Metro 2033-Powstanie-prolog

Na początek chce powiedzieć,że mam 13 lat,więc proszę o wyrozumiałość,jeżeli chodzi o np.niedokładne opisy bądz ortografie.Mam nadzieję,że się wam spodoba i nie przeszkodzi w miłym czytaniu.Zapraszam :)

 

METRO 2033

POWSTANIE

 

PROLOG

 

-Zabezpieczyć perymertr!Obstawić wszystkie wyjścia!Ostrożnie,ludzie!

Usłyszałem głos jednego z żołnierzy stojącego niedaleko mnie.Wszystko mnie cholernie bolało.Pamiętam tylko ten pancerny pociąg,który w nas wjechał.Czułem się,jak by każda,nawet najmniejsza żyła w moim ciele pękała.Rozejrzałem się wokół.Widziałem tylko martwe zwłoki naszych ludzi i stojących,wrogich żołnierzy z Czerwonej lini.Leżałem na podłodze cały we krwi.Na wprost znajdował się detonator...

-Nie musisz się drzeć,Kiryłow.Są tu tylko martwi Spartanie...

Znowu głos któregoś z uzbrojonych ludzi.Teraz się zorientowałem,że po mojej lewej leży ranny pułkownik Młynarz.Ledwo co mógł podeprzeć się rękoma o podłoge metra.

-Ha,ha!Czuję się trochę jak Kserkses!-znałem ten głos.Nalezał do Korbuta-Co za niewybaczalne marnotrastwo ludzi i zasobów...tylu dobrych żołnierzy zginęło.I dlaczego?Dla Polis?Dla Rady?No cóż...oczyścił ich ogień rewolucji!Co za miła niespodzianka!Pułkownik Młynarz!Albo raczej to,co z was zostało...

-Arte-e-e-m...Nadszedł...czas-odezwał się pułkownik zachrypniętym głosem patrząc na mnie z politowaniem.Wiedziałem o co chodzi.Detonator...Był jakieś pięć metrów ode mnie.Natychmiast zacząłem się czołgać w jego stronę.

-A któż to może być?Achhh...zaradny młody człowiek.Powiedzcie mi,Artemie,''zbawco metra''...dokąd to się wybieracie?

Byłem już obok,chwyciłem za pokrętło.Po przekręceniu za pięć sekund całe metro zostało by zniszczone.Wziąłem głeboki wdech.Dzwignia lekko drgnęła,ale w pewnym momencie czas spowolnił się.Na mojej ręce poczułem ciepło czyjejś dłoni.Była czarna,tak jak reszta jego ciała.

-Artem...to już nie jest konieczne.

To był mały cień.Ten sam,którego znalazłem w wagonie Czerwonych.Ten,którego musiałem gonić z Moskwy do Wenecji i spowrotem.Ten,któremu zabiłem calą rodzinę.Ten,któremu ocaliłem życie.Ten,któremu pokazałem co to litość,nie zabijając Leśnickiego,pokazałem co to wybaczenie,oszczędzając Pawła,majora Czerwonych.Pokazałem mu nas ludzi z lepszej strony.Okazałem mu współczucie,gdy przeze mnie opłakiwał straty swego gatunku.Pomogłem mu odnalezć rodzine,która została zahibernowana w D6.Teraz to on przebaczył mi,tak jak ja Pawłowi,ratując nie tylko mnie,lecz całe metro.Patrzyłem w jego wielkie,żółte oczy,znajdujące sie na jego pomarszczonej,wychudzonej twarzy.Popatrzyłem także na jego chude,kościste ciało,opleczone starymi szmatami,którymi chciał upodobnić się do ludzi.Te czarne,mordercze potwory,czy może raczej mutanty,z którymi walczyliśmy na śmierć i życie,którym zniszczyliśmy dom,którym JA zniszczyłem dom,wysyłając w niego trzy pociski atomowe,teraz ratują nasz dom.Mimo tej nienawiści do nich,one teraz nam wybaczają i myślę,że w końcu ludzie i czarni z gatunku Homo Novus będą mogli żyć razem w zgodzie.Nagle poczułem przypływu energi i siły.Podniosłem się.Spojrzałem przed siebie.Mały cień rzucił się na przerażonego Korbuta.W oddali,gdzie stali żołnierze z Czerwonej Lini,zaczęły z nikąd pojawiać się dorosłe,dwu metrowe cienie,które zaczęły rozszarpywać naszych,jak i ich wrogów.Ja tylko stałem...I patrzyłem...

 

Znajdowałem się przed małym czarnym.Pod moimi nogami leżały szmaty,które nosił na sobie.Popatrzył na mnie i rzekł:

-Będzie dla wszystkich lepiej,jeśli odejdziemy,Artemie.Ale pewnego dnia wrócimy.Wtedy,będę już duży.Do widzenia,przyjacielu.

Gdy obok nas przeszły już wszystkie cienie,mały ruszył za nimi.Poszli w stronę wschodzącego słońca,którego promyki rozjaśniały trawę,ciągnącą się wzdłuż ruin Moskwy,stojących bo bokach.Wszystkie cienie zniknęły schodząc ze wzgórza.Maluch wszedł na małą skałę.Odwrócił się,pomachał mi,po czym jak reszta zniknął schodząc w dół.Stałem jeszcze troche wpatrzony w miejsce,gdzie niedawno stał tu i machał.Łza poszła po jednym,a potem po drugim poliku.Miałem ochotę zdjąć maskę i pozbawić się życia dusząc się z braku tlenu.Ogarniał mnie wielki smutek,gorycz,lecz czułem także radość,że mały nie jest już sam,a metro zostało ocalone.Zastanawia mnie,co się stało z Leśnickim i z Pawłem...

 

Ulman zginął,podobnie jak większość Spartan.Młynarz przeżył i dowodzi teraz gwardią Polis,choć jest przykuty do wózka.A Chan,mój najlepszy towarzysz,jak i przyjaciel,po prostu...zniknął.Raz mi powiedział:

''A jeśli ten mały cień to ostatni z aniołów,które zostały zesłane,by nas ocalić?''

Fakt,że ten malec wrócił i przyprowadził swoich pobratymców...Może to było ułaskawienie i zbawienie...dla mnie...dla Zakonu...dla wszystkich w metrze?Ostatnia iskierka nadziei w królestwie mroku...Cienie odeszły,ale jestem przekonany,że jeszcze się zobaczymy.Może rzeczywiście zostały zesłane,by nas ocalić.Może rzeczywiście...zasłużyliśmy na przebaczenie...

Następne częściMetro 2033-Powstanie-Rozdział 1

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • wolfie 14.11.2014
    Brakuje mi spacji po znakach interpunkcyjnych. Przyczepię się również do jednego zwrotu "martwe zwłoki" - wiadomo, trup, to trup, więc to "martwe" nie było potrzebne. Ode mnie masz 3 :)
  • Hasin 14.11.2014
    Hmmm, dawno nic nie oceniałem.
    A więc tak, fabuła dosyć ciekawa, a przyczepić można się jedynie do interpunkcji.

    Nie musiałeś pisać, że prosisz o wyrozumiałość. Jesteśmy od tego, by zrozumieć ;)
    Ode mnie masz 4 na zachętę ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania