Miłość nienawiścią przeplatana
W promieni słupie wzbijam się ku niebu
Lecz tam pióra tracę i po raz wtóry spadam
Dlaczegoż ojca nie słuchał?!
Przecie mi powiadał, by swe lęki w ciepły koc otulić,
Tymczasem wirując podobnie jak garść pyłu
Na wiatr rzucona, tańczę szelestem wielobarwnego konania
Bożę!!! Coś ty mi uczynił?!
Że zrozumienie me większe od istoty wszelakiej…
Cień krążącego orła szarpie brzegi morza,
Dwugłowa postać jego woła mnie, wzywa
Ale zgłoska pierwsza i ostatnia w trzewiach kuleje
Pojedynczy szpon wędzidełko przebija ku zachęcie,
By spojrzeć w dal ku nowym lądom
Tam ludzie życzliwi misy pełne myśli przynoszą
Dla mnie już za późno
Czy na pewno?
Złość przeinacza kontekstu harczenie,
W potępieniu mym odszukuje głębsze znaczenia i…
Wybucham płomieniem, jak wtedy, gdy matka ma
Zakrzywiła niebieskie sklepienie, wodziła wzrokiem
Za warkoczem gwieździstym
Nie wiedziała wtedy, że warkocz ten wszystkich nas
Bólem powieki wzruszenia omiata
Daj mi szansę! Choćby ostatnią
Nić ariadnną pociągnę ku nowym brzegom
Stracę ją, ale z przeszłości w przyszłość przejdę suchą stopą,
Nietkniętą.
Komentarze (4)
Pod wrazeniem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania