Miłość nienawiścią przeplatana

W promieni słupie wzbijam się ku niebu

Lecz tam pióra tracę i po raz wtóry spadam

Dlaczegoż ojca nie słuchał?!

Przecie mi powiadał, by swe lęki w ciepły koc otulić,

Tymczasem wirując podobnie jak garść pyłu

Na wiatr rzucona, tańczę szelestem wielobarwnego konania

Bożę!!! Coś ty mi uczynił?!

Że zrozumienie me większe od istoty wszelakiej…

Cień krążącego orła szarpie brzegi morza,

Dwugłowa postać jego woła mnie, wzywa

Ale zgłoska pierwsza i ostatnia w trzewiach kuleje

Pojedynczy szpon wędzidełko przebija ku zachęcie,

By spojrzeć w dal ku nowym lądom

Tam ludzie życzliwi misy pełne myśli przynoszą

Dla mnie już za późno

Czy na pewno?

Złość przeinacza kontekstu harczenie,

W potępieniu mym odszukuje głębsze znaczenia i…

Wybucham płomieniem, jak wtedy, gdy matka ma

Zakrzywiła niebieskie sklepienie, wodziła wzrokiem

Za warkoczem gwieździstym

Nie wiedziała wtedy, że warkocz ten wszystkich nas

Bólem powieki wzruszenia omiata

Daj mi szansę! Choćby ostatnią

Nić ariadnną pociągnę ku nowym brzegom

Stracę ją, ale z przeszłości w przyszłość przejdę suchą stopą,

Nietkniętą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • pocztapolska 15.10.2018
    jakiś ogonek wkradł się w słowo 'boże'.
  • Bardzo udane.
    Pod wrazeniem.
  • betti 17.10.2018
    Jest tu potencjał, ale potrzeba szlifu, by wydobyć poezję. Trzeba czytać, pisać, pracować, sam talent, to za mało...
  • sensol 09.12.2018
    gniot

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania