Martwych wspomnień nigdy dość
Na krzyżowaniu dróg do piekła i czegoś, co nazywał kawiarenką dla samotnych samobójców przesiedział kilka lat, myśląc o martwej wiewiórce rozkładającej się powoli na jego oczach, i o swojej rozciętej głęboko wardze, kiedy chciał po raz pierwszy w życiu posmakować wiewiórczego mięsa. Myśli wędrowały czasami w zakamarki tak ciemne i dziwaczne, że spłodzenie ich przez jego umysł samo w sobie zakrawało na samogwałt. Na drewnianej ławeczce życie płynęło z nurtem natury — wyuzdanej dziwki polującej na samotne wilki, pogrążone we własnych myślach, takie jak on. Przeciwstawienie się wichurom, zamieciom śnieżnym oraz coraz częstszym sytuacjom z pogranicza sennych koszmarów stało się swoistym segmentem życia. Jego życie do czasu nim zdołał zmusić siebie, aby usiadł na starej ławeczce, wyglądało, jak wieczna agonia. Wyrzucił z niej jedynie własne krzyki, zstępując owe dźwięki krzykami swoich ofiar. W końcu jednak uznał, że dosyć tego. Nie godzi się dalej w to brnąć. Ugotował w wielkim garze ostatnią ofiarę — studentkę napotkaną całkiem przypadkiem w świetnej restauracji wegetariańskiej. Doprawione zwłoki poćwiartował, zawinął w folię i zostawił na blacie stołu. Wyszedł, wiedząc, że nie wróci już nigdy tam, gdzie był.
Trafił na właściwe miejsce o zmierzchu. Usiadł i siedział, spoglądając w dal. Było tam pusto i ponuro. Horyzont zlał się z niebem zakrytym gęstymi chmurami tuż nad krwawą łuną. Nie wiedział skąd tam się wzięła, tym bardziej o zmroku. Wyglądała jak most, którym idą ludzie, zostawiając za sobą krwawe ślady, poćwiartowani, rozpruci, czasem może ugotowani — jego dzieła. Na tle ciemnego nieba wyglądała bardzo wyraźnie, kusząco wręcz. Nicolas wstał po raz pierwszy od początku i ruszył w kierunku łuny. Prowadziła zupełnie gdzie indziej, poza obszar wzroku. Przez myśl przemknęło mu znów całe życie, ale tym razem zupełnie normalne. Życie zwyczajnego chłopaka z małej wsi. Ambitnego, szukającego wrażeń za rogiem, nieustanie uśmiechniętego. Kolejne lata kształtowały jego charakter, uczyły przetrwać największe porażki i piąć się wyżej, aż na sam szczyt. W połowie wszystko jakby stanęło w miejscu, wyblakło, poczerniało. Niespełnione marzenie zgniło na dobre, pozostawało tylko iść.
Komentarze (5)
Doceniam wegetariańską restaurację.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania