Matryca czyjegoś życia

Bezwonny świat

trąca mnie lepkimi mackami

szturcha nieustannie ostrymi kolcami

Marna powłoka

pokryta głębokimi bliznami

Napawa jedynie obrzydzeniem

i wstydem

 

Powieki mrugają obojętnością

Czasami

jakiś kadr przeszłości

wykrzywia odpychającym grymasem

z ust

wypływa odór śmierci

 

Pomarszczone wargi

skrywają zimny język

Kiedyś

penetrujący ukochane wargi

Głoszący wyznania miłości

 

Teraz

Gnijący w zapomnieniu…

 

Czas

Pcha kolejne sekundy

Uparcie

rozciągając bezsensowne trwanie

 

Zgrabiałe palce

wystukują na klawiszach wyobraźni

partytury utraconej młodości

 

Zmęczona krew

Czeka

Na przystanek do wieczności...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Beatka 10.04.2020
    Ładne, to wygląda jak użalania się nad sobą jakiegoś skrzywdzonego przez życie człowieka

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania