Miłość która nie powinna się zdarzyć..... A jednak się zdarzyła cz.3

12 czerwca, piątek, godzina 7:46.

Biegnąc w kompletnym zamyśleniu zauważam nagle, że ktoś leży na ulicy. Podbiegam bliżej.

- Cholera jasna.

To Derek. Nie rusza się. Leży na boku. Koszulka która była koloru białego, jest teraz brudna od krwi, piasku i kurzu. Sprawdzam czy oddycha. Oddycha prawidłowo. Ściągam swoja koszulkę, dobrze że pod tym mam czarna bokserkę swoją bluzkę i zaczynam tamować krwawienie z łuku brwiowego. Nagle budzi się. Rozgląda się dookoła, a na jego twarzy pojawia się grymas dziecięcego zdezorientowania.

- Co się stało?

- Może ty mi powiesz.

- Nie pamiętam.

-Złap mnie za biodra i przeżuć rękę za szyję.

Zrobił to, o co go prosiłam..

- Dziękuję – wymamrotał.

- Słuchaj, przepraszam cię, że cię wtedy walnęłam, ale prawda jest taka, że zasłużyłeś…

Gdy wchodzimy do mu Scotta, kładę go na sofę i każę czekać. Biegnę cicho do góry po apteczkę. Zbiegam na dół i szybko biorę nożyczki.

- Pamiętasz, cokolwiek?

- Nie za bardzo, a gdzie Scott?

- Śpi jeszcze. Wczoraj miał trudny dzień tak jak ja...

- A jak twoja ręka? – pyta niepotrzebnie, bo widzi przecież, że mam założony bandaż.

Uśmiechamy się oboje. Myje mu twarz z krwi. Przygląda mi się, boże jak mnie to denerwuje. Czuję jego oddech na swojej szyi. Przechodzę do dłoni. Słyszę, że ktoś idzie po schodach. I o to we własnej osobie mój chłopak. Patrzy na mnie i na Dereka, jakby nie rozumiał. Jego oczy ciemnieją i zaciska szczękę. Ma na sobie szorty, wystają jeszcze bokserki od Calvina Kleina.

- Co on tutaj robi?! Do kurwy nędzy!

-Został pobity.

- Nie chce go tu widzieć!

- Idź do góry i ochłoń, ok?

Przeczesuje palcami włosy i przewraca oczami.

Chce podejść bliżej do Dereka, ale go osłaniam.

- Idź do góry, później pogadamy.

Spogląda na mnie wkurzony, boże... jakie oczy. Jest ostro wkurzony. Jego wzrok przechodzi na Dereka.

-Tylko ją tknij, to...

Przerywam mu. Zaraz on mnie wkurzy i będzie nie miło.

- Wynocha do góry! Idź stąd! Ochłoń!!

Wycofuje się, idzie wkurzony do góry.

Zaczęłam gadać z Derekiem. Opowiedział mi, co pamięta. Dałam mu mój numer telefonu jak by coś się stało. Gdy byliśmy pod jego domem, przerwał milczenie:

-Wiesz, Scott miał racje - jesteś wspaniała. I mocno bijesz naprawdę. Dziękuje ci. I przepraszam cię bardzo.

- Okay. Jak coś to dzwoń.

Uśmiecha się.

-Cześć.

-Do zobaczenia

Wracam do domu biegiem. Wchodzę szybko po schodach do góry. Scott gra na telefonie, ale widać, że jest znudzony. Szybko zdejmuję bluzę, wskakuje na niego i zaczynam całować. Nie spodziewał się tego.

-Powtórzmy to. – mówię drżącym głosem.

- Co?

- Ty wiesz, co.

Uśmiecham się słodko i przegryzam wargę. I znów go całuje. Łapie mnie za pupę.

- Później porozmawiamy…

Nawet nie wiem, kiedy, a on leży już na mnie i mnie całuje w szyję. Zaczynam szeptać:

- Chce się z Tobą kochać.

- Z przyjemnością, ale nie chce żebyś później cierpiała.

- Dlaczego tak myślisz?

Odchyla się ode mnie. Ze smutkiem mówi:

- Jeszcze nie jestem na to gotowy, dobrze?

- Dobrze, nie będę naciskać.

W pewnym momencie słyszę dziwne odgłosy z dołu. Bicie szkła.

- Zapraszałeś kogoś?!

- Nie, Liam jest na uczelni ma egzaminy. Co robimy?

Wpadłam na pomysł:

- Masz jakiś kij od baseballu w domu?

- Że co?

- Potem ci wytłumaczę. Trzymaj się mnie.

Ubieram na siebie bluzę i kierujemy się na schody. Wszystko jest porozwalane, wszędzie jest pobite szkło. Wchodzę do kuchni. Na ziemi są lekkie ślady butów prowadzą do salonu. Daje znak Scottowi żeby zaczekał. Wchodzę do salonu, a tam stoi wysoki, postawny mężczyzna cały w czerni. Stoję za nim i czekam, kiedy się odwróci. W końcu się odwraca i uderzam z całej siły go kijem w ramie. Kij się łamie na pół. Facet jest lekko w szoku

- Czego ty kurwa szukasz?- pytam bez wahania.

Odpowiada z rozbawieniem:

- Twojego chłopaka!!

Kiedy to słyszę, automatycznie rośnie mi ciśnienie.

 

***

20 minut później...

Do salonu wchodzi Scott. Jest przerażony. Stoję oparta plecami o kominek, rękami opieram się o kolana. Próbuję wyrównać oddech, ale nic z tego. Podnoszę głowę. Z wargi leci mi krew, wiem to bo czuję metaliczny smak w ustach a nadgarstek mam chyba złamany u lewej ręki. Scott patrzy na mnie jakby nie wierzył. Podchodzi do mnie omijając pobitego faceta na podłodze. Podchodzi, a ja mówię:

- Nie, stój tam.

- Dlaczego?

- Mogę ci coś zrobić... Musze wyrównać oddech.

Wycofuje się do tyłu. Stoję jeszcze kilka minut w tej pozycji.

- Najpierw się dowiemy, czego chciał, później zadzwonimy na policje. Pomóż mi go podnieść.

Kiedy go bierzemy w lewym nadgarstku przeszywa mnie makabryczny ból, syczę przez zęby dotykam dłoni i spoglądam na Scotta.

- Cholera zwichnięty.

- Wszystko dobrze?

- Zaraz na to coś poradzimy. Chodź pomożesz mi go nastawić.

- Żartujesz?!

Patrzy na mnie jak na wariatkę. Kładę rękę na blacie.

- Przytrzymasz mi ramie i przyciśniesz do blatu.

- Wiesz jak to się robi?

- Tak, przytrzymaj…

Łapie mnie mocno, a ja mówię:

- To tylko sekundy. Usłyszysz trzaśnięcie, ale nie puszczaj do momentu, aż powiem ze już.

- Dobrze.

- Na dwa. Raz… Dwa…

Mówiąc dwa nadgarstek pociągnęłam do siebie.

- Już możesz puścić. Zobacz teraz.

Mogłam ruszać palcem i ręką, ale nadal jest i będzie siny. Całe szczęście że to schodzi po kilku dniach.

- Tak. Choć posadzimy i zwiążemy go.

Pomaga mi go posadzić na łóżku.

- Masz jakiś długi sznurek lub dobra taśmę?

- Tak.

Scott poszedł do piwnicy, a ja obmyślałam dalszy plan. Mam w spodniach sznurek. Związałam gościowi ręce. Scott nie wraca długo więc idę sprawdzić, co go tak zatrzymało. Gdy schodzę do piwnicy. Scott siedzi na krześle i jest przywiązany do niego. Związane ręce za plecami i usta zakryte taśmą. Oczy mam szeroko otwarte z przerażenia. Zaciskam rękę w pięść z ciemnego kąta wyłania się postać. Młoda kobieta, ciemne włosy, ciemne oczy. Ubrana na czarno. O co tu chodzi? Kim jest ta laska? Podchodzi do Scotta i kładzie dłoń na jego ramieniu. Uśmiecha się lekko. Rozwalę jej ta piękna buźkę.

- Czego chcesz?! Kim jesteś?!

-Jestem Alison i chcę …

Spogląda na Scotta i nachyla się nad nim. Zaczynam krzyczeć:

- Odwal się od niego, bo to się źle dla ciebie skończy.

Zaczyna się śmiać:

- Nie rozśmieszaj mnie.

Koniec tych pogaduszek. Podchodzę do niej szybko i strzelam jej w twarz. Spogląda na mnie zaskoczona, wiem piękna ma dobry prawy sierpowy. Nagle popycha mnie, a ja uderzam o ścianę głową. Przeszywa mnie ból i tracę przytomność. Po paru sekundach się budzę. A ta jędza dobiera się do Scotta. Wstaję po cichu, biorę rurkę metalową z ziemi. I po cichu podchodzę i unoszę rurkę do góry, ale jej nie uderzam.

- Słuchaj ty jędzo. On jest mój. Odwal się i trzymaj łapska przy sobie.

Dostaje rurka w głowę i upada na ziemie. Traci przytomność.

Szybko podbiegłam do Scotta i go rozwiązuje jak najszybciej umiem. Przytulam się do niego i całuję:

- Wszystko okay?

Dotykam go po twarzy i klatce.

- Dzwoń po gliny.

***

Wchodzimy do salonu, facet znikł, a drzwi od podwórka są otwarte. Scott kładzie ją na kanapie i ogląda się za siebie, na podłodze leży portfel. Podnosi go i kładzie na stole. Spogląda na mnie. Zaczyna mi się kręcić w głowie, mam mroczki... kurde nie dobrze. Podpieram się o ścianę i potrząsam głową.

- Ana, co się dzieje?

- Głowa mnie cholernie boli.

Szybko podbiega do mnie. Łapie mnie za ramie i podtrzymuje. Dotykam tyłu głowy, spoglądam na rękę jest cała w krwi. No nie jeszcze tego brakowało, mówię do Scotta:

- Przynieś dwa ręczniki i wódkę.

Po chwili Scott wraca. Wzięłam wódkę od niego i napiłam się trochę. Polałam na dłonie i wytarłam ręcznikiem. Wylałam trochę wódki na drugi ręcznik i przyłożyłam do tyłu głowy. Przyjechała policja, komendant wchodzi i jeszcze drugi i pyta:

- Co się stało? Wzywano nas na ten adres.

- Dwie osoby kobieta i mężczyzna włamali się do domu mojego chłopaka. Jedna uciekła, druga leży na kanapie. Użyłam samo obrony.

Wołam Scotta i szeptam mu do ucha:

-Zabierz ten portfel i schowaj żeby nikt nie widział, dobrze?

- Dobrze.

Jeden policjant rozgląda się po mieszkaniu a drugi przesłuchuje mnie, gdy mu mówię że pobiłam 2 osoby, jest w lekkim szoku i dalej prowadzi rozmowę. Zadzwonili po pogotowie. Czekając na karetkę zadawał dalej pytania i ja tez mu zadawałam, co z tym będzie, odpowiedział, że mi i mojemu chłopakowi nic nie grozi, bo użyliśmy samo obrony. Zabrali Alison do radiowozu. Przyjechała karetka zabrali mnie i Scotta do szpitala. Założyli mi szwy i opatrunki. I nas po 2 godzinach wypuścili.

***

Wróciliśmy do domu taksówką. Weszliśmy do domu i zaczęliśmy sprzątać bałagan.

Sprzątając myślę o tym wszystkim, co się dziś stało i po co temu facetowi był potrzebny Scott. I czego chciała ta jędza od niego. Przypomniało mi się, że ten gościu upuścił portfel i wołałam Scotta z kuchni:

- Scott, gdzie jesteś?

- Ana, w piwnicy!!!

Idę do piwnicy, stoi i myśli. Pytam:

- Coś się stało? Już koniec, wszystko jest w porządku.

- Nie rozumiem, co dziś się stało i o co chodziło.

- Aa…, więc o tym myślisz, gdzie masz ten portfel?

- Pod kanapą leży.

Już miałam wyjść z piwnicy, ale mnie zawołał:

- Jak się czujesz? Nie przerasta Cię to? Wiesz, po co oni tu byli?

- Tak wiem…..

W oczach czuje łzy, musze stąd wyjść. nie mogę się rozpłakać. Nie mogę mu powiedzieć o tym. Po prostu sumienie mi mówiło „nie mów mu”. Scott zaczął biec za mną krzycząc:

- Ana, zaczekaj!!!!

Jestem już w salonie. Stoję przy kominku opieram się głową o dłoń, a dłoń o kominek. Wbiega do salonu:

- Ana, co jest?

Mówię pociągając nosem:

- Nic.

- Przecież widzę, że nie jest wszystko okay.

Zaczynam płakać.

- Co się dzieje?

- Nie rozumiesz…

- Czego?? Powiedz mi!

Nabieram dużo powietrza, obracam się, opierając sie o ścianę i głośno mówię:

- Ten facet chciał ciebie, a ja go pobiłam niemal zabiłam. A ta dziewczyna, ta Alison twoja była. O co tu cholera chodzi, bo ja już wariuje. Powiesz mi!

Patrzy na mnie i mruga kilka razy, widać, że jest przerażony:

- Nie mówisz poważnie, prawda?

- A widać po mnie jakbym żartowała, musisz mi powiedział wszystko o niej i o swoich wrogach. Rozumiesz?

- Tak, tak…

- Dowiem się więcej o nich i załatwię to wszystko tylko musisz mi powiedzieć prawdę całą. Nie wybaczę sobie do końca życia, jeżeli coś ci się stanie za bardzo cię kocham.

- Dobrze powiem ci wszystko.

- Daj ten portfel.

- Dobrze.

Biorę ten portfel i zaglądam do dokumentów. Scott stoi przede mną i patrzy na mnie. Czytam imię i nazwisko i do oczu nabierają mi się łzy. Usta zakrywam dłonią i spoglądam na Scotta.

Podchodzi i pyta:

-Co??

- Ten facet to chyba mój ojciec.

-Skąd wiesz?

- Ma nazwisko takie samo jak ja i jest podobny do mnie.

- Pokaż.

Przygląda się zdjęciu, a później mnie:

- Rzeczywiście podobny do ciebie. Sprawdź jeszcze raz portfel.

Sprawdzam i wyciągam zdjęcie mnie, jako 10- latkę i mamę:

- Kurna, to ja jak miałam 10 lat. Mam w domu takie samo zdjęcie, ale bez niego tylko z mamą.

- To, po co tu była twoja była?

- Nie wiem, może pracują razem.

- Okay, powiedz o tej Alison, co wiesz.

Zaczynamy dalej sprzątać, a on opowiada o niej wszystko, co wiedział i wpadam na pomysł i pytam:

- Masz jakiś laptop?

- Mam, przynieść?

- Tak.

Poszedł i wrócił za chwilę z laptopem:

- Jeszcze czegoś o mnie nie wiesz.

- Czego?

- Od 16 roku życia jestem hakerem.

- Pracujesz dla kogoś?

- Pracowałam, ale teraz tylko dla siebie, chyba, że ktoś mnie poprosi tak prywatnie.

- Czyli możesz włamać się na każdy komputer?

-To tak nie działa, ale tak mogę.

- Co jeszcze możesz?

- To zależy, jakie daje mi możliwości komputer. Różne rzeczy np. mogę wkraść się i zgadnąć hasła do poczt i kont bankowych do wszystkiego. Ściągnąć wszystko informacje o wszystkich pesele i tym podobne. Dużo to mówić, ale dużo tez potrafię.

-Wow. Nie wiedziałem, a mój komputer sprawdziłaś?

-Nie miałam okazji.

Zaczęliśmy się śmiać:

- Bardzo śmieszne.

- No, co?

- Nic.

Włącza się komputer i wchodzę na Internet, do którego nikt niema dostępu. A Scott stoi za mną i podziwia. Klikam dwa razy i na ekranie pojawia się ekran z mojego komputera, a on mówi:

- Co to jest? Jak to zrobiłaś?

-Yyy to jest mój laptop, z twojego uruchomiłam swój w domu i przeniosłam go na twój.

- Dla mnie to czarna magia.

Wchodzę na przeglądarkę i wpisuję imię i nazwisko z dowodu osobistego. Wszystko się wyświetla o nim i numer komórki. Kopiuje i wysyłam do namierzania. Wychodzi gdzie teraz się znajduję, wysłałam to na telefon i pytam:

- Chcesz coś zobaczyć?

- Co?

- Zobaczymy, co robi na komputerze,eee, kogo chcesz?

- Liama.

- Okay.

Wpisuje hasło, imię i nazwisko. Kogo chce komputer zobaczyć. Wpisuje polecenie na klawiaturze i się wszystko wyświetla i mówię:

- I oto jest, teraz gra w grę.

- Fajnie. Nauczysz mnie tego??

- Jasne niema sprawy. A i to tylko my wiem, ok?

- Okay, nikomu nie powiem.

Uśmiecha się i mnie całuje. Po sprzątaniu idziemy do góry się położyć i zaczynamy rozmawiać. Pytam z ciekawości:

- Pogodzisz się z Derekiem?

- Nie jestem za tym. Pobił mnie i wyzwał ciebie.

- Jest teraz moim dłużnikiem mogę z nim porozmawiać, jak chcesz?

Zaczyna głośno mówić:

- Nie. Masz się do niego nie zbliżać.

- Dobrze, nie denerwuj się.

- Właśnie będę się denerwował mam już dosyć tego wszystkiego.

- Czego?

- Tego, że ciągle płaczesz i się bijesz. Jestem ciekaw, co się jutro stanie.

- Nie krzycz, uspokój się. Ta sprawa dotyczy mnie, nie ciebie.

Wstaje szybko z łóżka i zaczyna chodzić po pokoju. Łapie się za głowę i krzyczy:

- Przestań już tak mówić, nie wszystko dotyczy ciebie, ale też mnie.

Patrzę na niego zdziwiona:

- Nie musisz krzyczeć.

Po chwili mówi głośno:

- Za tydzień koniec szkoły. Pierwszy dzień wakacji uczysz mnie samo obrony i sztuki walki. Spędzasz ze mną jak najwięcej czasu. I proszę cię przestań płakać z mojego powodu, dobrze?

Uśmiecham się słodko i zaczynam się śmiać. A on pyta:

- Z czego się śmiejesz?

- Z ciebie.

-Bardzo śmieszne, co?

- No trochę. Wiesz jak seksownie wyglądasz jak jesteś wkurzony.

- Nabijasz się ze mnie?

- Nie nigdy, ale wiesz, co?

- Co?

Wstaje z łóżka powoli, a on się zatrzymuje się na środku pokoju i mnie obserwuje. A ja powoli i seksownie machając biodrami na boki podchodzę do niego i przegryzam wargę, staję na palcach i szepcze mu do ucha:

- Zrobimy coś szalonego, żeby nie myśleć o tym, co się stało.

- Co chcesz zrobić?

- Masz coś w barku?

- Whisky.

- Ooo… to dobrze, a na dole jest kino domowe?

- Tak jest, co ty kombinujesz?

- Coś fajnego, chodź.

Biorę go za dłoń i ciągnę za sobą. Schodzimy do salonu. Biorę telefon i podłączam do wierzy z głośników zaczyna lecieć "Calvin Harris Feel so close". Odwracam się i patrzę, na niego z uśmiechem. I zaczynam tańczyć i się śmiać. A Scott stoi z lekkim uśmiechem i na mnie patrzy. Zaczynam do niego krzyczeć:

- Gdzie jest barek?

Pokazuje na kuchnie szybko w rytm muzyki biegnę do kuchni i biorę Jacka Danielsa i nalewam nam do szklanek i wręczam Scottowi:

- Za nas i nasze szczęście.

Odpowiada:

- Za nas i nasze szczęście.

Uśmiecha się i stukamy się szklankami. Upijam trochę. Podchodzę się do niego i go całuje. Spoglądam w te cudne oczy i mówię:

- Nie myśl o tym za dużo i choć najpierw się napijemy, a później będziemy tańczyć. I wiesz, co jesteś najlepszym, co mi się przydarzyło w życiu. I bardzo cię kocham.

W końcu się uśmiecha i zaczyna się śmiać, a potem mówi:

- Upijemy się i zabawmy. I też cię kocham.

Wypiłam następną szklankę i następną. Tańczę skacząc po całym salonie, a Scott przez jakieś 3 godziny tez tańczył. Jezu jak on tańczył, normalnie jak bóg na parkiecie. Przytulał mnie do siebie, dotykając tam i tam. Po jakimś czasie usiadł na kanapie i mnie obserwował śmiejąc się od ucha do ucha. Skaczę i macham biodrami na wszystkie strony. Zatrzymuję się przed nim i patrzę mu w oczy. Podchodzę i siadam na kolanach, wyciągam z jego dłoni szklankę i kładę ją na szafce. Zaczynam go całować w szyje i później w usta. Łapie mnie za pupę i ją lekko ściska. Na ten gest z mojego gardła wydobywa sie jęk, a on sie uśmiecha. Rozpinam mu koszulę. Podnosi mnie i wstaje, oplatam go nogami w pasie i zaczyna mnie nieść do swojego pokoju. Dalej się całujemy. Jesteśmy w jego pokoju. Jestem oparta o ścianę koło drzwi, nogi mam na ziemi. Scott trzyma mnie za biodra i namiętnie całuje. Zatrzymuje się, spogląda w moje oczy:

- Bez seksu. Możemy szybciej i bardziej namiętnie się całować, dobrze?

- Dobrze.

Ściągam bluzkę, a on koszulę i zaczynamy się szybciej całować. Dyszymy w swoje usta. Stoi przed łóżkiem i patrzy na mnie. Popycham go na łóżko i zaczynamy się śmiać. Zdejmuje spodnie i już jestem w samej bieliźnie. Wchodzę na niego i zaczynam go całować w usta. Po chwili on jest już na mnie. Całujemy się, aż w końcu leżymy obok siebie na łóżku, patrzymy w sufit i śmiejemy się.

***

13 czerwca, sobota.

Budzę się i myślę o tym, co się stało. Czy to ma sens, ten związek? O co tu chodzi? Dlaczego mój ojciec? A Alison? Obracam się na drugi bok, powinien leżeć Scott, a go niema. Słyszę glos jego z dołu z kimś rozmawia przez telefon. Ymm… Pójdę się wykąpać. Wstaje i kieruje się do łazienki. Wchodzę, zamykam drzwi, rozbieram się i rozpuszczam włosy. Po ciepłym i przyjemnym prysznicu, owijam się ręcznikiem i wychodzę, podchodzę do biurka po bieliznę. Ubieram się i czuje na swoich biodrach dłonie i już wiem, że Scott stoi za mną, nachyla się i szepta mi do ucha:

- Dzień Dobry, moja piękna.

Odwracam się i patrzę na niego. Dziś wygląda inaczej tak szczęśliwie i świeżo. Uśmiecham się i go całuje:

- Witaj, mój piękny.

Uśmiecha się i mnie również całuje. Łapie za pupę i gdy otwieram oczy już jesteśmy na łóżku, a on leży na mnie. Odchyla się i szybko ściąga koszulkę i znów mnie zaczyna całować. Kładzie dłoń na moim udzie i wędruje w górę pod ręcznik. Przy tych namiętnych pocałunkach przypomina mi się wszystko, co się stało. Zaczynam czuć się przygnębiona i myśleć zbyt dużo. Mówię odpychając go :

- Scott, poczekaj, nie mogę.

Odsuwa się i marszczy brwi:

- Coś nie tak? Jak nie możesz?

Łapie go za twarz:

-Nie mogę teraz po tym wszystkim, co się stało, po prostu nie mogę.

Patrzy i już rozumie. Wypuszcza powietrze.

- Czujesz się przygnębiona tym wszystkim?

- Tak. Nie chce ci sprawić przykrości.

-Nie, nie. Wszystko rozumiem. Musimy trochę zwolnić.

- Miedzy innymi o to mi chodziło.

- Dobrze, choć ze mną. Ubierz się. Poczekam na ciebie.

- Gdzie chcesz iść?

- Na śniadanie, szkoda żeby się zmarnowało.

- Aha. Okej, chwilka.

Uśmiecha się, biorę się za ubieranie spodni i bluzki. Łapię go za dłoń i schodzimy na śniadanie. Pięknie pachnie. Siedzę przy stole i jem omleta z owocami. A mój ukochany siedzi przy mnie i się uśmiecha słodko. Ubrany jest w białą koszulkę na krótki rękawek i krótkie dżinsowe spodenki. Siedzimy się śmiejemy się z ostatniej nocy. Mówi:

- Uwielbiam spędzać z Toba czas. Nigdy nie jest nudno.

-Nie mówisz serio?

- Właśnie mówię serio, nigdy się z Tobą nie nudzę. A wczoraj to był dowód na to.

Na to wspomnienie się rumienię i pytam:

- Podobało ci się?

- Zwłaszcza jak tańczyłaś.

Zaczynam się śmiać:

-Ty też fajnie tańczyłeś.

-Naprawdę?

- Tak. Chodziłeś na jakieś zajęcia?

- Od 7 roku życia na taniec towarzyski.

- Ooo, nauczysz mnie trochę?

- Z przyjemnością panno Ritz.

- Cała przyjemność po mojej stronie.

- Po mojej również.

Siedzimy i się śmiejemy, ze wszystkiego, aż w końcu zapytałam:

- Co dziś robimy?

- Chce cię dziś gdzieś zabrać.

- Gdzie?

- Nie mogę powiedzieć, ale to będzie związane ze mną.

-Ooo. Mogę prosić o jeszcze jedną podpowiedź?

- Nie możesz, a czy ja mogę prosić o buziaka?

Uśmiecham się, wstaje i podchodzę do niego okrążając stół. Stoję miedzy jego nogami, patrzę na niego z miłością, a on pyta:

- No, co?

- Nic, cieszę się i to bardzo, że cię mam i spędzam z Tobą czas.

Uśmiecha się:

- Czekam na buziaka, nadal go nie dostałem.

Zaczynam się śmiać:

- Masz dobry humor, lubię cię takiego.

- Czekam..

Składam na jego ustach delikatny pocałunek i biorę jego dłoń i kładę na swoim sercu i mówię:

- Ty jesteś tu.

Kładę swoją dłoń na jego piersi:

- A tu jestem ja.

Pierwszy raz w jego oczach widzę łzy:

- Kocham cię tak mocno, że jedno kocham nie wyraża aż tyle.

-Ja również cię kocham. Zawsze będę.

Przytula mnie i tak mijają minuty. Siadam na swoim miejscu:

- Gdzie są twoi rodzice?

Mięśnie na szczęce się napinają, nie dobrze.

- Nie chce o tym rozmawiać.

Marszczę brwi i pytam:

- Dlaczego?

Wstaje i zaczyna sprzątać po śniadaniu. I mówi głośno:

- Nie chce o tym rozmawiać, dobrze?!

Nic nie rozumiem, ale odpowiadam:

- Dobrze.

Koniec dobrego humoru. Sprząta po śniadaniu i nic nie mówi. Ma smutna minę i jest pogrążony w myślach. Patrzę na niego bez przerwy. Co jest? Dlaczego tak nerwowo reaguje? Może coś się z nimi stało. Ciekawe... Wstaje z krzesła, a on dalej sprząta. Stoję przed nim i go obserwuje. Nawet nie zauważa mnie, że wstałam, żadnej reakcji. Łapię go za rękę, a on ją wyrywa z mojej dłoni, rzuca talerze do zlewu i wychodzi. Jestem przerażona, nigdy tak się nie zachowywał.

***

Głośny dzwięk zatrzaśniętych drzwi.

***

Nie wiem gdzie poszedł. Stoję i myślę. O co tu cholera chodzi?. Muszę go poszukać i coś mu powiedzieć żeby się nie przejmował i nie myślał o tym za dużo, nie musi mi mówić, bo nie o to mi chodzi. Po prostu nie chce go w takim stanie widzieć. Idę na korytarz tam gdzie są moje buty i bluza. Biorę telefon i zaczynam zakładać trampki i bluzę Scotta. Wychodzę z domu oglądam się i nigdzie go nie ma. Wpiszę jego numer telefonu do namierzania i wszystko się wyświetla gdzie się znajduje. Jest za domem na pomoście. Idę tam. Siedzi zwinięty w kulkę. Wygląda jak mały chłopczyk po strasznym koszmarze. Powoli podchodzę, aż w końcu stoję za nim, nie rusza się jest ciągle w tej samej pozycji. Kiedy siadam koło niego, dochodzi do mnie, że płacze. Scott płacze, aż nie wierze coś strasznego musiało się stać, że tak się zachowuje. Smutno mi się zrobiło na tą myśl, co musiał przejść. Obejmuje go ramieniem i zaczynam pocierać dłonią o jego twarde plecy i mówię żeby go pocieszyć:

- Jeżeli nie chcesz to nie mów. Zrozumiem.

Chwile siedzę w ciszy i zaczynam mówić znów:

- Co się dzieje? Nigdy cię nie widziałam w takim stanie.

Oddech mu się uspokaja. Podnosi głowę i mnie do siebie przyciąga i mocno przytula:

- Dlaczego płaczesz?

- Z powodu tego wszystkiego - pociąga nosem.

- Wszystkiego, czyli czego?

- Tego, co się wydarzyło i mojej przeszłości. Już nie daje rady z tym wszystkim.

- Jezu nie, nie. Tylko nie rezygnuj z nas, proszę...

Zaczynam błagać i odchylam go od siebie i łapię go za twarz, ocieram łzy lecące po policzkach:

- Kocham cię i nie chce się rozstawać przez to cholerne zamieszanie.

Patrzy na mnie i mówi ze smutkiem:

- Nie daje już rady psychicznie. Nie jestem chłopakiem dla ciebie.

Patrzę mu prosto w oczy i po policzkach płyną mi łzy. Zaczynam się denerwować, wstaje i łapie z się za głowę i zaczynam chodzić w kółko, aż w końcu mówię:

- Cholera, przestań tak mówić. Myślisz, że mi jest z tym łatwo, spójrz prawdzie w oczy i zadaj sobie pytanie czy ja cię kocham i chce z Toba być?

-Wiem, że mnie kochasz, ja cię też, ale zobacz, co się dzieje.

Teraz właśnie, w tym momencie nie wiem, co myśleć, robić i mówić. Wkurzam się i głośno mówię:

- Słuchaj mnie teraz głupku, ja cię kocham jak nigdy dotąd. Nikogo tak nie kochałam jak ciebie, nawet swojej matki. A jeżeli twierdzisz, że nie jesteś dla mnie to jesteś głupi. Jak dwojga ludzi się kocha to ich nic nie rozdzieli. Możesz sobie myśleć, co chcesz, ale wiedz jedno ja cię nie zostawię, nigdy. Pomogę ci ze wszystkim, nauczę cię wszystkiego, co chcesz, jak kontrolować umysł i ciało.

Wciągam powietrze:

- Dalej chcesz ze mną zerwać?

Wstaje, wyciera oczy i szybko z gracja podchodzi do mnie i mnie całuje.

- Nie. Masz racje nie powinienem tak myśleć. Dziękuję, że jesteś moim aniołem stróżem i zawsze i to zawsze będę cię kochał.

- Bardzo się cieszę i pamiętaj, że będę cię kochać ze względu na wszystko.

Patrzy na mnie z miłością:

- Przepraszam cię za wszystko.

Odsuwa się i wyciąga i rozkłada ręce w górę i zaczyna krzyczeć na całe gardło:

-„ Ana, tylko Ciebie chce…”

W oczach pojawiają mi się łzy i zaczynam się śmiać ze szczęścia. Podbiegam do niego i się mocno wtulam w jego umięśnione ciało. Robi mi się ciepło na sercu. Przytula mnie mocniej i mruczy coś pod nosem. Odchylam się i patrzę w jego piękne, ciemne oczy. I tak patrzałam, aż w końcu coś mówi:

- Dlaczego tak na mnie patrzysz?

Od razu pomyślałam o jego rodzicach, ale od razu wyrzucam to z swojej podświadomości.

- Nie wierze w to, co wiedze.

-Dlaczego?

- Zawsze przytrafiały mi się złe lub takie sobie rzeczy. Ale ty, ty jesteś jedyna rzeczą i osobą, za którą oddałabym życie i wszystko żeby być z Tobą.

- Jesteś wspaniała i za to wszystko Cię jeszcze mocniej kocham.

Przytulam się do niego jeszcze raz. Kilka minut tak stoimy bez słowa. Dzwoni telefon. Scott sprawdza czy to jego, macha głowa na nie. Dzwoni mój. Wyciągam i odbieram:

- Tu Ana, słucham.

W telefonie odzywa się znajomy glos, po sekundach dociera do mnie, że to Derek:

- Hej Ana, możemy porozmawiać?

- Tak jasne, coś się stało?

Na chwile nic nie mówi, po chwili zaczyna mówić:

-Yyy, chodzi o pobicie mnie i Scotta.

- Rozumiem, ale, o co chodzi?

- To nie jest rozmowa na telefon, czy jest możliwość żebym przyszedł do ciebie?

- Chwila, poczekaj.

-Dobrze.

Zasłaniam dłonią słuchawkę i pytam Scotta:

- Może przyjść Derek, tu? Ważna sprawa.

Wkurzony lekko mówi:

- Jak ważna?

- Nie na rozmowę przez telefon.

- Dobrze, niech przyjdzie.

I znów mówię do telefonu:

- Okay. Możesz przyjść, jestem u Scotta.

- Okay, a Scott jest z Tobą?

-Jest, a co?

- Tak pytam, ale mam obawy, co do rozmowy z nim.

- Dobrze, nie przejmuj się tym, poradzę coś na to.

Spoglądam na mojego chłopaka, przygląda mi się.

- Okej, za 10 minut będę.

- Do zobaczenia.

- Cześć.

Rozłączam się i Scott pyta:

- Czego on od ciebie chce?

- Powiedział, że to związane z jego i twoim pobiciem.

- Nie rozumiem, co to może mieć wspólnego?

- Nie wiem, ale się dowiemy i załatwimy te sprawę do końca.

Pyta ponownie:

- Pytał o mnie?

- Tak.

- Aha.

Idziemy do domu i mówię dalej:

-Tylko masz się nie denerwować, okay? Może być tak, że sprawa będzie poważna i to ja będę się denerwować.

-Okay.

- Zrobimy tak, kiedy będziesz się denerwował to złap mnie za dłoń, a jak ja będę to zrobię to samo.

- Fajny pomysł.

Uśmiecha się i wchodzimy do domu. Zdejmuję trampki i bluzę. Idę do salonu. Rzucam się na kanapę i zaczynam szperać coś w gazetach, które są pod stołem. Scott kręci się w kuchni. Po jakiś 20 minutach dzwoni dzwonek do drzwi. Podnoszę się, ale Scott jest już przy drzwiach. Ciekawa jestem jak zareaguje na widok Dereka, a jednak potrafi się opanować. Derek stoi w drzwiach po chwil mówi:

- Hej, jest Ana?

Ten mocny i męski jego głos. Od samego brzmienia wiadomo że to Derek.

-Cześć, jest w salonie, wejdź.

Zabrzmiało to tak jakby chciał go zabić.

Mówi Derek wchodząc do salonu:

- Dziękuje.

Zdjął kurtkę i wszedł do salonu i usiadł na sofie dla jednej osoby, a Scott z zimnym spojrzeniem i gniewem usiadł koło mnie:

- Więc, co się stało, że zadzwoniłeś?

- Pierwsza rzeczą jest to, że przypomniało mi się to co się stało w piątek rano.

- Rozumiem.

- A druga jest taka że to nie ja pobiłem Scotta.

Patrzę na niego i nie wierze. Spoglądam na Scotta, a on na mnie i pytam:

- Czekaj, czekaj… jak to nie ty? Przecież…

- No właśnie tego nie rozumiem, ale to nie ja. Przemyślałem wszystko i wyszło na to, że ja byłem jeszcze w klubie z chłopakami, kiedy Scott został pobity. Widziałem go jak wychodził, ale ja za nim nie poszedłem.

Scott bierze mnie za dłoń i wplata palce w moje. Spoglądam na niego i szeptem pytam:

- Wszystko dobrze?

Patrzy na mnie i macha głową na tak, a później szeptem mówi:

- Nie za bardzo.

Kiwam głowa i mówię:

- Jak coś to możesz wyjść.

- Nie, zostanę.

Dalej rozmawiałam z Derekiem, a Scott siedział i nas obserwował, nic nie mówił. W jakiś momentach ściskał mi dłoń mocniej.

Pod koniec rozmowy mówię do Dereka:

- Czyli jak nie ty to, kto? Masz jakiś wrogów?

- Nie wiem, czy mam tez nie wiem.

- Dobrze, zrobimy tak, napiszesz mi na laptopie to, co pamiętasz z nocy, kiedy byłeś w klubie i kiedy cię pobito dobrze? I mi wyślesz na maila.

- Dobrze.

- A i porozmawiaj z tymi kolegami z klubu i też wyślij mi rozmowę. Proszę o dyskrecje.

- Okay. Oczywiście.

Wstał pożegnał się i wyszedł. A Scott rozmyśla i marszczy brwi. Siedzę i też myślę, o co tu chodzi. Boże... Taylor...Nie tylko nie to... To jest zemsta... Zemsta na mnie... Za to że go tak potraktowałam...

Szybko wstaje i zaczynam chodzić w kółko i powtarzać:

- To nie może być prawda, to nie może być on.

- Ale, o kogo chodzi?

- Te wszystkie sprawy mogą być związane ze mną. Ktoś robi wszystko żebym nie była szczęśliwa. Raniąc mnie może tylko jedno zrobić...

Gdy mówię ostatnie zdanie. Przełykam ślinę. A Scott dalej się zastanawia, patrzy na mnie i pyta:

-W jaki sposób może cię zranić?

- Robiąc krzywdę tobie.

- Aha. Dobra. Rozumiem wszystko, ale mam pomysł w piątek zakończenie roku. Zajmiemy się ta spawa po piątku dobrze? Nie chce tracić rozumu dla tego. Teraz chcę się cieszyć, że jesteś przy mnie.

- Dobrze.

- Pójdziemy jutro do twojej mamy i z nią porozmawiamy czy możesz spać u mnie ten tydzień.

- Ok. dobrze. Zajmiemy się tym w poniedziałek po weekendzie. A w weekend zrobimy trening.

- Aha. Ciężko będzie?

Siedzimy na kanapie I rozmawiamy.

- Nie wiem to zależy od twojej kondycji.

Uśmiecha się i zaczyna mówić z lekkim rozbawieniem:

-Aha.

Patrzę na niego i pytam:

- Co cię tak bawi?

Zaczyna się śmiać:

-Pomyślałem się o twoim zabójczym śmiechu.

- Naprawdę i co z tą myślą?

Odpowiada z rozbawieniem w głosie:

- Poczekaj chwilę...

- Okay.

Wstaje i idzie do góry. Czekam chwilę i przychodzi z aparatem w dłoni. Siada i włącza go i zaczyna coś ustawiać, a ja pytam:

- Co ty kombinujesz?

- Czekaj, musze coś zrobić.

- Aha, dobrze, chcesz coś do picia?

Kiwa głową na tak.

Wstaje i udaje się do kuchni i zaczynam robić herbatę. Robiąc herbatę podróżuje w myślach. W końcu słyszę za sobą swoje imię:

- Ana...

Obracam się i aparat pstryka. Scott stoi o obserwuje zdjęcie na aparacie. Podnosi głowę i patrzy na mnie z uśmiechem. Robię złą minę i mówię:

- Usuń to zdjęcie.

Mówi to z iskrą w oku:

- Nie.

- No usuń.

- Zmuś mnie.

Zaczynam się śmiać i chce zabrać aparat, ale Scott się cofa i cofa. Ganiam go wokół stołu. Obydwoje się śmiejemy. Zatrzymał się naprzeciwko mnie, dzieli nas tylko stół. Przechylam głowę na bok i słodko się uśmiecham, a on tez się uśmiecha. Szybko z kieszeni spodni wyciągam telefon ustawiam na aparat i robię mu zdjęcie i pokazuje je mu. A on mówi:

- Chodź tu i usuń to zdjęcie.

Mówię śmiejąc się:

- Zmuś mnie.

Puszczam mu oczko. A Scott szybko okrąża stół i kiedy się zorientowałam to już był za mną i mówi:

- Więc tak się bawimy.

Podnosi mnie i przerzuca przez ramię i niesie. Zaczynam piszczeć i się śmiać. Klepie go po tyłku. A on za chwile klepie mnie w pupę. Kładzie mnie na kanapie i siada okrakiem na mnie:

- Chętna do zabawy, widzę?

Uśmiecham się i przegryzam wargę i mruczę:

- Yhmm..

Zaczyna mnie gilgotać, a ja zaczynam się śmiać i płakać ze śmiechu. Wyrywam się, aż w końcu mi się udaje. Sturlałam się z łóżka na ziemie, szybko podniosłam się na nogi i zaczynam uciekać w stronę jego pokoju. Scott biegnie tuż za mną z uśmiechem na twarzy. A ja śmieje się i piszczę. Kiedy już jestem przy pokoju wchodzę i mnie kompletnie zatyka. Jest tu jak z bajki. Wszędzie są świeczki i świece. Kiedy on to zrobił? Stoję naprzeciw łóżka i podziwiam. Odwracam się w drzwiach stoi Scott z tym swoim uwodzicielskim uśmieszkiem, robi krok i zaczyna mówić:

- Mam taki plan...

Podchodzi jeszcze bliżej od tyłu. Kładzie dłonie na moim brzuchu i pociera lekko. Podciąga koszulkę i masuje moja rozgrzaną skórę. Zaczyna całować mnie w szyję. Nogi mi się uginają i gorąco zaczyna mi się robić. Pytam będąc w transie:

- Jaki masz plan?

-Mmm, niech pomyśle, dziś chce się z Tobą kochać.

-Naprawdę?

Odpowiada całując mnie w szyje:

- Tak marzę o tym od dwóch dni.

-Na pewno?

- Tak.

Szybko odwracam się twarzą do niego i zaczynam szybko go całować w usta. Później w szyję. Lecz on dłońmi jest na mojej pupie później na biodrach i na szyi i tak w kółko. Dalej się całujemy dysząc w swoje usta. Wsuwa dłonie pod moja bluzkę, a ja łapie za koniec jego bluzki i podnoszę. Odsuwa się i podnosi ręce do góry, ściągam mu koszulkę i rzucam w kąt. Wszystko dzieje się w szybkim tempie, bardzo szybkim. Zdejmuje mi koszulkę później spodnie. W miedzy czasie on zdjął spodenki. Podnosi mnie, a ja oplatam go nogami w pasie, niesie mnie w stronę łóżka. Kładziemy się i przewracamy się razem z jednej strony na drugą. Siedzę na jego biodrach. Zataczam małe kółka biodrami na jego kroczu a on przegryza wargę. Dłońmi przesuwa po moich pół nagich plecach wyżej i wyżej. Dociera do stanika. Nasze usta ciągle się stykają. Zerka na moją reakcje i dalej robi się coraz ciekawiej. Rozpina mi stanik, ściągam ramiączka i po chwili ląduje na ziemi. Patrzy chwile i się uśmiecha. Przesuwa wzrok na moje oczy, przygląda się i zaczyna się przybliżać żeby mnie pocałować. Wchodzimy pod kołdrę. Leże na plecach i patrzę się w sufit i myślę czekając na mojego boga seksu. Czekam na Scotta, poszedł poszukać w łazience prezerwatywę.

W końcu zjawił się. Wchodzi się pod kołdrę i zaczyna rozpakowywać paczuszkę, a ja zabieram się za ściąganie majtek, po paru sekundach leżą już na ziemi. Patrzę na Scotta i jest trochę po denerwowany. Odwracam się na bok i wyciągam w jego stronę dłoń i kładę ją na jego lewym policzku, odwracam jego twarz w moją stronę i mówię:

-Hej spokojnie, chce tego.

Uśmiecha się i zaczyna mówić:

-Kocham cię, również tego chce, a tym bardziej z Tobą.

-Tez cię kocham.

Całuję go. Zdejmuje bokserki i rzuca na podłogę. Przeturlał się na mnie. A po chwili czuje przyjemne i podniecające uczucie w podbrzuszu. To jest uczucie, którego jeszcze nie zaznałam w życiu. Jezu... jak ja go kocham, aż mnie to przeraża. I to, dlatego czuje jakby mi coś latało w brzuchu.

***

Zrobiliśmy kilka pozycji, nie mam pojęcia ile i jakich. Kiedy skończyliśmy obydwoje byliśmy spoceni. Scott przykryty jest do pasa kołdrą leży na brzuchu i mi się przygląda. A ja leże przykryta do piersi na plecach i patrzę w sufit. Uśmiecham się, co chwile jak głupia. Odwracam się na bok i leżymy twarzą w twarz. Scott wygląda świetnie, w oczach błysk, lekki porywczy uśmiech i włosy po seksie „ Rany”. Od pobicia niema już śladów, szwy się rozpuściły same. Patrzę na niego i uśmiecham się:

-Co to za mina?

-Jaka mina?

Zaczyna smyrgać mnie po brodzie i mówię:

-Ta mina.

Uśmiecha się słodko:

- Jestem szczęśliwy.

Uśmiecham się i przybliżam się bliżej i go całuje. Przekłada się na plecy i przyciąga mnie do siebie. Czuję podmuch przeciągu na plecach, jestem tylko przykryta do pasa, reszta jest zasłonięta. Leżymy w ciszy uśmiechają się. Przejeżdżam opuszkami palców po jego torsie smyrgając go po lekkich włoskach. Aż w końcu mnie pyta:

-I jak było?

Uśmiecham się pod nosem i dalej mówi:

-Wiem, kiedy się uśmiechasz.

-Było wspaniale.

Uśmiecha się i mocno tuli mnie do siebie i całuje w głowę i szepcze:

- Najlepszy moment w moim życiu.

- W moim też.

Odwracam głowę w jego stronę i patrzę na niego, całuje go w policzek i mówię szeptem:

- I love you.

Patrzy na mnie i lekko się uśmiecha i tez szeptem w moja stronę mówi:

- I love you too.

Całuje mnie w usta i mocno przytula.

 

Jak wam się podoba, to piszcie komentarze :) Pozdrawiam Aleksandra.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • NataliaO 29.01.2015
    piszesz w taki dostępny sposób; i w ciekawym momencie zakończyłaś ahh 4:)
  • Aleksandra 29.01.2015
    Następną część juz wysłałam. Nie długo powinna byc :)
  • NataliaO 29.01.2015
    Fajnie :)
  • agunia 22.12.2015
    No cóż...pomysł dobry , ale nie da się ukryć błędów...ode mnie 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania