Mam fioła na punkcie języków, ok? Krótki artykuł na tematy językowe.

Na początku uprzedzę, że w tekście pojawiać się będą zdania z języka angielskiego, jednak będą one miały również swoje polskie odpowiedniki, dlatego jeżeli ktoś nie czuje się dobrze z obecnym międzynarodowym językiem nie musi się bardzo martwić. Możliwe że po przeczytaniu zyska pewną dodatkową wiedzę. Tekst podzielony jest na podrozdziały. Dzięki temu nie ma potrzeby czytania całości pracy, a można zerknąć jedynie na interesujące Was fragmenty.

 

1. Dlaczego Hiszpanie mówią szybciej?

Niejednokrotnie słyszałem wypowiedzi kolegów wskazujące na wyższość języka angielskiego nad polskim. Głównymi argumentami przemawiającymi za taką koleją rzeczy jest między innymi teza, głosząca że angielski jest zwyczajnie szybszy. Dzięki niemu możemy przekazać więcej informacji w tym samym czasie, przyjmując nasz ojczysty język jako przeciwnika w starciu. Czy takie twierdzenie jest jednak prawdziwe?

Wracając do głównego zarzutu: „po Angielsku jestem w stanie szybciej powiedzieć co mam na myśli”. Z pozoru mogłoby się wydawać że faktycznie tak jest. Nie można zaprzeczyć, że dzięki temu, iż angielski rozpowszechniony jest na całym świecie, proces jego skracania postępuje znacznie szybciej niż z jakimkolwiek innym językiem na kuli ziemskiej. Nie znaczy to jednak, że porozumiewając się po Polsku tę samą informację przekażemy zdecydowanie wolniej. Co więcej, badania wskazują, że tę samą treść będziemy w stanie przekazać w bardzo zbliżonym czasie. Sięgając po książkę Jamesa Gleicka pod tytułem „The Information”, możemy przeczytać, że to nie długość słów wpływa na przekazywaną myśl, a informacja niesiona przez pojedynczą sylabę. Dopiero to, determinuje którym z języków poinformujemy odbiorcę szybciej.

Weźmy na przykład język hiszpański. W porównaniu do angielskiego jedna sylaba niesie znacznie mniej informacji. Jednak, w połączeniu z szybszym tempem mówienia mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego ostatecznie okazuje się, że niesiona informacja dotrze do odbiorcy w tym samym czasie. Osoby anglojęzyczne mają zazwyczaj wolniejsze tempo mówienia niż Polacy czy Hiszpanie.

Ustaliliśmy zatem, że krótsze słowa wcale nie oznaczają szybszego przekazania informacji. Problem może jednak leżeć gdzie indziej. Jak już wspomniałem wcześniej, ze względu na swoje rozpowszechnienie, angielski jest stale „ulepszany”, zwłaszcza jeśli chodzi o nowe słownictwo z zakresu technologii. Jeżeli jakieś słowo ma pojawić się w języku polskim najczęściej jest ono bezpośrednio ściągnięte z angielskiego, co wymaga dodania do niego odpowiednich końcówek aby brzmiało naturalniej. Taki zabieg faktycznie sprawia że w porównaniu do oryginału, słowo znacząco się wydłuża. Bezpośrednie pożyczanie słowa jest jednak modelem dość nowym. Jeżeli popatrzymy na starsze przykłady, czyli takie gdzie specjalnie wymyślano nowe słowo, możemy zobaczyć, że tendencja do wydłużania wcale nie była tak ogromna. Dobrym przykładem będzie tu terminologia matematyczna. Angielskiemu słowu „integral” odpowiada piękna i krótka polska „całka” a słowu „differential” przypisano „różniczkę”. W tych dwóch przypadkach nie tylko nie przedłużono słowa, a wręcz sylabicznie je skrócono.

Uwagę często przyciągają też krótsze czasowniki. Możemy spojrzeć chociażby na słowo „to be” czyli „być. W pierwszej osobie liby pojedynczej ma ono jednosylabową formę „am”, co jest znacznym usprawnieniem patrząc na polską odmianę „jestem”. Jest to jednak płytkie spojrzenie. Ze względu na praktyczny brak odmiany przez osoby, w języku angielskim musimy wskazać podmiot zdania a zatem nie ma możliwości użycia tak krótkiej formy czasownika „być”. Zamiast tego musimy powiedzieć „I am”. Biorąc to pod uwagę okazuje się, że początkowo krótsze słowo, koniec końców wymaga takiego samego czasu do przekazania identycznej informacji.

Zgodzę się natomiast ze stwierdzeniem, że niekiedy elementy angielskiego faktycznie pozwalają na skrócenie całej wypowiedzi, głównie ze względu na duży wachlarz słów które można w zdaniu pominąć lub uprościć z pomocą apostrofu. Jest to jednak metoda nieformalna wyrażania i w oficjalnych sytuacjach wymagana będzie pełna forma czasownika. Przykładem zdania znacznie krótszego będzie:

 

Choose the place where the files are to be saved.

Wybierz miejsce w którym pliki mają zostać zapisane.

 

Strona bierna jest jednak mało naturalna jeśli chodzi o język polski. Częściej zobaczymy:

 

Wybierz miejsce w którym chcesz zapisać pliki.

 

Jak widać ostatecznie oba zdania są podobnej długości, przekazując tę samą informację w podobnym czasie. Nie mówiąc już o krótkich formach zdaniowych które to cechują język polski:

 

I have been reading a book when…

Czytałem książkę kiedy…

 

W tym przykładzie “I have been reading” skraca się do „czytałem”.

 

2. Narzędnik, miejscownik, wołacz o pomoc.

Język polski (ale i pozostałe języki słowiańskie) znany jest ze swojej „zwariowanej” odmiany przez przypadki. Rzecz całkowicie naturalna dla nas a jednocześnie będąca pojęciem czysto abstrakcyjnym przykładowo dla Anglika. Czym są przypadki i jakie korzyści płyną z ich istnienia?

Zadaniem odmiany rzeczownika przez przypadki i liczby, lub też inaczej deklinacji, jest wskazanie funkcji danego słowa w zdaniu. Od niej też biorą się ich nazwy. Mianownik jest podstawą i bezpośrednio odnosi się do wykonawcy czynności, celownik celuje w obiekt zainteresowania, a narzędnik informuje z pomocą jakiego narzędzia pewna czynność została wykonana. Razem pozwalają tworzyć zdania z dokładnym podziałem na role, gdzie każdy rzeczownik posiada unikalną formę. Jak zatem poradził sobie język angielski z podobnym zadaniem? Tam również musimy wiedzieć jaką wartość mają prezentować umiejscowione w zdaniu słowa.

Angielski, podobnie jak język niemiecki, posiadał kiedyś cztery przypadki gramatyczne, które obecnie zredukowały się zaledwie do dwóch (mianownika i dopełniacza saksońskiego). Na jakiej podstawie określana jest zatem rola rzeczowników? Z odpowiedzią przychodzi składnia. Przyjrzyjmy się poniższemu zdaniu:

 

A cat is chasing a mouse.

 

Patrząc na ułożenie słów możemy jednoznacznie określić wykonawcę czynności oraz dodatkową informację uzupełniającą obraz. Zdanie dosłownie znaczy „kot goni mysz”. Wykonawcą jest oczywiście kot, który to znajduje się na pierwszym miejscu w zdaniu, podczas gdy uciekająca przed nim mysz lokuje się zaraz za orzeczeniem. Idąc tym tokiem myślenia jeżeli chcemy powiedzieć, że to mysz goni kota, powiemy „a mouse is chasing a cat”. Teraz to malutki gryzoń znalazł się na pierwszym miejscu, przyjmując dumną rolę wykonawcy czynności. Jak zatem widzimy, kolejność słów ma tu ogromne znaczenie.

W języku polskim nie ma jednak określonej jednej poprawnej składni, a jak już ustaliliśmy wcześniej, to przypadki przypisują role rzeczownikom. Spójrzmy:

 

Kot goni mysz.

Mysz goni kot.

Goni mysz kot.

Goni kot mysz.

Mysz kot goni.

Kot mysz goni.

 

Bez zmiany przypadków wszystkie powyższe zdania znaczą, pod kątem logicznym, to samo. Prawdą jest jednak, że niektóre z nich brzmią mniej naturalnie od innych. Widzimy, że w odróżnieniu od angielskiego, kolejność słów wcale nie zmienia znaczenia a jedynie kładzie nacisk na niektóre zawarte w zdaniu informacje. W języku polskim słowo znajdujące się na końcu z reguły ma największe znaczenie.

Wynika stąd, że nasz ojczysty język zostawia dość dużą swobodę układania słów wewnątrz zdania, pozwalając nam na znacznie bardziej elastyczną wypowiedź. Może mieć to znaczenie szczególnie w przypadkach wierszy lub innych dzieł, w których pragniemy zastosować niecodzienne środki stylistyczne. „Przekręcanie” składni staje się zatem elementem artystycznego wyrazu.

 

3. Ten dywan, ta szafa, to okno – rodzajowy świat rzeczy martwych.

Płeć gramatyczna jest cechą wielu europejskich języków a dla wielu oddalonych od nas kultur jest pojęciem czysto abstrakcyjnym. Kto w końcu decyduje, że cegła jest kobietą? Jest to oczywiście żart, wskazujący jedynie na w pewnym sensie „uczłowieczanie” przedmiotów. Słowo w cudzysłowie jest jednak nie do końca poprawne. Tak bardzo kojarzona z ludźmi płeć w przypadku słów nie ma z człowieczeństwem w zasadzie wielkiego powiązania. Rodzaj męski, żeński i nijaki zawdzięczają swoje nazwy głównie rzeczownikom, które faktycznie służą do określania osób o konkretnej płci i na obecne czasy jest to (moim zdaniem) dość niefortunne nazewnictwo, głównie ze względu na rosnącą popularność zaimków oraz końcówek osób niebinarnych. Problem współczesności bierze się w zasadzie z nieznajomości języka polskiego i założenia, że to co w gramatyce nazywa się płcią ma szczegółowe powiązanie z płcią jaką posiada człowiek. Jasnym jest, że nie są to rzeczy obojętne, jednak pamiętać również należy o tym, że rodzaj gramatyczny to koncept czysto językowy, wcale nie odnoszący się do rzeczywistej płci podmiotu. Do niej bezpośrednio nawiązuje rodzaj naturalny, który często jest zgodny z rodzajem gramatycznym. Przykład dla którego ta zbieżność nie zachodzi to „babsztyl”. Rodzaj gramatyczny to rodzaj męski, podczas gdy naturalny to żeński.

Co więcej w języku polskim istnieją nie trzy a pięć płci gramatycznych: męski osobowy, męski zwierzęcy, męski przedmiotowy, żeński i nijaki. To dlatego w liczbie mnogiej rodzaje dzielimy na męskoosobowy i niemęskoosobowy.

Czy takie rozwiązanie ma jednak jakieś plusy?

Zastanówmy się przez chwilę nad zdaniami złożonymi, bo to w nich doszukać się możemy dość ciekawego zastosowania. Rozpatrzmy:

 

Kiedy kobieta w końcu usiadła z kubkiem kawy w ręku i przeczytała pierwszą stronę świeżo kupionej gazety, ze złością rzuciła nim o ścianę mieszkania.

 

Zdanie nie jest dość zgrabne jednak pokazuje jedną ważną zaletę różnych rodzajów gramatycznych podmiotów. Dzięki temu, że kubek jest rodzaju męskiego a gazeta żeńskiego, w oddzielonej przecinkiem części wypowiedzi bez problemu domyślamy się czym też miotnęła bohaterka. „Rzuciła nim” wskazuje, że to kubek poszybował przez pomieszczenie, rozlewając bursztynową ciecz na całej powierzchni ściany. Natomiast gdyby przetłumaczyć to zdanie dosłownie na język angielski otrzymamy:

 

When the woman finally sat with a mug of coffee in her hand and read the first page of newly bought newspaper, she threw it at the wall of her flat in anger.

 

W tym przypadku, ze względu na bezpłciowe „it” nie możemy określić czym dokładnie rzuciła bohaterka. Co więcej takie ułożenie słów w zdaniu raczej sugerowałoby, że to gazeta poszybowała przez pokój. Oczywiście, podobne zdanie, jeżeli chciałoby przekazać tę samą informację co polski odpowiednik, napisane by było po prostu inaczej. Po raz kolejny pokazuje to jednak giętkość polskiej składni w porównaniu do sztywnych ram zdań języka angielskiego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • TheRebelliousOne 19.02.2021
    No popatrz, a w komentarzach rozmawialiśmy o tej mojej pisowni, która przypomina język angielski... Przypadek? :D
  • Pontàrú 19.02.2021
    Powiedzmy że nasza wymiana komentarzy stanowiła dla mnie źródło inspiracji XD
  • DEMONul1234 19.02.2021
    Myślałem, że ja jeden mam fioła na punkcie języków. Czytałem szybko, więc jeśli już przedstawiłeś moje "5 groszy" to sorka.

    Jak bardzo bym nie kochał angielskiego, to nie można odebrać naszemu językowi precyzji.
    Np mamy taką rozmowę:

    - My friend is coming over!
    - Really? What's his name?
    - It's Ann... a girl...y'know.

    Rozmówca błędnie podał płeć, natomiast u nas od razu byśmy ją rozpoznali.

    Drugą cechą naszego języka jest przestawność
    1 Man zamiar jutro zrobić zakupy
    2 Jutro mam zamiar zrobić zakupy
    3 Zakupy mam zamiar jutro zrobić
    Itd.
    Ogólnie ciekawe.
  • Pontàrú 19.02.2021
    No to poruszyłeś dokładnie te kwestie o których wspomniałem :)
  • Pan Buczybór 19.02.2021
    No, ciekawe rozkminy. O niektórych rzeczach nie wiedziałem, nad niektórymi się nawet nie zastanawiałem. Ogólnie przyjemna, interesująca lektura. A abstrahując już trochę... nawet na takich przykładach widać "wyższość" języka polskiego nad prostym, łatwym dla każdego angielskim.
    Pozdro
  • Pontàrú 19.02.2021
    Też nie do końca chodziło mi żeby pokazać wyższość języka polskiego, ale zalety i wady obu rozwiązań
  • Narrator 20.02.2021
    Oczywiście dla Polaka łatwiejszy jest polski, ale dla Chińczyka chyba jednak angielski. Języka nie można w pełni zrozumieć, nie znając kultury, która go stworzyła. Ogólnie Anglicy są bardziej praktyczni, dążą do wyrażania myśli w sposób uproszczony, posługują się skrótami, n.p. 'You'll never walk again'. To samo zdanie przetłumaczone na polski: „Nigdy nie będziesz chodzić” nie brzmi logicznie, bo pojawia się tu podwójne przeczenie (nigdy-nie). Oczywiście każdy Polak tak mówi, dlatego nikt tego nie zauważa. Słowa w języku angielskim są krótsze, mają mniej sylab, dlatego w tym języku łatwiej jest pisać tekst do piosenki, choć oczywiście na ile ten tekst jest ciekawy zależy nie od języka, lecz talentu autora.

    Weźmy na przykład tekst następującej piosenki:
    In Penny Lane, there is a barber showing photographs
    Of every head he's had the pleasure to know
    And all the people that come and go
    Stop and say hello

    Niełatwo przetłumaczyć to na polski równie małą liczbą słów oraz sylab.

    Obydwa języki mają wiele zwięzłych, pięknych powiedzeń. „Kłamać jak z nut” lub 'Keep clear'. Problem nie w tym, który z języków jest lepszy, lub szybszy do wymiany myśli, bo to nie samochód, ale w którym języku potrafimy wiernie oddać myśli i być rozumiani. Dodatkowa korzyść to znać więcej niż jeden język, ponieważ wówczas jesteśmy bardziej świadomi, że istnieje wprost nieskończona ilość sposobów wyrażania tej samej myśli.

    Ciekawy artykuł, z pewnością wart przeczytania, a jeszcze bardziej dyskusji.

    Kilka drobiazgów:
    'she throw it at the wall of her flat in anger.' -> 'she threw it at the wall of her flat in anger.' (The past tense of throw is threw.)
    derivative -> pochodna funkcji
    różniczka -> differential
    rachunek różniczkowy -> differential equation

    A mój nauczyciel używał następującej definicji: Różniczka to jest wyniczek odejmowanka :)
  • Pontàrú 20.02.2021
    Tak, faktycznie te kilka błędów mi umknęło. Już poprawiam.
    Oczywiście cały tekst miał właśnie zachęcić do dyskusji i pokazać że oba języki posiadają wiele użytecznych cech.

    No pomyliło mi się różniczka z pochodna, jako matematyk aż głupio się czuję, hehe... Znaczy, koniec końców i tak im dalej w matmie tym bardziej wszystko zaczyna się zlewać. Liczby zespolone przestają być dziwne i stają się normalną odpowiedzią na pytania, liczenie pochodnych okazuje się mnożeniem macierzy a wielomiany samymi macierzami, cosinus jest jedynie odmianą sinusa i tak dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania