Martwa lalka 2
- Opowiesz mi coś więcej? - spytałem, rozdeptawszy papierosa. Zaraz po tym wyciągnąłem następnego. Cholerny nałóg.
Marionetka uśmiechnęła się drwiąco, zdmuchując z czoła niesforny, rdzawy kosmyk. Opadła na wielką skrzynię, rozpuściła włosy i wyrwała mi z rąk owiniętą zabrudzonym bandażem paczkę fajek.
- Usiądź sobie - rzuciła, klepiąc miejsce na pudłach obok niej. - I mów, co chcesz wiedzieć - dodała chwilę później, wypuszczając dym spomiędzy krwistoczerwonych warg.
- Kim była... ta ofiara? - odpowiedziałem po namyśle, wybierając na chybił trafił jednego z motyli, tego różowego.
Na bladej twarzy Veloce pojawił się szeroki, lubieżny uśmiech.
Przełknąłem z trudem ślinę. Musiałem niestety przyznać, że zachowanie dziewczyny o miedzianych włosach przyprawiało mnie o dreszcze.
- Miał na imię Farrah - podjęła.
- Przecież to kobiece imię.
- Był transwestytą - wyjaśniła. - Wcześniej nazywał się Felix.
- Więc dlaczego mówisz "miał", a nie "miała"?
- Nie zużywaj deficytu mojej cierpliwości, gówniarzu. Mówię tak, jak uważam za stosowne. Jeżeli chcesz słuchać - słuchaj i nie przerywaj, z łaski swojej - wysyczała, a ja postanowiłem już więcej się nie odzywać.
Przytaknąłem tylko na jej słowa.
- Farrah przez jakiś czas była moją współlokatorką - zaczęła ponownie, a ja, wsłuchawszy się w historię, obserwowałem nocne niebo.
*
- Vel, widziałaś moje tabletki? - do moich uszu dobiegł głos Farrah, która zakładała w biegu białą suknię, welon i buty na obcasach.
- Nie - rzuciłam oschle, nie przerywając wertowania siedemnastego numeru magazynu LGBTQIA.
- Vel, błagam cię, to mój wielki dzień, nie mogę zapomnieć o hormonach! - krzyczała, ale próbowałam nie zwracać na nią uwagi.
- Daj mi spokój, próbuję przeczytać o samobójstwie jakiejś lesbijskiej zakonnicy w Chicago. To ciekawsze, niż twój ćpuński ślub - odparłam, przewracając stronę.
- Vel!
- Co? Masz suknię z pierwszego lepszego szmateksu, firankę na głowie i stare klapki z korkiem pomalowanym na biało.
- Na więcej nas nie stać. Dobrze o tym wiesz, Vel - szepnęła, a ja tylko wywróciłam oczami.
- Gdybyście mniej ćpali, to byłoby was stać nawet na komplet tych skórzanych kurtek za cztery stówy dla zgromadzenia motocyklistów.
- Nie mogę przestać. Chciałabym? Nie wiem... Ale nie mogę.
- Więc nie narzekaj i zmywaj się stąd, bo potrzebuję cały dom.
- Muszę znaleźć tabletki! Pomóż mi, to pójdzie szybciej.
- W takim razie odwołam spotkanie. Nie zamierzam ci w niczym pomagać.
- Vel, proszę!
- Odwal się, ćpunko - poszłam na górę po schodach.
Usłyszałam, jak Farrah otwiera balkon. Natychmiast wróciłam na dół.
- Co ty robisz? - spytałam, opierając się o framugę drzwi prowadzących na mały balkonik.
- Masz rację, to nie ma sensu. Ten cały ślub...
- Farrah - przerwałam jej, łapiąc za ramiona - To TWÓJ ślub. Ja mam to gdzieś, ale jeśli ty nie, to miej mnie w dupie, dobra?
- Dzięki, Vel - powiedziała cicho, próbując zejść z poręczy. Nogi dziewczyny zwisały z niej, a w dole ujrzałam pędzące samochody.
- Pamiętasz, jak twój fagas sprzedał kokę tej czarnoskórej nastolatce na targach z okazji Kwanzy?
- Pamiętam. Bidulka zmarła kilka miesięcy później...
- Była moją przyszywaną siostrą - odparłam chłodno, spychając Farrah z poręczy.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania