Martin (Parki) TWn#3

Postać: Torturowany szpieg;

Zdarzenie: Sztorm na morzu

Gatunek Western z elementami opowieści kryminalnej. Kolejna oparta na faktach i prawdziwych nazwiskach historia i jej alternatywny przebieg.

 

Martin

Mimo że zbliżało się południe, nieba nie było widać. Szarość otaczająca „Charlotte” była mieszaniną wody i powietrza z przewagą wody, której potężne kaskady przelatywały przez pokład, zbierając ze sobą wszystko, co nieprzymocowane. Żaglowiec się nie poddawał. Jęczał takielunkiem, stękał po każdym szalonym zjeździe w dolinę między falami i ciosie zadanym przez niekończące się ściany żywiołu. Dwie dryfkotwy i maleńki sztormowy bezan pomagały utrzymać kadłub statku w linii wichury. Wzmocniona wachta czaiła się w osłoniętych przed wściekłością przyrody miejscach na pokładzie, znosząc torturę wody i wiatru.

Pod pokładem było gorzej niż w piekle, chyba że piekło ma jakiś krąg bez ognia za to pełen potwornego smrodu, ciemności i przerażenia wynikającego z nieustannego oczekiwania, że trzeszcząca przy każdym ciosie wody burta pęknie, lub pochylona podłoga stanie się ścianą, a potem sufitem...

— Walek, dyć my tu skapiejemy ze szczyntem — rozległ się w ciemności kobiecy głos pełen lęku.

— Barbórko nie dowej się! Dyć strzymałaś kie ci te pieruńskie gizdy pazury zrywali. Wyrwali my się z pruskich kazamatów...Teroz ino patrzeć kie diaboł skuńcy wisielca huśtać. Strzymej jeszcze kapke! — przekonywał zachrypnięty mężczyzna.

— A mówiłech ci, że Hajnrisia, tego, co to godoł, żeś na prześpiegi przez Ruskich wysłana, to chłapcy od Mierosławskiego ubili? — Dodał po chwili, jakby wiadomość o karze na donosicielu mogła kobietę zmobilizować.

Łoskot kolejnego walnięcia ton wody w burtę, trzeszczenie poszycia i głośny jęk kobiety były jedyną odpowiedzią.

=+=

Dwa tygodnie później wymizerowane sztormem małżeństwo Mrozów stanęło na brzegu Ameryki. Jak wielu przed nimi ruszyli na zachód. Za ziemią, pracą i nowym domem. Z kilkoma innymi wozami po miesiącu dotarli do Teksasu. Obozowisko na rozległej równinie pełne było rodaków, uchodźców z dalekiego Śląska. Był rok 1849. Zostali wśród swoich. Trzy lata później z Janem Demmerem założyli osadę Święta Hedwiga, zaś dziewięć lat później na świat przyszedł Marcin.

Kloto zaczęła prząść nową nić.

Chłopak od małego pracował ciężko, a gdy skończył dziewiętnaście lat, skuszony obietnicą lepszego życia, ruszył dalej na zachód do Nowego Meksyku. Do rodziców zaglądał wraz ze stadami bydła, przy których pracował, ale były to wizyty rzadkie i przypadkowe.

=+=

Saloon „Pod podkową” na ogół świecił pustkami. Zapełniał się, gdy pojawiała się ze wschodu kolejna grupa jadących na zachód lub gdy z Pogranicza pojawiali się handlarze pędzący stada bydła. Od czasu do czasu ciemna sala witała któregoś z meksykańskich charros, a wtedy mieszkańcy żądni sensacji pojawiali się, by choć przez chwilę popatrzyć i posłuchać człowieka sukcesu.

Ta sobota nie należała do szczególnie udanych dni. Mieszkańcy St. Hedwig mokli w zupełnie niemajowej, zimnej mżawce. Jedni przeklinali głośno, inni po cichu, pogodę utrudniającą codzienne prace. Każdy spieszył zakończyć obowiązki. Nic więc dziwnego, że od wczesnego popołudnia saloon zaczął się wypełniać zapachem zmęczonych ciał, tytoniowym dymem i narastającym gwarem. Gdy kolejny przybysz otwierał drzwi, ciemne wnętrze przeszywał błysk szarego światła i powiew wilgotnego powietrza.

Marcin jechał do domu, popędzając przed sobą stadko krów. Łaciata, a i trzy inne były cielne, nie powinny zostawać na pastwisku. Koń człapał powoli, a młody mężczyzna zastanawiał się na tym, czy nie lepiej być traperem niż wiejskim pastuchem, który całymi dniami pilnuje krów sąsiadów i swoich. Strzelał już naprawdę celnie. Dziś, z pięćdziesięciu kroków ubił z kolta pieska preriowego, a gdyby miał karabin...

Rozmyślania przerwał odgłos doganiających go koni. Obejrzał się i zobaczył bogato ubranego jeźdźca i jego czterech kompanów – vaqueros. Krowy zajmowały całą szerokość drogi przed pastuchem. Ten podniósł się w siodle i strzelił z bata, by przyspieszyć marsz bydła. Jeźdźcy za nim zwolnili, zrównując się z Marcinem.

— Pospiesz je chłopie — powiedział jadący obok

— Nie mogę, tam są cielne powiedział, wskazując na idące obok siebie krowy.

Lśniący srebrnymi ozdobami, smagły, lekko szpakowaty meksykanin przewodzący grupce podjechał do młodzieńca.

— Od jak dawna opiekujesz się stadem? — spytał, lustrując zarówno Marcina, jak i jego konia.

— Od czasu gdym skończył dwanaście lat panie. Znaczy... – i policzywszy pospiesznie w głowie, dodał: — siedem roków.

— Wiem, że macie tu saloon. Tam się zatrzymam. Gdy skończysz z krowami przyjdź, może będzie dla ciebie robota. — Meksykanin wstrzymał konia wracając w otoczenie swojej świty.

Mżawka nie ustawała. Marcin zagnał do obór powierzone mu bydło. Od zagrody starego Ferdka pognał do domu galopem. Wpadł do izby. Dławiąc się gorącą kartoflanką, opowiedział matce o spotkaniu i propozycji. Pospiesznie pobiegł do stajni. Wiechciem słomy wytarł do sucha konia, a potem osiodłał ojcowego i ruszył do centrum, gdzie stał saloon.

Otwarł drzwi i uderzył w niego odór piwa, potu, dymu z cygar, oraz gwar wielu głosów. Zza pleców stłoczonych przy barze, spragnionych trunków, nie było widać Helgi. Oczy po chwili przywykłe do półmroku i zaczęły wyłuskiwać szczegóły. Postaci zmęczonych ludzi, siedzących z kuflami, lub przy kieliszkach. Mokre, ciągle jeszcze parujące odzienia, kłęby wydmuchiwanego dymu, ciemne, miejscami lśniące od rozlanego piwa, stoliki i ludzkie niemal czarne sylwetki.

Marcin ruszył ostrożnie do lady, zważając, by nie potknąć się o sterczące nad podłogą, niby konary powalonych drzew, nogi rozluźnionych alkoholem i znużeniem gości. Doszedł do gromady przy ladzie. Wbił się między grubego Niemca z Opola i wielkiego jak góra kowala krzycząc do właścicielki:

— Helga! Kaj nojde tygo meksykańca??

Kobieta wzrostu mistrza podkuwania odwróciła się niby wieża i sopranem kościelnej chórzystki, odpowiedziała:

— Ón je w big ruumie na górce.

Marcin wszedł na wąskie stopnie i rozpoczął wspinaczkę...

W nieodległym więzieniu Huntsville legenda zachodu, John Wesley Hardin właśnie rozpoczął trzeci rok odbywania kary z zasądzonych dwudziestu pięciu lat.

=+=

Eddy miał genialne oko do bydła. Marcin, zwany Martinem, z wysokiego młodzika wydoroślał w wielkiego słomianowłosego mężczyznę. Kochał jazdę konną i mało było takich, którzy mogliby mu dorównać. Nawiązali nić porozumienia, przy jakiejś transakcji. Postanowili wspólnie wykorzystać swoje umiejętności, a to przysporzyło im dochodów. Wychowany w tradycji oszczędności Mróz, szybko zaczął sprzedawać własne bydło. Nadal jednak gnał wielkie stada meksykanina, który wyrwał go z rodzinnego St. Hedwig.

Jego partner Eddy, miał teraz więcej pieniędzy na ukochane karty i pojawiające się co jakiś czas „panienki”. Rozsądek nie pozwolił mu tracić wszystkiego. Powoli, z każdej udanej transakcji, odkładał na wymarzone rancho.

George Scarborough był inteligentnym młodzieńcem. Dzięki koneksjom udało mu się zostać tajnym współpracownikiem policji, a jego kiesa wspomagana donosami i szantażami pozwalała na całkiem przyzwoitą egzystencję. Dobrze zbudowany, średniego wzrostu, nie odznaczał się niczym szczególnym. Niknął w tłumie i to była jego główna zaleta. Miał już wyrobioną markę w policji. Był najmłodszym z tych, którzy doprowadzili do ujęcia i skazania J.W. Hardinga.

Od tamtego czasu minęło siedemnaście lat. W poszukiwaniu dowodów do kolejnej sprawy, George dotarł do St. Hedwig. Zrządzeniem losu dotarła tam także grupa pań, trudniących się najstarszym zawodem świata. Obok nich przybyła słynąca z piękności Helena Beulah. W tym samym miejscu i czasie był i Eddy.

Dawny drewniany budynek saloonu „Pod podkową” przebudowano, jak przystało na reprezentacyjny hotel przy Głównej, ale za kontuarem nadal trwała wielka kobieta. Młodsza kopia Helgi – córka Greta. Salę dawniej mroczną i niską przebudowano. Teraz była wysoka i oświetlona wielkim żyrandolem zawieszonym na wysokości galerii drugiego – ostatniego piętra.

Eddy zasiadł do partyjki pokera w towarzystwie paru znajomych i po kilku rozdaniach miał już wygrane pięćset dolarów, gdy na schodach ukazała się wyglądająca na nie więcej niż dwadzieścia lat, ciemnowłosa kobieta. Jej strój, sposób poruszania się, sylwetka i twarz spowodowały, że na sali zapadła cisza. A kobieta świadoma wywartego wrażenia zstąpiła z ostatnich stopni i powoli szła przez salę lekko, jakby niesiona samczym pożądaniem wpatrzonych w nią oczu. Ogarnęła stoliki jednym długim spojrzeniem władczyni i zatrzymała wzrok na blacie, przy którym siedział Eddy.

— Panowie pozwolą, że poobserwuję ich grę? — spytała z akcentem potwierdzającym, że jej złota skóra ma meksykański, a może nawet kolumbijski rodowód.

Nie czekając na potwierdzenie, przysunęła krzesło i usiadła naprzeciw handlarza.

Kolejne dwie rundy przyniosły Eddyemu remis. Trzech mężczyzn rozczarowanych grą i sprzęgniętych nadzieją, zaprosiło kobietę na drinka. Szybko okazało się, że uroda ciemnowłosej dorównuje jej umiejętności picia. Za przytomnych przy stoliku została piękność i Eddy z uszczuploną do czterystu dolarów wygraną. Wpatrzony w kobietę nie spostrzegł siedzącego w pobliżu Georga Scarborough, który z pozornym znudzeniem obserwował rozwój sytuacji.

— Czyli jest pani przejazdem w drodze na północ? — indagował w miarę jeszcze sprawnym językiem, mimo wypitego alkoholu, handlowiec.

— Tak. Jadę do Cowtown, bo tam podobno zatrzymała się ciotka, poza którą nie mam nikogo.

— Jeśli mogę spytać kiedy? Bywam tam dość często i jeśli pani się tam zatrzyma... Wie pani, dostarczam tam bydło... Ale pani zapewne kogoś ma? Ach, przepraszam. Przecież powiedziała pani, że nie ma nikogo. To zapewne smutna historia?

Piękność nie odpowiedziała. Spojrzała na podchmielonego handlarza, jakby zastanawiała się, czy warto kontynuować rozmowę i zmieniła temat.

— A co pan porabia? Jest pan handlarzem bydła? To podobno bardzo intratny interes? — pytając, spojrzała w kierunku Georga, a ten ledwo widocznie skinął głową.

— Tak — odpowiedział z dumą Edd — mam świetnego kooperanta i jeśli zapyta pani w Cowtown kto dostarcza największe stada i najlepsze bydło, to na pewno wymienią mnie i Martina.

— Musi się panu świetnie powodzić... — Zachęcała do zwierzeń ciemnowłosa

— Nie mam powodów do narzekań, choć lepiej powodzi się Martinowi. To on czuwa, by wybrane bydło dotarło w dobrej formie na targ.

George podniósł się i podszedł do rozmawiających.

— Helen, może przedstawisz mnie swojemu znajomemu?

— Panie... — zawiesiła głos, czekając na reakcję mężczyzny.

— Edd Unknown. — Zapytany poderwał się pospiesznie z krzesła i ukłonił kobiecie, przy okazji potrącając jednego ze śpiących na blacie. Zrzucona przez wstającego ręka opadła ciężko w dół i wahnęła bezwładnie nad podłogą.

— Pan pozwoli, że mu przedstawię — kontynuowała niezrażona incydentem kobieta — pan George Scarborough, przyjaciel mojego nieżyjącego ojca, który poświęca swój czas, by towarzyszyć mi w podróży do ciotki.

=+=

W ciągu kilku miesięcy i wizyt w Cowtown Edd dostrzegł swoją szansę. Romans z Heleną uświadomił mu, że oboje chętnie skorzystaliby z zasobów zgromadzonych przez Martina, ale by to zrealizować, musiał zrezygnować z flirtu i wymyślić coś, co spowodowałoby, żeby Martin zaczął uciekać. Jak tego cholernego olbrzyma przestraszyć? Gość, który dowodził niekiedy trzydziestoma pastuchami. Potrafił w tydzień konno dojechać do El Paso i wrócić, mimo gór i wrednej pogody. Nieźle strzelał i nie lubił ustępować pola...

Jedno z największych stad bydła, gnane przez Martina Mroza, dotarło do Cowtown. Edd i jego partner podzielili uzyskany dochód.

— I co teraz? Wracasz do Nowego Meksyku po kolejne stado? — spytał Edd, chowając plik banknotów do niewielkiego woreczka zawieszonego na szyi.

— Ano, muszę się zwijać, bo coraz trudniej o pastuchów, a zima też zapowiada się na ostrą.

— Nim wyjedziesz, może byś wpadł na jednego do hotelu „Maior”? Umówiłem się tam ze znajomą, która bardzo jest ciekawa, jak wygląda najlepszy jeździec Teksasu.

— Wiesz, że ani za piciem, ani za panienkami nie przepadam...

— Tu akurat nie trafiłeś. To przyzwoita kobieta, prawdziwa dama. A jak chodzi o pijaństwo, to zawsze po transakcji wypijaliśmy jeden za przeszłość i jeden na przyszłość. Wpadnij. Zjemy razem śniadanie. Ja stawiam.

I tak następnego dnia Martin odświeżony i niewyspany, bo do miękkiego łóżka nieprzywykły, wszedł do sali pełnej kandelabrów, dywanów, luster i uwijających się kelnerów.

Piękna kobieta od pierwszej chwili zafascynowała go nie tylko urodą, ale i jakąś bliskością. Wydawała się odgadywać myśli i słowa, nim je wypowiedział. I ta delikatna melancholia... Eddy wspomniał, że niedawno pochowała ojca...

Wszystko to spowodowało, że wyszedł później, niż zamierzał, z mocnym postanowieniem jak najszybszego powrotu do Heleny. I jeszcze szczera rozmowa z Eddym, który mimochodem zauważył, że kobieta wydaje się być w stosunku do Martina wyjątkowo otwarta i przystępna. Wyjeżdżał z Cowtown pełen wewnętrznej radości i nadziei.

Tymczasem najsłynniejszy rewolwerowiec John Wesley Hardin, gorliwie uczestniczący w religijnych spotkaniach więziennych, ukończył w celi studiowanie prawa. Dzięki nienagannej postawie i nabytej wiedzy uzyskał ułaskawienie i wyszedł na wolność. Po siedemnastu latach. Wreszcie mógł zagrać w karty. Zagrał i wygrał... córkę gracza zamiast pieniędzy. Wyjechali do Ciudad Juarez.

Związek czterdziestojednoletniego wdowca z piętnastolatką szybko się zakończył. John zajął się świeżo otwartą praktyką adwokacką.

 

Kloto dołożyła do losu Martina ostatnią nić, a Lachesis obłożyła ją swoją pieczęcią.

 

Najlepszy jeździec Zachodu wrócił zgodnie z obietnicą po miesiącu. Helen czekała na niego, a on, znany w całym Teksasie ze zwinności i twardej pięści, ledwo ośmielał się lękliwie dotykać dłoni piękności. Wreszcie, na kolejnym spotkaniu, od tygodnia zachęcany przez przyjaciela, kupił pierścionek i... został przyjęty.

— No, Martin mówiłem ci od początku, że podobasz się Helenie. Jedź chłopie po stada i wracaj szybko na wesele. Pamiętaj, że za stado Wesleyów zapłaciłem. Powodzenia.

Nim opadł kurz po jeźdźcu Eddy, pospieszył do Heleny.

— Mówiłaś, że George może załatwić list gończy. Moi przyjaciele, Wesleye, potwierdzą, że Martin ukradł im bydło. Gdy się spłoszy, jedźcie w twoje strony, do Meksyku. W Ciudad Juarez mam znajomych. Tam go dopadniemy.

— George jest w Dallas. Napiszę do niego, a teraz wybacz, ale przez migrenę ledwo mogę mówić.

=+=

Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Martin ostrzeżony przez Eddego okazanym listem gończym ruszył z żoną do Meksyku.

Maj w Teksasie nie różni się od maja gdzie indziej. To od wieków pora miłości. Tym razem było to uczucie godne tragedii greckiej. Niewinny ścigany, a obok najpiękniejszy dar losu – cudowna kobieta.

— Nie ukradłem ani jednej sztuki jak długo pędzę stada. Ktoś chce mnie wrobić — zastanawiał się głośno po raz kolejny młody małżonek.

— W Meksyku wynajmiemy prawnika i szybko okaże się, że jesteś niewinny — pocieszała go żona.

— Ech, pani Mróz, nie zasługuję na ciebie. Jesteś aniołem, że znosisz to wszystko — użalał się nie wiadomo czy nad jej, czy swoim losem.

Bez przeszkód dotarli do Ciudad Juarez, gdzie czekała na nich policja ze znanym Martinowi listem gończym.

Trafili do pustej celi. On oskarżony o kradzież bydła i zabójstwo. Ona – o współudział.

— Helen, posłuchaj. Ciebie muszą wypuścić. Sama mówiłaś, że potrzebny mi prawnik. Znajdź go i niech mnie uwolni.

— A co jeśli nie? Ile masz pieniędzy? Może uda się przekupić wartownika?

— Ze sobą mam prawie dwa tysiące. To wystarczy na prawnika. Na wartownika chyba nie.

— Helen Mróz! – rozległo się w korytarzu. W ślad za tym ukazał się komendant i człowiek w mundurze amerykańskiej policji.

— Rząd Amerykański wycofał oskarżenia przeciw pani. Jest pani wolna. Mąż zostaje w celi.

Martin pospiesznie wsunął żonie zwitek banknotów do ręki.

— Kocham cię i czekam — powiedziała.

— Znajdź prawnika, inaczej umrę — odpowiedział z rozpaczą.

=+=

Kobieta szybko znalazła szyld. „J.W.Hardin Prawnik”. Znała to nazwisko. Krążyły legendy o synu pastora, którego uląkł się sam Dziki Bill Hickok, a prawo skrzywdziło, bo zabijał jedynie w obronie własnej. Przeszła przez pylistą drogę obok koniowiązu. Budynek drewniany jak setki innych i drzwi równie zwykłe. Wewnątrz niewielki pokój. Jedyne okno obok drzwi pozwalałoby zaledwie dostrzec zarysy mebli. Wielkiej szafy i ciężkiego biurka. Ale szczegółów widać było więcej. Duża lampa naftowa oświetlała blat i leżące na nim papiery oraz ciepłym światłem malowała postać mężczyzny siedzącego za biurkiem.

Męska urodziwa twarz z dołeczkiem na podbródku spojrzała na wchodzącą i już oboje wiedzieli, że chcą być ze sobą. Oczywiście podjął się sprawy, ale postawił warunki.

— Ja go wyciągnę, ale tylko jeśli powiesz mu, że odchodzisz. I żeby było jasne. Zrobię, na co pozwala prawo by go bronić, lecz do Teksasu nie chcę już wracać. Niech wybiera; albo Meksyk, albo sam musi wyjaśnić sprawy po drugiej stronie granicy.

Żadne z nich nie zauważyło małego, brudnego, meksykańskiego chłopca, który od długiej chwili stał przy oknie, pilnie nasłuchując.

Helena wyszła od Hardina. Gdy skręciła, by dojść do hotelu, podszedł do niej wysoki i tęgi mężczyzna. Z daleka można było zauważyć, że jest Amerykaninem, ale zamyślona Helena nie oglądała się za siebie.

— Jak mniemam pani nazywa się Helena Beulah? — zagadnął kobiecym altem kompletnie nie pasującym do potężnej postury wielkoluda i, nie czekając na potwierdzenie, dodał: — George chce, by podała pani numer pokoju, w którym się zatrzymała i poczekała tam na niego. Na wszelki wypadek pójdę z panią do hotelu.

Zdążyła tylko otworzyć okno, gdy za jej plecami rozległ się głos, którego wolałaby nigdy nie słyszeć.

— Jak widzisz, dotrzymuję słowa, wyszłaś wolna. A ty? Po co byłaś u Hardina? Ten pies już dawno powinien gryźć ziemię.

— Jest prawnikiem...

— Jak ja chińskim cesarzem. Zwykły morderca i nic więcej! No, nieważne. Co z forsą Martina?

— Dał mi wszystko, co miał ze sobą. Niecałe dwa tysiące...Hardin je zabrał.

— A reszta? Gdzie jest reszta?

— Nie powiedział. Gdzieś w Nowym Meksyku lub Teksasie. Mówi, że musiałby wrócić, by je wydostać...

— Dobra! Załatwię to. Niech Hardin go uwolni. Wtedy ty mnie przedstawisz jako przyjaciela, który pomoże mu załatwić sprawę. Tylko bez głupot, bo twój mężuś dowie się kim byłaś przed przyjazdem do Cowtown. Pamiętaj, że widzę co robisz a Selman, który ci towarzyszył nie jest jedynym pieskiem którego mam.

 

Atropos zaczęła szukać swoich nożyc.

 

Prawnik - Hardin wywiązał się ze zobowiązań. W połowie czerwca Martin wyszedł, odzyskał wolność i stracił ukochaną. Jednak człowiek, który mu zabrał żonę, przekonał go wcześniej, że jeśli wróci do Teksasu może się oczyścić z zarzutów. Zdradzony mąż pomyślał, że zaopatrzony w pieniądze łatwo udowodni niewinność i odbierze żonę lub pieniądze, które od niej, jak powiedziała, pożyczył prawnik – rewolwerowiec. Pomóc mu w tym miał, zgodnie z planem, Scarborough. Tajniak Georg został przedstawiony przez Helenę, jako człowiek godny zaufania, który umożliwi oczyszczenie się z nieuzasadnionych zarzutów.

Dwudziestego dziewiątego czerwca Scarborough umówił się z Martinem w okolicach mostu granicznego. Szli niedługo po zachodzie słońca w cieniu wznoszącej się nad nimi czarnej plamy konstrukcji przęseł. Georg przekonywał właśnie Martina, że zapewni mu pełne bezpieczeństwo w Teksasie, gdy jeden z siedzących w zasadzce nie wytrzymał i krzyknął:

— Podnieście ręce do góry! Tu policja!

Georg wyrwał broń z kabury i strzelił do Martina. Ten z kocią zwinnością odskoczył w kierunku niewidzianego strzelca ze śrutówką. Rozległy się kolejne cztery strzały. Strzelby i rewolwerów. Pocisk Georga trafił, inne również. Śrutówka także. Martin padł na wznak. Z ciemnych zarośli wypadła wielka sylwetka Johna Selmana.

Ranny Martin zaczął podnosić głowę ze słowami „zabiliście mnie chłopaki”, gdy Selman dopadł do niego. Przydeptał mu szyję i oddał dwa szybkie strzały w klatkę piersiową. Polski kowboj zmarł.

Sześć tygodni później ojciec Selmana, prawnik i przyjaciel Scarborougha, w zastępstwie syna wykonał zlecenie Scarborougha i zabił Hardina, strzelając grającemu w karty w tył głowy.

Zabójca osiem miesięcy po tych wydarzeniach zginął z rąk pnącego się w awansach przyjaciela, szeryfa Scarborougha.

Fortuny Martina Mroza nie odnaleziono. Dowodów na jego, jak i Hardina przestępstwa również nie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (39)

  • Witamy nowy tekst! :)
  • W wolnej chwili wrzuć link do wątku z linkami :)
  • Light 09.03.2019
    "Szarość otaczająca „Charlotte” była mieszaniną wody i powietrza z przewagą wody, której potężne kaskady (...)" tu bym zapisała: " z przewaga tej pierwszej", żeby nie powtarzać. Dotarłam do połowy jak na razie, reszta na potem, ale świetnie, że umiesz w różnych klimatach. Nie odnajduję się w tej gwarze, ale opisy, czyli początkowe akapity bardzo na tak. To porównanie z piekłem wdzięczne.
  • Karawan 10.03.2019
    Poprawiłem zgodnie z sugestią. Dziękuję ;)
  • jesień2018 09.03.2019
    Karawanie, językowo to jest cudo. Napisane pięknie, bez zarzutu (gwary nie znam, ale absolutnie Ci ufam). Jednak czytając, miałam wrażenie, że oglądam te sceny z daleka. Dlatego trudno mi się było zaangażować emocjonalnie, trochę szkoda... Pozdrowienia!
  • Karawan 10.03.2019
    Wiem. Przepraszam, to bardziej reportaż niż opowiadanie. Nie dorosłem jeszcze do tego, by z takiego materiału zrobić nowelkę z dreszczykiem, czy scenariusz ( bo fabuła, to gotowy scenariusz). Dziękuję :)
  • jesień2018 10.03.2019
    Karawan tak, też pomyślałam, że z tego byłby niezły film!
  • Bogumił 09.03.2019
    Przeczytałem tylko ostatnią część o tym Meksyku i stawiam piątkę. Jutro nadrobię całość.
  • Ozar 09.03.2019
    Musze przyznać, że to całkiem ciekawa opowieść o Dzikim Zachodzie. Jest tu wszystko, kasa, panienki, oszustwa, rewolwerowcy i zemsta. Gwara jak mniemam śląska. Kloto "Prządka" – jedna z trzech Mojr, wyznaczających czas życia i los człowieka a do tego Atropos, która przecinała nić, gdy życie dobiegało końca. Całkiem dobry tekst. 5 za pomysł i wplecenie mojr.
  • Karawan 10.03.2019
    Dziękuję i przepraszam, że wlazłem na Twoje historyczne podwórko. To autentyczna historia i nazwiska. Ja tylko niezdarnie je sfabularyzowałem.
  • Ozar 10.03.2019
    Karawan Nie przepraszaj. Ja sie ciesze jak ktoś pisze cokolwiek o historii. A może bys opisał historię tej miejscowości i wrzucił jako ciekawostki.
  • Ritha 09.03.2019
    Ubił pieska preriowego? No wiesz co.. :( :D

    Więc tak – nie rozumiem dialogu :D W sennie tego pierwszego, ale to dobrze, dialekt te sprawy. Imię Marcin w westernie? Dość egzotycznie.
    Niemiec z Opola, Meksykanie, kurła, czo tu jest grane?

    „Niknął w tłumie i to była jego główna zaleta” – to fajne!

    Dużo bohaterów, dużo nazw, dużo wszystkiego, lekko się gubię, być może to moja wina. Elementy romansu i kryminału na plus. Bardzo dużo pracy włożyłeś, komplet gwiazd jak najbardziej, fajnie, że się udało zdążyć :)

    Pozdrowienia
  • Karawan 10.03.2019
    To istniejąca historycznie miejscowość założona przez Ślązaków ( Niemcy 38%, Polacy około 30%) i Mróz autentyczny jak i cała poza Eddym Unknownem reszta. Również i historia o jego śmierci i wyczynach jego adwokata. Taki Polski akcent na Dzikim Zachodzie. :) Dzięki za wizytę. Wartość literacka 1,5 w skali dziesięciopunktowej - wiem. Kompletnie nie dla mnie trafiony zestaw.
  • Agnieszka Gu 10.03.2019
    Zatem jestem :)

    "Wyrwali my się z pruskich kazamatów...Teroz" - spacja po kropkach...

    "– Pospiesz je chłopie – powiedział jadący obok
    – Nie mogę, tam są cielne powiedział, wskazując na idące obok siebie krowy." - tego nie rozumiem - po co kazał chłopakowi pospieszyc stado?

    "Oczy po chwili przywykłe do półmroku i zaczęły wyłuskiwać szczegóły." - coś tu pokopałeś... Lepiej:
    "Oczy, które po chwili przywykły do półmroku, zaczęły wyłuskiwać szczegóły". Lub "Oczy po chwili przywykłe do półmroku, zaczęły wyłuskiwać szczegóły.

    Gwara bez zarzutu :) Opisana historia też.
    Dobrze się czytało :)
    Pozdrawiam :)
  • Canulas 10.03.2019
    Bardzo pełnokrwista historia, podana jednak dość reportażowo, co nie jest absolutnie zarzutem. Bardzo podoba mi się końcowy motyw przyspieszenia wydarzeń.
    Tak sądzę, że z grupy TW, to chyba najlepsze dla mnie.
    Sorry za komentarz, ale padam na ryj.
  • Karawan 11.03.2019
    Dziękuję. Uznałem, że temat wart przedstawienia. Jak zwykle; plan dobry - realizacja w mojej ocenie cieniutka. Dzięki!!
  • pkropka 11.03.2019
    Bardzo ciekawa historia, która pięknie opisałeś. Western pełną gębą.
    Zgadzam się z przedmówcami, że trochę reportażowo to podałeś. Ale ma coś w sobie :)
  • Karawan 11.03.2019
    Miło mi, ze przypadło do gustu.
  • franekzawór 11.03.2019
    Otwarcie jest bardzo dobre, aż chce się czytać dalej, jak przy niektórych opowiadaniach Londona. Widać, Karawanie, że to nie pierwszyzna, sam nigdy nie napisałem niczego własnego tak długiego, a już nie mówiąc na konkurs, gdzie jest ograniczenie czasowe. Zostawiam 5.
  • Karawan 11.03.2019
    Dziękuję za wizytę i cieszę się, że przypadło do gustu.
  • Ritha 29.03.2019
    Okejos, obadajmy.

    „Postać: Torturowany szpieg; Zdarzenie: Sztorm na morzu Gatunek Western z elementami opowieści kryminalnej. Kolejna oparta na faktach i prawdziwych nazwiskach historia i jej alternatywny przebieg” – zapisałabym to tak szablonowo, jak wszyscy, czyli:

    Postać: Torturowany szpieg
    Zdarzenie: Sztorm na morzu
    Gatunek: Western z elementami opowieści kryminalnej. Kolejna oparta na faktach i prawdziwych nazwiskach historia i jej alternatywny przebieg.

    „Szarość otaczająca „Charlotte” była mieszaniną wody i powietrza z przewagą tej pierwszej, której potężne kaskady przelatywały przez pokład[,] zbierając ze sobą wszystko, co nieprzymocowane. Żaglowiec się nie poddawał”

    „Wzmocniona wachta, czaiła się w osłoniętych przed wściekłością przyrody” – tu bez przecinka

    Śląskiego dialektu nie poprawię, bo nie znaju, tu by trzeba do Agi z tym :)

    „– A mówiłech ci, że Hajnrisia, tego, co to godoł, żeś na prześpiegi przez Ruskich wysłana, to chłapcy od Mierosławskiego ubili? – Dodał po chwili[,] jakby wiadomość o karze na donosicielu mogła kobietę zmobilizować” – przecinek to raz, a dwa – wydaje mi się, że „dodał” z małej

    „Jedni przeklinali głośno inni po cichu pogodę utrudniającą codzienne prace” – tutaj nie mam pewności, ale zobacz czy tego: „inni po cichu” nie oprzecinkować jako wtrącenie, bo jakoś mi się to zdanie zlewa w jeden ciąg, ale tak jak mówię – akurat w tym przypadku pewności nie mam

    „Marcin jechał do domu[,] popędzając przed sobą stadko krów”
    „Jeźdźcy za nim zwolnili[,] zrównując się z Marcinem.”

    „– Pospiesz je chłopie – powiedział jadący obok” – zamiana półpauz na pauzy
    czyli z takich – na takie — (alt + 0151)
    „– Nie mogę, tam są cielne [—] powiedział, wskazując na idące obok siebie krowy”

    „Lśniący srebrnymi ozdobami, smagły[,] lekko szpakowaty meksykanin przewodzący grupce podjechał do młodzieńca” – tu nie jestem pewna, fifty-fifty

    „– Od jak dawna opiekujesz się stadem[?] – spytał[,] lustrując zarówno Marcina, jak i jego konia” – (skoro spytał, to pytajnik na końcu wypowiedzi)
    „– Od czasu gdym skończył dwanaście lat panie. Znaczy... – i policzywszy pospiesznie w głowie[,] dodał”

    „– Wiem, że macie tu saloon. Tam się zatrzymam. Gdy skończysz z krowami przyjdź, może będzie dla ciebie robota[.] – Meksykanin* wstrzymał konia[,] wracając w otoczenie swojej świty”
    „Wiechciem słomy wytarł do sucha konia, a potem osiodłał ojcowego i ruszył do centrum[,] gdzie stał saloon”

    „Gdy otwarł drzwi” – obadaj, czy nie lepiej brzmi „otworzył”
    „Gdy otwarł drzwi, uderzył go odór piwa, potu, dymu z cygar, i gwar wielu głosów” – tutaj przecinek przed „i” średnio zasadny

    „W nieodległym więzieniu Huntsville legenda zachodu, John Wesley Hardin właśnie rozpoczął trzeci rok odbywania kary z zasądzonych dwudziestu pięciu lat” – a zobacz jakby tutaj zamiast przecinka dać półpauzę, w celu podkreślenia nazwiska (luźna sugestia):
    „W nieodległym więzieniu Huntsville legenda zachodu – John Wesley Hardin właśnie rozpoczął trzeci rok odbywania kary z zasądzonych dwudziestu pięciu lat”

    „Dobrze zbudowany średniego wzrostu nie odznaczał się niczym szczególnym” – tu też mi chodzi po głowie oprzecinkowanie, żeby nie tak ciągiem, ale obadaj swoim okiem:
    „Dobrze zbudowany[,] średniego wzrostu[,] nie odznaczał się niczym szczególnym”

    Zobacz to St. Hedwig:
    „Nadal jednak gnał wielkie stada meksykanina, który wyrwał go z rodzinnego St.Hedwig.
    „Od tamtego czasu minęło siedemnaście lat. W poszukiwaniu dowodów do kolejnej sprawy, Geroge dotarł do St. Hedwig”
    Raz masz ze spacją pomiędzy tymi wyrazami, a innym razem bez, trzeba to jakoś ujednolicić (wydaje mi się, że ze spacją jest poprawnie).

    „w towarzystwie kilku znajomych i po kilku rozdaniach miał już wygrane pięćset dolarów” – 2 x „kilku” (nie wiem czy zamierzone)
    „jakby niesiona samczym pożądaniem wpatrzonych w nią oczu gości” – osobiście usunęłabym „gości”, doda zdaniu wyrazistości, ale jak uważasz
    „Nie czekając na potwierdzenie[,] przysunęła krzesło i usiadła naprzeciw handlarza”

    „Trzech mężczyzn rozczarowanych grą i sprzęgniętych nadzieją” – fajne określenie, w ogóle więcej jest fajnych, ale skupiam się na błędach, wiec wisz, nie chce się rozpraszać

    Teraz będzie zawiła sprawa. Paczaj:
    „Piękność nie odpowiedziała. Spojrzała na pytającego jakby zastanawiała się, czy warto kontynuować rozmowę i zmieniła temat.
    – A co pan porabia? Jest pan handlarzem bydła? To podobno bardzo intratny interes? – pytająca spojrzała w kierunku Georga, a ten ledwo widocznie skinął głową” – w pierwszym zdaniu ona patrzy na pytającego (zadał pytanie , wiec jest pytającym okej), a zaraz niżej ona pyta i jest użyte określenie „pytająca” w stosunku do niej. No i wszystko prawda, logika zachowana, ale wizualnie, czytając z rozpędu, to się gdzieś tam gryzie. Zamieniłabym jedno z tych określeń, a jeśli nie to i tak jest bycol, bo wydaje mi się, że Pytająca* z dużej

    „Spojrzała na pytającego[,] jakby zastanawiała się”
    „– Musi się panu świetnie powodzić – zachęcała do zwierzeń ciemnowłosa[.]”
    „– Edd Unknown – zapytany poderwał się pospiesznie” – Zapytany* 9tak mi się przynajmniej wydaje)
    „– Panie... – zawiesiła głos, czekając na reakcję podchmielonego mężczyzny[.]”
    „Gość, który dowodził niekiedy trzydziestoma pastuchami. Który potrafił w tydzień konno dojechać do El Paso i wrócić” – nie podoba mi się rozpoczęcie zdania od „Który”, połączyłabym to w jedno zdanie, lub rozpoczęła to drugie od Potrafił*
    „– I co teraz? Wracasz do Nowego Meksyku po kolejne stado? – spytał Edd[,] chowając plik banknotów do niewielkiego woreczka zawieszonego na szyi.”
    „– Nim wyjedziesz[,] może byś wpadł na jednego do hotelu „Maior”? Umówiłem się tam ze znajomą, która bardzo jest ciekawa[,] jak wygląda najlepszy jeździec Teksasu.”
    „Wydawała się odgadywać myśli i słowa[,] nim je wypowiedział.”
    „Wszystko to spowodowało, że wyszedł później niż zamierzał z mocnym postanowieniem jak najszybszego powrotu do Heleny.” – obadaj oprzecinkowanie „niż zamierzał” (fifty-fifty)
    „kobieta wydaje się być w stosunku do Martina wyjątkowo otwarta i przystępna” – ponoć nie pisze się „wydaje się być”, tylko samo „wydaje się”, ale no, nie wiem

    „Kloto dołożyła do losu Martina ostatnią nić, a Lachesis obłożyła ją swoją pieczęcią” – cudne, w ogóle fajny motyw z boginiami losu

    „ledwo ośmielał się nieśmiało dotykać dłoni piękności. Wreszcie, na kolejnym spotkaniu, od tygodnia ośmielany przez przyjaciela” – tu mi się wizualnie nakłada ośmielał/nieśmiało/ośmielany
    „Gdy się spłoszy[,] jedźcie w twoje strony, do Meksyku.”

    „Trafili do pustej celi. On oskarżony o kradzież bydła i zabójstwo, ona, o współudział” – ostatni przecinek wygląda dziwnie, rozumiem co ma na celu, ale może tak:
    „Trafili do pustej celi. On oskarżony o kradzież bydła i zabójstwo, ona – o współudział.”
    „Helen M'roz! – rozległo się w korytarzu.” – czemu apostrof w nazwisku? Tam wcześniej było chyba normalnie „Mróz” zapisywane
    „– Znajdź prawnika[,] inaczej umrę – odpowiedział z rozpaczą.”
    „Żadne z nich nie zauważyło małego, brudnego, meksykańskiego chłopca, który od długiej chwili stał przy oknie[,] pilnie nasłuchując.”

    „– Jak mniemam pani nazywa się Helena Beulah? – zagadnął głosem brzmiący raczej jak kobiecy alt niż głos wielkoluda” - powtórzenie głosem/głos (zwłaszcza, ze linijke niżej masz:” Zdążyła tylko otworzyć okno, gdy za jej plecami rozległ się głos”)

    „zagadnął głosem brzmiący raczej jak kobiecy alt niż głos wielkoluda i nie czekając na potwierdzenie[,] dodał: – George chce[,] by podała pani numer pokoju”
    „– Jak widzisz[,] dotrzymuję słowa, wyszłaś wolna”
    „Mówi, że musiałby wrócić[,] by je wydostać...”
    „Pamiętaj, że widzę[,] co robisz, a Selman, który ci towarzyszył[,] nie jest jedynym pieskiem, którego mam.”

    „W połowie czerwca Martin wyszedł. Hardin wywiązał się ze zobowiązań. Martin odzyskał wolność i stracił ukochaną. Jednak człowiek, który mu zabrał żonę przekonał go wcześniej, że jeśli wróci do Teksasu może się oczyścić z zarzutów. Martin pomyślał, że zaopatrzony w pieniądze łatwo udowodni niewinność i odbierze Helenę lub pieniądze, które od niej pożyczył Hardin” – tu masz 3 x „Martin”

    Można by przerobić początek:
    „Hardin wywiązał się ze zobowiązań. W połowie czerwca Martin odzyskał wolność i stracił ukochaną.”
    Albo jakoś inaczej. I tam jest też zdanie zaczynające się od „Jednak”, też średnio.

    „Jednak człowiek, który mu zabrał żonę[,] przekonał go wcześniej, że jeśli wróci do Teksasu[,] może się oczyścić z zarzutów.”

    „Ten z kocią zwinnością odskoczył w kierunku niewidzianego strzelca ze śrutówką. Rozległy się kolejne cztery strzały. Strzelby i rewolwerów.” – Coś tu nie tak z tym drugim, ciachnięty zdaniem. Może: „Strzelby i rewolwery.” (?)


    „Sześć tygodni później ojciec Selmana, prawnik i przyjaciel Scarborougha, w zastępstwie syna wykonał zlecenie Scarborougha i zabił Hardina[,] strzelając grającemu w karty w tył głowy”

    Okej, chyba tyle :)
  • Ritha 29.03.2019
    „Wszystko to spowodowało, że wyszedł później niż zamierzał z mocnym postanowieniem jak najszybszego powrotu do Heleny.” – obadaj oprzecinkowanie „niż zamierzał” (fifty-fifty) - to cofam, jednak bez przecinka
  • Ritha 29.03.2019
    I jeszcze tu:
    „Ten z kocią zwinnością odskoczył w kierunku niewidzianego strzelca ze śrutówką. Rozległy się kolejne cztery strzały. Strzelby i rewolwerów.” – Coś tu nie tak z tym drugim, ciachnięty zdaniem. Może: „Strzelby i rewolwery.” (?)
    "Strzelba i rewolwery."
    Ale no nie wiem, moze byc j po Twojemu.
  • Canulas 29.03.2019
    Ritha, ale dopierdzieliłaś. Dzięki Tobie ma to sens. Jak ja bym korektę uprawiał, byłaby lipa
  • Ritha 29.03.2019
    Nie przesadzaj ;) Też widzisz baaardzo dużo w tekście.
  • Karawan 30.03.2019
    Ritha Czyje strzały? Z czego strzały? Strzelby i rewolwerów. To było rozstrzelanie. Facet miał siedem dziur po rewolwerach i ślady po śrutówce. Najpierw strzelba, potem nierówno, a na ostatku dwa od Selmana
  • Karawan 30.03.2019
    Ritha Wielkie dzięki!! Ogromniaste. Odnośnie pauz uwagi nie kupuję. Tekst konsekwentnie w całości jedzie na półpauzie i nie rozumiem dlaczemu akurat w tym jednym jmiejscu miałbym cos zmieniać.
    Reszta... no padam plackiem w uniżoności przeogormnej, bo - jak pisze Canu - Korektor First Class wynurzył się zniebytu na Opowi. Alleluja!! Dzięki Wielkie bardzo serio! ;)
  • Ritha 30.03.2019
    Karawan chodzilo mi o to, by w calym teksie zmienic na pauzy, bo w innych tekstach w Antologii beda pauzy.
    Nie ma za co, wpadne jeszcze pod Imperatyw na dniach :)
    ps. Lubie grzebac w tekstach :))
  • Karawan 30.03.2019
    Ritha To jest problem, bo ja piszę pod Libre. Musiałbym wyczaić jak tam to jest. A czasu w tym tygodniu ( co bydzie) cholernie mało... :c
  • Canulas 30.03.2019
    Karawan lewy crtl + 0151 zobacz
  • Nuncjusz 30.03.2019
    Canulas chyba lewy Alt
  • Nuncjusz 30.03.2019
  • Ritha 30.03.2019
    Jest w komciu:

    „– Pospiesz je chłopie – powiedział jadący obok” – zamiana półpauz na pauzy
    czyli z takich – na takie — (alt + 0151)
  • Canulas 30.03.2019
    Nuncjusz, ano. Leciałem z pamięci.
  • Canulas 30.03.2019
  • Karawan 31.03.2019
    Nie łoto loto:) trza przypisać te znaki do sensownego zestawu klawiszy. Jużem to zrobił. Mam tera na dwu myślnikach-dywizach pauze dialogowa a na trzech półpauze i git. :)
  • Ritha 31.03.2019
    Nooo, tera jest elegancko :)
  • Canulas 31.03.2019
    Śliczniucho
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania