Mój przyjaciel Ikar
Wzbiłem się do lotu, niczym pisklę niesione siłą niezłomnej wiary swojej ptasiej rodzicielki.
Lot był krótki. Samobójczy...
Siepiący pęd powietrza wymierzał mi zasłużone baty za grzechy, te popełnione pode mną.
Przez chwilę byłem jezusem. Przez chwilę krótszą niż bezgłośny dźwięk pękających łańcuchów, kiedy moja dusza opuszczała ciało.
W przestworzach minąłem starego znajomego.
Nie musiał pożyczać mi już więcej swoich skrzydeł...
Komentarze (11)
Coś innego, bo nierymowane.
Dosłowne, ale też nietragiczne.
Pozdroxix
Tekst jako sam w sobie, taki sobie ani ziebi ani grzeje, choć chyba jednak ziębi pustką.
Pozdro
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania