Mniej się umiera za młodu

Zaczęło się jakoś w gimnazjum, na samym początku drugiej klasy. Potworne bóle brzucha, sranie,ataki paniki, bez wymiotów, ale nie dziwiło mnie to specjalnie, bo nigdy nie wymiotowałem, nawet jak byłem jeszcze mały. Zdziwił mnie natomiast fakt, że człowiek może tak cierpieć, i nie umrzeć. Otóż nigdy wcześniej nie miałem takich problemów, nie złamałem żadnej kończyny, nie wsadzałem widelca do kontaktu, nie drażniłem kiboli. Prowadziłem raczej bezstresowe życie. Chillera i utopia, nigdy nie dostałem nawet porządnego wpierdolu. I nagle pach, jak grom z jasnego nieba, przerażający ból w bebechach. Jakby ktoś czyścił mi jelita drutem kolczastym, a żołądek wypełnił sztyletami. Już wtedy byłem ateistą, ale nagle wróciła mi ochota na wiarę w Boga. Latałem do tego kibla i modliłem się, z pośladami na desce klozetowej. Nie przyszło mi do głowy, że Jezus albo Maryja nie byliby zadowoleni z faktu, że rozmawiam z nimi podczas srania. Bardziej myślałem o tym, że mogę niedługo umrzeć, i że warto byłoby jakoś się zabezpieczyć, na wypadek, gdyby okazało się, że wszystkie te bzdury są jednak prawdą. Wielkie przedśmiertne nawrócenie, co za przypadek. Cóż, nie przekonałem się czy Bóg ojciec popijając harnasia gra sobie z Jezusem w ping ponga w niebie, choć miałem wtedy wrażenie, że byłem bardzo blisko, bo bolało jak cholera. Najbardziej bałem się, że jak Elvis, odwalę kitę w kiblu. Matko, co to byłby za wstyd, nie dość że życie do dupy, to jeszcze śmierć gówniana.

 

Nie spałem po nocach, a potem ledwo nie spałem na lekcjach. Nigdy w życiu nie miałem gorszych ocen, ale zakumplowałem się z Animal Planet i Discovery Channel. Odkąd pamiętam lubiłem siedzieć po nocach, a wtedy zwyczajnie miałem ku temu powód, ból nie pozwalał zasnąć. Oglądanie tych wszystkich surykatek, lwów, foczek i kangurów, w jakiś sposób dodawało mi otuchy. Może myślałem sobie, że skoro one, pomimo tak wielu trudności potrafią przetrwać, to i mi się uda? Cholera wie.

 

Nie było lekko, opuściłem kilka dni w szkole, cierpiałem. Matka bardzo pomogła mi w tym wszystkim, była moim aniołem stróżem. Zdarzało się, że budziłem ją w środku nocy, bo bałem się że umrę, i chciałem się pożegnać. Mówiłem jej wtedy, że nie wytrzymam, że już po mnie, ona odpowiadała, że wszystko będzie okej i zaparzała mi herbatę. Może to ta jej herbatka uratowała mi życie, cholera wie, w każdym razie udawało mi się, ku własnemu zdziwieniu, utrzymać przy życiu. Byłem jednak strachliwy, kiedyś młodych facetów w moim wieku wysyłało się na wojny, ja bałem się, że przegram bitwę z własnym organizmem. Strasznie wtedy żałowałem, że nie udało mi się umówić z taką jedną dziewczyną ze szkoły, ciemna cera i fajny biust, była bombowa, w przeciwieństwie do mnie. Pomagało także czytanie, zaczytywałem się jak szalony, głównie fantastyka. Władca pierścieni i wiedźmin, z braku laku także Harry Potter. Te książki na swój sposób uratowały mi wtedy życie, tak samo jak Animal Planet, no i Jamie Hyneman i Adam Savage. A, jeszcze Richard Hammond z Brainiaca. Nagle zrozumiałem dlaczego telewizja jest takim skarbem dla wszystkich tych głupich ludzi. Oglądałem ją, bo musiałem zabić myśli. Zabijałem myśli, bo cierpiałem. Wydawało mi się więc jasne, że wszyscy ci ludzie cierpią, tylko nie dają tego po sobie znać. Czyli jednak nie tak fajnie jest być dorosłym.

 

Jakimś cudem przetrwałem. Zdałem drugą klasę, a ojciec, gdy zobaczył moje świadectwo, stwierdził, że zaciągnie mnie na pole, bo z takimi ocenami mogę zajmować się co najwyżej rolnictwem. W samochodzie siedziało wtedy kilku moich przyjaciół, wcześniej rozmawiali, ale po tych słowach dziwnie ucichli, a ja nie odpowiedziałem zupełnie nic. Dopiero potem matka uświadomiła go, że choć mam dwie czy trzy dwójki, to na świadectwie wylądowało też sporo piątek. Trochę go udobruchała. Nigdy nie lubiłem gdy się mnie do czegoś zmusza, więc z przedmiotów, których nie obdarzyłem sympatią, uczyłem się fatalnie, z kolei z tymi, które polubiłem, nie miałem większych problemów. Wystarczyło.

 

Trzecia klasa mijała szybko, jak każda inna. Byłem na badaniach USG, potem zrobili mi gastroskopię, odwiedziłem też specjalistę, tylko po to, by okazało się, że tak właściwie to jestem zdrowy. Zapisali mi leki i tyle. Zacząłem też lepiej jeść. Pepsi, którą wcześniej piłem nałogowo, zamieniłem na wodę niegazowaną, pożegnałem się też z Mc Donaldem i wszystkimi pozostałymi fast foodami. Wcześniej lubiłem sport, jeździłem dużo na deskorolce, i zapisałem się nawet na jakieś tandetne sztuki walki, gdzie nauczyciele (jeden był dość stary, stary alkoholik) uczyli wszystkich tych naiwnych dzieciaków nie samoobrony, a najwyżej jak dostać wpierdol w nieco lepszym stylu. Tak, żeby wyglądało na to, że jednak nie jesteś kompletną pizdą. Cóż, sport poszedł w odstawkę, zamykałem się w pokoju i grałem. Brat przekroczył osiemnastkę i zaczął już wtedy imprezować, więc w weekendy miałem mnóstwo czasu sam na sam z komputerem. Zapuściłem się i przestałem dbać o wygląd, włosy, często przetłuszczone, urosły mi do ramion. Tak właściwie to nie mam sobie tego za złe, szczerze powiedziawszy to i teraz chętnie wyjebałbym się w prezencję, no ale normy społeczne chcą czegoś innego, muszę się im podporządkować. Pamiętam, że braciszek zostawił raz w pokoju trzy piwa, a ja, będąc samemu w domu, nieśmiało otworzyłem jedno, wypiłem połowę, a resztę wylałem do zlewu, bojąc się, że alkohol pomieszany z lekami które brałem, skończy się dla mnie bolesną śmiercią poprzez wywrócenie żołądka na drugą stronę. Frajer byłem, złapała mnie faza, albo może wmówiłem sobie, że tak było, nie pamiętam.

 

Ból towarzyszył mi jeszcze przez jakiś czas, potem nagle zniknął. Może nie tak zupełnie zniknął, ale przynajmniej przestał być uciążliwym. Pojawiał się raz na jakiś czas, jak stary druh, który wyjechał gdzieś w inną część świata, ale nie zapomina o minionych latach i od czasu do czasu odwiedza swojego przyjaciela z rodzinnych stron. Nie byłoby może tak źle, gdyby nie to, że jeszcze bardziej sfrajerzyłem się przez to całe siedzenie przy komputerze. Wszyscy moi kumple mieli dziewczyny albo przynajmniej z jakimiś kręcili, ja byłem w tej kwestii zielony jak trawa w Czernobylu. No, może nie tam, może gdzieś na pięknych równinach północnej Dakoty. Zakochałem się nawet, ale obiekt moich westchnień wolał jednego z moich kumpli, zacząłem więc pić. A tak właściwie to wszyscy zaczęliśmy. Do tego, obowiązkowo, papierosy. Uwielbiałem Clinta Eastwooda, jak mogłem nie palić? Zaczęły się wielkie imprezy, rozbijaliśmy namioty w moim sadzie, żeby móc bez skrępowania raczyć się alkoholem. Potem ukradkiem, w plecakach, wynosiliśmy butelki, licząc na to, że nikt nas nie nakryje. Błogo nieświadomi faktu, że oni i tak wiedzieli. Szczyle byliśmy, ale mieliśmy też farta. Ktoś podpowiedział nam, że istnieje taki sklep, podniszczony i niepokojący sklepik, w którym siwa staruszka sprzedaje alkohol bez pytania o dowód. Oczywiście piwo było dużo droższe niż w marketach, a na półkach, poza alkoholem, leżało kilka starych bochenków chleba i jakieś, pewnie przeterminowane, batony. Aha, no i w sklepie były automaty, na których okoliczni menele i przestępcy stawali się wielkimi biznesmenami i przepuszczali pieniądze. Ale nas to nie interesowało, nigdy się do nas nie przyczepili, a my mieliśmy swoją ambrozję.

 

W pierwszej liceum bóle powróciły, jeszcze mocniejsze niż przedtem. Chwilę się pomęczyłem, a potem dostałem skierowanie do szpitala, jakieś sześćdziesiąt kilometrów od rodzinnego miasta. Wreszcie! Wreszcie zajmą się mną na poważnie! A jakby stało się coś poważnego, to będę przecież pod opieką lekarzy... bezpieczny! Trafiłem do sali z pięcioma łóżkami, ale leżałem sam. Pierwszy dzień mijał powoli, miałem swojego smartfona, a w szpitalu był telewizor i sieć wifi. Oglądałem więc, tak długo jak było można, Discovery Channel. W dzień grałem na telefonie, potem telewizja, a jak pielęgniarka przychodziła wyłączyć telewizor, to znów złapałem za telefon, tym razem oglądałem stare polskie komedie. Powiedzieli, że mam się do nich zgłosić, gdyby zachciało mi się srać, to dadzą mi specjalny pojemnik i będę mógł zebrać próbkę. Cóż, dyżurny lekarz nieco się zdziwił, gdy o drugiej w nocy powiedziałem mu, że ma dać mi pojemnik. Na szczęście towarzysząca mu pielęgniareczka była bardzo miła, wszystko mi wytłumaczyła.

 

Rano obudzili mnie śniadaniem, zaraz potem wezwali na badania. Pobieranie krwi, potem wiyta u pani psycholog. Kobieta wydawała mi się miła, ale potem, gdy po wyjściu przeczytałem raport z wizyty, okazało się, że zrobiła ze mnie kompletnego idiotę. Może miała rację.

 

Jakoś przeżyłem badania, a potem poszedłem dalej spać. Gdy się obudziłem, w łóżku obok leżał już chłopak w kruczoczarnych włosach, a na obrzeżach jego łóżka siedziała zgraja innych dzieciaków, jeden robił jakieś sztuczki z kartami. Byłem od nich wszystkich starszy, więc odwróciłem się na bok i poszedłem spać dalej. Słuchałem jeszcze przez chwilę, jak szepczą do siebie, że ten obok jest dziwny, że wcale się nie odzywa i bez przerwy śpi. Mi się oni też nie podobali, ale nic nie mówiłem, pewnie dlatego, że nie miałem komu.

 

Potem okazało się, że ten chłopak który leżał obok, jest gejem. Dowiedziałem się przypadkiem, gdy pozostałe dzieciaki pytały się go jak to jest, dlaczego taki jest i tak właściwie to o co chodzi. No pięknie, pomyślałem, musieli dać mi geja do towarzystwa. Ale potem przypomniałem sobie, że w sumie to jestem raczej brzydki, więc żaden gej nie powinien się do mnie przystawiać. I tak nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, oboje nie byliśmy zbyt rozmowni, to był dobry, uczciwy układ.

 

W szpitalu było świetnie, mogłem leżeć przez cały dzień i siedzieć w telefonie albo oglądać telewizję, przekonałem się jednak, że słabo karmią, wykonałem więc odpowiedni telefon i rodzice podrzucili mi trochę jedzenia, jakoś dałem radę. Spędziłem tam ze cztery dni, okazało się, że tak właściwie to nic z moich badań nie wyszło, i że najprawdopodobniej mam zespół drażliwego jelita. Czyli przez cały ten czas byłem w sumie zdrowy, a boleć nie powinno, okej. Wróciłem więc do rodzinnego miasta, był piątek, ustawiłem się ze znajomymi, kupiłem pięć harnasi i paczkę marlboro, poszliśmy pić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bajkopisarz 17.08.2020
    Sprawnie napisane, z taką właściwą dozą ironii, akurat tyle ile potrzeba. Bardzo dobre.
  • laura123 17.08.2020
    Czytałam wczoraj. Jest trochę błędów, jakby poprawić - byłoby super. Błędy ''Mi się oni też nie podobali'' - Mnie się oni też nie podobali, Trzeba podłubać od początku do końca.

    ''Ale potem przypomniałem sobie, że w sumie to jestem raczej brzydki, więc żaden gej nie powinien się do mnie przystawiać. I tak nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, oboje nie byliśmy zbyt rozmowni, to był dobry, uczciwy układ.'' - obaj nie byliśmy zbyt rozmowni. Oboje, kiedy dziewczyna i chłopak, a kiedy dwóch chłopaków, to obaj.

    Przeczytaj jeszcze raz ten tekst, wyłapiesz na pewno błędy.
    Pozdrawiam. .
  • piliery 17.08.2020
    Mała spowiedź dziecięcia wieku ale w miarę sprawna. Nic tylko dalej pisać. Trochę błędów o których już wspomniała Laura123 do poprawienia. Dobra próbka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania