Moje stare "dzieciaczki"
Dzień Matki dobiega końca. Wykończona dwugodzinnym spacerem po pobliskich parkach poczułam dzisiaj, jak zła energia mnie opuszcza. Gdy wróciłam do domu, moje „dzieciaczki” (pani Flip i pan Flap) znajdowały się w piwnicy. Byłam przekonana, że rozwieszają pranie. Cichaczem udałam się do pokoju, by nie jeść z nimi kolacji. W końcu dzisiaj mam dwanaście godzin wolnych i chciałabym poczuć, że jest to faktycznie mój czas, chociaż nie mam ochoty siedzieć na słońcu. Zazwyczaj pani Flip i pan Flap z grzeczności mówią, żebym z nimi zjadła. Potem dalej mogę mieć wolne. Ja z grzeczności siadam do stołu, następnie zmywam i czar wolności pryska. Dlatego ucieszyłam się, że nie przywitali mnie na progu i nie zorientowali się, że jestem w domu. Rozgrzana do czerwoności promieniami słońca zakamuflowałam się w pokoju i odpoczywałam skacząc sobie po różnych portalach literackich.
W pewnym momencie stwierdziłam, że najwyższa pora poinformować moich współlokatorów, że jestem w domu. Zeszłam obolała z pierwszego piętra. Spacer oczyścił mój umysł i duszę. W mięśniach natomiast pojawiły się zakwasy. Już będąc na schodach informowałam podopiecznych, że to ja. Nie chcę, by dostali zawału słysząc, że ktoś chodzi u góry. W końcu są przekonani, że w domu nikogo poza nimi nie ma. Zdziwili się, że byłam u siebie w pokoju. Wytłumaczyłam, że wróciłam, gdy byli zajęci w piwnicy. Moja pani Flip, która czasami jest naprawdę urocza (chyba mnie lubi - nie wiedzieć czemu) zaczęła opowiadać, że oj tak, w piwnicy to oni się narobili. – Aha! Dowiedziałam się, że nie wywieszali prania, tylko przekopywali swoje skarby. Pani Flip zafascynowana znaleziskami pokazywała mi książki, o których istnieniu nie miała pojęcia. Zauważyłam książkę o wyrabianiu dzbanków. Odpowiedziałam, że w końcu lepiła dzbanki i z czegoś musiała się tego nauczyć. – Oj tak! Całe życie robiłam dzbanki! Nie da się tego nie zauważyć. W każdym pomieszczeniu na półkach obok stosów książek znajdują się gliniane dzbanki. Pierwszego dnia, gdy tu przyjechałam pomyślałam, że to starsza pani musiała je robić. Bardzo szybko okazało się, że miałam rację. Kreatywna z niej dusza. Zresztą z męża również. Na ścianach wiszą jego fotografie. Lubię szalonych, ciekawych ludzi, którzy coś tworzą. Pomyślałam, że też chętnie robię zdjęcia. Właściwie całkiem niedawno odkryłam tą miłość i na razie mało czynię w tym kierunku. Wszystko jeszcze przede mną. Dzbanek również z chęcią bym ulepiła. Dlatego podobają mi się moi podopieczni. Pomimo trudności na starcie, na długim starcie, który trwa już ponad miesiąc, lubię ich i szanuję. Dlatego tu jeszcze jestem.
Z dalszej rozmowy wynika, że pani Flip nie tylko książki znalazła w piwnicy. Znaleźli tam również maszynę do szycia, o której istnieniu również nie wiedzieli. Złożyli ją do kupy, pomimo że początkowo mieli z tym trudności. Rozentuzjazmowana podopieczna opowiada, pan Flap kiwa głową potwierdzając słowa żony. Spoglądam na niego i wiem, że w tej chwili on jest mądrzejszy od swojej partnerki i rozumie, że kilkugodzinne, a właściwie kilkudniowe przeglądanie własnych skarbów to wynik choroby i właściwie nie ma głębszego sensu. Z perspektywy aktywacji to jednak bardzo sensowne zajęcie. Po pierwsze nie nudzą się, a po drugie radość staruszki wynagradza panu Flap wszystkie złośliwości ze strony żony, na które jest narażony, gdy ona ma gorsze chwile. Ze stoickim spokojem i miłością wspiera więc staruszkę w jej szaleństwie. Innym razem, to ona mu pomoże. Jak już kiedyś pisałam, uzupełniają się wspaniale. Pani Flip pamięta, pan Flap rozumie. Pytam, czy jedli kolację. Oświadczają, że nie są głodni. Zostawiam ich samych i udaję się do mojej oazy.
Odnalazłam swój wewnętrzny spokój i to, że poświęciłam im kilka minut podczas moich dwunastu wolnych godzin, nie wyprowadza mnie tym razem z równowagi. Być może fakt, że staruszkowie przenieśli się w poszukiwaniu skarbów z pierwszego piętra do piwnicy, również odgrywa tu wielką rolę. Gdy buszowali na pierwszym piętrze, czułam wewnętrzny niepokój. Nie mogłam się na niczym skoncentrować. Odgłosy z piwnicy nie dochodzą do mojego pokoju i czuję się, jakby było normalnie. W pewnym momencie odczuwam nawet niepokój, ale taki zatroskany, że moich dzieciaczków coś długo nie słychać. Schodzę ponownie na parter. Pan Flap wyłania się po schodach z piwnicy– przy każdym odgłosie musi sprawdzić, kto to. Co za niespodzianka! To znowu ja. Haha. Pytam ponownie, czy jedli kolację. Wiem, że starszy pan odpowie, a ja będę wiedziała tyle samo, co wcześniej. Kieruję więc moje kroki do kuchni. Pan Flap odpowiada, że owszem. W zlewie dostrzegam talerze. Mogę więc wierzyć w słowa podopiecznego. Biorę się za zmywanie naczyń. Staruszek schodzi do swojej „piaskownicy”. Myślę: ”grzeczne dzieciaczki” i wracam do moich zabawek.
Komentarze (8)
"–Oj tak!" - spacja po pauzie
"lubi-" - tutaj za to przed myślnikiem
" piwnicy– " - tu też
Szczerze? Treść jest w porządku, nie zmiotła mnie ale nie jest zła. Za to przez powyższe błędy tekst nie wygląda zbyt estetycznie. SPACJA PRZED I PO PAUZACH/DYWIZACH/MYŚLNIKACH!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania