Marcin i KOD

Marcin był młodym i ambitnym specjalistą wsparcia audytu finansowego, który pracował dla wielkiej korporacji. Jego zadaniem było pomagać niemieckim klientom w sprawdzaniu i poprawianiu ich sprawozdań finansowych. Marcin lubił swoją pracę, ponieważ dawała mu możliwość rozwoju i nauki nowych rzeczy. Był też dumny z tego, że mógł współpracować z zagranicznymi partnerami i doskonalić swój język niemiecki.

 

Jednak Marcin nie był szczęśliwy w swoim życiu prywatnym. Mieszkał z ojcem Januszem i matką Grażyną w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Janusz był alkoholikiem i bezrobotnym, który codziennie pił piwo i robił awantury. Nie szanował ani Marcina, ani Grażyny, ani nikogo innego. Często wyzywał ich od zdrajców i lewaków, ponieważ byli zaangażowani w działalność Komitetu Obrony Demokracji (KOD). Janusz był zagorzałym zwolennikiem partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS) i uważał, że wszystko, co robi rząd, jest dobre i słuszne. Nie interesował się ani prawami człowieka, ani praworządnością, ani wolnością mediów. Uwielbiał oglądać telewizję publiczną i wierzył we wszystkie kłamstwa i propagandę, które tam słyszał.

 

Grażyna była zupełnie inna niż Janusz. Była ciepłą i opiekuńczą kobietą, która pracowała jako sprzątaczka w szpitalu. Kochała Marcina i wspierała go we wszystkim, co robił. Była też aktywną obywatelką, która nie zgadzała się z polityką PiS i chciała bronić demokracji i praworządności w Polsce. Dlatego dołączyła do KOD i uczestniczyła w wielu protestach i manifestacjach. Marcin podzielał poglądy matki i również był członkiem KOD. Razem chodzili na ulice i wyrażali swoje niezadowolenie z rządzących.

 

Niestety, ich działalność nie pozostała bez konsekwencji. Pewnego dnia, gdy wracali z kolejnej demonstracji, zostali zatrzymani przez policję. Policjanci byli brutalni i agresywni. Zabrali im transparenty i flagi, przeszukali ich torebki i kieszenie, sprawdzili ich dokumenty i telefony. Nie znaleźli niczego nielegalnego, ale i tak postanowili ich ukarać. Zabrali ich na komisariat, gdzie kazali im podpisać protokoły o naruszeniu porządku publicznego i zakłócaniu spokoju. Marcin i Grażyna odmówili podpisania, ponieważ uważali, że nie zrobili nic złego. Wtedy policjanci zaczęli ich bić i znieważać. Nazywali ich od zdrajców, lewaków, Niemców, Żydów i innych obelg. Marcin i Grażyna byli przerażeni i bezsilni. Nie mogli się bronić ani wezwać pomocy.

 

Zamiast wypuścić Marcina i Grażynę na wolność, policjanci postanowili ich oskarżyć o zbrodnię przeciwko Państwu. Przekazali ich do prokuratury, która szybko wystawiła akt oskarżenia. Nie zezwolono im na kontakt z adwokatem ani rodziną. Nie dano im żadnej możliwości obrony ani odwołania. Zostali doprowadzeni przed sąd, który był pod kontrolą PiS. Sędzia był stronniczy i uprzedzony. Nie wysłuchał ich zeznań ani nie uwzględnił żadnych dowodów na ich niewinność. Przyjął za prawdę wszystko, co powiedzieli policjanci i świadkowie zeznający na korzyść PiS. Nie zważał na to, że byli oni sfałszowani i skorumpowani. Sędzia uznał Marcina i Grażynę za winnych i skazał ich na surową karę. Nie zastosował żadnej łagodności ani litości. Powiedział im, że są wrogami narodu i że muszą ponieść konsekwencje swoich czynów. Powiedział im, że mają być przykładem dla innych, którzy chcieliby się sprzeciwić władzy PiS. Powiedział im, że mają być ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy chcieliby bronić demokracji i praworządności w Polsce.

 

Kara, na którą zostali skazani, była okrutna i barbarzyńska. Była to kara, która nie była stosowana od średniowiecza. Była to kara, która była zakazana przez prawo międzynarodowe i konwencje o prawach człowieka. Była to kara, która była znana jako włożenie stóp do wrzątku. Polegała ona na tym, że ofiara była przywiązana do drewnianego palu i zanurzana stopami w wielkim garnku z wrzącą wodą. Woda była podgrzewana przez ogień pod garnkiem. Ofiara była zanurzana i wyciągana z wody wielokrotnie, aż jej stopy były sparzone i obdarte ze skóry. Ofiara cierpiała niewyobrażalne bóle i krzyczała o litość. Ofiara była zmuszana do oglądania, jak to samo dzieje się z drugą ofiarą. Ofiara była zmuszana do słuchania, jak tłum wiwatuje i kpi z jej cierpienia. Ofiara była zmuszana do przeżywania tego koszmaru, aż straciła przytomność lub zmarła.

 

Tak właśnie skończyli Marcin i Grażyna. Zostali poddani tej strasznej karze na oczach całej Polski. Ich egzekucja była transmitowana na żywo przez telewizję publiczną. Telewizja pokazywała też, jak liderzy PiS chwalili się swoim sukcesem i zapowiadali kolejne represje. Telewizja pokazywała też, jak Janusz oglądał to wszystko z zadowoleniem i pił piwo. Nie przejął się losem swojego syna i żony. Nie okazał im żadnego współczucia ani żalu. Nie poczuł się winny ani odpowiedzialny. Był tylko dumny, że jego ulubiona partia wygrała i że jego wrogowie przegrali.

 

To było zakończenie, na które Marcin i Grażyna nie zasłużyli. To było zakończenie, które nie powinno się wydarzyć i które pokazało, jak bardzo Polska się zmieniła. To było zakończenie, które pokazało, jak bardzo Polska się zgubiła i jak bardzo Polska potrzebuje pomocy.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania