Mleko w Tubce

Jak byłem mały, to mi mama mówiła, że jak się połaszę na Mleko Gostyńske w tubce, to umrę na raka, co wydawało mi się wyrokiem krztynę naciąganym, bo miałem kilku kolegów raczących się tym specjałem wręcz regularnie i każdy z nich cieszył się zdrowiem powszechnie uważanym za końskie. I raz zrobiłem taki przewał stulecia, taki, k*rwa Al Capone byłem mały, że zainkasowałem kapitał wręczony mi na zakup biletu miesięcznego i w pełni świadom konsekwencji w postaci dymania z buta do szkoły przez okrągły miesiąc, na nielegalu udałem się do osiedlowego sklepu Społem w celu zakupienia wspomnianej tubki i obalenia jej na hejnał przed sklepem, razem z innymi elementami marginesu społecznego. No i wchodzę do sklepu cały obsrany, ciąży mi na barkach wywrotowość operacji, toteż do kasy zbliżyłem się krokiem mocno niepewnym i osobliwie chwiejnym, jakby dwa jeże walczyły o pierwszeństwo zadokowania się w mojej dupie, przy czym oba radziły sobie nad wyraz dobrze. Pani wyjrzała zza kasy i pyta mnie, czy nie zgubiłem mamy, a ja jej mówię, że nie, że wiem doskonale, gdzie jest, że siedzi teraz w domu i przyszywa guziki do moich czerwonych spodni sztruksowych, zakupionych na targu zeszłej wiosny, tam od ulicy Warszawskiej, bo uznałem na wstępie, że odpowiednio szczegółowe alibi nada mi odpowiedniej wiarygodności, by w oczach ekspedientki jawić się jako osoba zdolna do zakupu tubki mleka zagęszczonego bez daleko idących konsekwencji prawnych. Pani sprzedawczyni wybałuszyła oczy, powiedziała OK i spytała CO TRZEBA i ja już prawie wypaliłem, że MLEKO GOSTYŃSKIE, ale wtem przyszło mi do głowy, że nabycie wyłącznie jednego produktu rzuci na mnie jakiś cień podejrzeń i dopiero podany w towarzystwie nieco bardziej codziennych przedmiotów użytku, utonie wśród nich bez wzbudzania podejrzeń. To mówię, że CHLEB KROJONY, CHAŁKĘ, OSIEM BUŁEK I CHLEB RAZOWY, na co ona zrobiła zdziwioną minę i pyta, czy rodzice kupili konia, że tyle pieczywa trzeba, skontrowane jedynie przez moje zaskoczone YYY i EEE. Potem poprosiłem jeszcze o tę tubkę i ukrywszy się we wnęce między sklepem a czyimś domem, wciągnąłem całość, aż mnie gardło zaczęło boleć. Nie wiedziałem tylko, co zrobić z tym zatrzęsieniem chleba, więc rozłożyłem wszystko na murku dla gołębi i uciekłem z miejsca zbrodni. Z uwagi na zwracającą uwagę ilość pieczywa, pani ekspedientka zagadała do mojej mamy na ten temat podczas najbliższych zakupów, więc cała sprawa się wydała i mama powiedziała, że jak dostanę raka, to żebym nie przychodził do niej z płaczem. Od tego zdarzenia minęło już ponad 25 lat i wciąż żyję, choć nie ukrywam - nigdy nie przestałem się bać.

Na zdjęciu to nie jestem ja, to Leszek Miller.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bajeczna 2 tygodnie temu
    takie śmieszne, a nikt nie komentuje oj, te 133 osoby tak sie uśmiały , że chyba skonały hehehe
  • ZatrutePióro 5 dni temu
    Dobre:) Z trzewi

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania