Mój Eden

Witam. Kolejny z oneshotów ;) Miłej lektury.

_____________________________________________________________________________________________________

 

Zsunął się z drzewa bardzo powoli i delikatnie, tak że jego stopy, dotykając ziemi pokrytej złotawymi liśćmi, nie wydały żadnego, choćby najmniejszego dźwięku.

Wiatr, który dawał o sobie znak natarczywie chciał zmierzwić mu włosy. Zauważył w oddali szarą sylwetkę, zbliżającą się w jego kierunku.

Gałęzie ogromnego, liczącego jakieś sześć metrów drzewa, tańczyły, nadając przybyciu gościa radosnego charakteru.

Jev włożył dłonie w kieszenie poliestrowego, czarnego płaszcza i ruszył tym samym, powolnym krokiem co osoba idąca z naprzeciwka. Z lewej strony otaczały go wody, które biegnąc ku horyzontowi, wydawały się nie mieć końca. I ta plaża. Nocą zimny piasek, ciemny jak węgiel. Zaś za dnia lśnił on niczym rozkruszony diament, odbijał promienie słoneczne ku napływającym falom.

Z lewej strony otaczał go las. Małe, czerwono-bordowe drzewka o gołych gałęziach i może dąb, inny niż znane mu dęby, nieco złotawy, za dnia otoczony świetlistą poświatą.

Stali naprzeciw siebie. Ich spojrzenia się spotkały. Miedzy nimi nie było nic, prócz niewidzialnej nici pożądania. Jev wyciągnął rękę z kieszeni płaszcza i dotknął nią policzka swego Gościa, ten zaś położył swą dłoń na jego dłoni, powoli przesuwając ją ku swoim ustom, by następnie namiętnie ucałować jego palce.

Rozległy się dwa chichoty, przerywające muzykę wiatru, który nieustannie dawał o sobie znak, cicho pogwizdując.

Ich spojrzenia ponownie się spotkały, a w tym samym momencie fale uderzyły o brzeg. Jedne odbiły się od szarych, szklanych skał, a drugie dopłynęły do podeszew butów Jeva i Gościa. Oboje mieli zarumienione policzki i zawstydzony wyraz twarzy, usta wydęte w próbie uśmiechu.

-Jestem, jak chciałeś - powiedział Gość. Jego głos wbił się do uszu odbiorcy, wlewając się do jego głowy.

- Wiem - uśmiechnął się dodawszy - I dziękuję.

Gość odwzajemnił wcześniejszy uśmiech.

- Co chcesz robić, mój miły? - zapytał, nadając barwie swego głosu szlacheckiego brzmienia, by następnie wydać z siebie głośny śmiech, który miał odbicie wśród fal.

- Może... popływać? - zaproponował z lekkim skrępowaniem. Nigdy nie lubił decydować o losie przebiegających zdarzeń, wolał by to ktoś inny dokonywał wyboru i wymyślał rozrywkę, która mogłaby zaspokoić jego i towarzysza.

- Później. Najpierw wolałbym spacer, co ty na to?

Jev przytaknął i złapał dłoń Gościa. Ruszyli w ciszy wzdłuż brzegu, czasami na siebie zerkając. Jev lubił te spacery po brzegu. Chłonął wtedy energię swego rozmówcy, próbując jednocześnie rozgryźć jego myśli i samemu dać kilka sygnałów, jak "pocałuj mnie wreszcie, do cholery".

-Jak ci minął dzień? – zapytał Gość. Jego głos wyrwał Jeva z zamyśleń nad tym jak dobrze by Gość wyglądał jako bez odzienia.

Wzdrygnął się.

-Jak zawsze… samotnie.

Kiwnął głową.

Dalej szli w milczeniu. Doskonale rozumieli się bez słów. Nie musieli prowadzić między sobą rozmów, wystarczyła im obecność tego drugiego.

Ważne było że on tu był.

- Może usiądziemy? - zasugerował Jev, wskazując kiwnięciem głowy szklistą skałę.

Jev oparł swą głowę na jego piersi. Wsłuchiwali się w wiatr i fale.

Woda była dziś taka piękna, przezroczysta, czysta, prawdziwe zwierciadło grzechu, jak to mawiał Gość.

To tam się poznali, miejsce gdzie zaczął się ich romans.

Kiedyś Jev zapytał:

- Czemu „zwierciadło grzechu”?

- Bo to co jest między nami, w Twoim świecie jest uznawane za grzech - i dał mu całusa w policzek.

Gość wplótł palce we włosy Jeva, delikatnie je gładząc. To było takie odprężające, takie uspokajające, że chciało się pogrążyć w krainie snów…

- Dość! - warknął Jev.

Jego kochanek się wzdrygnął i wypuścił głośno powietrze, zabierając dłoń z włosów Jeva, odchylając głowę za siebie.

- Przepraszam, ale nie chcę spać.

Cisza.

Jev żałował każdego warknięcia, napadu gniewu kierowanego w stronę Gościa, ale chciał spędzić miło czas, a nie pogrążać się w śnie.

- Niedługo znów będę musiał wrócić, więc popływajmy - ponaglił.

Zerwał się na nogi, stanął prosto, wygiął się i wskoczył do wody, dokładnie w miejsce gdzie odbijała się szara tarcza księżyca.

Zanurkował w czystych wodach, otworzył oczy i ujrzał piękne, tęczowe glony i unoszący się drobinkami brokat. Zastanawiał się co to. Uznał bowiem że mogą być to gwiazdy, albo jakieś malutkie, bardzo malutkie stworzonko wodne. Przynajmniej w jego świecie tego nie było. W ogóle w jego świecie nie było większości tego co tu jest. Nie było tak czystych wód, wielkiego złotawego drzewa, nie było… Gościa. Ogarnął go żal, ale odsunął od siebie wszystkie te myśli i pogrążył się w euforii, bo Gość znalazł się już pod wodą.

Był nagi. Jev spoglądał na jego nagi tors, na pieprzyka, dokładnie na środku linii sutków.

Jego oczy powędrowały trochę niżej, zatrzymały się na chwilę na równym rzędzie włosków biegnących do pępka. Powędrowały jeszcze niżej aż jego utkwiły na jego przyrodzeniu.

Nie był pewien czy podniecił się dopiero w momencie gdy spojrzał na przyrodzenie Gościa, czy od kiedy ujrzał jego tors, lub wyczuł jego obecność, ale był pewny jednego, był strasznie napalony.

Podpłynął do niego, chwycił w swe dłonie policzki kochanka i spojrzał mu głęboko w oczy.

Otaczała ich cisza, głucha nieprzerywalna cisza. Ich ciała unosiły się w wodzie, bez ich pomocy. W wodzie nie działa grawitacja, w wodzie można było robić na co tylko miało się ochotę. Tu się nie oddychało!

Nawet nie wiedział kiedy, ale ich usta już dawno się spotkały, nie odrywały się od siebie chociażby na chwile.

Brokat osadził się na ich ciałach, błyszczeli w wodze, byli jak wodne kule dyskotekowe. To było magiczne.

Jev czuł, że jest już u celu. Gość pogładził go jeszcze delikatnie po policzku i wtem on sam dostał dostatecznego zaspokojenia.

Ich nagie ciała wypłynęły na brzeg, pokrywając się zimnym piaskiem i połyskującym brokatem.

Słońce właśnie wschodziło, to był znak, że zbliża się już koniec.

Ale Jev nie chciał odchodzić, chciał zostać, tak było za każdym razem. W jego oku pojawiła się mała, przejrzysta łza, która następnie spłynęła na pierś Gościa, cicho jak kropla deszczu po szybie. Chwilę potem Jev rozpłynął się jak dym po papierosie i już go nie było.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • NataliaO 05.06.2015
    Ciekawe. Przyjemnie się czytało. 4:)
  • Anonim 05.06.2015
    Matko, znowu w takim momencie! T.T Wstawisz coś z no wiesz... Bardziej szczegółowymi opisami... Ten teges, czy raczej nie?
    5/5
  • ukaszeq 05.06.2015
    Shiroi postaram sie ;)
  • Anonim 05.06.2015
    +100000000 do szczęścia XD
  • Shika 08.06.2015
    +100000000 to za mało :)
  • Anonim 08.06.2015
    Zgadzam się XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania