcej niż dobre. I super, że to zamieściłeś, bo gdy to czytałam, to... Wiesz, mało co mnie tak naprawdę porusza. Jestem typem osoby, która na wszystko mówi kolokwialnie fuck off, więc cenię sobie takie arcydzieła :) Pomagają mi obudzić w sobie te uczucia, które nie są aktywne na co dzień. Bardzo ci dziękuję, że miałam możliwość przeczytania tego tekstu.
  • Kakarotto 16.10.2016
    Dzięki Perzigon69, bardzo się cieszę, że tak Ci się spodobało ;)
  • Jared 25.10.2016
    Witaj, Kakarotto XD Miło Cie znowu widzieć, na pewno milej niż Vegetę XD

    Ok, jedymy: podobało mi się. Rzadko to mówię o historiach spoza mojej branży (fantasy/SF), ale to mi się podobało. Najpierw szary smutek, potem iskra nadziei, potem znowu smutek. I przyznam się szczerze, dałem się pociągnąć tym światłocieniem przez całe opowiadanie. Jedyna rzecz, do której mógłbym się doczepić, to narracja. Na swój sposób nudnawa i zwyczajna (no, poniekąd pasuje do klimatu), polecałbym nieco ubarwić technicznie styl - składać kreatywniejsze zdania, używać ciekawszego słownictwa. 5 z lekkim minusem :P
  • Kakarotto 26.10.2016
    Haha, witaj Jared (Goku Black) :D Dzięki wielkie!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania