Miłość nie zawsze kończy się happy endem

-Scorpius, boję się. - W oczach białowłosej córki Luny i Nevill'a Longbottom pojawiły się łzy.

 

-Spokojnie, Juli. Wszystko będzie dobrze. - Ślizgon próbował uspokoić Gryfonkę.

 

-A jak wpadnę ?

 

-Nie pozwolę na to. Stój spokojnie, zaraz cię wyciągnę.

 

-Już nigdy nie namówisz mnie na pójście na łyżwy bez różdżek!

 

-Jak krzyknę, to musisz skoczyć, a ja cię złapię ok?

 

-Tak.

 

-Teraz!!

 

Dziewczyna skoczyła. Gdy się odwróciła, zobaczyła, jak jej ukochany wpada pod lód.

 

-Scorpius!! Nieee!!!

 

Szybko położyła się na lodzie i próbowała go wyciągnąć, ale było już za późno. Nagle pojawiła się Rose. Rudowłosa córka Hermiony i Rona Weasley. Jako Prefekt Gryffindoru była odpowiedzialna za Juli.

 

-Juli, co ty robisz? Gdzie jest Scorpius??

 

-Szybko pomóż mi, uratował mnie, a sam wpadł pod lód!

 

Ruda machnęła różdżką, używając zaklęcia „Wingardium Leviosa". Spod lodu wyjawiło się ciało chłopaka.

 

-Nie oddycha!! - Julietta była przerażona.

 

-Biegnij po Profesora Snape'a! A ja się nim zajmę.

 

Białowłosa zniknęła w gęstym lesie. Rose została sam na sam ze Scorpiusem. Gdy wykonywała trzydzieści uciśnięć, miała pretensje do niego o wszystko.

 

-Dlaczego ty zawsze musisz ściągać kłopoty? To, że jesteś Prefektem Slytherinu nie znaczy, że ci wszystko wolno! Jesteś egoistą!!! Jeśli umrzesz, to złamiesz jej serce, bo jest w tobie zakochana, tak jak ja byłam. Zostawiłeś mnie dla niej, ale ja wciąż cię kocham. Nie mogę powiedzieć o tym Juli, ponieważ może to zniszczyć naszą przyjaźń.

 

Po słowach wypowiedzianych przez Rose, Scorpiusowi wrócił oddech, ale nadal był nieprzytomny. Po policzku spływała jej łza. W oddali było widać Gryfonkę i Profesora.

 

-Oddycha?? - Zapytał przerażony opiekun Slytherinu.

 

-Tak - Powiedziała rudowłosa i odetchnęła z ulgą.

 

-Pomóżcie mi. Trzeba zabrać go do skrzydła szpitalnego i wezwać rodziców.

 

Minęło parę minut i znaleźli się w Hogwarcie. Profesor Dumbledore, Profesor McGonagall i Pani Pomfrey czekali już na nich.

 

-Severusie, co się stało?

 

-Wiem tylko, że wpadł pod lód. O resztę trzeba zapytać Pannę Longbottom.

 

-Połóżcie go tutaj. - Powiedziała Pielęgniarka.

 

-Wyjdzie z tego? - Spytała załamana Juli.

 

-Nie wiem, jest w ciężkim stanie.

 

Białowłosa rozpłakała się i obwiniała za to zdarzenie.

 

-Jak udało wam się wymknąć?!! - Spytał wściekły Profesor Snape.

 

-Ja...ja... - Tylko tyle Gryfonka mogła z siebie wydusić.

 

-Zaraz wleje w ciebie „Veritaserum" i powiesz całą prawdę.

 

-Severusie, dość już przygód na dzisiaj. Daj jej spokój. Jutro wszystko się wyjaśni, a tymczasem zawiadom Państwa Malfoy'ów.

 

-Już wysłałem do nich sowę, Dyrektorze.

 

-To dobrze. A teraz dajmy mu odpocząć. Rose, odprowadź Juli do dormitorium.

 

-Dobrze, Panie Profesorze. - Grzecznie skinęła głową i zabrała koleżankę.

 

-Co wyście sobie myśleli?!! Przez was mogę mieć kłopoty!

 

Niebieskooka była tak zamyślona, że nic nie odpowiedziała. Rudowłosa widząc to, odpuściła sobie dalsze pouczanie i w ciszy poszły do pokoju. W nocy białowłosa miała koszmary i budziła się z krzykiem. Dopiero nad ranem zasnęła spokojnie. Rano nie zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Rose musiała iść na zajęcia, więc zostawiła przyjaciółkę w dormitorium. Do Juli przyszedł Dyrektor. Natychmiast podniosła się z łóżka z nadzieją, że Scorpius się obudził. Jednak nie miała racji.

 

-Obudził się?!!

 

-Ech... Niestety nie. Pani Pomfrey robi co może, ale...

 

W tym momencie zaczęła znowu płakać.

 

-Opowiedz mi, jak się tam znaleźliście?

 

Juli nie chciała, żeby Rose miała kłopoty, dlatego powiedziała, że rudowłosa nic o tym nie wiedziała.

 

-No bo... Wlaliśmy trochę eliksiru Słodkiego Snu do herbaty pana Filcha i poczekaliśmy, aż zaśnie. Wtedy się wymknęliśmy. Chcieliśmy tylko pojeździć na łyżwach, to wszystko.

 

-A skąd Panna Weasley wiedziała, gdzie jesteście?

 

-Gdy zobaczyła, że nie ma mnie w łóżku, sięgnęła po mapę Huncwotów. Gdyby nie ona to Scorpius już by nie żył.

 

-Rozumiem. Dobrze, odpoczywaj. Rozmawiałem już z twoimi rodzicami. Masz spotkać się z tatą, jak skończy zajęcia. Ja muszę już iść, za chwilę przybędą rodzice Pana Malfoy'a.

 

Juli nie miała jednak zamiaru odpoczywać. Wymknęła się cicho z dormitorium i ruchomymi schodami doszła do Skrzydła Szpitalnego. Poczekała, aż Pielęgniarka wyjdzie. Weszła do sali i wypatrywała łóżka, na którym leżał jej chłopak. Podeszła bliżej.

 

-Scorpius, wybacz mi. Proszę, nie zostawiaj mnie, ja cię kocham. -Znów z jej oczu wypłynęły łzy.

 

Ślizgon wyglądał jakby spał i zaraz miał się obudzić. Tylko ta rana na jego głowie była niepokojąca. Nagle do sali wszedł Profesor Snape, Profesor Dumbledore i Państwo Malfoy.

 

-Longbottom, co ty tu robisz?! - Zapytał zły Snape.

 

-Przepraszam, ale musiałam przyjść.

 

Białowłosa zwróciła uwagę na zapłakane oczy Astorii Malfoy, która była matką Scorpiusa i chciała jak najszybciej wyjść.

 

-Młoda Panno, zaczekaj! - Powiedział Draco Malfoy - Mój syn leży w śpiączce, a ty nawet nam nie wyjaśnisz, co się stało?

 

-Ja... Przepraszam.

 

Juli wybiegła z sali. Nie wiedziała, gdzie ma iść, gdy nagle pojawiły się drzwi do Pokoju Życzeń. Zawsze w nim znajduje się to, czego najbardziej pragniemy. Weszła do środka. Wewnątrz znajdowało się bardzo dużo przedmiotów magicznych. Usiadła na łóżku, które było bardzo wygodne i zasnęła. Spała kilka godzin. W tym czasie wszyscy jej szukali, ale nikt jej nie widział. Nawet mapa Huncwotów była bezradna. Rudowłosa przypomniała sobie, że jak wejdzie się do Pokoju Życzeń, to nie widać go na mapie. Przechadzała się po korytarzach zamku w poszukiwaniu wejścia. Nagle zobaczyła ukazujące się drzwi. Otworzyła je i od razu zauważyła śpiącą Gryfonkę.

 

-Wstawaj! Wszyscy cię szukają!

 

-Jak to? Przecież jestem tu tylko parę minut. A ty nie jesteś na zajęciach?

 

-Wiesz, która jest godzina??

 

-O niee! Aż tyle przespałam?

 

-Tak. A teraz chodź. Trzeba wszystkim powiedzieć, że się znalazłaś.

 

Rose pomogła Juli i poszły do Wielkiej Sali. Profesor McGonagall ucieszyła się, że Gryfonce nic nie jest. Profesor Snape złośliwie zapytał.

 

-Panno Weasley jak to się dzieje, że Pni zawsze wie, gdzie znajduje się Panna Longbottom?

 

-Profesorze to przypadek. Ewentualnie zdolności Prefekta. - Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.

 

Do sali wszedł Dyrektor.

 

-Bardzo dobrze wykonuje Pani swoje obowiązki Panno Weasley. Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru.

 

-Dziękuję, Profesorze Dumbledore.

 

-A teraz, proszę, zaprowadź koleżankę do Skrzydła Szpitalnego i przyjdź do mojego gabinetu.

 

-Dobrze. - Odpowiedziała.

 

Zostawiła białowłosą przy łóżku Scorpiusa i wyszła. W drodze do gabinetu Dyrektora rozmyślała, co ją czeka. Zapukała, a drzwi się same otworzyły. Za biurkiem siedział Profesor.

 

-Wejdź i podejdź bliżej.

 

Rudowłosa przełknęła ślinę i podeszła.

 

-Wiem, że masz w swoim posiadaniu mapę Huncwotów. Nie bój się, nie odbiorę ci jej. Musisz tylko korzystać z niej mądrze i pilnować, aby nie dostała się w niepowołane ręce.

 

-Dobrze obiecuję, że będę jej pilnować.

 

-Nie będę wzywać twoich rodziców. Pamiętaj jednak, że jeśli kogoś nie ma w dormitorium, to masz obowiązek mnie poinformować, a nie szukać go na własną rękę. To wszystko możesz już iść.

 

Gdy wyszła, odetchnęła z ulgą, ponieważ była przekonana, że będzie mieć kłopoty. Poszła do Skrzydła Szpitalnego, zobaczyć czy Ślizgon się obudził. W środku Juli już nie było. Usiadła więc na rogu jego łóżka i złapała za rękę.

 

-Scorpius jesteś silny, wyjdziesz z tego. Zrób to dla Juli... i dla mnie. Nie chce jej zranić, dlatego usunę się w cień i będę patrzeć, jak jesteście szczęśliwi.

 

W tym momencie do sali weszła białowłosa Gryfonka. Rose nie zauważyła jej i mówiła dalej.

 

-Przecież wiesz, że nigdy o tobie nie zapomnę. Kocham cię i nikt tego nie zmieni.

 

Ruda chciała go pocałować, ale przeszkodziła jej wściekła Juli.

 

-A więc to tak. Myślisz, że jak go uratowałaś, to on wróci do ciebie?! I co? Może mi jeszcze powiesz, że śledziłaś nas za każdym razem, jak się spotykaliśmy?!

 

-Nie... Daj mi to wytłumaczyć. Nie słyszałaś całej rozmowy.

 

-Wystarczy mi to, co usłyszałam i zobaczyłam. Jak mogłaś mi to zrobić?! Byłaś moją najlepszą przyjaciółką! Ufałam ci!!

 

-No, daj sobie wyjaśnić.

 

-Nie chcę tego słuchać!

 

Rose odpuściła i wyszła. Postanowiła pogadać z nią, jak się uspokoi. Białowłosa usłyszała, jak Scorpius próbuje coś powiedzieć.

 

-R... R...Rosss... Rose.

 

Niebieskooka poczuła się dziwnie, gdy jej ukochany wołał Rose, a nie ją.

 

Było już późno. Pani Pomfrey poprosiła Gryfonkę, aby już wyszła. Białowłosa pocałowała zimne usta Ślizgona na pożegnanie i poszła do dormitorium. Następnego dnia musiała iść na zajęcia. Jeszcze nigdy nie była tak rozkojarzona podczas nauki, jak wtedy. Po lekcjach szybko poszła do Skrzydła Szpitalnego. Była szczęśliwa, ponieważ zauważyła, że Scorpius się obudził. Podbiegła i mocno go przytuliła. Chłopak był zdziwiony.

 

-Kochanie, nic ci nie jest!! - Wykrzyknęła szczęśliwa.

 

-Yyy... Znamy się??

 

-Nie pamiętasz mnie?

 

-Raczej nie. Chociaż... Wiem! Jesteś z Gryffindoru. Przyjaciółka mojej Rose. Tak?

 

-Twojej Rose?!

 

-No tak. Pamiętam jak byłem z nią na meczu Quidditcha.

 

Juli była w szoku, jej ukochany nic nie pamiętał. Nagle usłyszała głos zza pleców.

 

-Panno Longbottom, proszę już iść i dać odpocząć Panu Malfoyowi

 

-Dobrze już idę.

 

-Możesz powiedzieć mojej Rose, że tęsknię za nią i żeby mnie odwiedziła?

 

W tym momencie niewytrzymała. Wybiegła zapłakana. Scorpius nie wiedział, o co jej chodzi. Białowłosa weszła do wspólnego pokoju Gryffindoru. Zauważyła, że Ruda siedzi na kanapie i czyta książkę.

 

-Zadowolona jesteś z siebie?!!

 

-Juli, o co ci znowu chodzi?

 

-Scorpius się obudził i wiesz co? Nic nie pamięta. Żadnej chwili spędzonej ze mną. Tylko ciebie i jakiś durny mecz Quidditcha.

 

-Mecz? Ten, co byłam z nim półtora roku temu?

 

-Nie wiem kiedy!, ale przyrzekam ci, że ja mu przypomnę wszystko. A jeśli wykorzystasz tę sytuację do tego, żeby być z nim, to pożałujesz!

 

-Ja nie chcę, żebyś cierpiała. Nie zrobię tego.

 

Rose miała już dość zazdrości Juli. W jej głowie przez chwile przebiegła myśl o tym, aby zrobić na złość białowłosej Gryfonce i wrócić do Ślizgona, ale nie miała podstaw, by być tak okrutna. Następnego dnia Juli nie odzywała się do niej. Rose nie miała ochoty iść na zajęcia, więc postanowiła sprawdzić to, co mówiła jej wczoraj przyjaciółka. Poszła do Skrzydła Szpitalnego, gdzie znajdował się jeszcze Scorpius. Kiedy ją zobaczył, od razu się uśmiechnął. Miał tak słodki uśmiech i śliczne dołeczki, o których Zielonooka nigdy nie zapomniała.

 

-Przyszła moja ruda księżniczka. Tęskniłem za tobą.

 

Gryfonka była trochę zaskoczona, bo dawno nie słyszała takich słów z ust Ślizgona.

 

-Juli mówiła, że nic nie pamiętasz.

 

-Wydaje mi się, że pamiętam wszystko, przecież trzy dni temu byliśmy na meczu Quidditcha.

 

Rose nie wiedziała, czy powiedzieć mu prawdę, ponieważ wróciło uczucie, które kiedyś do niego czuła.

 

-Kiedy wyjdziesz ze szpitala?

 

-Nie wiem. Pani Pomfrey twierdzi, że mam zanik pamięci. Strasznie boli mnie głowa. Wiesz w ogóle, jak ja się tu znalazłem? Wszyscy mi mówią o jakichś łyżwach i lodzie, ale przecież ja nawet nie potrafię jeździć.

 

-Nie było mnie przy tobie. Dowiedziałam się o tym, jak byłeś już w Hogwarcie.

 

-Dziwne. - Powiedział zaskoczony.

 

-Yyy... Wiesz, muszę już iść.

 

Rudowłosa wstała i miała wychodzić, gdy nagle złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Gryfonka nie sprzeciwiała się temu, ponieważ bardzo dawno nie czuła słodkich ust Ślizgona.

 

-Myślałaś, że pozwolę ci wyjść bez pożegnania? Przyjdź do mnie później.

 

-Dobrze.

 

Rose była tak szczęśliwa, że zapomniała o tym, co zrobi Juli, jak się o wszystkim dowie. W dormitorium ruda leżała na łóżku i rozmyślała o pocałunku. Gdy weszła białowłosa, było wiadomo, że zaraz będzie kłótnia.

 

-Na zajęcia to już nie łaska przyjść? Prefekt powinien dawać przykład.

 

-Co cię to obchodzi?! Jak podkreśliłaś, jestem Prefektem i nie muszę ci się tłumaczyć! Ale wiesz co? Nie zepsujesz mi humoru.

 

Zielonooka zrobiła minę, jakby była czegoś pewna i wyszła. Juli zaczęła się zastanawiać i miała przeczucie, że wydarzy się coś złego. Bardzo chciała odwiedzić Scorpiusa, ale wiedziała, że on jej nie pamięta i nie będzie chciał z nią rozmawiać.

 

Wieczorem białowłosa postanowiła pójść do Zakazanego Lasu. Lubiła tam przychodzić i widywać Testrale. Miała to po mamie, że nie bała się pomimo ich wyglądu. Stworzenia te przypominały skrzydlate konie, jednak były bardzo chude i miały czarną skórę. Były widzialne tylko dla ludzi, którzy patrzyli na czyjąś śmierć. Niebieskooka była przy umierającym dziadku. W pokoju głównym Gryffindoru nie paliło się żadne światło. Chciała się wymknąć, dlatego rzuciła zaklęcie „Lumos". Nagle, jak spod ziemi pojawiła się Rose.

 

-Gdzie idziesz?

 

-Nie powinno cię to obchodzić!

 

-Jestem Prefektem, muszę wiedzieć wszystko.

 

Juli otarła się o ramię rudej, jakby nie zwracała na nią uwagi. Rose podniosła różdżkę i skierowała w jej stronę. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale nie miała innego wyboru. Białowłosa nie była gorsza i też uniosła różdżkę.

 

-Wracaj do pokoju!

 

-Chyba śnisz!

 

-Uważaj, bo będę musiała użyć czarów!

 

-Nie boję się ciebie!

 

Obie Gryfonki miały umiejętności magiczne na tym samym poziomie. Rudowłosa rzuciła zaklęcie „Drętwota". Białowłosa użyła „Protego", aby odbić czar. Zaklęcie trafiło w ścianę. Obudziło to pozostałych uczniów i wszyscy zeszli, by zobaczyć, co się stało. Chwile później przybiegła Profesor McGonagall.

 

-Co tu się dzieje?!! Obie do Dyrektora! Każda dostaje -50 punktów.

 

Tak wściekłej opiekunki Gryffindoru nikt jeszcze nie widział. Dziewczyny w drodze do gabinetu nie odzywały się do siebie. Jedna szła po lewej, a druga po prawej stronie korytarza. Profesor Dumbledore już na nie czekał.

 

-Albusie, te dwie uczennice złamały zakaz używania magii przeciwko sobie.

 

-Zostaw nas na chwilę, Minerwo.

 

Po wyjściu Profesor McGonagall Dyrektor westchnął.

 

-O co chodzi? Może któraś wyjaśni mi tę sytuację?

 

Obie chciały to wytłumaczyć, ale wchodziły sobie w słowa i znów wywiązała się kłótnia.

 

-Cisza!! Zacznijmy od początku, ale pojedynczo.

 

Wtedy jako pierwsza odezwała się Juli.

 

-No bo... Chciałam pójść do Zakazanego Lasu, ponieważ gdy czuję się źle i nie mogę spać, to Testrale poprawiają mi humor. Wiem, że nie powinnam wychodzić i przepraszam za to. To wszystko jej wina. Gdyby się nie wtrącała, to nic by się nie stało.

 

-Julietto, do Zakazanego Lasu nie wolno chodzić zwłaszcza w nocy. Żyją tam stworzenia, o których istnieniu nie wiesz. To było bardzo nierozsądne. Mogłaś tam zginąć!

 

W oczach białowłosej pojawiły się łzy.

 

-Teraz chce wysłuchać wypowiedzi Rose.

 

-Profesorze, to było tak, że obudziłam się, gdy Juli wychodziła. Chciałam ją powstrzymać, ponieważ jako Prefekt mam taki obowiązek.

 

-Tak, oczywiście, ale jako Prefekt wiesz, że nie można kierować różdżki w stronę ucznia, a tym bardziej rzucać zaklęć w dormitorium. Przecież mogło się coś stać.

 

-No ale...

 

-Nie ma żadnego, ale. Zostajesz zawieszona na tydzień w obowiązkach Prefekta.

 

-Proszę niee...

 

-Koniec dyskusji. Będę musiał poinformować waszych rodziców o tym zdarzeniu. Jako karę będziecie musiały posprzątacie schowek Profesora Snape'a.

 

-Co? Przecież to zajmie wieczność. - Powiedziały razem.

 

-To musicie zacząć od teraz.

 

Dyrektor uśmiechnął się.

 

-Możecie już iść.

 

Za drzwiami czekała na nich opiekunka Gryffindoru.

 

-Minerwo, zaprowadź uczennice do Severusa, on im powie dokładnie, co mają robić.

 

-Dobrze, Albusie.

 

Przez drogę znów Gryfonki nie odzywały się do siebie. Gdy były już na końcu korytarza dostrzegły Profesora Snape'a, który na nich już czekał.

 

-Macie wszystkie eliksiry poukładać alfabetycznie na lewej stronie, a na prawej wszystkie składniki oczywiście też alfabetycznie. Później musicie poszukać w księgach ich działania i napisać je na małych karteczkach, które następnie przykleicie. Czy wszystko jasne?

 

-Tak, Profesorze.

 

-A i jeszcze musicie oddać mi swoje różdżki.

 

Obie złożyły różdżki na ręce nauczyciela i weszły do środka. Wewnątrz znajdowały się ogromne szafy z półkami i drabina, bez której układanie byłoby niemożliwe. W kącie były poukładane księgi, z których dziewczyny miały korzystać.

 

-Muszę was zamknąć, aby mieć pewność, że wykonałyście pracę same.

 

Drzwi się zamknęły. Było słychać, jak Profesor przekręca klucz. Zapadła cisza. Nagle Juli odezwała się jako pierwsza.

 

-Ty poszukasz działań, a ja to poukładam.

 

-Dlaczego ja? Ty masz łatwiejszą robotę.

 

-Dlatego, że przecież jesteś córką najmądrzejszej czarownicy i odziedziczyłaś po niej tę mądrość i uwielbienie do książek.

 

Białowłosa trafiła w czuły punkt Rose. Ruda nie odziedziczyła tych zdolności, chociaż wszyscy od niej tego wymagali i cały czas nauczyciele wspominali o tym, jakie wyniki miała jej mama. Bez słowa podeszła do stosu książek i wzięła pierwszą z góry. Był to podręcznik, jakiego używała na zajęciach z eliksirów. Usiadła na podłodze i otworzyła go na pierwszej stronie. Juli położyła obok niej kilka fiolek i wyszła na drabinę, aby zacząć od najwyższej półki. Minęło parę godzin, a praca nie miała końca. Rose wzięła jedną z czterdziestu fiolek i szukała jej działania. Okazało się, że jest to eliksir, który ma zastosowanie podobne do zaklęcia „Obliviate". Podanie go komuś może usunąć z pamięci osobę, o której właśnie ten ktoś pomyślała. Zielonooka spojrzała na Gryfonkę, która właśnie układała przedostatnią półkę i szybko schowała eliksir do kieszeni w szacie. Nie przeczytała jednak małego druczku, który oznajmiał, że jeśli osoba usunięta z pamięci umrze, to ktoś pod wpływem eliksiru odzyska pamięć. Gdy wszystkie buteleczki były już podpisane i ułożone, wszedł Profesor Snape.

 

-Skończyłyście?

 

-Tak Profesorze

 

W ich głosach nie było słychać entuzjazmu, lecz ogromne zmęczenie.

 

-Dostałyście nauczkę, więc następnym razem pomyślicie, zanim złamiecie prawo. Możecie iść do dormitorium.

 

Dziewczyny wyglądały okropnie. Były blade i miały podkrążone oczy. Ledwo doszły do sypialni. Padły na swoje łóżka i od razu zasnęły. Obudziła je Lily, córka Harry'ego i Ginny Potter. Była ich najmłodszym dzieckiem i jako jedyna odziedziczyła rude włosy po mamie.

 

-Wstawajcie! Właśnie wróciłam z zajęć. Wiecie co? Mieliśmy lekcję transmutacji z Puchonami i Thomas się do mnie uśmiechnął. Jest taki słodki...

 

Młodsza Gryfonka rozpłynęła się w marzeniach.

 

-Lily! - Krzyknęła Rose.

 

-Co? - Nagle się ocknęła.

 

-Znowu odpłynęłaś.

 

-Ooo... Przepraszam.

 

-Budziłaś mnie tylko po to, żeby powiedzieć mi o jakimś Puchonie?!

 

-Yyy... Nie. Scorpius już wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego i kazał mi przekazać, że będzie czekał na ciebie o 20:00 w sowiarni.

 

Juli udawała, że śpi, ale po policzku spłynęła jej łza.

 

-Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Muszę się przebrać.

 

-A pójdziesz ze mną do biblioteki, zanim się z nim spotkasz?

 

-Jasne.

 

Obie kuzynki wyszły, zostawiając białowłosą w sypialni. Gdy były już na korytarzu, młodsza Gryfonka zatrzymała się.

 

-Rose, co ty kombinujesz? Dlaczego Scorpius chce spotkać się z tobą, skoro Juli jest jego dziewczyną?

 

-To nie twoja sprawa. Jesteś za młoda, żeby to zrozumieć. Ooo... Widzę twoich braci, pewnie cię szukają. - Nagle zmieniła temat.

 

Lily miała dwóch braci. Najstarszy nazywał się James. Miał brązowe włosy i jasnobrązowe oczy. Na pierwszym roku Tiara przydzieliła go do Gryffindoru. Urodą nie dorównywał młodszemu bratu. Albus był nieziemsko przystojny. Miał kruczoczarne włosy i śliczne zielone oczy. Jako jedyny z rodzeństwa trafił do Slytherinu. Każda dziewczyna chciała z nim być, jednak on nie był żadną zainteresowany. Nie miał dobrych relacji z bratem, ale za to dobrze dogadywał się z siostrą. Była od niego młodsza, dlatego czuł, że musi się nią opiekować.

 

-Cześć chłopaki. Oddaję wam siostrę i spadam, bo jestem umówiona. Do zobaczenia później.

 

Chłopcy popatrzyli na nią dość dziwnie, ale wiedzieli, że ona już taka jest. Ruda szybko pobiegła, aby się przygotować. Włożyła czarną sukienkę, do której ubrała swoje ulubione glany. Na twarzy miała delikatny makijaż. Wyszła dosyć późno, dlatego szybkim tempem poszła na spotkanie. Scorpius był już w sowiarni.

 

-Długo czekasz?

 

-Nie. Przed chwilą przyszedłem.

 

-Po co chciałeś się ze mną spotkać?

 

-Dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu, więc pomyślałem, że trzeba to nadrobić.-Ślizgon objął w talii Gryfonkę.

 

-Ślicznie wyglądasz kochanie.

 

-Dziękuję. - Zarumieniła się.

 

-Dziwne. Wydawało mi się, że miałaś błękitne oczy, a nie zielone.

 

Ruda nagle spuściła wzrok i odsunęła się od niego. Wiedziała, że takie oczy ma Juli.

 

-Coś się stało? Przepraszam, że to powiedziałem.

 

-Nie, jest ok. Po prostu zrobiło mi się trochę słabo, to wszystko.

 

Przytulił ją i pocałował w policzek.

 

-Wiesz... Powinniśmy wracać.

 

-Co?? Tak szybko? Dopiero przyszłaś.

 

-Tak, ale... Muszę się położyć, bo źle się czuję.

 

-No dobrze...

 

Zgodził się, ale w jego oczach było widać zawiedzenie.

 

-Odprowadzę cię do pokoju.

 

-Nie! Nie fatyguj się, dam sobie radę.

 

Uznała, że na razie nikt nie powinien ich widzieć razem. Scorpius był trochę zaskoczony.

 

-Dziwnie się zachowujesz. Jakbyś coś ukrywała.

 

-Ja? Nie... Wydaje ci się.

 

-Może. Ok, to do zobaczenia księżniczko.

 

-Pa, skarbie.

 

-Kocham cię.

 

-Ja ciebie też.

 

Rose odwróciła się i poszła do pokoju. Juli spała. Ruda położyła się i szczęśliwa zasnęła.

 

Rano obudził ją budzik. Podniosła się i zerknęła na łóżko koleżanki. Było puste. Zdziwiła się, bo nie słyszała, jak Niebieskooka wychodziła. Zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie i usiadła obok kuzynki.

 

-Ooo... Czuję się zaszczycona twoją obecnością. Nie często tu bywasz.

 

-Też się cieszę, że cię widzę, Lily.

 

-Jak tam wczorajsze spotkanie? Nie wyglądasz, jakbyś była zachwycona. Chociaż... Jak patrzę na minę Scorpiusa, który nie odrywa od ciebie wzroku, to chyba się udało.

 

-Nie chcę o tym gadać.

 

Zrobiła kanapkę i wyszła. W pokoju nadal było pusto. Spakowała się i poszła na zajęcia. W tym czasie Juli latała na swoim ukochanym Testralu, którego nazwała Diament. Spojrzała na zegarek.

 

-O niee... Jest już tak późno. Musimy wracać, kochany.

 

Pogłaskała go i wylądowali. Wyciągnęła z torby kawałek mięsa i dała Diamentowi za to, że poprawił jej humor.

 

-Muszę iść. Mam dzisiaj lekcję z tatą i nie mogę się spóźnić. Jak ja nienawidzę zielarstwa.

 

Pożegnała się i skierowała w stronę szkoły. Biegła korytarzami Hogwartu, przedzierając się przez tłum uczniów, którzy właśnie wchodzili na zajęcia. Nie zauważyła odstającej płytki i potknęła się. Wpadła na Albusa. Chłopak złapał ją tak, że ucierpiały tylko jej książki, które z dużą siłą runęły na podłogę.

 

- Gdzie tak lecisz?

 

Zapytał, uśmiechając się.

 

-Albi, przepraszam, ale się śpieszę. Mam zajęcia z ta... z profesorem Longbottomem, a on nienawidzi, kiedy się spóźniam.

 

Białowłosa pozbierała książki i wbiegła w korytarz, gdzie znajdowała się sala, w której miała lekcję. Uczniowie jeszcze czekali na profesora. Gryfoni zawsze mieli zielarstwo ze Ślizgonami, dlatego od razu zauważyła Scorpiusa, rozmawiającego z Rose. Julietta ze złości zrobiła się czerwona. Nagle usłyszała głos starszego brata Lily.

 

- Spokojnie, Juli, tym razem się nie spóźniłaś. Ten kolorek na twarzy nie pasuje ci do śnieżnobiałych włosów. - Zadrwił James.

 

- Hahaha... bardzo śmieszne...

 

W tym momencie pojawił się Profesor.

 

- Przepraszam za spóźnienie, ale miałem pilną sprawę do załatwienia.

 

Wszyscy usiedli w ławkach. Niebieskooka całą lekcję wpatrywała się w swojego ukochanego i rudowłosą, którzy nieustannie śmiali się z czegoś. Nie zwracała uwagi na nauczyciela.

 

- Zrobimy powtórzenie z czwartego roku. Jaka roślina pomaga oddychać pod wodą?

 

W klasie zapadła cisza.

 

- Nikt nie wie? To może... panna Longbottom udzieli odpowiedzi?

 

Wszyscy skierowali na nią wzrok. Gryfonka była zamyślona.

 

- Juli?

 

Białowłosa nadal się nie odzywała, co tylko zdenerwowało nauczyciela.

 

- Juli! - Powtórzył mężczyzna podniesionym głosem.

 

- Yyy... tak, tat... Znaczy Profesorze?

 

Cała klasa wybuchła śmiechem.

 

- Zadałem ci pytanie. Musisz się bardziej skupić na lekcjach.

 

- Przepraszam. -Odpowiedziała ze skruchą.

 

Nauczyciel spojrzał na zegar, który znajdował się na końcu sali.

 

- Na zadanie będziecie musieli przygotować wypracowanie na temat Skrzeloziela. Możecie już iść, koniec lekcji.

 

Uczniowie gwałtownie wstali i skierowali się w stronę wyjścia. Białowłosa próbowała wmieszać się w tłum z nadzieją, że ominie ją rozmowa z ojcem. Gdy była już przy drzwiach, rozległ się głos Nevill'a.

 

- Juli, zostań na chwilkę, muszę z tobą porozmawiać.

 

- Tato, ja nie chciałam.

 

- Usiądź - dziewczyna wykonała polecenie - Rozumiem to, że nie masz takich zainteresowań jak ja, ale mogłabyś się trochę postarać. Wstyd mi za ciebie.

 

- Wiem, że cię zawiodłam, przepraszam. - Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

 

- Juli, nigdy mnie nie zawiodłaś. - Profesor wstał i otarł jej twarz - Jesteś strasznie podobna do matki.

 

Białowłosa przytuliła się do niego.

 

- Kocham cię, tato.

 

- Ja ciebie też, córeczko. Dobrze, idź na zajęcia, bo nie możesz się spóźnić.

 

Juli wzięła torbę i szczęśliwa wybiegła z sali.

 

W tym czasie Rose rozmawiała ze Scorpiusem:

 

- Moja ruda Księżniczko, wiesz, że bardzo cię kocham. - Złapał ją za rękę i chciał pocałować. Zielonooka odskoczyła.

 

- Wszyscy na nas patrzą, nie powinniśmy tego robić.

 

- Dlaczego? Przecież jesteśmy parą? -Zdziwił się.

 

Podszedł do niej, gdy zrobiła krok w tył i dotknęła ściany korytarza. Ślizgon oparł dłonie o mur, aby uniemożliwić jej ucieczkę. Powoli zbliżał się do jej ust. Rose nie miała już sił się sprzeciwiać i doszło do namiętnego pocałunku. Uczniowie byli w szoku, najbardziej było im szkoda Juli, która wszystko widziała i ze łzami w oczach wybiegła ze szkoły.

 

-Księżniczko, co to za dziwne napięcie między tobą a Juli?

 

-Długa historia. Może kiedyś ci opowiem, a teraz chodź na zajęcia.

 

Białowłosa nie pojawiła się już w szkole. Do dormitorium wróciła przed kolacją, by nie mieć kłopotów. Położyła się, żeby nie spotkać Rose, której nie było w pokoju. Wstała bardzo wcześnie i poszła do Diamenta. W tym czasie, Rudowłosa jeszcze spała. Gdy zadzwonił jej budzik, była w świetnym nastroju. Ubrała się i zeszła na śniadanie. Wchodząc do Wielkiej Sali, spotkała Scorpiusa.

 

-Hej piękna. Co ty na to, aby wyrwać się dzisiaj z lekcji?

 

-Hmm... Kusząca propozycja... No dobrze i tak nie miałam ochoty iść na zajęcia.

 

-Ok. Przyjdę do ciebie za godzinę.

 

-Będę czekać. -Uśmiechnęła się.

 

Podeszła do stołu i usiadła jak zwykle przy swojej kuzynce.

 

-Hej. - Powiedziała do Lily i jej braci.

 

Jednak nikt nic nie odpowiedział. Wszyscy nadal rozmawiali i nie zwracali na nią uwagi. Była w lekkim szoku.

 

-Może ktoś mi wyjaśni, o co chodzi?

 

-Wątpię, aby ktokolwiek z tego domu chciał z tobą rozmawiać. -Odezwała się Lily.

 

-Dlaczego? - Zapytała zdziwiona

 

-Jeszcze się pytasz?! -Krzyknął zły Albi.

 

-Przecież nic nie zrobiłam.

 

-Jasne, a sprawa z Juli i Scorpiusem?

 

-To nie moja wina, że jej nie pamięta.

 

-Idź stąd. Nikt cię tu nie chce.

 

Oburzona Rose wyszła i skierowała się w stronę pokoju. Minęła godzina, Ślizgon potajemnie wkradł się do dormitorium Gryffindoru.

 

-Kochanie mam pytanie. Czy byliśmy kiedyś może w zakazanym lesie zobaczyć Testrale?

 

-Nie, przecież ja ich nie widzę.

 

-Fakt zapomniałem. Ale czuję, że takie zdarzenia miało miejsce.

 

-Coś ci się skarbie pomyliło. Chcesz zobaczyć mój nowy naszyjnik, jaki dostałam od rodziców?

 

Szybko wyciągnęła go ze szkatułki, aby zmienić temat ich rozmowy.

 

-Śliczny prawda?

 

-Tak. Bardzo ładny.

 

-To prawdziwy diament. Założysz mi?

 

Gryfonka odwróciła się. Ślizgon wpatrywał się w naszyjnik. Nagle upadł na ziemię.

 

-Kochany co się dzieje?

 

-Moja głowa... Strasznie boli.

 

Zielonooka pomogła mu wstać i usiedli na łóżku.

 

-Połóż się. Zrobię ci zimny okład.

 

Przyniosła zimna wodę i zamoczyła w niej bandaż. Minęło trochę czasu, a Ślizgon czuł się coraz gorzej. Rose wyciągnęła spod łóżka naszyjnik, który upuścił i schowała do szkatułki.

 

-Dobrze, że znalazłam mój diamencik.

 

W tym momencie chłopak zaczął wygadywać dziwne rzeczy.

 

-Diament... Testral... JULI!! - Szybko podniósł się z łóżka. - Co ja tu robię? Gdzie jest Juli? Byliśmy na lodowisku. Wszystko z nią dobrze? Muszę się z nią zobaczyć!

 

-Spokojnie. Jest na zajęciach.

 

-Idę do niej.

 

-Poczekaj! Wróciła ci pamięć?

 

-O co ci chodzi? Jaka pamięć? A w dodatku co cię to obchodzi? Nie jesteśmy już razem od roku.

 

-Wiem, ale i tak nalegam, żebyś został. Przecież nie wpadniesz na zajęcia z jej ojcem. Możesz tu na nią poczekać.

 

Ślizgon ozięble spojrzał na Rudą, która miała racje. Usiadł na łóżku Białowłosej. W pokoju zapadła niezręczna cisza. Zielonooka była wściekła, że znów straci to, co udało jej się odzyskać. Przypomniała sobie, że w szafce ma schowany eliksir zapomnienia, który wykradła z zapasów Profesora Snape'a.

 

-Chcesz się czegoś napić? - Zapytała

 

-Nie dzięki. -Powiedział podniesionym tonem.

 

Rose wstała i podeszła do szafki. Wyciągnęła butelkę soku i malutką fiolkę. Nalała sok do dwóch kubków. Do jednego dodała cały eliksir. Podeszła do chłopaka i podała mu go.

 

-Nie chce!

 

-Napij się. Poczujesz się lepiej, bo widzę, że jesteś bardzo zdenerwowany.

 

Scorpius wypił sok, bo przecież co mogło się stać. Nie wiedział jednak, że to nie był zwykły sok.

 

-Dziwnie smakuje.

 

-Chyba normalnie- Odpowiedziała Gryfonka.

 

Wypił do końca i po paru minutach padł na łóżko. Ruda spojrzała na zegarek. Zorientowała się, że Juli jak zwykle przyjdzie po książki. Dlatego musiała go ukryć. Ślizgon był bardzo ciężki. Nie mogła ściągnąć go z łóżka, dlatego pociągnęła za nogę i zsunął się na podłogę. Szybkim ruchem popchnęła go w stronę szafy. Otworzyła ją i wepchnęła do niej chłopaka. W tym momencie weszła Białowłosa. Podejrzliwym wzrokiem spojrzała na koleżankę, która opierała się o szafę i udawała, że jest czymś zajęta. Niebieskooka spakowała książki, po które przyszła i poszła na dalszą część zajęć. Ognistowłosa odetchnęła z ulgą. Odeszła od szafy z myślą, że dobrze ją zamknęła. Niestety, kiedy zrobiła krok, drzwi otworzyły się i Scorpius wypadł z niej, robiąc dużo hałasu. Na szczęście nikt nie przyszedł. Leżał tak bez ruchu parę minut, po czym ocknął się.

 

-Co się stało?

 

-Yyy... Potknąłeś się i uderzyłeś w głowę. Pomogę ci wstać i pójdziemy do skrzydła szpitalnego.

 

-Dobrze. Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz.

 

Rose zrozumiała, że jej ukochany wrócił. Po tym, jak jego głowa została opatrzona. Odprowadziła go do jego pokoju i wróciła do siebie. Juli w tym czasie skończyła zajęcia i jak zwykle poszła do Diamenta. Latała na nim sporo czasu. Czuła się wtedy jakby była wolna i nie miała żadnych problemów.

 

-Spójrz jaki śliczny zachód słońca.

 

Przytuliła się do kościstej szyi testrala.

 

-Mogłabym tak spędzać całe dnie. Ale niestety. To jest nasze ostatnie spotkanie. Nie mogę już tak żyć. Codziennie widzę ich razem. Dlaczego to właśnie mnie przydarzyło się coś takiego? Kocham cię i nigdy o tobie nie zapomnę.

 

Białowłosa rozpłakała się. Po raz ostatni pocałowała i przytuliła go. Ze łzami w oczach pobiegła do Hogwartu. Opustoszałe i ciemne korytarze, podkreślały jej smutny nastrój. Weszła do dormitorium. Pokój był pusty. Zapaliła świecę i usiadła na parapecie. Blask księżyca powoli przesuwał się po szybie, oświetlając ciemną część pokoju. Gdy zgasły wszystkie światła i wypaliła się świeca stojąca na szafce, wiedziała, że nadszedł już czas. W tym momencie Albus Potter rozmyślał czy powiedzieć Juli co do niej czuje.

 

- Juli musimy porozmawiać. Wiesz... Pierwszego dnia jak cię zobaczyłem, od razu zrozumiałem, że się zakochałem. Jesteś wyjątkowa... NIE! Ty idioto co ona sobie pomyśli. Ucieknie albo cię spławi. Myśl kretynie! Myśl!... Wiem! Pójdę do niej teraz, może jeszcze nie śpi. Co ma być, to będzie!

 

Wstał i skierował się w stronę drzwi. Zauważył postać, która ukradkiem przemyka się przez korytarz. Niepewnym krokiem ruszył za nią. Postać była ubrana w długą czarną pelerynę i miała założony kaptur. Szedł za nią aż do Zakazanego Lasu. Postać zatrzymała się przy zamarzniętym jeziorze. Nagle zrzuciła pelerynę. Okazało się, że cały czas śledził Juli, do której miał zamiar pójść. Białowłosa nie miała pojęcia, że ktoś za nią szedł.

 

-Tu się wszystko zaczęło i tu się skończy...

 

Po tych słowach wyciągnęła sztylet, który z zimna krwią szybkim ruchem wbiła w swoje złamane serce. Nagle stało się coś dziwnego, jakby las cierpiał razem z nią. Wiatr przestał wiać i zapadła cisza. Było tylko słychać jej krwawiące serce, które powoli umierało. Upadła na kolana. Albus był w szoku. Dziewczyna, w której się zakochał, właśnie chciała się zabić. Szybko wybiegł zza drzew, w których się ukrywał. Złapał ją, zanim całkiem upadła na ziemię. Spojrzała na niego i z jej ślicznych błękitnych oczu wypłynęły łzy.

 

-Albi... Co ty tu robisz?... - Powiedziała słabym, lekkim głosem.

 

-Juli! Zaraz ci pomogę! Zaklęcie, zaklęcie, zaklęcie!! Ty debilu trzeba było się uczyć!

 

-Albi... Nic już nie można zrobić... Jest za późno... Pozwól mi odejść...

 

-Nie mów tak!! Ty nie możesz umrzeć!! Ja... ja... Ja cię kocham!!

 

Chłopak nie mógł powstrzymać łez.

 

-Przepraszam... Nie wiedziałam... Wybacz mi... Proszę mam do ciebie ostatnią prośbę. Pocałuj mnie.

 

Ślizgon objął Białowłosą i namiętnie pocałował jej zimne usta.

 

-Dziękuję... Nie bądź smutny... Kiedyś znów się spotkamy...

 

Niestety, były to jej ostatnie słowa. Serce przestało bić. Chłopak nie mógł się z tym pogodzić. Wstał i wziął jej martwe ciało na ręce. Myślał tylko o zemście. Z wieży astronomicznej zauważył go Dyrektor. Zwołał nauczycieli i wybiegli przed szkołę.

 

-Potter! Co się stało! -Wykrzyknął przerażony Snape.

 

Ślizgon milczał. Jego oczy przepełniała wściekłość. Profesor Dumbledore złapał dziewczynę za rękę, po czym posmutniał.

 

-Nie żyje... Trzeba natychmiast poinformować Profesora Nevill'a i jego żonę.

 

Nauczyciele wzięli ciało do środka i zanieśli do komnaty, aby żaden z uczniów jej nie widział. Chłopak wciąż milczał. W ręce trzymał sztylet, który wyjął z serca swojej ukochanej. Stał sam przez długi czas w ciemnym korytarzu. W końcu ruszył w stronę dormitorium, ale tym razem nie był to dom Slytherinu, lecz Gryffindoru. Ze złością wszedł do pokoju gdzie spała Rose. Ruda obudziła się i nie miała pojęcia, co się dzieje.

 

-Albus? Co ty tu robisz? Przestraszyłeś mnie.

 

Chłopak podniósł rękę i skierował ją w stronę Gryfonki.

 

-Co robisz? Odbiło ci!

 

-To za Juli! Będziesz cierpieć tak jak ona!

 

Złapał kuzynkę i kilka razy wbił sztylet w jej serce. Zostawił ją, aby się wykrwawiła. Wyszedł na wieżę astronomiczną. Stanął na krawędzi. Tylko jeden krok dzielił go od śmierci i spotkania z ukochaną.

 

-Juli... Zaraz się spotkamy. Poczekaj na mnie...

 

Po czym skoczył.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Afraid13 18.12.2016
    Profesor Snape zmarł w 7 części. Rozumiem, że zależało ci na realiźmie, dlatego podałeś imię syna Draco. Wiem, że z pewnością dużo wyszukałeś w internecie, lecz zamiast dodawać do opowiadania Pr.Snape'a możesz kogoś wymyśłeć, bądź dodać innego nauczyciela, który przeżył. Na zachętę i za fajną atmosferę stawiam 4. ^_^
  • Dragon 24.12.2016
    Profesor Snape był moją ulubioną postacią i szkoda było mi go tam nie umieścić. Jestem fanem Harrego Pottera i przeczytałem wszystkie części
  • Dragon 24.12.2016
    Dziękuję za opinię i za ocenę :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania