Marynia
Marynia jest chora psychicznie, ale według lekarzy nie zagraża nikomu i nie musi przebywać w szpitalu.
Mieszka więc ze swoją mamą, emerytowaną pracownicą Urzędu Miasta, na parterze w bloku.
Podobają jej się bardzo krzaki zasadzone z inicjatywy jej mamy, które widzi przez okno.
Z czasem krzaki zamienią się w drzewka i lektura pod nimi jakże przyjemna.
I siedzi Marynia i czyta, w butelce ma kompot z wiśni, mama ją woła na obiad, po nim wraca pod drzewko, a wieczorem wraca do domu.
I mijał czas, i ludzie się przyzwyczaili, że pod drzewkiem Marynia.
Ale przyszła burza i trzeba było z książką do domu uciekać.
A na klatce schodowej dziewczynka leży z atakiem padaczki.
I Marynia na jej widok krzyczy, nic nie rozumie, niczego takiego nie widziała, nie pisano o czymś takim w powieściach, i krzyczy!
Zbiegli się sąsiedzi, wezwali pogotowie, dziewczynkę zabrali do szpitala.
Ale jak to?
Dziewczynka zawsze była normalna.
Najpierw zapukali w drzwi, a potem zaczęli w nie walić.
I krzyczeć: „Wyłaź, wyłaź!”
Matka Maryni otwarła drzwi, a oni wbiegli do mieszkania i wyciągnęli Marynię.
„To ty dziecko uszkodziłaś, ty!”
Marynia uciekła, a oni ją gonili.
Dużo ludzi ją goniło.
Dopadli ją siedzącą w kucki przy ogrodzeniu pana Gienka, szalonego uprawiacza malw.
Obronił ją szpadlem.
Nikt już potem Maryni nie widział, bo ją do szpitala zamkniętego odwieźli.
A miało to miejsce w 1986 roku.
Komentarze (4)
Niezłe.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania